*
Ciepłe promienie słońca przedarły się przez korony drzew i dosięgły bladej twarzy Catheriny leżącej koło okna. Choć podświadomie bardzo chciała otworzyć wreszcie oczy i powrócić do świata żywych, nie miała siły na uniesienie powiek. Czuła, jakby ważyły o wiele więcej, niż powinny, albo na stałe się ze sobą skleiły. W tamtym momencie nawet tak błahe czynności jak pobudka stanowiły dla niej prawdziwą walkę z wiatrakami. Zwycięstwo osiągnęła dopiero po dłuższej chwili, ale od razu go pożałowała. Z przerażeniem stwierdziła, że nic nie widzi, a obraz przed jej oczami jest kompletnie zamazany. Leżała więc ze wzrokiem utkwionym w sufit chaty, zupełnie nie wiedząc, na co patrzy i co powinna zrobić. Jej zdezorientowanie rosło z zastraszającą prędkością. Chciała wstać, pójść gdzieś, poprosić o pomoc i wyjaśnienia, ale była zbyt otumaniona, by zdecydować się na jakikolwiek ruch. Uniosła głowę, wsparła ciało na łokciach i dopiero wtedy jej wzrok zaczął się powoli wyostrzać.
Wraz z wracającą świadomością dotarło do niej, że tak naprawdę kompletnie nie wie, co się dzieje wokół. Nie pamiętała, kim jest, nie wiedziała, gdzie się znajduje i co się wydarzyło. Nie potrafiła przypomnieć sobie żadnego szczegółu z poprzedniego dnia. Rozglądała się po chacie, czując coraz większą niemoc i zagubienie. Patrzyła na drewniany blat, na którym stało mnóstwo słoiczków wypełnionych czymś, co wyglądało na zioła; na żeliwny kociołek, który wywołał u niej skojarzenie z czarownicami, i jeden drewniany regał wypełniony po brzegi książkami w starych, poszarpanych okładkach. Obok niego stał wypłowiały fotel i niewielki stolik, na którym leżały okulary, natomiast w kącie chaty — wysoka miotła z gałęzi. Wszystkie ściany i sufit chaty zostały wykonane z drewna. Catherina nie dostrzegła żadnej elektroniki i ani jednej żywej duszy. W dalszym ciągu nie wiedziała, czy powinna kojarzyć to miejsce, czy może znalazła się tu zupełnie przypadkiem. Była zdezorientowana. Dopiero gdy poczuła ból w klatce piersiowej i machinalnie zajrzała pod bluzkę, widok bandaży brutalnie przywrócił jej pamięć...
— To znaczy, że zaczynamy od nowa? — zapytała, a Bonnet bardzo szeroko się do niej uśmiechnął.
— Jeśli tylko chcesz...
— To ja, Catia. To ja powiadomiłem media, to ja was wydałem. Zrezygnowałaś, Bonnet nie, ale zagrożeniem jesteście oboje. Obiecali mi azyl. Obiecali, że zabiją was szybko i bezboleśnie. Przepraszam... Ja tak strasznie was przepraszam!
— Ja już chyba nie dam rady... — wyszeptał Colin.
— Błagam cię, otwórz oczy. Bonnet, kurwa, otwórz oczy!
— Nie przejmuj się, Catii, najwidoczniej tak musiało być. Poradzisz sobie beze mnie.
— Colin, cholera, co ty w ogóle gadasz! — uniosła głos. — Jakie „bez ciebie”? Musisz dać radę, rozumiesz? Wytrzymaj! Zaraz przyjedzie karetka, uratują cię! Bądź silny!
— Ty bądź silna — poprosił. — Co by się nie stało, bądź silna. Przetrwaj za wszelką cenę...
— Błagam cię, Colin... nie zostawiaj mnie. Nie teraz, nie tak!
Przycisnęła dłonie do ust, by nie wydobyć z siebie krzyku. W jej oczach od razu pojawiły się łzy. Trzęsła się ze strachu, czując, że ogarnia ją panika. Niezwykle silna i destrukcyjna, bo przez kilka chwil Catherina nie potrafiła się nawet ruszyć.
Ostatnie, co pamiętała, to niewyraźna twarz Azjaty, który pochylał się nad nią i coś krzyczał. Dalej widziała już tylko ciemność. Była przekonana, że została porwana i przetrzymywana przez Japończyków — albo Koreańczyków — którzy wcześniej zabili Colina. Nie widziała innej możliwości. Przecież na miejscu zdarzenia została tylko ona i wróg.
Poczuła, że musi uciekać. Nie myślała logicznie, nie zwracała uwagi na swój stan, brak sił i kiepskie samopoczucie. Myślała tylko o tym, by jak najszybciej zakończyć przygodę z Krwawym Osiedlem i ukryć się gdzieś przed sprawcami masowego mordu.
Ponownie rozejrzała się po chacie, a na drewnianej szafce — stojącej po drugiej stronie pokoju — zauważyła duży metalowy nóż. Już chciała po niego pójść, kiedy w jej głowie zaświeciła się lampka ostrzegawcza. Catherina zastanawiała się, czemu oprawcy zostawili ją samą, bez nadzoru, a w widocznym miejscu położyli broń. Uniosła głowę i szukała wzrokiem kamer. Chciała wiedzieć, czy jest obserwowana, bo taka opcja wydała jej się nagle bardzo prawdopodobna.
Może to pułapka? — myślała. — Może to wszystko jest zwykłą grą, zabawą i bez względu na to, co zrobię, i tak zostanę zabita, gdy tylko otworzę drzwi?
Niestety, nawet jeśli wróg spodziewał się takiego zagrania, Catherina nie miała teraz czasu na wymyślanie ambitniejszych planów. Z trudem wstała z łóżka i od razu poczuła zawroty głowy oraz mdłości, przez które zapragnęła jak najprędzej wrócić pod ciepłą kołdrę. Wiedziała jednak, że nie może tego zrobić, bo to był najgorszy czas na odpoczynek. Zebrała całą swoją siłę, by podejść do szafki, po czym chwyciła nóż i zaczęła szukać drzwi prowadzących do innych pokoi. Chciała zrobić rozeznanie terenu, aby nikt nie zdołał zaskoczyć jej od tyłu. Wodziła wzrokiem po drewnianych ścianach i ze zdziwieniem stwierdziła, że budynek najprawdopodobniej składa się tylko z jednego pomieszczenia — małej sypialni połączonej z równie małą kuchnią. To jakieś jaja... — pomyślała.
