11
Plan, który Dan ułożył sobie w głowie, był prosty w zrozumieniu, ale trudny do wykonania — zdobyć nowy samochód, więcej broni i opuścić centrum bez rzucania się w oczy. Ciągle obserwował przez szybę we frontowych drzwiach, jak rozwija się sytuacja na ulicy, i szukał najlepszego momentu, by opuścić wnętrze bloku. Stał prawie nieruchomo, słuchając wrzasków osób znajdujących się po drugiej stronie muru. Krzyczeli aż do zdarcia gardeł, a Dan miał wrażenie, jakby każde błagam i litości skierowane było do niego; jakby ci umierający ludzie doskonale wiedzieli, że jest świadkiem ich męczarni i że nie zamierza im ulżyć. Taką bezczynnością pozbawiał się resztek honoru — stał, zamiast działać, nie reagował, choć sumienie nakazywało mu, by coś zrobił. Miał świadomość, że gdyby wyszedł z cienia i stanął do walki, to prawdopodobnie mógłby uratować choć kilka istnień. Może dzięki jego interwencji ktoś zdołałby doczołgać się do bezpiecznego miejsca i przeczekać w spokoju aż sytuacja w mieście się unormuje? Może jakaś matka wróciłaby dzięki temu do swojego dziecka, albo mąż do żony?
Z drugiej strony wiedział, że jeśli się teraz ruszy, to odbierze szansę na przeżycie nie tylko sobie, ale i Michaelowi. Bo wrogowie z pewnością nie pozostaną obojętni na fakt, że ktoś do nich strzela i oddadzą atak ze zdwojoną siłą. Skończy jako sito i nie uratuje dzieciaka. A w tej chwili to jedno istnienie było dla niego ważniejsze niż setki innych.
Danie Cardona — pomyślał. — Naprawdę wróciłeś na wojnę.
*
Nie wiedział, ile czasu minęło, nim płacz zaczął cichnąć, a warkot silników samochodowych powoli oddalał się od bloku. Gdy mężczyźni w czarno-złotych mundurach przestali pojawiać się w szybie, żołnierz uznał, że najwyższy czas wyjść na zewnątrz. Otworzył powoli drzwi, odbezpieczył broń, po czym uważnie rozejrzał się dookoła. Do jego nosa dotarł smród krwi oraz dym unoszący się ze spalonych ciał i samochodów.
Jeszcze kilkadziesiąt minut temu auta zderzały się ze sobą na każdym kroku. Wyciekające paliwo w połączeniu z wystrzelanymi pociskami doprowadzało do zapłonu, a ogień dławił wszystko, co znalazł na swojej drodze. Teraz na ulicy stały jedynie wraki. Niepotrzebne, niezdatne do użytku, nieposiadające już właścicieli.
Choć ulica sprawiała wrażenie cichej, Dan przeczuwał, że wróg może czaić się wszędzie. Gdy żołnierz uniósł głowę, zauważył latający nad centrum helikopter. Od razu domyślił się, jakie jest jego przeznaczenie i postanowił zrobić wszystko, co tylko będzie mógł, by nie zostać zauważonym przez załogę.
Przyległ do ściany bloku i zaczął powoli przesuwać się wzdłuż niej. Poczuł pot na swoich dłoniach i coraz szybsze, nierównomierne bicie serca. Dotarł do końca muru, policzył do dwóch i ostrożnie się wychylił. Dostrzegł trzech mężczyzn idących w jego kierunku. Wyglądali na Koreańczyków, a w rękach trzymali karabiny maszynowe. Nie patrzył dłużej, bo nie chciał zostać zauważonym.
Poprawił rewolwer, złapał wygodnie nóż i wstrzymał oddech. Wiedział, że ma zaledwie dwa naboje i aż trzech przeciwników. Nie będzie mógł się zawahać, a tym bardziej nie będzie mógł chybić.
Przyległ mocniej do ściany, wytarł w spodnie spocone dłonie i starał się nie myśleć o niebezpieczeństwie, jakie na siebie ściąga.
Zrób wszystko, co w twojej mocy, Dan — szeptał do siebie. — Musisz podołać.
Czuł, że serce z każdą sekundą coraz mocniej bije mu w klatce piersiowej. Oddychał ciężko, wiedząc, że tylko chwila dzieli go od spotkania z nieprzyjaciółmi. Zbliżali się, choć nie był w stanie określić, jak szybko. Jedyne, co mógł teraz zrobić, to wyłączyć emocje, zacisnąć zęby i czekać.
Był skupiony do granic możliwości, dlatego gdy zobaczył zarys człowieka wyłaniającego się zza ściany, od razu złapał go za kołnierz, przyciągnął do siebie, po czym jednym zwinnym ruchem podciął mu gardło. Krew zmarłego spłynęła na dłoń Dana, nim zdążył ją cofnąć. Potem bardzo szybko wykonał dwa strzały w kierunku pozostałych mężczyzn. Efekt zaskoczenia zadziałał na jego korzyść, gdyż jeden z Koreańczyków upadł na ziemię martwy. Niestety, drugi został zaledwie draśnięty — upuścił karabin, zachwiał się, ale żył.
Cardona wyrzucił pusty rewolwer, po czym doskoczył do wroga. Miał nadzieję, że uda mu się szybko dobić go przy użyciu noża, jednak Koreańczyk nie zamierzał poddać się bez walki. Choć nie zdołał utrzymać równowagi, gdy Dan się na niego rzucił, to skutecznie blokował większość otrzymywanych ciosów. Potem niepostrzeżenie wyciągnął ze spodni niewielki, podręczny nóż i zatopił go aż po rękojeść w udzie przeciwnika.
Dopiero rozdzierający ból uświadomił Cardonie, że nie wykazał wystarczającej ostrożności. Czuł, jak ostrze rozrywa jego skórę i tkanki, a potem tańczy w powstałej ranie, celowo ją powiększając. Zacisnął mocno zęby, wiele energii wkładając w niewydobycie z siebie żadnego wrzasku, po czym złapał mężczyznę za nadgarstek i wyciągnął ostrze z nogi. Wiedział, że straci teraz o wiele więcej krwi, ale nie potrafiłby walczyć z nożem wbitym w kończynę.
Wykorzystał moment, w którym Koreańczyk nieumyślnie odsłonił swoją twarz, i wykonał szybką kontrę. Choć pulsujący ból powoli zaczynał go otumaniać, coraz intensywniej napierał na wroga. Już po kilku ciosach twarz Azjaty zalała się krwią, a oczy zaczęły puchnąć. Dan bił bez opamiętania, jak w amoku, na moment kompletnie tracąc kontakt z rzeczywistością. Gdyby nie skuteczne uniki mężczyzny żołnierz bardzo szybko zakatowałby go na śmierć. Miał zachowywać czujność, skupienie, wyłączyć emocje i robić tylko to, co niezbędne, a pozwolił, by zawładnęła nim złość. Każdy jego cios przepełniony był jadem i nienawiścią. Bo to przez nich musiał chować się w lesie, przez nich zrezygnował ze szczęścia u boku Alysson, przez nich stracił swoją osobowość, wolność i wygodną codzienność. Owładnęła nim gorycz i chęć wyładowania na przeciwniku wszystkich swoich żali. Ze zdziwieniem stwierdził, że im więcej krwi pojawiało się na jego dłoniach, tym większy spokój czuł w sercu.
Nigdy nie chciał być potworem, ale nigdy nie marzył też, by tak radykalnie zmieniać swoje życie.
Opanował się dopiero wtedy, gdy zauważył, jak ledwo przytomny Koreańczyk stara się sięgnąć ręką po broń, którą upuścił podczas upadku. Dan bardzo szybko uświadomił sobie, że niewiele brakowało, by dał się podejść w bardzo banalny sposób. Bił, zamiast myśleć, i zapomniał, że ma przed sobą odpornego i przygotowanego na ból przeciwnika.
Cardona jako pierwszy sięgnął po broń, udaremniając tym samym próby Azjaty. Potem wstał i wycelował w mężczyznę. Był zaskoczony, gdy zamiast strachu w oczach zobaczył szeroki uśmiech na twarzy.
— No dalej! — powiedział po angielsku Koreańczyk. — Zabij!
Nie bał się śmierci. Wyglądał, jakby był na nią przygotowany.
Dan nie wahał się ani przez moment. Nie okazywał żalu czy współczucia, wiedząc, że w odwrotnej sytuacji on nie mógłby na nie liczyć. Wycelował, nacisnął na spust, a potem z zaciętą miną spojrzał na swoje dzieło — krew zalewającą całą twarz mężczyzny, wytrzeszczone, zastygnięte w zaskoczeniu oczy i otwartą buzię.
Nim ruszył dalej, zaciągnął martwe ciało do budynku i ułożył na klatce schodowej. Nie czuł obrzydzenia, ściągając z niego ubranie. Odbierał to jako część misji, czynność konieczną, by cało wydostać się z centrum. A w świetle takich argumentów żadne zadanie nie było dla niego wystarczająco upokarzające, by się na nie nie zdecydować.
Założył na siebie czarny mundur oraz kuloodporną kamizelkę. Otworzył drzwi do piwnicy i mocnym kopnięciem zepchnął do niej trupa. Potem załadował broń i wyszedł na zewnątrz.
Rozglądał się wokół siebie jakby w spowolnionym tempie. Widział helikopter, który w dalszym ciągu latał nad centrum, ale nie uważał, by powinien się go obawiać. Miał ich mundur, ich wygląd, ich broń. Na moment upodobnił się do ludzi, których nienawidził i tylko to potrafiło go teraz obrzydzić.