Potem chwiejnym krokiem podeszła do okna. Cały czas przytrzymywała się ściany, mając nadzieję, że nikt jej teraz nie zaskoczy. Czuła, że w takim stanie przegrałaby każde starcie.
Delikatnie odsunęła firankę. Starała się zrobić to w taki sposób, by ona widziała wiele, ale nikt z zewnątrz nie mógł zobaczyć jej.
Widok, który zastała, bardzo ją zaskoczył. Spodziewała się koszar, strażników z bronią, jeńców przywiązanych do drzew, a zamiast tego dostrzegła palenisko i ławkę, na której siedziała tylko jedna kobieta. Nikt więcej.
Co tu się, do cholery, wyprawia... — myślała z coraz większą irytacją.
Nie zdążyła się nad tym głębiej zastanowić, gdyż drzwi chaty zaczęły się otwierać. Catia z zaciśniętymi zębami i mocno bijącym sercem wyciągnęła przed siebie nóż, po czym stanęła w pozycji walki gotowa do ataku.
Zobaczyła wysokiego, postawnego mężczyznę koło trzydziestki o ciemnych oczach i pełnych ustach. Miał szeroki nos i minimalnie odstające uszy. Jednak — co najważniejsze — nie wyglądał na Azjatę. Catherina zmierzyła go wzrokiem od stóp do głów, zastanawiając się, jak pokonać kogoś, kto znacznie przewyższa ją siłą i posturą. Trzymany w ręce nóż dawał tylko chwilową przewagę.
— Kim jesteś? — zapytała surowym tonem.
Była zdeterminowana do zabicia go, jeśli zbliży się bardziej, niż powinien. Starała się ignorować ból pleców i osłabienie, przez które z trudem stała na nogach.
— Mangus — rzucił elokwentnie.
— Czego ode mnie chcesz? — warknęła.
— Niczego. Po linę przyszedłem.
— Nie dam się powiesić! — krzyknęła.
Choć chciała zabrzmieć groźnie i stanowczo w jej głosie słychać było przede wszystkim strach i zdezorientowanie.
— Co? — zaśmiał się mężczyzna, jakby nie dowierzał w to, co usłyszał. — Patyki muszę związać. Czemu miałbym panią wieszać?
— Co ja tu robię? — Zmieniła temat.
Zaraz potem zachwiała się mocno na prawą stronę, czując, że słabnie i to w zastraszającym tempie. Powracały zawroty głowy, a nogi samowolnie się pod nią uginały. Mimo to nie dopuszczała do siebie myśli, że nie jest gotowa na żadne poważne działania, i nie zamierzała wrócić do łóżka. Dam radę! — myślała.
— Żyje pani. To chyba najważniejsze — skomentował mężczyzna, wzruszając ramionami.
— Kpisz sobie ze mnie? — wrzasnęła nieprzyjemnym tonem. — Pytam, co ja tu robię?!
— Nie wiem. Ja też nic nie rozumiem — odpowiedział. Catherina wzmocniła uścisk na nożu i ponownie się zachwiała; tym razem na lewo. — To pewnie sprawka Dana, więc jak wróci, to pani powie, czego chciał.
— Kim jest Dan? — zapytała spokojniej.
— Skończonym idiotą — rzucił nieznajomy nieprzyjemnym tonem.
Catherina pomyślała, że tych dwoje chyba nieszczególnie za sobą przepada. Mangus nawet nie krył swojej niechęci do człowieka, o którym mówił.
— To on chciał mnie zabić? — dopytywała.
— Ja pierdolę! — wrzasnął w końcu, tracąc cierpliwość. — Nie wiem, nie rozumiesz?! Nie wiem!
Mangus miał już dość tego przesłuchania i rozmowy z kobietą, która zadawała pytania, na które on nie znał odpowiedzi. Nie wiedział nawet, czy chciałby je poznać.
W tym momencie do budynku weszła niska staruszka wyglądem przypominająca szamankę. Catherina patrzyła na nią z ciekawością, zastanawiając się, czym to miejsce ją jeszcze zaskoczy. Las, drewniana chata, żeliwny kociołek i kobieta opatulona wzorzystą chustą... Miała wrażenie, że trafiła do innej rzeczywistości, albo starodawnej baśni. Gdzie ty, kurwa, jesteś, Catia?
— Nie powinnaś jeszcze wstawać — rzuciła Hebe, gdy tylko zamknęła za sobą drzwi.
Porucznik nie wytrzymała.
— Powie mi ktoś wreszcie, o co w tym wszystkim chodzi?! — wrzasnęła.
Straciła cierpliwość. Nie miała pojęcia, co sądzić o obecnej sytuacji, ani do kogo powinna w tym momencie mierzyć nożem. Ani mężczyzna, ani staruszka nie okazywali choćby minimalnego zaniepokojenia. Catia odniosła wrażenie, że jest przez nich lekceważona.
— Nie teraz — odpowiedziała krótko Hebe, po czym podeszła do stołu i zaczęła mieszać coś w garnku. Następnie przelała napar do szklanki i podała kobiecie. — Wypij.
— Nie! — odmówiła ostro Morgan.
— Och, na Boga! Uratowaliśmy cię, zajęliśmy się tobą po postrzale! Dan przywlókł cię tu z lasu na własnych rękach przez kilka mil! — oburzyła się staruszka. — Daję ci wywar, który zwiększy trochę twoją odporność, a ty wybrzydzasz i stroisz fochy!
Catherina rzuciła nieśmiało okiem do środka, a potem ponownie przeniosła wzrok na zielarkę. Bała się. Nie wiedziała, czy może zaufać tej kobiecie i czy wypicie wywaru nie jest pułapką. Jeszcze raz dobrze przyjrzała się dwójce. Żadne z nich nie wyglądało na zbrodniarza, ale nie chciała sugerować się tylko przeczuciami.
— Zaczynasz działać mi na nerwy — rzuciła zielarka. — Gdybyśmy chcieli cię zabić, już byśmy to zrobili. Od dwóch tygodni pozwalam ci się pocić w mojej pościeli, to chyba coś znaczy, prawda?
Catherina zgłupiała. Kompletnie nie wiedziała, co robić. Opuściła dłoń, ale nie odłożyła noża. Znowu poczuła zawroty głowy, przez które z trudem utrzymała równowagę. Zdecydowała, że zaryzykuje. Kto wie, może ten dziwnie pachnący wywar naprawdę pomoże jej stanąć na nogi?