Szukał wzrokiem samochodu, który mógłby przejąć, ale żadnego nie dostrzegł. Zamiast tego zaczął coraz boleśniej odczuwać ranę w nodze. Do tej pory łudził się, że uda mu się wrócić do lasu bez konieczności zakładania opatrunku, że przywyknie do bólu, ale z każdą chwilą widział coraz więcej krwi przenikającej przez nogawki spodni. Musiał to jakoś zatamować, dlatego gdy jego wzrok natrafił na wielki szyld z napisem Apteka, ruszył w tym kierunku.
Wbiegł do środka z wyciągniętym karabinem. Na podłodze leżało mnóstwo szklanych odłamków, powstałych wskutek strzelaniny i rozbicia szyb w oknach. Wśród nich spoczywały zakrwawione trupy kilku klientów i nieruchome ciało ekspedientki. Dan ominął je i skierował się na zaplecze sklepu.
Pierwszym, co zobaczył po otworzeniu drzwi, była lufa pistoletu skierowana w jego głowę i odcinek owłosionej ręki, która tę broń trzymała. Domyślił się, że ma do czynienia z mężczyzną, ale nie mógł dostrzec postury i twarzy. Przeciwnik stał przy ścianie, ukryty w cieniu, a Dan wolał nie odwracać głowy. Obawiał się, że taki ruch, mógłby sprowokować strzał.
— Czego tu chcesz? — warknął nieznajomy.
Cardona pomyślał, że jego sposób mówienia jest niezwykle melodyjny, a akcent nie do końca przypomina amerykański. Uznał, że może mieć do czynienia z Latynosem albo Hiszpanem.
— Przyszedłem po leki — odpowiedział spokojnie.
— Któryś z waszych został zraniony? — zakpił gniewnie. — Zaraz dołączysz do niego, bydlaku! — wrzasnął.
Dan zrozumiał, że jego przeciwnikiem jest ktoś, kto nie należy do grupy czarno-złotych mundurów. Nikt z nich nie odezwałby się w ten sposób. Poczuł ulgę i powoli odwrócił głowę. Zobaczył nieco niższego od niego, około trzydziestoletniego łysego Mulata. Miał zaciekły wyraz twarzy, ale chwiejny krok i nieumiejętne panowanie nad tonem głosu zdradzało jego prawdziwe emocje. Bał się, bo stał przed nim człowiek w ubiorze zamachowców.
— Wyluzuj się, okej? — poprosił Cardona. — Odkładam broń. — Żołnierz wyciągnął ręce przed siebie, pokazując, że ma czyste intencje, po czym powoli położył karabin na podłodze. — Gdybym był jednym z nich, to już by cię tu nie było — dodał.
— Czyżby? To dlaczego wyglądasz jak oni?!
— Żeby przeżyć — rzucił spokojnie, ale dosadnie.
To nie przekonało Mulata na tyle, by opuścił broń. W dalszym ciągu mierzył do nieznajomego i nie zamierzał przestać. To było jego zabezpieczenie, gdyż wiedział, że w starciu jeden na jeden nie miałby szans. Postura przeciwnika nie pozostawiała złudzeń.
— Pozwolisz mi przejść? — zapytał niecierpliwie Dan. — Mierz mi w głowę, jeśli chcesz, ale dopuść mnie chociaż do leków.
Mulat jeszcze przez chwilę wahał się, co zrobić, jednak ostatecznie kiwnął na znak zgody. Potem zobaczył, że wychodząc zza rogu, mężczyzna od razu zwrócił uwagę na dziewczynę leżącą na podłodze między półkami. Nogę miała obwiązaną zakrwawioną szmatą, a jej klatka piersiowa bardzo delikatnie unosiła się i opadała.
Dan przez chwilę przerzucał spojrzenie z niej na Mulata, ale nie odczuwał potrzeby, by o cokolwiek zapytać. Zamiast tego podszedł do jednej z szafek i zaczął przeszukiwać jej zawartość. Wyciągnął igłę, nici i wodę utlenioną, a potem zsunął spodnie.
Dopiero wtedy Mulat zrozumiał, dlaczego nieznajomy tu przyszedł. Dziwił się, że wcześniej nie dostrzegł rozległego rozdarcia w nogawce i krwi, która przez nią przesiąkała, zostawiając za mężczyzną czerwone ślady.
— Oni ci to zrobili? — zapytał z ciekawością.
Dan nie odpowiedział. Odkręcił wodę utlenioną i polał kilka kropel na ranę. Gdy poczuł przeraźliwe pieczenie, przymknął mocno oczy, zdusił wrzask i z trudem zdecydował się na ponowienie ruchu.
Wszystkim tym czynnościom z ciekawością przyglądał się Mulat. Nawet nie zauważył, kiedy opuścił broń. Był oszołomiony, gdy zobaczył, jak nieznajomy bez ociągania zszywa ze sobą rozcięte części skóry. I choć jego twarz krzywiła się w grymasie bólu, dłoń momentami trzęsła, a z ust wydobywały się głośne syki, nie ociągał się. Mulat był pewny, że on w podobnej sytuacji nie potrafiłby z takim spokojem i starannością grzebać w swoim ciele.
— Jak cię zwą? — zapytał w końcu.
Dan znów nie odpowiedział, ale to nie zraziło Mulata. Gdy tylko zobaczył, jak nieznajomy z łatwością zszywa swoją ranę, wpadł na pewien pomysł.
— Słuchaj, wiem, że nie zaczęliśmy najlepiej i że przywitałem cię lufą przy głowie, ale chyba mnie rozumiesz. Nie wiedziałem, kto idzie, nie mogłem postąpić inaczej — mówił. Cały czas żwawo gestykulował, a czasem oblizywał też spierzchnięte usta. — Teraz widzę, że spadłeś mi z nieba! Pomóż mi, stary. Nie wiem, co mam z nią zrobić. Postrzelili ją, nie kontaktuje, a ja się na tym nie znam. — Złapał się za głowę i przesunął po niej dłońmi. — Nie wiem, co mam robić. — powtórzył. — Proszę cię, pomóż mi!
Dan zakończył szycie pętelką, upewnił się, że szwy na razie nie puszczą, po czym owinął ranę bandażem. Dopiero wtedy odpowiedział nieznajomemu:
— Czego ode mnie oczekujesz?
— Zszyj ją... I pomóż mi jakoś dobudzić...
Reakcja Dana była natychmiastowa.
— Nie ma mowy, przykro mi, ale nie mam na to czasu.
— Obrażasz się na mnie, tak? — rzucił z roztrzęsieniem łysy. — Cholera, nie wiedziałem, kto idzie, musiałem wyciągnąć spluwę! Przecież nic ci się nie stało!
— Nie obrażam się — odparł ze stoickim spokojem, po czym naciągnął spodnie i ponownie ruszył w kierunku półek z lekami.
— Więc czemu nie chcesz mi pomóc? — dopytywał Mulat.
— Powiedziałem już, że nie mam czasu.
Mężczyzna miał wrażenie, że się przesłyszał.
— Nie masz czasu? Przecież tu chodzi o jej życie! To młoda kobieta! Zszyłeś się w dziesięć minut, jak wiele czasu zajmie ci zszycie dziewczyny, w dodatku nieprzytomnej? Nie będzie stawiać oporu, nie będzie się kręcić, wiercić, ryczeć... Chłopie, proszę cię! — prawie błagał, jednak Dan nadal zajmował się tylko otwieraniem półek.
W jednej z nich znalazł plecak z logiem jakiejś firmy farmaceutycznej. Otworzył go, po czym zaczął pakować wszystkie lekarstwa, które mogły przydać się w przyszłości. Chował wszystko, co opatrzone było etykietami na przeziębienie, na uczulenia, na katar, przeciwbólowy, bandaż, gaza, woda utleniona. Potem znalazł antybiotyki i mini zestaw chirurgiczny, które również postanowił sobie przywłaszczyć.
Mulat przyglądał się wszystkim tym czynnościom, czując coraz większą niemoc i zdezorientowanie. W końcu bezsilnie usiadł na stołku i ukrył twarz w dłoniach.
— Chciałem iść na randkę — zaczął mówić. Nie był w stanie dłużej chować w sobie emocji. — Na zwykłą randkę z chicą, która mi się spodobała. Wszystko szło muy bien, a tu nagle wjechały pickupy z uzbrojonymi mężczyznami i zaczęli strzelać do ludzi. Postrzelili ją, a ja... czułem, że to koniec. Nie raz mierzyli już do mnie z broni, ale to były inne sytuacje. Wiesz, wojny gangów czy coś w tym stylu. Masz koło siebie amigos, którzy cię ubezpieczają, i jest jakoś... inaczej. Wtedy robisz to, co musisz. A tutaj? Czułem, że jestem w złym miejscu o złym czasie, że nie powinienem jeszcze umierać! To nie był, kurwa, ten dzień, rozumiesz?! — prawie krzyczał. — Ja nie mogłem umrzeć, a widziałem lufę skierowaną w swoją stronę. To była jakaś kompletna absencja!
— Abstrakcja — poprawił machinalnie Dan, nie przerywając przeszukiwania półek. Słuchał Mulata, ale nie zamierzał siedzieć przy tym bezczynnie.
— Postrzelili Robertę — kontynuował. — Leżała na ziemi, wyciągała do mnie rękę, płakała, a ja poczułem, że mam ją gdzieś, rozumiesz? Chciałem myśleć o sobie, chciałem żyć i miałem w dupie, że ona może zginąć. Nie wiedziałem, jak mam ją ochronić, kompletnie ześwirowałem. Zajebaliby nas oboje... Ale mieliśmy szczęście — zaśmiał się. — Podjechali, wyciągnęli broń i... wybuchnęli. To był cud, rozumiesz?! Cud! Podniosłem Robertę i... nigdy wcześniej tak szybko nie spierdalałem...!
Dan wyprostował się i przerwał swoje zajęcie.