Niepewnie chwyciła ciężki, gliniany kubek i uniosła go do ust. Zawahała się, ale ostatecznie przechyliła naczynie. Gdy do jej gardła doleciała paląca, gorzka ciecz, nie potrafiła się nie skrzywić.
— Co to jest? — wysyczała, dusząc się.
— Do końca — ponagliła zielarka.
Catia posłusznie wykonała polecenie, nie ponawiając pytań, po czym poczuła jeszcze silniejsze zawroty głowy. Wiedziała, że musi natychmiast położyć się do łóżka. Nie była w stanie dalej udawać zdolnej do obrony i wymachiwać nożem. Z trudem wróciła na leżankę, a gdy jej głowa dotknęła miękkiej poduszki, poczuła, że nieprędko zdoła ją znów podnieść o własnych siłach.
— Co zamierzacie ze mną zrobić? — wychrypiała, z trudem łapiąc oddech.
Bała się, bo wiedziała, że po raz kolejny przegrała. Jej życie leżało w rękach nawiedzonej zielarki, mężczyzny wyglądającego, jak jedno wielkie nie wiem, nie rozumiem i jakiegoś faceta, którego nie widziała nawet na oczy.
— Nic — odparła Hebe. — Dan cię uratował, więc on o tobie zadecyduje.
— A Colin? — zapytała ledwo dosłyszalnie Catherina.
— Dan dotaszczył tylko ciebie. — Usłyszała w odpowiedzi.
To był dla Morgan cios prosto w serce. Zamknęła oczy, starając się za wszelką cenę powstrzymać łzy. Nie chciała nawet myśleć, że Colin mógł w dalszym ciągu przebywać na Krwawym Osiedlu albo gnić już w trumnie na cmentarzu. Nie on. Nie Bonnet, który z każdej sytuacji zawsze wychodził obronną ręką. Nie Colin-Pieprzony-Farciarz.
Nie umarł — pomyślała. — Skoro mi się udało, to on też przeżył. Wezwałam karetkę. Przecież musieli przyjechać. Colin nie umarł — wmawiała sobie, odganiając wszystkie złe przeczucia, które starały się zakorzenić w jej głowie.
I z taką nadzieją usnęła.
*
Gdyby Dan wyszedł z apteki dwie minuty wcześniej, stanąłby twarzą w twarz z nową gromadą czarno-złotych mundurów. Prawie naciskał na klamkę, gdy usłyszał głośny dźwięk silników zbliżających się w jego kierunku. Zaraz potem na ulicę wjechały trzy furgonetki, z których wysiadło kilkunastu mężczyzn.
Żołnierz wraz z Rodrigo szybko przylgnęli do drzwi. Mieli nadzieję, że nikt nie zechce wejść teraz do apteki, albo nie zajrzy do środka przez wybite okna. Ich pozycja była zła i ryzykowna, a każdy szmer mógł zwrócić uwagę wroga. Mimo to nie mogli się teraz przemieścić. Musieli czekać i mieć nadzieję, że czarno-złoci niebawem odjadą.
Ulica opustoszała. Oprócz trupów i spacerujących zbrodniarzy nikt nie przewijał się przez centrum. Nawet samochody przestały zapuszczać się w te rejony, jakby kierowcy doskonale wiedzieli, co tu zastaną. Kilkupasmowa droga wymarła, mieszkańcy pobliskich wieżowców chowali się w swoich mieszkaniach i tylko ukradkiem obserwowali, czy niebezpieczeństwo ustało. Muzyka w podziemnych klubach i restauracjach zamilkła, a drzwi ryglowano od środka. Nikt nie odważył się stanąć z nieprzyjacielem twarzą w twarz, każdy z niecierpliwością oczekiwał na pomoc.
A ta nie nadchodziła.
Zbrodniarze z niezwykłą śmiałością przemierzali drogę wzdłuż i wszerz. Czasem dla zabawy strzelali do sygnalizacji świetlnej, robiąc coś na kształt konkursu — kto trafi w czerwone z największej odległości. Mierzyli dystans za pomocą kroków, kopiąc ciała umarłych leżące na ich szlaku. Cardona patrzył na tę zabawę z zaciśniętymi zębami, a Mulat nie mógł uwierzyć, że to wszystko naprawdę się dzieje. Cały czas miał nadzieję, że niedługo przyjadą radiowozy policyjne lub wojsko i ktoś zapanuje nad bałaganem; ciągle miał jeszcze nadzieję na sprawiedliwość.
W pewnej chwili dwóch mężczyzn zrezygnowało z udziału w konkursie i skierowało się do jednego z wieżowców. Nie minęło pięć minut, gdy wyszli z niego, prowadząc kilka kobiet, trzech mężczyzn i kilkuletniego chłopca. Dan wstrzymał oddech, przez chwilę odnosząc wrażenie, że patrzy na Michaela, ale bardzo szybko zrozumiał, że to nie mógł być on. Mike miał na sobie inne ubranie i przebywał w innym budynku. Cardona, wyluzuj!
Nagle jeden z czarno-złotych uniósł broń, krzyknął coś po japońsku, a potem strzelił wprost w głowę najniższej z kobiet. Upadała w akompaniamencie panicznego szlochu pozostałych zakładników i wrzasku dziecka. Potem żywych wepchnięto do jeepa, nie dając nawet czasu na opłakanie zabitej.
Samochód odjechał z piskiem opon.
— Co za bydlaki! — syknął zdruzgotany Rodrigo.
Paraliżowała go myśl, że za moment to on może stanąć na środku placu i patrzeć na lufę pistoletu wycelowaną w swoją głowę. Wystarczyło tylko, by czarno-złoci spojrzeli w kierunku wybitych szyb i dostrzegli cienie, jakie rzucały sylwetki Dana i Rodrigo. Mulat z przerażeniem obserwował każdy ruch nieznajomych mężczyzn. Widział, jak morderca zakładniczki unosi ręce i przymyka oczy, jakby rozkoszował się swoim czynem.
Robił to, bo wiedział, że jest obserwowany. Wiedział, że przez okno patrzy na niego cała dzielnica i że od tej chwili ich los będzie leżał w jego rękach.
Dan coraz bardziej się niecierpliwił. Domyślał się, że prędzej czy później wszyscy zbrodniarze odjadą, by szerzyć swoją działalność na innych terenach, ale nie mógł czekać w nieskończoność. Obawiał się, że kilku zakładników, których wzięli do tej pory, im nie wystarczy. Nie mylił się. Już po chwili mężczyźni zaczęli rozchodzić się do innych wieżowców. Żołnierz wstrzymał oddech, gdy zobaczył, że zbliżają się też do budynku, w którym schował Michaela.
Nie miał planu ani pomysłu; był zdany tylko na siebie i osamotniony w działaniach. Nie mógł liczyć na Rodrigo, który nie potrafił nawet patrzeć na to, co dzieje się na ulicy, a co dopiero działać. Musiał wystąpić sam przeciw wszystkim. Ryzykować dla małego człowieczka, któremu złożył obietnicę.
Przyjrzał im się bliżej. Dostrzegł Japończyków, Amerykanów i kilku mężczyzn, których narodowości nie był w stanie określić, a jeden z nich właśnie wchodził do bloku, w którym znajdował się Michael.
Dan nie mógł czekać. Choć każdy mięsień jego ciała przeciwstawiał się temu, co chciał zrobić, musiał postawić wszystko na jedną kartę; odważyć się na śmierć, by zawalczyć o życie.
Stanął przed drzwiami, ale zawahał się przed naciśnięciem na klamkę.
— Co ty robisz? Idziesz tam? — zapytał Rodrigo, odciągając dłoń Dana. — Zwariowałeś?! Przecież oni cię zabiją! Obiecałeś, że ją zszyjesz! Miałeś mi pomóc! — krzyczał szeptem.
— Więc to zrobię, ale teraz mnie nie zatrzymuj! — warknął Dan.
— Błagam cię, chodź na zaplecze i pomóż mi z tą dziewczyną. Może tu nie przyjdą, może nam się uda?! Serio chcesz popełnić samobójstwo?! — nawijał jak najęty.
— To nie jest żadne samobójstwo. Doskonale wiem, co robię — skłamał Cardona — Przeczołgaj się na zaplecze, widziałem tam okno. Wyjdź przez nie i załatw samochód. Niedługo wrócę i zszyję tę dziewczynę — mówił. — I przestań wreszcie płakać mi w rękaw. Jesteś na wojnie, masz broń, więc zacznij zachowywać się jak wojownik — rozkazał.
Rodrigo nie potrafił tego zrobić. Mając nieznajomego koło siebie, czuł się pewniej. Nie był sam i wierzył, że w sytuacji zagrożenia mężczyzna pomoże mu przeżyć. Teraz żołnierz chciał odejść, a Rodrigo nie był gotów znów stanąć przeciwko wszystkim w pojedynkę.
— Wrócę — dodał stanowczo Dan, widząc, że jego poprzednie słowa nie przekonały Mulata.
— To twoje ulubione słowo?
Dan uśmiechnął się lekko.
— Chyba tak — odpowiedział.
Spojrzał na ulicę, wykorzystał moment, w którym zbrodniarze odwracali się plecami do apteki, i opuścił budynek.
— Totalny wariat! — skomentował Rodrigo, który jeszcze przez chwilę przyglądał się działaniom nieznajomego. Gdy zauważył, że czarno-złoci nie zwracają na Dana uwagi, poczuł cień ulgi i nadzieję, że naprawdę uda im się przeżyć.
Cardona szybkim krokiem przemierzał ulicę, starając się wyglądać na wyluzowanego i pewnego swoich działań. Wiedział, że zdradzi go każdy niepewny krok i każdy cień strachu, który przemknie mu przez twarz. Nie wyróżniał się z tłumu. Miał ich ubranie i ich broń. Początkowo odnosił wrażenie, że wszyscy na niego patrzą, jednak w gruncie rzeczy nie byli nim w ogóle zainteresowani. Całą ich uwagę przykuwała teraz nowa grupa ludzi wyciągniętych siłą ze swoich mieszkań.
Gdy Dan stanął przed budynkiem, w którym schował Michaela, rozejrzał się dookoła, upewnił, że nikt za nim nie idzie i dopiero wtedy wszedł do środka. W sekundę dopadł do szafy, nie zdając sobie sprawy, jak mocno bije mu serce. Nie przypuszczał nawet, że życie tego malca stanie się dla niego takie ważne. Bardzo szybko otworzył drzwi szafy, a potem zaśmiał się cicho pod nosem. Odetchnął z ulgą — Michael nie ruszył się z miejsca.
Malec w pierwszej chwili nie poznał żołnierza, dlatego przywarł mocno do desek, chcąc jak najbardziej oddalić się od nieznajomego mężczyzny. Jednak już po chwili zamiast ataku płaczu i histerii do uszu Dana dotarł wesoły śmiech, wyrażający nie tylko radość, ale i ulgę. Żołnierz kucnął przy chłopcu, chcąc wyciągnąć go z szafy, a wtedy Michael rzucił mu się na szyję i mocno objął ją rękami.
Cardona przez chwilę trwał w bezruchu, nie wiedząc, jak się zachować. Czuł skrępowanie i zaskoczenie, bowiem zupełnie nie spodziewał się takiej śmiałej reakcji na swoje przybycie. Pozwolił malcowi trwać w obranej pozycji i nawet lekko odwzajemnił uścisk.
— Bałem się, że nie wrócisz — wyszeptał chłopiec, wylewając łzy w mundur mężczyzny i miętosząc w rękach ciemny materiał.
— Przecież ci obiecałem — powiedział spokojnie Dan.
Zdziwił się, że jego głos może brzmieć tak ciepło i serdecznie.
— Alice mówiła, że ludzie nie dotrzymują obietnic — rzucił dzieciak z naburmuszoną miną.
Żołnierz uśmiechnął się smutno.
— Więc zapamiętaj, Michael, że ja dotrzymuję.
Jeszcze przez moment chłopiec ściskał szyję żołnierza, a on nie potrafił i nie chciał go od siebie odsunąć. Dopiero gdy usłyszał odgłos stóp, szybko wstał, a Michaela złapał mocno za ramię.
— Jeśli ktoś tu przyjdzie, to udawaj, że chcę cię skrzywdzić — rozkazał szybko. — Udawaj, że jestem zły!
Michael kiwnął głową na znak zrozumienia, ale Dan był pewny, że oszołomiony chłopiec i tak nie odnajdzie się w tym przedstawieniu. Żołnierz miał nadzieję, że czarno-złoci mimo wszystko ominą ich mieszkanie i poszukają ofiar gdzieś indziej, ale tak się nie stało. Prawie stanęło mu serce, gdy w drzwiach zobaczył postać jednego z zamachowców, który już od wejścia zaczął bardzo czujnie się w niego wpatrywać. Był wysoki, umięśniony i wyglądał na Europejczyka.