— Jak to wybuchnęli? — zapytał, choć domyślał się odpowiedzi.
— Nie wiem... Po prostu. Może wyciekało im paliwo i coś się zapaliło... Chociaż nie. To bardziej wyglądało na jakiś granat, sam nie wiem. Zdążyłem ją podnieść i przewlec do tego pomieszczenia. A teraz, jak jesteśmy tak blisko przeżycia, to ona nie chce otworzyć oczu!
Mulat zamilkł na moment, jeszcze raz przeżywając tragedię, której był świadkiem. Przesuwał rękami po łysej głowie, po twarzy, zupełnie nie potrafiąc zapanować nad emocjami.
— Nie wiem, jak się stąd wydostać... Nie wiem, co robić... — Prawie płakał. — Dzwoniłem na policję, na pogotowie, do znajomych, ale nikt nie odbiera. Powiedz mi stary, co ja mam robić!? Co tu się, kurwa, dzieje?!
Dan przestał pakować leki, zamknął plecak i zarzucił go na plecy. Potem chwycił do ręki przejęty od Koreańczyka karabin i dopiero wtedy spojrzał na mężczyznę.
— Dzieje się źle, a lepiej już nie będzie — powiedział. — Radzę ci jak najszybciej zabrać stąd dziewczynę i zaszyć się w jakimś odosobnionym miejscu.
Mulat nie krył przerażenia, w jakie wpędziły go słowa Dana. Miał nadzieję, że masakra w mieście niebawem się uspokoi i wszystko wróci do normy, a nieznajomy właśnie go tej nadziei pozbawiał. Bardzo chciał po prostu nie uwierzyć w zapewnienie, że będzie tylko gorzej, ale sam przeczuwał, że to dopiero początek czegoś znacznie większego.
— Stary, co ty mówisz? — wydukał tylko.
— Nie mam czasu na szczegółowe opowieści, więc uwierz na słowo albo nie. Ci ludzie niebawem opanują inne miasta, potem stan, a potem pójdą jeszcze dalej. Jak widzisz mają do tego predyspozycje — mówił Cardona.
Mulat przełknął ślinę. Patrzył w oczy siłacza i nie potrafił pozbyć się wrażenia, że wie co mówi i nie rzuca słów na wiatr.
— Możesz dzwonić na policję aż do usrania — kontynuował żołnierz. — Nikt ci nie pomoże, bo nikogo nie obchodzisz. Każdy dba teraz o własny tyłek albo o tyłek ludzi, których chce uratować. Jeśli chcesz przeżyć, działaj sam. Zaszyj się gdzieś i zniknij dla świata.
— A ty? — zapytał lękliwie. — Gdzie ty się skryjesz?
— Nie odpowiem na to pytanie — rzucił szybko Cardona.
— Dlaczego?
— Nie słyszałeś, co powiedziałem? Działaj sam. Ja też się tego trzymam.
Mulat błądził niespokojnie wzrokiem po pomieszczeniu, jakby to miało mu pomóc w wymyśleniu planu działania. Domyślił się, że nieznajomy lada moment skieruje się do wyjścia z apteki, a wraz z nim odejdzie też szansa na ratunek jego i Hiszpanki. Czuł, że sam nie poradzi sobie z przeniesieniem Roberty w bezpieczniejsze miejsce i polegną przy pierwszej lepszej okazji. Chciał przekonać nieznajomego, by zawiązali sojusz i pomogli sobie nawzajem. Nie ufał mu, ale nie miał wyboru. Nie potrafił poradzić sobie z myślą, że znów miałby zostać sam na sam z nieprzytomną dziewczyną. Pojawienie się nieznajomego uznał za znak z niebios.
— Błagam cię, chłopie, zszyj ją... — prosił ponownie. — Ona ma nie więcej niż dwadzieścia pięć lat. Spójrz na nią...
Dan nie zamierzał dać się sprowokować.
— Jeśli ją zostawisz, to umrze. Ja nie potrafię się nią zająć... Niech mnie Bóg pokarze, ale nie potrafię! Nie znam się na medycynie, nie wiem, co jej wstrzyknąć, nie wiem, co robić. A ty wiesz. Przecież to ci zajmie tylko chwilę!
Dan pomyślał, że już od dawna nikt z taką żarliwością nie prosił go o pomoc, nikomu tak bardzo nie zależało na jego obecności. Na moment powrócił we wspomnieniach do czasów, gdy wraz z kolegami z plutonu tworzyli jedność. Działali razem, w tym samym celu i tylko dzięki temu większość z nich mogła jakiś czas później żywa wrócić do domu. Co prawda Dan nie uważał, by Mulat był dobrym i wartościowym kompanem w tej wojnie, ale miał broń i silną chęć przeżycia. To czasem wystarczało, by pchnąć człowieka do nadludzkiego wysiłku.
Sam nie wiedział, czy powinien zgadzać się na tę współpracę, ale postanowił dać chłopakowi szansę. A może po prostu żal mu było niewinnej, młodej dziewczyny, która bez jego pomocy najpewniej zginie?
— Umiesz kraść? — zapytał nagle Cardona.
Mulat spojrzał na niego z kompletnym zdezorientowaniem, po czym wydukał:
— To jakiś test?
— Umiesz czy nie? Gadaj, bo nie mam czasu.
— Umiem.
— Więc wyjdziesz na zewnątrz i załatwisz auto. Ja zajmę się dziewczyną.
— Mam tam wyjść? — przeraził się Mulat. — Przecież oni mnie zabiją!
— Więc zaciągnij tu jakiegoś trupa i weź jego ciuchy, tak jak ja. Skup się i przestań trząść jak baba. Albo bierzesz się w garść, albo w tym momencie wychodzę — syknął Dan.
— Dobra... — odrzekł szybko. — Ale co miałbym zrobić?
— Znajdź auto. Najlepiej terenowe albo chociaż porządne. — Wyraźnie to podkreślił. — Podjedź nim tu i postaraj się nie zwracać na siebie uwagi. Uważaj na helikopter.
— Jaki helikopter? — zapytał z zaskoczeniem.
— Telewizyjny. Taki statek powietrzny, co lata nad głowami i kameruje wszystko, co dzieje się dookoła — syknął z irytacją. — Ogarniasz?
— Skąd tu się wziął helikopter telewizyjny? — zastanowił się Mulat.
Dan prychnął pod nosem.
— Naprawdę cię to teraz interesuje? — rzucił z politowaniem. — Ruszaj się, czas goni. Ja zaraz wrócę.
— Dokąd idziesz?! Przecież miałeś jej pomóc! Obiecałeś! Mamy umowę!
— Skoro obiecałem, to tak zrobię, ale w innej kolejności.
Każdy pewnie domyśla się kim jest ów Mulat, tym bardziej, że w tekście kilka razy pojawiło się imię dziewczyny. Powoli bohaterowie zaczynają nam się poznawać, a wątki łączyć.
Jestem bardzo ciekawa czy podobał Wam się ten rozdział. Dajcie o sobie znać, nawet jednym słowem. Wasza obecność jest mi teraz bardzo potrzebna;)
Beta: Condawiramurs <3
Ja tylko na chwile sprawdzic ten fragment z tym Koreanczykiem haha ale wyszlo teraz lepiej, ladnie i ciekawie. Az sobie wyobrazilam szalenstwo w oczach Azjaty, gdy mowil by Dan go zabil. Cudnie, ale czekam na jakiegos dobrego Koreanca xD haha
OdpowiedzUsuńDobra, lece dalej ogladac a do Ciebie wpadne kiedy indziej kochana.
Pozdrawiam!^.^
Też uważam, że teraz jest lepiej :D Poprawiłam wiarygodność, haha ;D
UsuńDobry Koreaniec? A to wyzwanie :D Ale kto wiee, kto wiee...
Rozdzial wydaje mi sie lepszy od tej wersji, ktora czytalam, choc szczerze mowiac juz nie pamietam dokladnie jak tam bylo slowo w slowo.
UsuńTak w ogole jakis czas temu przyszlo mi do glowy pewne pytanie i tak sie nad nim zastanawiam. Akcja dzieje sie w USA, ale ci przestepcy sa roznej narodowosci. Tzn jasne tam jest multiculti i to niby nic dziwnego, ale jednak to, ze w opku zwrocilas uwage na pochodzenie czarnych to i ja nie moglam tego pominac. Bo ja mam takie wrazenie, jakby oni przylecieli z innych krajow po to, by wlasnie w usa, w silent glade zaczac ta rzez. Moje pytanie brzmi: dlaczego? Dlaczego akurat z innych krajow przylecieli tutaj? Czy nie jest wystarczajaco ludzi w usa w tej grupie przestepczej? A drugie pytanie mi sie rodzi w glowie, w takim razie co z reszta swiata? Czy tam tez sa takie ataki a moze dopiero beda? Nie wiem czemu tak mnie to nurtuje xD ale jesli ci przestepcy mieszkali wczesniej w usa to spoko. Moze po prostu jakos inaczej odebralam zwrocenie uwagi na ich narodowosci. ;D
Pozdrawiam!^^
Bo to wszystko, co się dzieje, nie będzie miało miejsca tylko w USA i nie tylko USA będzie dotyczyć. Dlatego zwróciłam uwagę, że Czarni są różnych narodowości, żeby utkwiło w pamięci :D A reszta będzie się wyjaśniać potem, stopniowo, także spokojnie ;) Na wszystko przyjdzie czas ;D
UsuńWażne pytanie: rozdział opublikowany różni się od wersji, którą wysyłałaś dobrym duszyczkom na maila?