— Mały skurwysyn schował się w szafie — zaśmiał się sztucznie Cardona, po czym nieprzyjemnie potrząsnął dzieckiem.
Michael nie zareagował, nie zapłakał. Przerzucał wzrok z Dana na przybysza i nie wiedział, co robić.
— Czyżby? — odezwał się po angielsku zbrodniarz.
— Bierzemy go — rzucił obojętnie Cardona.
— Nie przypominam sobie, żebym cię kiedyś widział — dodał szybko tamten.
Dan poczuł, że jego plan się sypie i nie zdoła oszukać czarno-złotego. Rozważał w głowie dziesiątki różnych wyjść i posunięć, obserwował każdy ruch przeciwnika, mając nadzieję, że chociaż na moment straci czujność. Ale on w dalszym ciągu stał nieruchomo i bacznie wpatrywał się w Dana.
Jakby tego było mało, Michael nadal nie płakał. Stał spokojnie i nie okazywał żadnego strachu względem mężczyzny, który go szarpał. Zdaniem czarno-złotego takie zachowanie było dziwne i zastanawiające. Dzieciak powinien krzyczeć, wołać rodziców, bać się… Ten wyglądał na zbyt opanowanego.
— Jest nas chyba trochę za dużo, żebyś mógł poznać każdego — odpowiedział nerwowo Cardona.
Nie okazuj strachu, Dan — myślał. — Nie okazuj strachu! Graj w tę grę najlepiej jak potrafisz.
— Przyjechały trzy samochody — kontynuował tamten. — Z którego wyszedłeś?
Żołnierz poczuł, że traci grunt pod nogami. Miesiące planowania, porwanie, rana w nodze, mordowanie... to wszystko na nic, nie zdoła uratować Michaela. Jeśli czarno-złoty od razu nie zaufał, to już nie zaufa.
Koniec gry — pomyślał Dan. — Spieprzyłeś sprawę.
Słuchajcie, wiem, że ostatnio jestem tu dość rzadko z rozdziałami, ale to dlatego że wszystko poprawiam. Chcę opublikować coś, z czego będę naprawdę zadowolona. Mam nadzieję, że jakoś przetrwamy ten najgorszy czas poprawek;)
Ale chciałam napisać też o czymś innym. Zauważyłam, że drastycznie spadła liczba komentujących. Nie mam zamiaru teraz błagać o Waszą obecność, albo coś w tym stylu. Chciałabym tylko wiedzieć, ile osób tak naprawdę wchodzi i czyta. Nie ważne, czy na bieżąco, czy nadrabia rozdziały, czy dopiero zaczyna. Chcę po prostu wiedzieć dla ilu osób się staram, dla ilu piszę, ile za jakiś czas ma zamiar obdarzyć mnie swoją opinią i komentarzem. Zwykłe: "jestem, nadrabiam" albo "nie komentuję, bo nie mam czasu, ale jestem i przybędę". To nie kosztuje dużo, a ja będę wiedzieć na czym stoję ;)
Na Waszych blogach też się niebawem pojawię. Mam teraz dość intensywny czas w pracy i jak wracam to nic mi się nie chce. Ale na pewno nikt nie zostanie bez komentarza ;)
Zbetowała Condawiramurs za co ogromnie dziękuję!
takie zakończenie bardziej mi się podoba :p nie ma wrażenia urwania i jest totalna drama ;p haha, odczuwam swoistą radość na myśl, że wiem, co się dzieje w następnej części, ale będę tutaj milczeć jak grób ;p ogólnie moje wrażenia już znasz :D tutaj chcę się jeszcze odnieść do notki pod rozdziałem: spadek komentujących jest chyba obecny wszędzie. I tak właściwie nie wiem, czy ktoś, kto nadrabia, zajrzy ndo tego rozdziału i skomentuje. ale moze nagłówek faktycznie go zachęci? trudno powiedzieć. takie juz są zasady tego blogowego życia.Dlatego jakimś rozwiązaniem mogą byc ankiety. może dodanie opcji: "nadrabiam rozdziały" by coś wyjaśniło?;p
OdpowiedzUsuńTeż mi się bardziej spodobało, jak na nie wpadłam :D
UsuńA ja jednak mam nadzieję, że ktoś zobaczy ten wielki napis proszący o zajrzenie do notki pod rozdziałem i się ujawni :D
Pomysł z ankietą fajny, muszę pomyśleć nad tym :D
Dziękuję za komentarz ;*
Cześć! Na wstępie zacznę od Twojej notki — czytam wszystko i, oczywiście, z Tobą jestem. Możesz się spodziewać na 100% moich komentarzy na bieżąco, a co do poprzednich rozdziałów… Skomentuję, jak będę miała nieco więcej czasu. Wiesz jak jest. Jeszcze się uczę i muszę nadrobić miesiąc nieobecności z powodu choroby :c
OdpowiedzUsuńJak zwykle, zacznę od kręcenia nosem (już słyszę to „Kurwa, znowu ona…”)
„To jakieś jaja... — pomyślała.” — ogólnie nie ma nic złego w takim stylu bohaterów. W końcu dialogi powinny być realne i tak dalej, jednak ja muszę wtrącić swoje „ale”. Może to tylko takie moje odczucie, ale słowo jaja wydaje mi się takie… Nie na miejscu? Chyba bardziej do sytuacji pasowałoby „To są jakieś żarty” czy coś w tym rodzaju.
„Cały czas podtrzymywała się ściany […]”— przytrzymywała.
„nikt nie zechce wejść teraz do apteki, albo nie zajrzy do środka” — przed „albo” nie stawiamy przecinków.
„Mierzyli dystans za pomocą kroków, kopiąc nogami ciała umarłych […]”— zwracałam Ci już uwagę :) Nie da się kopać rękami, więc mamy tutaj pleonazm.
„unosi ręce do góry i przymyka oczy” — sytuacja jak wyżej. Ponownie pleonazm. Nie da się unieść czegoś w dół.
„— Nie przypominam sobie, żebym cię kiedyś widział — dodał szybko tamten...” — tutaj raczej nie stosowany jest wielokropek.
I to chyba tyle, jeśli chodzi o uwagi. Czas na treść.
Powiem tak — ta wersja zdecydowanie bardziej mi się podoba. Znaczy, poprzednia też mi się podobała, ale tutaj jednak poprawki wyszły Ci bardzo na dobre.
Po pierwsze: mamy retrospekcje, które pomagają czytelnikowi nieco łatwiej powrócić do opisywanych wcześniej wydarzeń. Zrobiłaś chwilę przerwy od Catii i Colina, skupiając się na Danie, więc wspomnienia Morgan odświeżają nam pamięć i pozwalają wczuć się na nowo.
Nie chcę tutaj walić cukrem po oczach, ale jeśli coś zasługuje na pochwałę, to to chwalę. Więc — świetne opisy. Podoba mi się zwłaszcza to, jak przedstawiasz instynkty kierujące człowiekiem; tyczy się to głównie fragmentu z Catheriną. Pamiętam, że raz czytałam książkę, w której główny bohater znalazł się w podobnej sytuacji, co nasza porucznik. Rozejrzał się, a gdy wszedł ktoś obcy i kazał mu cośtam wypić, wypił to bez problemów i zachowywał się tak, jakby cały świat był jego przyjacielem. Sprawiło to, że szlag mnie trafił i skończyłam czytać. A tutaj mamy to podkreślenie tego, że człowiek również jest zwierzęciem i działa tak, jak mu podpowiada matka natura — czyli nie ufać nikomu i zrobić wszystko, by przeżyć. Także dostajesz ode mnie plus. Z takim serduszkiem ♥.
(wracamy do długaśnych komentarzy!)
UsuńPodoba mi się postać Hebe. Takie staruszki znające się na ziołach i opieprzające wszystkich dookoła są najfajniejsze :D Czytałaś może „Malowanego Człowieka”? Hebe przypomina mi postać Bruny z tej książki. A jeśli nie czytałaś, to polecam gorąco <3
No i mamy fragment z udziałem Dana. Co mi się najbardziej podobało? Przedstawienie Azjatów. Ich działania, sposób myślenia i indywidualne zachowanie. Sytuacja spod wieżowca przypominała nieco niemieckie „łapanki” z czasów II wojny światowej. Z czystej ciekawości — to był celowy zabieg? Zastanawia mnie, czy inspirujesz się historią, czy tak jakoś samo wyszło.
Nie pamiętam już, czy Ci to mówiłam (pamięć dobra, ale ulotna), więc powiem to jeszcze raz — podoba mi się to, jak przedstawiasz zachowanie Dana w stosunku do Michaela. Cardona jest twardym, nieugiętym i bezwzględnym żołnierzem — słowa I przestań wreszcie płakać mi w rękaw. Jesteś na wojnie, masz broń, więc zacznij zachowywać się jak wojownik tylko to potwierdzają — jednak bardzo martwi się o małego chłopca i zależy mu na jego życiu.
Rozczulił mnie ich uścisk. Niby nic, niby zwykłe przytulenie, a jednak dla kogoś takiego jak Dan to niemałe wyzwanie. Powiem Ci, że takie sceny bardziej chwytają mnie za serce niż miłosne pitu pitu :D No i ich rozmowa — świetnie <3
Takie zakończenie jest o niebo lepsze! Choć już czytałam, co będzie dalej, to i tak poczułam ten dreszczyk, na myśl o tym, co się wydarzy później.
Hoho, komentarz na 650 słów. Chyba za bardzo lubię się rozpisywać :/
Rozdział mi się bardzo podobał, co już chyba wiesz xD
Pozdrawiam cieplutko :*
Kochana, spokojnie, jeśli ich w ogóle nie skomentujesz to też się świat nie zawali;) Najważniejsze, że je przeczytałaś, reszta to sprawa drugorzędna;)
UsuńEj! Nawet mi przez myśl nie przeszło żadne "znowu ona...". Ja lubię kręcenie nosem o ile jest konstruktywne i nie polega na zwykłym czepianiu się na siłę. A tutaj masz w zupełności rację. Wielokropek powstał z mojego gapiostwa, bo wcale go tam nie chciałam. Pleonazmy również xD Także zmieniam. A co do jaj jeszcze pomyślę ;D
Bardzo się staram, żeby moi bohaterowie nie byli drewniakami i tak samo jak normalni ludzie odczuwali strach, niepewność, mętlik w głowie itp. Dlatego bardzo się cieszę, że tak pozytywne odebrałaś przedstawione przeze mnie zachowanie Catheriny<3
Nie czytałam tej książki, ale podejrzewam, że wiele autorów wpadło na stworzenie kogoś w stylu Hebe. Nie jestem w tym oryginalna i mam tego świadomość. Aczkolwiek mam nadzieję, że uda mi się dać jej coś, czego jeszcze nie było;D A tak nie na temat, ja ogólnie mało czytam. Wstyd i hańba, ale niestety;/
Nie inspirowałam się historią w tamtym fragmencie, ale myślę, że podświadomie mogło mi to siedzieć gdzieś z tyłu głowy. Najlepsze jest to (komuś już to mówiłam), że np. jeżdżenie po trupach, strzelanie do ludzi itp. pojawiło mi się w głowie samo, przelałam to do Worda, a potem dowiaduję się, że w jakimś mieście, jacyś ludzie z ISIS zrobili to samo... Zonka miałam, bo uświadomiłam sobie, że wszystkie bestialskie czyny, jakie ja sobie wymyślę, gdzieś na świecie dzieją się naprawdę. I to jest przerażające...
Bardzo się cieszę, że rzuciło Ci się w oczy to, że Dan tak naprawdę martwi się tylko o Michaela, bo tak naprawdę jest twardy i bezwzględny. Ta potrzeba ochrony chłopca zupełnie do niego nie pasuje, kontrastuje z jego charakterem i mam nadzieję, że będzie to można jeszcze później odczuć.
Kocham Twoje rozpisywanie się<3 Naprawdę! Dziękuję za nie, za komentarz, za przeczytanie i za obecność też! :*
Cześć. Właśnie przebrnęłam przez wszystkie opublikowane tu przez ciebie rozdziały. Z góry przepraszam, że po sobie nie zostawiam nic więcej poza jednym marnym komentarzem, ale opowiadanie tak mnie wciągnęło, że sięgałam tylko po kolejne rozdziały i teraz nie byłabym w stanie stwierdzić co działo się w poszczególnych częściach i napisać do tego odpowiedniej opinii.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że ten mój komentarz będzie mało składny i wartościowy, ale właśnie przeczytałam ostatnie rozdziały, te o masakrze jaka rozegrała się w mieście i cały czas czuję w sobie tę adrenalinę. Do tego ten ostatni rozdział zakończyłaś w takim momencie, że bardzo żałuję, że nie mogę kliknąć i przejść do kolejnego. Zastanawiam się dlaczego ten mały Michael jest tak bardzo ważny dla Dana i w jaki sposób chłopakom uda wyjść się całym z tej rzezi. Trzymam też mocno kciuki za Robertę i Rodrigo. Mimo, że w opowiadaniu było o nich mało, to jakoś poczułam do nich sympatię. Wciąż razem z Catią opłakuję Colina i mam nadzieję, taką jak ma kobieta, że faktycznie udało mu się przeżyć…Kurczę przecież nie tak dawno kobieta wyciągała swojego współpracownika do salonu z sukniami ślubnymi… A co z Jacobem? Czy on też ujdzie z życiem z tej masakry?