OdpowiedzUsuńFabuła została ta sama, ale sporo zmieniłam pod względem stylistycznym ;)
UsuńHej;) fragmenty z opisami uczuc i dodatki do dialogów:z pewnością lepiej. Jest troche błędów interpunkcyjnych i w pewnym momencie mylenia podmiotów,jedno nagle przejście. Jesli chcesz, to wrzuć tekst do docsa, to zaznaczę miejsca;). Wlasciwie nie wiem, czy koniecznie jest ukrywanke tożsamości Mulata, skoro tak naprawdę widac,kto to, a ponadto sporo uwag należy do niego (narracja zależna). O moim stosunku do tresci juz wiesz, wiec powtarzać sie nie bede ;). Bardzo się cieszę, ze kryzys minął :*
OdpowiedzUsuńDopóki nie powie Danowi, jak ma na imię, to chyba będę go nazywać po prostu Mulatem. Jakoś tak... bardziej mi to gra ;D
UsuńWrzucę jutro i wyślę Ci na maila. Bardzo dziękuję ;*
I cieszę się, że nie masz mnie jeszcze dość ;)
No tak, to by pasowało gdyby narracja vyla tylko dana, ale jak zmieniasz, to troche dziwnie wyglada, jakby wiadomo kto myślało sobie jako Mulat ;).
UsuńOK, ale odpowiem chyba dopiero w przyszłym tygodniu:)
W przerobionym zdaniu o lekach, ktore chował Dan, nie trzeba juz pisac, ze zabierał. Tak wpadłam zobaczyc, czy uaktualniła wersje i wlasnie na tym zdaniu zatrzymał się mój wzrok :*
UsuńKiedyś się pogubię w tych poprawkach :D
UsuńJestem! Chwilę mi zajęło ogarnięcie wolnego momentu, ale przybywam.
OdpowiedzUsuńWiększość uwag dotyczących rozdziału napisałam Ci już e-mailem, więc nie będę się powtarzać.
Przy odmianie imienia Michael nie stawiamy apostrofu :)
Zdecydowanie bardziej podoba mi się nieco przerobiony opis walki Dana z tym Azjatą. Dodałaś więcej refleksji, więcej emocji. Super <3 Tylko nie wiem, czy słowo „zatłukłby” pasuje mi w zdaniu „[…] żołnierz bardzo szybko zatłukłby go na śmierć”. Moim zdaniem lepiej byłoby tu użyć „zakatował”. Wydaje mi się, że pierwsze jest takie… Nieodpowiednie. Zbyt potoczne. Ale może to tylko moje odczucie :D
Bardzo podoba mi się dialog między Danem i, hm, Mulatem. Słowa żołnierza były takie do bólu prawdziwe i wplecenie takiej bolesnej prawdy było tutaj bardzo dobrym dodatkiem.
Wydaje mi się, że w poprzedniej wersji go nie było. Albo mam sklerozę…
Ktoś wyżej zwrócił uwagę na to, iż nie podajesz nam imienia Mulata, które i tak znają wszyscy. W sumie to pisząc coś — już nawet nie pamiętam co — też nazywałam bohaterów w ten sposób, zanim podali swoje imię głównej postaci. To jest o wiele fajniejsze! :P
Tylko nie rozumiem jednego (o czym nie wspomniałam)… Dlaczego Dan musiał tłumaczyć mu, co to jest helikopter telewizyjny? Chyba dorośli ludzie XXI wieku takie rzeczy wiedzą?
Ogólnie to, jak już mówiłam, rozdział jest świetny. Czekam tylko na różowe Ferrari xD <3
Pozdrawiam cieplutko :*
Z tymi apostrofami zawsze mam problem. Podobnie jak z przecinkami, więc jakby co to krzycz. Może dzięki temu się w końcu nauczę ;D
UsuńRzeczywiście, zakatował brzmi lepiej. I nawet groźniej;D
W poprzedniej wersji rzeczywiście tego nie było. Zresztą sporo fragmentów poprawiłam. Aż tekstu wyszło dwa razy tyle ;D
Nie chodziło o mi o to, że Mulat nie wie, co to jest helikopter telewizyjny, tylko że był zaskoczony, że się tutaj pojawił. No bo wojska nie ma, policji nie ma, nikt nie reaguje na telefony, ale telewizja się pojawiła.
Ej, a ja jeszcze nie wiem czy ono zostanie różowe:(
Bardzo dziękuję, że chciało Ci się czytać jeszcze raz i za komentarz! ;*
Powoli ścieżki wszystkich postaci zaczynają się przeplatać. Podoba mi się, że w tym rozdziale wszystko jest dość realistycznie, bo Mulat do niego mierzył, czy choćby to, że nie od razu podjął się ratowania. Ogólnie wygląda to lepiej niż przeciętny film hollywoodzki :D Póki co nie ma tu zabawnych sprzeczności. Za to jest dużo zagadek i spraw, które człowiek już chciałby wyjaśnić.
OdpowiedzUsuńCóż, a ja czekam na Dylana :D
"lepiej niż przeciętny film hollywoodzki" - no nic tylko się cieszyć :D
UsuńNa Dylana też przyjdzie czas ;)
Dziękuję za komentarz! ;*
Dan miał trudny dylemat moralny. Uratować kilka osób i przy tym ściągnąć na siebie osobę i zginąć, czy zostawić ich na pewną śmierć, postarać się przeżyć, a przez to ocalić chłopca. Niełatwa decyzja i ciężko mi ocenić, czy postąpił słusznie. Wydaje mi się, że w takich sytuacjach nie ma dobrych wyborów, można jedynie zdecydować się na mniejsze lub większe zło.
OdpowiedzUsuńPrzeraziło mnie, że Dan wyrwał ten nóż z rany. W całym swoim życiu przeszłam kilka kursów pierwszej pomocy i za każdym razem trąbili, żeby nie ruszać przedmiotu wbitego w ciało. Jednocześnie możesz mieć rację, że mężczyzna mógłby nie być w stanie walczyć z nożem wbitym w nogę. To kupuję, ale w takim razie zastanawia mnie, jakim cudem on to przeżył? Bo dostał cios w udo, a tam według mojej skąpej wiedzy z zakresu biologii biegnie tętnica udowa, więc czysto hipotetycznie, czy nie powinien wykrwawić się w parę chwil? A on dokończył walkę i jeszcze miał na tyle sił, żeby schować trupa, przebrać się, odnaleźć aptekę, chwilę pogadać z grożącym mu pistoletem facetem i dopiero zszyć ranę? I kolejne pytanie - czy takie zewnętrzne zszycie zapobiegłoby krwotokowi wewnętrznemu z uszkodzonej tętnicy? Oczywiście możemy przyjąć, że tętnica nie została wcale uszkodzona, że rana wcale nie była taka głęboka, ale wydaje mi się, że taki przeciwnik jak tamten Koreańczyk został dobrze przeszkolony, gdzie celować, żeby zabić. Tylko to jedno mi nie grało, choć pewnie istnieje jakieś logiczne wyjaśnienie, którego mój umęczony porannymi wykładami mózg nie dostrzega. Poza tym cała reszta była cacy i bardzo mi się podobało :)
Podobało mi się zachowanie Koreańczyka, kiedy już wiedział, że nie uda mu się przeżyć. Nie błagał o łaskę, a wręcz prowokował przeciwnika. To było super.
Myślałam, że Rodrigo jednak zostawił dziewczynę, ale widać, że postanowił ją ocalić. Na początku dziwiłam się, że Dan tak stanowczo odmawia pomocy, bo w sumie co mu szkodziło, ale potem jednak dotarły te realia wojny czy raczej zbliżającej się apokalipsy. Każdy dba o swoją skórę... W każdym razie cieszę się, że mimo wszystko Dan przełamał ten schemat i zdecydował się pomóc, i zaangażować tę dwójkę w swoje działania. Mam tylko nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Że w czwórkę uda im się dotrzeć do bazy w lesie i nikt więcej nie zginie. Trochę naiwne te nadzieje, co? W każdym razie czekam na ciąg dalszy.
Dużo weny życzę i pozdrawiam cieplutko! :*
Powiem tak, medyk ze mnie marny, ale nie z takich ran ludzie wychodzili :D Wiem, że w tego typu... urazach nie wolno wyciągać narzędzia, bo ono tamuje krwawienie, ale gdyby Koreańczyk zaczął grzebać jeszcze bardziej nożem w tej ranie, albo jakby Dan upadł i się na ten nóż nabił, to byłoby jeszcze gorzej. Dlatego go wyjął. I teraz myślę, że może faktycznie powinnam opisać większe cierpienie Dana, ale z drugiej strony... on jest mega umięśniony, jego mięśnie są twarde, duże, na wojnie przeżył już niejeden uraz. Myślę, że gdyby ten fragment dotyczył innego bohatera, to mógłby brzmieć mało racjonalnie. Ale przy Danie chyba można w to uwierzyć;D A przynajmniej tak mi się wydaje;D
UsuńBardzo dziękuję za komentarz! ;*
Jakiś taki krótki ten rozdział się wydawał... No, nieważne :D
OdpowiedzUsuńWreszcie jestem na bieżąco!
Czyli Rodrigo jednak nie porzucił Roberty. Nie winiłabym go, gdyby to zrobił, bo w końcu ledwo ją znał (co już chyba wspominałam w komentarzu do któregoś z poprzednich rozdziałów). Ale cieszę się, że tego jednak nie zrobił. Widać, że nie jest złym facetem, choć na początku miałam obawy, że się nim okaże.
Pozdrawiam,
ellain.
Krótki? E.. chyba w normie :D
UsuńRodrigo nie jest zły, ale nie jest też jakimś herosem. Będzie dziwny, ale chyba w tym jego urok :D
Dziękuję za komentarz ;*
Hej :) Rozdział jeden z ciekawszych. Ciesze się, że wróciłaś do tej dwójki i połączyłaś ja z Danem. Strzał w 10! :D
OdpowiedzUsuńDziękuję! ;**
UsuńDan miał bardzo trudną decyzję do podjęcia. Każdy wybór mógłby się źle skończyć. Mógł wyjść i ocalić tych wszystkich ludzi, ale wtedy by zginał i Koreańczycy mogliby odnaleźć Michaela i go też zabić. Ocalenie chłopca było dla Dana ważne, więc mogę zrozumieć, że wolał poczekać na odpowiedni moment.
OdpowiedzUsuńRodrigo jednak zabrał Robertę z sobą. Widać, że zależy mu na tym, żeby przeżyła. Dobrze, że Dan zdecydował się jej pomóc.
Mam nadzieję, że uda im się we czwórkę dotrzeć do obozu.
Czekam na kolejny rozdział.
Cieszę się, że rozumiesz zachowanie Dana;)
UsuńDziękuję za komentarz! ;**
Rozdzial super. Pisz dalej prosze. Ciesze sie,ze wena wrocila. Pozdrawiam AniaZ
OdpowiedzUsuńAniu, bardzo się cieszę, że ciągle tu jesteś! ;) Będę pisać. Na pewno. Dziękuję za komentarz ;*
UsuńI witam ponownie! ;*
OdpowiedzUsuńTe rozterki Dana są całkowicie na miejscu. Kto by pozostał całkiem obojętny na bolesny krzyk i rozpaczliwe bałaganie ludzi? Ale niestety – oni są już spisani na straty. Bo jak Dan zauważył, zaczęła się wojna. Całkowicie niespodziewanie dla zwykłych ludzi. Ale Cordona wie doskonale, że choćby i pomógł tym paru ludziom, nie dostałby gwarancji, że następnego dnia nie zginą w podobnej sytuacji. Bo wróg zaatakował po raz pierwszy, ale na pewno nie ostatni. Poza tym Dan ma na głowie małego Michaela i skoro wciągnął chłopca w to wszystko, to znaczy, że młody musi być ważny dla sprawy. Tylko w jaki sposób? Próbuję to rozgryźć, ale co wspólnego może mieć chłopiec z tym, co stało się na ulicach Silent Glade? Sam pewnie nic, ale może ktoś z jego otoczenia?
Plan działania Dana był oczywiście przemyślany i fachowy, chociaż w tym jednym momencie emocje przejęły górę. Czy można mu się dziwić? Tak, bo w końcu został przeszkolony i zamiast myśleć, miał działać. I nie, bo w końcu Dan to też człowiek i też ma uczucia, chociaż czasem może się wydawać inaczej.
Wiedziałam! Wiedziałam, że Rodrigo nie zostawiłby tak Roberty samej! Chociaż duża w tym zasługa Dana i jego granatu. Ale Mulat zawsze mógł porzucić dziewczynę, zostawić ją na pewną śmierć i uciekać, a zamiast tego zabrał ją w bezpieczne miejsce i błagał o pomoc dla niej. To dobrze o nim świadczy ;)
Mam nadzieję, że cała czwórka jak najszybciej się stamtąd wydostanie i ukryje. Bo helikopter nadal krąży nad ich głowami i niewielki błąd może ich z powrotem udupić.
Pozdrawiam! ;*
Bardzo się cieszę, że rozumiesz rozterki Dana i nie uważasz go od razu za potwora, tylko dlatego, że nie gra na siłę bohatera. Chciała pokazać, że nawet taki główny bohater jak Dan nie zawsze może uratować wszystkich;D
UsuńTożsamość Michaela jeszcze przez jakiś czas pozostanie tajemnicą ;D
I bardzo się ciesze, że skojarzyłaś granat z Danem. Nie chciałam tego pisać dosłownie i w sumie teraz nie wiem, czy każdy to ogarnie;D
Dziękuję za komentarz! ;*
I jednak doczekałam się nowego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńI to jakiego. Mnie sie bardzo poodoba.
Początkowo nie mogłam się zorientować kim jest ten Mulat, ale wpadłam na to jeszcze zanim pojawiło się imię Roberty. To oznacza, że Rodrigo jednak nie zostawił Roberty i walczy o to, by ją uratować, choć nie potrafi sam jej pomóc. Miał wielkie szczęście, że pojawił się Dan, który wyróżnia się na pewno w tym całym bezładnym motłochu swoim opanowaniem i tym, że wie jak działać, by przetrwać, ale chyba nie zapomniał w tym wszystkim o tym, że jest człowiekiem i pomoże Rodrigowai. Ale przecież nie może też zapomnieć o małym Michaelu.
Jestem bardzo ciekawa, jak to się dalej potoczy.
Pozdrawiam!
Oj Dan mimo wszystko wcale nie jest człowiekiem, który z łatwością i chęcią komuś pomaga. Tym bardziej w takiej sytuacji. Ale kto wie... może masz rację i rzeczywiście nie zostawi RR? ;)
UsuńDziękuję za komentarz! ;*
Hej!
OdpowiedzUsuńPostaram się skomentować na świeżo po przeczytaniu, niestety tym razem z telefonu więc nie będzie to zbyt dobry komentarz pod względem estetyki, za co od razu przepraszam.
Jeśli chodzi o te część, nie mam się do czego przeyczepic, bo fabularnie - mega intrygująco. Chociaż za wiele się nie działo, przynajmniej nic aż tak zaskakująco nowego, to znowu świetnie wprowadzilas poznanie się kolejnych bohaterow. Dobrze ukazane priorytety Dana są solidną podstawą dla wydarzeń w tej części, tlumaczysz stopniowo, co przyczynia się do podejmowania przez niego decyzji i dlaczego koniec końców Rodrigo i Roberta ostatecznie staną się częścią obozu. Jestem pod wrażeniem.
Scena walki z przeciwnikiem mocną, szczegółowa i tu zdecydowanie oddzjalujaca na wyobraznie.
Fajnie, że uchylilas nieco tajemnicy z tego, jak postąpił Rodrigo podczas ucieczki z dziewczyną, że pokazalas wyrzutu sumienia jakie czuje ta postać i przyznaję się do własnych słabości. przez to wzbudza w pewnym stopniu nawet moja sympatię.
I pomyslalby kto, że granat Dana uratował nie tylko jego samego, ale i te dwójkę ludzi. Myślę że przez to Dan poczuł się nieco odpowiedzialny za nich, bo w końcu dzięki niemu udało im się przetrwać.
Czekam na kolejny niecierpliwie i weny!
AA.
Nie estetyka najważniejsza, tylko emocje ;*
UsuńOgromnie się cieszę, że się podobało i że nie masz żadnych uwag;) I nie to, że tylko tak mówię... Naprawdę się cieszę! ;) Siedzę uśmiechnięta do ekranu laptopa ;D
Bardzo dziękuję za te miłe słowa i komentarz! ;*
Przybyłam, przeczytałam i jestem jak zawsze zadowolona i pod wrażeniem :D
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze opisałaś emocje i wyjaśniałaś w opisach pobudki, odczucia itp.
Wszystko było fajnie, dobrze i czytelnie/widocznie napisane :)
Bardzo podoba mi się postać Dana o to jaki jest po wszelkich przeżyciach. A trochę tego było i nie były one przyjemne.
Jest typowym żołnierzem, twardym, zawziętym, silnym i nie mówię tylko o sile fizycznej. Musiał wykazać się nie lada wytrwałością, gdy odmówił pomocy Robercie, Mulatowi. Domyślam się co musiał czuć wówczas, ale nie jestem w stanie wyobrazić sobie myśli i zagłębionych w nim uczuć, kiedy odmawiał.
Powrót do wojny również musiał być dla niego ciężki, tym bardziej, że stracił już wiele i chęć zemsty, odegrania się dominowała w nim, kiedy uśmiercał żołnierzy, a co, jak opisałaś, dawało mu ukojenie w pewnym stopniu. Wyżycie się.
Nie mam pojęcia kim jest Mulat. Mam nadzieję, że niedługo poznam jego osobę ;)
Życzę Robercie szybkiego powrotu do zdrowia ;P
I to chyba tylko co chciałam powiedzieć odnośnie rozdziału :)
Jak dla mnie piszesz wspaniale, co już nie raz mówiłam i nie masz co sie załamywać, że rozdziały Ci nie wychodzą, albo czegoś w nich brakuje. Naprawdę :)
Zawsze tak jest, że po miesiącu, np, czytasz napisany rozdział i nie jesteś już z niego tak zadowolona jak na początku. Wydaje Ci się, że mogłabyś go teraz napisać lepiej. Ale nie ma co się tym zamartwiać, ponieważ piszesz super!!!