Napisałabym, że to co przeczytałam bardzo mi się podobało, ale czy można tak powiedzieć po przeczytaniu jak setki osób w brutalny sposób zostało pozbawionych życia? Dlatego raczej będę trzymała się wersji, że Twoje opowiadanie bardzo mnie zaciekawiło i od teraz z pewnością będę już na bieżąco. Postaram się też czytać o bardziej przyzwoitych godzinach, by następnym razem sklecić solidną opinię.
Pozdrawiam, Kayla
Cześć! ;) Jest mi naprawdę miło, że chciało Ci się nadrabiać poprzednie rozdziały i że tak Cię wciągnęły! ;) Bardzo się cieszę, że zyskałam w Tobie czytelnika i mam nadzieję, że kolejne rozdziały zainteresują jeszcze bardziej. Na pewno będę się starać! ;)
UsuńBardzo dziękuję za komentarz!;*
A do Ciebie wpadnę, jak tylko uporządkuję trochę tego bloga i nadrobię trochę zaległości, które sobie narobiłam;) Ale możesz mnie oczekiwać, bo wpadnę na pewno.
Rany, jestem, ale niestety nadrabianie idzie mi opornie (mam cholernie mało czasu) i czytam głównie późnym wieczorem, więc nie mam już ani siły, ani normalnych możliwości (nienawidzę komentować z telefonu :D) żeby coś napisać. Więc planowałam zrobić zbiorczy wpis jak dojdę do końca i będę na bieżąco :) Ale znam to uczucie, gdy nie wiadomo ile osób faktycznie czyta i dla kogo się staramy.
OdpowiedzUsuńW każdym razie jestem! I w końcu przybędę z dłuższym komentarzem, obiecuję :)
Pozdrawiam :)
Też nienawidzę komentować z telefonu, więc doskonale Cię rozumiem;)
UsuńBardzo dziękuję, że zareagowałaś na moją prośbę i się ujawniłaś;) Bo dla mnie najważniejsze jest to, że ktoś ze mną jest i czyta (nie ważne w jakim tempie), a nie to by za wszelką cenę być na bieżąco. Dziękuję;)
Tak bardzo nie mogłam się doczekać! Tak się cieszę, że już jest 11(2)! :D
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy to tylko ja tak mam czy może zmieniłaś kolor tła, ale jest ono teraz białe, a litery są rozmazane i ciężej mi się czyta – cały czas zaznaczam czcionkę, żeby była bardziej czytelna ;P
„Catherina zastanawiała się, czemu oprawcy zostawili ją samą, bez nadzoru, a widocznym miejscu położyli broń.” – „a w widocznym miejscu” :)
„Jej życie leżało w rękach nawiedzonej zielarki, mężczyzny wyglądającego, jak jedno wielkie nie wiem, nie rozumiem i jakiegoś faceta, którego nie widziała nawet na oczy.” – tu bym zrobiła coś takiego „(…)wyglądającego, jak jedno wielkie „nie wiem, nie rozumiem” i jakiegoś faceta (…)” albo „„(…)wyglądającego, jak jedno wielkie: nie wiem, nie rozumiem i jakiegoś faceta (…)”. Moim zdaniem jednak najbardziej pasuje tutaj cudzysłów :)
O rany, jaki koniec! Jak zawsze w najlepszym momencie :O
Całkowicie rozumiem czas poprawek – u mnie zajmuje on więcej niż samo pisanie ;)
Będę czekać jak długo będzie trzeba ;**
Jestem i komentuję! <3
To "nie wiem, nie rozumiem" miało być napisane kursywą (nie piszę nic w cudzysłowach tylko kursywą, więc będę konsekwentna), ale jak formatowałam tekst, to zapomniałam tego pochylić. Dlatego super, że zwróciłaś uwagę ;*
UsuńDziękuję, że jesteś! ;** Uwielbiam Cię kobieto! <3
Aaaa, rozumiem :D No właśnie, kursywa jak najbardziej mi tutaj pasuje! Wszystko przez to, że to tło się zmieniło i czcionka była nieczytelna, ale widzę, że już wszystko jest tak jak było, super! :)
UsuńJa Ciebie też uwielbiam <3
Samo się zepsuło i samo się naprawiło Ja nie wiem, co to się dzieje :D
Usuń❤ ❤ ❤
Mam dzisiaj bardzo wyjątkowy niefart. Raz pisałam długi kom i przez przypadek sam mi się usunął - okey, chciałam napisać treść w odpowiedzi, ale w między czasie Ty chyba zdecydowałaś się go usunąć i po próbie wstawienia drugiego komentarza wystąpił błąd i jego też straciłam. Super nie? :D Więc teraz wybacz, ale będzie krótko.
OdpowiedzUsuńNa razie jestem na etapie nadrabiania. Tego rozdziału nawet nie czytam póki nie nadrobię następnych, dlatego nie będę komentować jego treści. Jestem tu, ponieważ prosiłaś o ujawnienie się. Ja już się ujawniłam. Po raz trzeci chciałoby się powiedzieć XD
W sumie to przy pisaniu pierwszego koma miałam to samo co Legna. Litery były zamazane i po prostu lekko nieczytelne. Natomiast po odświeżeniu strony "Wróciło" stare tło i można było czytać już to normalnie. Nie wiem czego to jest wina, więc chciałam tylko, żebyś o tym wiedziała:D
Pozdrawiam i obiecuję, że postaram się szybko nadrobić pozostałe mi rozdziały:)
A miałam opory z usunięciem tego komentarza, bo pomyślałam: co będzie, jak przez to usunie się jakiś inny, jeśli dodasz? I proszę, mogłam się wstrzymać x( Przepraszam i przykro mi, bo wiem jak to denerwuje, jak napiszemy komentarz, a potem znika. Masakra!