I mogę Ci poradzić, abyś poprawiała rozdział dopóki Cię on po prostu usatysfakcjonuje. A za parę miesięcy czy tygodni jak masz chęć i wenę siadasz, czytasz i poprawiasz to co w obecnym czasie wydaje Ci się nie do końca dobre, albo co, uważasz że mogłabyś napisać lepiej :)
Ja przynajmniej tak robię i w moim przypadku to działa :P
A komentatorzy zawsze wypisują ewentualne błędy, czy też uwydatniają Twoje zalety - co możesz w późniejszym czasie wykorzystać, oprzeć się o to :)
Kurczę, ale mi się zebrało na filozofowania XD
Ale czytałam poprzedniego posta odnośnie Twojego problemu i tak mi się pomyślało, że może coś poradzę ;)
Powodzenia w pisaniu :D
Pozdrawiam ciepło, weny i inspiracji!!! ;*
anielskie-dusze.blogspot.com
Mówiąc "chęć zemsty, odegrania się domin
Usuńowała w nim, kiedy uśmiercał żołnierzy" miałaś na myśli moment, w którym zabijał tego Azjatę? :D
W poprzednim rozdziale jak byk pisze kim jest Mulat;D Można skojarzyć, ale rozumiem, że to jeszcze na tyle nieukształtowana postać, że nie musiała zapaść w pamięć ;)
Ja wole nie wracac do czytania moich poprzednich rozdziałów ;D Zawsze jak tak zrobię, to potem się wkurzam, że coś napisałam tak, a nie inaczej. Boję się, że jak zacznę czytać od początku, to się okaże, że najchętniej zmieniłabym wszystko xD
Dziękuję za komentarz! ;*
Chciałam Ci tylko powiedzieć, że przeczytam i skomentuję niebawem, jak tylko nadrobię trochę szkolne lektury ;)
OdpowiedzUsuńHej, jestem w końcu! Kocham długie weekedny, w których się nadrabia wszystkie zaległości z wszystkiego i nie ma się w zasadzie czasu na odpoczynek xD
UsuńMega był ten rozdział <3 Serio, bardzo fajnie wyszła ta akcja, jestem po wrażeniem zmyślności Dana, jego zdolności i orientacji w sytuacji. Cieszę się, że jednak się okazało, że Roberta żyje i że jest z Rodrigo, prawdopodobnie. Coś co mi się chyba najbardziej podobało w tym rozdziale to to powiązanie pomiędzy granatem rzuconym przez Dana, a tajemniczym "wybuchem" o którym mówił Rodrigo. To są takie niuanse, które sprawiają, że uśmiecham się przy czytaniu. W sumie to dobrze, że finalnie Dan zdecydował się im pomóc - może w takiej sytuacji każdy radzi sobie sam i nie wiem, co zrobiłabym na jego miejscu, ale kiedy się o tym mówi, to dobrze wiedzieć, że ludzie nie tracą swojego człowieczeństwa.
Oczywiście, czekam na następny :D
Jeju, bardzo się cieszę, że rozdział się tak podobał. Haha czułam, że granat zrobi furorę;D Ja też lubię takie małe szczególiki, niby nieważne, a jednak wzbogacające fabułę.
UsuńBardzo dziękuję za komentarz! ;*
Uwielbiam Dana, to zdecydowanie moja ulubiona postać… Podoba mi się jego charakter. Wiem, że pisałam o tym wcześniej i zapewniam, że pewnie napiszę o tym jeszcze z milion razy, ale tak zarąbiście potrafisz przekazać osobowość różnych postaci! Kocham sposób w jaki to robisz. Naprawdę, nie potrafię wyjść z podziwu, że tak fantastycznie Ci to wychodzi :D
OdpowiedzUsuńWszystko mi się podoba! Po prostu wszystko! Nie pamiętam kiedy ostatni raz coś tak bardzo mnie pochłonęło :D
Jesteś najlepsza!
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na więcej! ;*
Wchodzę tu codziennie z nadzieją, że jest nowy wpis xd zaczęłam mieć obsesję :O
UsuńPamiętasz, jak Ci napisałam, że wróciłam tylko do Twojego opowiadania? Początkowo tak było, ale przez ten niedosyt rozdziałów z WiZ, zaczęłam zaglądać na blogi innych osób, które lubiłam czytać... Masakra, w takim czasie tyle zmian - zawieszenia, skończone powieści, nieistniejące blogi albo mnóstwo nowych rozdziałów :O
I przypomniałam sobie ile radości mi to sprawiało...
Dlatego piszę - chciałam Ci podziękować, że przypomniałaś mi jak fantastycznie jest wrócić do twórczości innych, którzy naprawdę mogą stać się cudowną motywacją do pisania :)
Dziękuję, pozdrawiam i czekam na nowości! <3
P.S.
Tradycyjnie musiałam się pomylić i zostawić komentarz przez google, nie przejmuj się tym xd
Ja nie wiem, jak Ty to robisz, ale twoje komentarze zawsze mnie tak podnoszą na duchu, że aż mi się wszystkiego bardziej chce. Serio. Ostatnimi czasy trochę mi się odechciewa wchodzić na tego bloga, ale jak przeczytałam Twój komentarz to od razu mu się cieplej zrobiło. Właśnie dla takich emocji chciałam pisać WiZ! Dziękuję! ;*** Jesteś moją motywacją!
UsuńA widziałam, widziałam, że wstawiłaś coś nowego;) Bardzo się cieszę! Teraz mnóstwo osób odchodzi, najczęściej bez słowa, więc dobrze, że chociaż Ty zrobiłaś odwrotnie - wróciłaś ;D Niebawem wpadnę;*
Dziękuję za komentarz! ;**
Cieszę się bardzo! Będziemy motywować się nawzajem ;*
UsuńJeszcze ten i następny post jaki wrzucę będą tymi starymi, które jeszcze były na WZD :D A potem już będą tylko nowe ^_^
Widziałam 11(2)! Już się biorę za czytanie <3 Tak bardzo nie mogłam się doczekać :D
Wzajemna motywacja jest najlepsza! Nie da się nie wytrwać :D
UsuńHej :)
OdpowiedzUsuńWielki szacun za napisanie takiego genialnego rozdziału. Opisy, dialogi oraz akcja na wysokim poziomie. :). Widać, że wkładasz w swoje opowiadanie duuuuuużo serca. Muszę nadrobić resztę. Czekam na nexta :3
Bardzo się cieszę, że tak uważasz;)
UsuńDziękuję za komentarz ;*
Jestem!
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze... według mnie jeden z lepszych rozdziałów, o ile nie najlepszy. Świetnie mi się go czytało! Nie wiem, czy już cię kiedyś za to chwaliłam, ale uwielbiam sposób, w jaki piszesz dialogi. Są niesamowicie realistyczne *.*
Powoli wszystko nam się zaczyna zgrabnie łączyć, wszystkie wątki, jakie ostatnio pojawiały mam się po drodze. A jednak Rodrigo nie zostawił Roberty samej... No i chyba postać Dana też miała spory wpływ na rozwój sytuacji. Tak nawiasem mówiąc, bardzo lubię jego postać, sposób myślenia :)
Czekam na więcej, życzę weny!
Buziaki :**
Ojeju, aż tak się podobał? Bardzo się cieszę! ;) Poza tym zawsze uważałam, że dialogi wychodzą mi topornie, więc trochę mi ulżyło, że uważasz inaczej :D
UsuńDziękuję za komentarz ;*
Wiesz co Ruda? Chciałam spokojnie siedzieć sobie na urlopie od blogów, bo sądziłam, że nie będę miała czasu i sił, ale przekonałam się kilka dni temu, że zbyt mocno tęsknię. Znalazłam sposób, żeby sobie czytać! Ten rozdział przeczytałam w nocy, kiedy ten mój mały Beksa i Maruda zasypiał w bujaczku (matko, jak to dziecko DŁUGO zasypia!!!) a ja żeby nie zasnąć na siedząco, złapałam tableta i bum, wlazłam tutaj! Przeczytałam, ale kiedy chciałam napisać komentarz, ten sie nagle zerwał i ryczał przez kolejne pół godziny... ech, no cóż, nikt nie mówił że będzie lekko :-).
OdpowiedzUsuńJuż komentuję, już!
A więc w taki sposób Dan kompletuje swój obóz... Większość obozowiczów to chyba raczej nieznajomi, prawda? Tacy przypadkowi ludzie, których Dan nie miał serca zostawiać na pastwę losu. Ciekawa jestem jak to będzie z naszą panią porucznik... nie mogę się już doczekać, choć domyślam się, że to będzie ostatnia osoba która dołączy do bandy. Dobra, bo zbaczam z tematu. No Rodrigo się postarał, by dołączyć do obozu i zostać 'przyjacielem' Dana. Cieszę się, że jednak nie zostawił Roberty gdzieś obok trupów na pewną śmierć, choć przyznał, że zamierzał to zrobić. Mam nadzieję, że wyjdzie z tego cała i zdrowa... i że odpowiednio podziękuje Mulatowi za uratowanie życia :-). Dan jest... dzielny? Nie wiem jakiego słowa użyć.. dzielny to za mało powiedziane! Wytrwały i taki... męski. Sam se zaszył ranę, pokonał koreańca czy kogoś tam, a nawet trzech i jeszcze ma siły, by walczyć dalej. Fajnie, obóz się powiększa, ale niech Dan nie zapomni o małym Mikim ukrytym w szafie!
Krótko, bo krótko, ale przeczytałam, skomentowałam i mogę spokojnie sobie czekać na nowy rozdział. Buziaki <3
Podziwiam Cię, naprawdę! Domyślam się, że masz teraz mnóstwo pracy i brak czasu na sen, a mimo to chce Ci się wchodzić tutaj i czytać moje blogowe wypociny. Ogromnie Ci za to dziękuję! Nie wiem czy chciałoby mi się pisać dalej, gdyby nie takie osoby jak Ty - czytające z własnej chęci, a nie "żeby ona też wpadła do mnie". Twoja obecność jest dla mnie na wagę złota i wcale nie przesadzam ;)
UsuńDan na razie jeszcze nie nie uformował. Pomógł Alysson, Mangusowi, Catherinie i teraz Michaelowi, ale na razie o żadnym obozie nie myśli. Niebawem to pokażę ;)
"odpowiednio podziękuje Mulatowi" - hahaha, co masz na myśli? :D Bo nie wiem, czy się dobrze domyslam :D
Jeszcze raz ogromnie dziękuję!! ;**
Wybacz, że dopiero teraz, nie miałam wcześniej czasu - ale ważne, że wpadłam :D
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że pierwsze o czym pomyślałam to woda utleniona niewiele zdziała na ranie zadanej nożem. Dan mógł zakosić octenisept xDD Głupie zboczenie zawodowe xD
Bardzo ciekawa walka z koreańczykiem. Zaskoczona byłam, że Dan jednak nie wyszedł bez szwanku - ale to jest dobre. Takie ludzkie. :D Bardzo mi się to podobało.
No a scena w aptece powiem Ci, że byłam pewna (i tym razem miałam racje), że Dan ulegnie i pomoże. :) Taki szorstki, ale dobry z niego człowiek.
A kiedy napisałaś słowo Mulat to już wiedziałam z kim będzie miał do czynienia. No też fajnie, że nie olał Roberty i jej nie zostawił na pastwę losu. A mógł tak zrobić. Samemu łatwiej przeżyć niż z człowiekiem, rannym człowiekiem. Dzięki temu można wywnioskować, że mimo wszystko to dobry człowiek. I jeszcze bardzo mi się podobało jak wplatałaś hiszpańskie słówka. Tak to naturalnie wszyło. Absencja <3
Pozdrawiam! :D
Chwała Bogu za takie "zboczenia"! ;D Ile się dzięki temu dowiem! Nawet nie wiedziałam, że jest coś takiego ;D
UsuńBardzo się cieszę, że się podobało! ;*
Dziękuję za komentarz! ;)
A za obsuwę nie przepraszaj, oczywiście, że najważniejsze jest to, że w ogóle jesteś;) Poza tym jeszcze nie opublikowałam nowego postu, więc to żadne spóźnienie ;D
Nareszcie przeczytam sorki że dopiero teraz ale powiem szczerze do było genialne szczegóły tak napisane wspaniale że oczami wyobraźni widziałam wszystko , super że jednak Dan postanowił pomóc rannej dziewczynie mam nadzieję że Roberta przeżyje i
OdpowiedzUsuńCzekam na next i życzę weny
Serdecznie pozdrawiam Ela
Jeju, bardzo Ci dziękuję! ;* I cieszę się, że tak się podobało ;)
UsuńZnów z niemałym poślizgiem, ale jestem!
OdpowiedzUsuńByłam pewna, że Rodrigo naprawdę zostawi Robertę i zdążyłam stracić do niego całą sympatię. Dobrze, że tak się nie stało, ale z drugiej strony gdyby nie ten nagły wybuch, nie sądzę, by R. okazał się taki bohaterski. Ale w obliczu śmierci ludzie działają raczej instynktownie, więc po części go rozumiem. Sądzę, że niestety większość ludzi zachowałaby się w ten sposób w podobnej sytuacji. Swoją drogą ciekawe, kto jest za ten wybuch odpowiedzialny.
Dan niemiło mnie zaskoczył tą swoją chłodną kalkulacją, czy ratowanie Roberty mu się opłaca. Rozumiem, że musiał działać jak najszybciej, ale jednak to trochę przerażające, że z taką obojętnością był w stanie zrezygnować z ratowania czyjegoś życia. Rozumiem, że to żołnierz i szkolenie wojskowe miało duży wpływ na jego psychikę, a już tym bardziej wojna, ale tak jakoś po tym rozdziale zdecydowanie mniej go lubię.
Pozdrawiam
j-majkowska
Myślę, że w obliczu takich tragedii i takiej masakry mało kto przejmowałby się życiem obcej osoby. W końcu Roberta nie była dla niego ani dziewczyną, ani siostrą, ani nawet koleżanką. Nie każdy człowiek jest urodzonym bohaterem i nie każdy potrafi się poświęcić dla dobra innych. Myślę, że Rodriga można zrozumieć ;) Co więcej, wydaje mi się, że naprawdę większość ludzi postąpiłaby w takiej sytuacji podobnie.
UsuńMoi bohaterowie będą wymagać zrozumienia i wczucia się w ich sytuacje. Dużo zrozumienia.
Dziękuję za komentarz ;)
O mamusiu, co tu się porobiło! Czytałam ten rozdział jednym tchem i się załamałam, kiedy cały przeczytałam, bo chcę więcej! Zbyt szybko mi poszło, ale nie dało się inaczej.. zbyt wciągający i trzymający w napięciu!!
OdpowiedzUsuńHmm Dan mógł coś zrobić i faktycznie pomóc ludziom, kiedy błagali o litość. Jednak też musiał brać pod uwagę, że jeżeli zginie, to mały Michael sobie nie poradzi. Choć przyszło mu to ciężko, nie zrobił nic. Oczywiście walka z Azjatami była rewelacyjna! Zaczęłam się trochę bać o Cardonę, ale on łatwo zabić się nie da. :P Jestem pewna, że nie raz nas jeszcze zaskoczy. xD Jednak Herkulesem nie jest i wiadomo, iż w takiej walce nie mógł obejść się bez ran. Najgorzej jest opanować w takiej sytuacji. Mimo, że jest żołnierzem to i tak nie zdziwiło mnie, iż opanował go gniew. To, co widział było zbyt straszne oraz to, o co walczy jest tak cholernie ważne, że nie można się w pełni opanować. Cały czas usilnie stara się przetrwać, aby uratować życie Michaela, aby jeszcze raz zobaczyć Alysson (tak mi się wydaje, choć o tym nie ma nie w rozdziale, to tylko moje domysły, jednak dał jej słowo, że wróci). Jego złość tak go pochłonęła, iż mogło się to tragicznie dla niego skończyć...
Coś czułam, że Dan spotka się prędzej czy później z Rodrigo i Robertą, ale nie tak szybko. xD To miłe zaskoczenie! Podobnie jak to, iż ich uratował rzucając ten granat... Mały, jednakże szczęśliwy zbieg okoliczności. xD Najbardziej bałam się, że jednak odmówi pomocy Robercie. Oddycham z ulgą. xD
Jeśli chodzi o postawę Rodrigo - nie można mu się dziwić, że chciał opuścić wtedy Robertę. Każdy w takiej sytuacji dba o siebie, tylko najbardziej odważni oddaliby życie próbując bronić prawie nieznaną osobę, w takich okolicznościach. Z resztą to gangster! xD Jednak uwielbiam gangsterów. :P Hmm najważniejsze jest to, że jednak udało mu się przekonać Dana, żeby jej pomógł. To można uznać za odkupienie win. Nie dał się przekonać, iż powinien sam działać i ją tu na śmierć zostawić.
Wiem, że Dan wraca teraz po Michaela, bo obawia się, iż mogli go znaleźć "dragoni", albo chłopiec mógł opuścić kryjówkę, bo Cardona długo nie wraca i spróbować uciec. Jednak bliżej ma do pomocy Robercie... Skoro już jest w tym budynku, to może jej pomóc, a potem iść po dzieciaka. Nie będę podważać jego decyzji, ale czy tak nie byłoby szybciej? Zeszyłby Robertę, potem udaliby się po Michaela, a na końcu (lub w trakcie tego Rodrigo znalazłby auto) i ich zabrał? xD To trochę przeczenie poprzednim słowom, gdyż jednak Mike jest mały, a dzieci z reguły są niecierpliwe. No cóż.. xD
Ta wersja WiZ jest naprawdę świetna, posiada tyle bogatych opisów, że można sobie wszystko w głowie wyobrazić. Jednak mimo wszystko trochę tęsknię za poprzednią wersją. :) Jednak nie zniknęła ona w całości, została tylko bardzo zmodyfikowana w nową i o wiele bardziej mi się podoba. :D
Muszę szybko nadrobić następny rozdział, bo ciekawość mnie zżera! :P
Tym razem wyjaśnienia zostały na sam koniec komentarza. xD
Po długiej nieobecności, przybywam! Tak strasznie mi brakowało czytania opowiadań. :( Według mnie człowiek powinien mieć jakieś pasje, bo bez nich jest w połowie martwy. Niestety matura i inne sprawy prywatne ograniczają mój czas na pisanie i czytanie opowiadań, przez co czuję się właśnie w połowie martwa. :( Niech już się nade mną zlitują, bo długo tak nie wytrzymam. :(
Pozdrawiam Lex May
Jeju, jak ja lubię czytać Twoje komentarze! Są dla mnie bardzo pocieszające i podtrzymujące na duchu, bo dzięki nim wiem, że jak się człowiek przyłoży to naprawdę jest w stanie zrozumieć mój tekst. A mam tu na myśli ten granat. Coś mi się wydaje, że mało kto się domyślił, kto go rzucił. A myślałam, że to będzie jasne xD
Usuń"tylko najbardziej odważni oddaliby życie próbując bronić prawie nieznaną osobę, w takich okolicznościach" - też tak myślę...
Z tym "gangsterem" to chyba trochę za duże słowo, ale masz rację - Rodrigo jest kimś w tym rodzaju. Bardziej jakimś "gangsterkiem", ale jest :D
Myślę, że jak już ukształtuje się obóz i bohaterowie będą ze sobą bardziej zżyci, to przestaniesz tęsknić za tamtą wersją;) Tam wszystko działo się szybciej, relacje szybciej się zacieśniały, ale wydaje mi się, że tutaj będzie to wszystko lepsze i ciekawsze niż tam. Także jedyne o co mogę prosić to cierpliwość ;)
Spokojnie kochana, nie ma sensu stresować się maturą. Wiem, że łatwo się mówi, ale też to przechodziłam i wiem, co czujesz. Nie daj się zwariować! Nauczyciele ględzą bez przerwy o tej maturze, stresują nie potrzebnie, a prawda jest taka, że trzeba do tego podejść na luzie, bo inaczej wszystko się zapomni. Już niedługo! :D
Dziękuję bardzo za komentarz! ;*
Hej :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie zaczynam oglądać Herculesa z Dwaynem, to idealne tło dla nadrabiania WiZ.
Opisy! <3 Świetnie oddajesz realizm opowiadania, a walki wychodzą Ci świetnie. Bawisz się słowem, to widać.
Uwielbiam hiszpański, więc zaczęłam się uśmiechać, widząc hiszpańskie odpowiedniki w wypowiedzi Rodriga. Gracias!
Kurczę, podoba mi się to, co się dzieje, i nawet ilość trupów i pewna drastyczność mnie nie odrzuca. Lecę dalej.
Pozdrawiam! :)
Też oglądałam! :D W ogóle miałam ostatnio takie szczęście, że co włączyłam telewizor to od razu wyskakiwała twarz Johnsona. Chyba trzy razy pod rząd!
UsuńHiszpańskich odpowiedników będzie mnóstwo, bo ja też uwielbiam ten język <3 Widzę, że sprawię tym przyjemność nie tylko sobie ;D
Bardzo dziękuję za komentarz i ogromnie się cieszę, że Ci się podobało ;*
Hejo! Przyznam, że trochę nie wyrabiam z moim grafikiem życiowym i nie mam czasu. A jak już mam to leżę plackiem i odpoczywam, bo nie mam na nic siły ;D. Ale znalazłam w końcu czas i chęci do czytania opowiadań. Także jestem!
OdpowiedzUsuńWidać, że na dobre rozpoczęła się ta wojna. Szczerze się naprawdę dziwię, że Dan pokonał trzech. Nawet jeżeli był ten jeden, który go zranił, to i tak zadziwiające, że dał radę. Nie wiem czemu, ale Rodrigo kojarzy mi się z takim gościem ze Skazanego na śmierć. Też miał właśnie swoją ukochaną i też był ciut innego pochodzenia. Ale to raczej po prostu takie miłe skojarzenie, bo lubiłam tego bohatera ;d. Właśnie mocno się zastanawiałam nad tym jak połączyć te wątki i czy Dan się zlituje nad nimi czy może zostawi i wpadną przypadkiem albo po raz drugi się spotkają i im pomoże czy coś. Ale jednak nie. Jednak teraz. Chyba, że coś pójdzie jeszcze nie tak. Ciężko ocenić Dana za egoistę w tej chwili. W końcu nie zna tamtych ludzi, ma chłopczyka do uratowania i ciężko zbawić świat. Zwłaszcza, że musi się poświęcić, bo może przez to stracić własne życie. Niby żołnierz powinien walczyć o ludzi itd. Ale ma w swojej głowie zakodowane, że musi uratować chłopca i to teraz jest najważniejsze, także ja go usprawiedliwiam :D.
Pozdrawiam :)
Oj rozumiem to! :D Ja też mam czasem takie dni, że leżę i nic nie robię, bo nie mam na nic ochoty;D Ale podejrzewam, że każdy tak czasem ma.
UsuńDan ich zaskoczył i tylko dzięki temu zdołał pokonać trzech. W walce wręcz nie byłoby tak łatwo. Nie pamiętam tej postaci ze Skazanego, ale wiem, że Amaury, który "gra" u mnie Rodrigo był w Skazanym. Także jego twarz tez mi się kojarzy ze Skazanym, ale postać już nie;D
Cieszę się, że usprawiedliwiasz Dana;D Wydaje mi się, że większość ludzi, czytając książki albo oglądając filmy o podobnej tematyce, wyobraża sobie, że główny bohater musi ratować wszystkich i zawsze ze wszystkim dawać sobie radę. A ja nie chcę, żeby u mnie tak było;D Życie to nie bajka;D
Dziękuję za komentarz! ;*
Hm... popatrzyłam w filmwebie i okazało się, że własnie o niego mi chodziło :D. Po prostu chyba ta ciemniejsza karnacja dała taki efekt, że zapamiętałam go jako kogoś takiego... ciut egzotycznego. Chociaż mam wrażenie, że używał jakiegoś innego języka. Ale to było tak dawno, że nie mam pojęcia. Tylko ten ze Skazanego chyba nie był tchórzem.
UsuńA ja właśnie lubię tą realność i staram się, choć ciężko wychodzi, aby coś moim bohaterom się nie udawało i takie tam. Chociaż ostatnio piszę sobie na boku, a nie na bloga. O ile już w ogóle piszę ;D.
Nie pamiętam już za bardzo Skazanego, ale wydaje mi się, że Sucre to był raczej odważny ;D Przeciwieństwo mojego Rodrigo.
UsuńDobrze, że w ogóle piszesz;) Przynajmniej się nie "zastoisz" xD
Nie sądziłam, że tak szybko pójdzie mi nadrabianie. Pewnie sądziłam, że będzie tu na mnie czekało więcej rozdziałów.. Trochę się zawiodłam tym, że ich tak niewiele jest, ale rozumiem, że mogłaś nie mieć czasu. Sama ostatnio mam swój czas bardzo mocno okrojony, a i tak szpilki nawet nie mogę wcisnąć.
OdpowiedzUsuńTen rozdział średnio mi się podobał, był taki mozolny i trochę o niczym. Znaczy o czymś, bo była motywacja Rodrigo, jego zawziętość i walka o Robertę, wymuszenie na Danie pomocy, ale to właściwie tylko tyle. Jednowątkowy rozdzialik, co był w gruncie rzeczy tylko rozmową, przekonywaniem jednego, by pomógł kobiecie tego drugiego (właściwie to dopiero koleżance).
Powiem jednak, że ciekawe było ich pierwsze spotkanie i zastanawia mnie gdzie Mulat nauczył się kraść. Dlaczego "mulat" z małej mi podkreśla na czerwono, to błąd? Przecież bycie mulatem to chyba żadna narodowość. Pewnie mam głupią przeglądarkę.
Ten "rozdział" to w gruncie rzeczy tylko część rozdziału, więc miał prawo być jednowątkowy. Nie w każdym będzie się coś działo, a z takiej rozmowy też można wiele rzeczy wysnioskować i zauważyć;)
UsuńW sumie nie mam pojęcia czemu Mulat musi być z dużej xD Jakoś tak odruchowo to pisałam i chyba nie zwróciłam uwagi. A np. "metys" już nie podkreśla... Polski język trudny język xD
Dziękuję za komentarz ;*
Nie no, rozumiem, przecież nie wymagam, by w każdym się coś działo, tylko tu było w kółko takie jojczenie "pomóż jej" "nie, jestem egoistą", aż się momentami śmiałam, bo byłam w stanie odgadnąć, co bohaterowie powiedzą dalej. Momentami też ta rozmowa była strasznie nienaturalna, jakby mi w niej czegoś brakowało, ale sama nie wiem czego, być może jakiegoś opisu w jakim stanie jest Rodrigo, mocniejszego zobrazowania jego stresu. Czegoś co by mnie za ten mięsień co krew pompuje chwyciło.
UsuńNo cóż, ja miałam na to taką wizję ;)
UsuńTak jak mówię, w Danie cała nadzieja. Póki co jest to postać, którą ciężko lubić i szanować jako osobę, ale cenię go za osobowość, bo jako jeden z nielicznych tutaj ma w sobie coś ludzkiego i paradoksalnie ludzka w nim jest nieludzkość. Boże, jakie ja bzdury plotę dzisiaj. Masło maślane, wiem o tym! Chodzi mi o to, że Dan zachowuje się tak jak większość z nas zachowałaby się w takiej sytuacji. Michaś jest dla niego ważny, a nie jakaś kobieta, przyjaciółka jakiegoś mulata. Myślę, że gdyby mój mąż był na jego miejscu i ratował któreś z naszych dzieci, zostawił je w jakieś szafie, w innym domu i sam ruszył po leki, po możliwość ucieczki i oczywiście powrotu po to dziecko, to też nie przejmowałby się jakąś obcą kobitą. Pewnie by jej żałował, byłoby mu jakoś szkoda, przykro, ale szybko by się otrząsnął i walczył o dobro swoich bliskich, a nie obcych, obojętnych mu ludzi. Dan nie jest altruistą, nie chce zgrywać bohatera, nie robi tego co Cat, która wysiadła z pędzącego samochodu, by reanimować umarłego człowieka, którego potrącił samochód podczas jej i Colina pościgu (znaczy to oni ścigali, dobrze to wszystko pamiętam, bo obraz mam, przyznaję, nieco zamazany). Sądzę, że większość jest w świecie właśnie takich Danów, a nie takich Cath, tymczasem u ciebie przeważają takie Cath...
OdpowiedzUsuńNie wiem czy masło maślane, ale bardzo dobrze zrozumiałam, co miałaś na myśli :D
UsuńPorównując te dwie sytuacje (Catherina w samochodzie i Dan w tej aptece) trzeba też pamiętać o tym, że to Colin kazał Catherinie wysiadać. Poza tym Catherina była na służbie, miała obowiązek sprawdzić, co się stało z tą kobietą i udzielić jej pomocy. Tym bardziej, że została potrącona podczas pościgu, w którym C&C brali udział. Dan nie był na misji, nie był na służbie. Więc to są dwie różne sytuacje. Ale rozumiem, że pewnie masz na myśli to, że ludzie są częściej egoistami niż bohaterami. I myślę, że mimo wszystko u mnie wcale nie przerażają 'bohaterowie' ;) Dan nie chce pomóc Robercie, Rodrigo chciał ją zostawić na pastwę losu ze strachu... To już dwie postacie, a druga część się dopiero zaczęła :D
Dziękuję za komentarz ;*
Z Dana to jesdnak porządny gość, to znaczy ma łeb na karku mam wrażenie. Po prostu sobie radzi.
OdpowiedzUsuńRodrigo jednak nie zostawił Roberty, to dobrze ufff :)
Nie wiem, czy to dobry pomysł kompletować do obozu nieznajomych? Zwłaszcza po Danie chyba się nie spodziewałam, myślałam, że jest rozsądniejszy? Szok, że uratował Robertę... Czuję, że ma w tym swój cel jednak...
hmmm ciekawe...
Dan nikogo nie kompletuje;) O żadnym obozie na razie nie ma mowy.
UsuńDziękuję za komentarz ;)