UsuńBardzo dziękuję, że dałaś o sobie znać! Oczywiście przeczytałam Twój poprzedni kom, ale takie przypomnienie nie zaszkodzi;) Nie musisz nadrabiać rozdziałów szybko, rób to w swoim tempie, w wolnym czasie i wtedy, kiedy masz chęć. Dla mnie najważniejsze jest to, że chcesz przeczytać i że będziesz to robić, a nie bycie na bieżąco;)
Jeszcze raz dziękuję, że zareagowałaś na prośbę;*
Aj, aj co to się zadziało z szablonem? Nie wiem, czy to wina mojego komputera/przeglądarki, ale tekst rozdziału jest strasznie nieczytelny :( Co dziwne, w przypadku komentarzy jest już ok.
OdpowiedzUsuńFajnie, że pojawiła się perspektywa Catheriny. Ładnie uchwyciłaś jej emocje, to zagubienie, przerażenie, smutek na myśl o Colinie, ale jednocześnie chęć walki i osłabienie.
Scena między nią a Mangusem, a potem jeszcze Hebe była dość zabawna. Pewnie nie z perspektywy Cati, ale ja się bawiłam wybornie. Tak, jestem pewnie okrutna w tym momencie, ale co tam :D Potem jednak mina mi zrzedła, kiedy myśli kobiety wróciły do Colina. Smutno mi, zwłaszcza, że szanse, że on jednak przeżył są nikłe, a Catia szczerze w nie wierzy.
Sytuacja Dana nie przedstawia się kolorowo. W sumie nie wiem, co on teraz zrobi. Ewidentnie zdradził się, że nie jest tym, za kogo się podaje. Tylko czy osoba, która go zaczepiła rzeczywiście jest wrogiem? Może jednak to kolejny sojusznik? A może to ja jestem naiwna i szykuje się kolejna jatka. Mam nadzieję, że Dan i dzieciak wyjdą z tego bez większego szwanku. Ba, oni muszą sobie poradzić i dać radę dotrzeć do obozu. Inaczej tego sobie nie wyobrażam.
Swoją drogą ci "czarno-złoci" są niesamowicie przerażający. Zachowują się wręcz jak robociki zaprogramowane do zabijania i czerpiące z tego radość. Nie wiem, jaką mają mentalność ani kto i jak w niej namieszał, ale to nie wróży dobrze na przyszłość. Boję się o tych naszych bohaterów, oj boję. Jednocześnie nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów, więc życzę jedynie dużo weny i wolnego czasu, abyś mogła w spokojnie dokończyć i uraczyć nas nowością :)
Co do twojej notki pod rozdziałem - też zauważyłam, że liczba osób blogujących strasznie się zmniejszyła. Nie wiem, co jest tego powodem, ale możesz być pewna, że ja nie mam takiego zamiaru. Zaglądam może nie na bieżąco ze względu na ograniczoną liczbę wolnego czasu, ale prędzej czy później nadrabiam wszystko.
Pozdrawiam!
Zbuntował się :D Nie mam pojęcia czemu;/
UsuńW sumie to nie sądziłam, że ta scena C&M&H może rozśmieszyć, ale... czemu nie? Trochę śmiechu w tym opowiadaniu też się przyda, żeby nie było zbyt dołująco:D
Robociki zaprogramowane do zabijania - no cóż, lepiej bym tego nie ujęła xD
Bardzo dziękuję za komentarz i cieszę się, że jesteś!;*
Czy tylko u mnie poszalały kolorki? I na komputerze, i na laptopie. Trudno cokolwiek przeczytać.
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu tak się działo, ale nie miałam czasu, żeby od nowa dodać tło. Zawsze w takiej sytuacji można skopiować tekst do Wordu i tam przeczytać;)
UsuńJuż wszystko gra, niedługo powinnam wpaść z komentarzem.
UsuńSamo się zepsuło i samo się naprawiło. Cuda ;-;
UsuńNa samym początku, aby nie zapomnieć XD chciałam się zapytać czy mogłabyś zmienić czcionkę, bo ciężko się czyta i najpierw czytałam na telefonie, a na kompie pisze kom XD
OdpowiedzUsuńZacznę od notki :)
Ja jestem (czasem spóźniona) i komentuję każdy rozdział :) chociaż te moje opinie to zwykle "jest super, podoba mi się, anielsko" XD więc nie wiem czy są pomocne, może bardziej motywujące? ;P
Nie mniej jestem i nie zamierzam Cię opuścić, a jeśli zdarzy mi się opuścić przez szkołę czy inne wypadkowe to z pewnością poinformuję :)
Spadek komentarzy może wynikać z powodu szkoły itp. Chociaż zapewne są tacy co pozamykali swoje blogi i raczej nie zamierzają wracać do tych, które sami czytali...
I moim zdaniem przede wszystkim starasz się dla samej Siebie :) sama jesteś boginią swej powieści i udoskonalasz ją wedle własnych zasad i widzi mi się ;) a osoby komentujące są od tego, aby zwracać uwagę na walory jak i wady, które mogą Ci posłużyć :) Jest to oczywiście niezmiernie ważne, ale starając się dla wszystkich - nie zadowolisz całego tłumu. Musisz zadowolić samą siebie tym co piszesz, potem dopiero są czytelnicy ;)
Ja przynajmniej tak czuję :)
Rozdział trzymający w napięciu :0 zwłaszcza końcówka i to zdjęcie chłopca... klimat podtrzymany w każdym szczególe! ;D
Jestem pewna, że Dan uratuje Michaela. Uratuje, coś wymyśli... W końcu to Dan Cordona!:D
Miło i fajnie, że pojawiła się Catia. A ja w drugim rozdziale 2-giej części myślałam, ze to nie jest Catia, bo Alyson jej nie poznała... Umiesz zaskakiwać ;)
Zasmuciło mnie troszkę, że nie pomyślała też o Jacobie, ale też po części potrafię się w nią w czuć, że tak powiem i zrozumieć, że pierwszym o kim pomyślała był Colin.
Cała sytuacja z Catią, Mangusem i Hebe przyprawiła mnie o śmiech do rozpuku jelit XD Idealnie sobie to wyobraziłam HAHAHA
Czuję, że nadchodzi niezłe zamieszanie, w sumie już nadeszło dla mieszkańców miasta, ale dla bohaterów z obozu. Oj biedny Dan, kiedy tam się zjawi ;__;
W ogóle fragment, kiedy Hebe dała Cati kubek z naparem, a ta na początku nie ufna później wypiła ciecz. Nie wiem czemu (być może przez moje ograniczone do granic zaufanie do wszystkich) moim zdaniem nie powinna ulec, w sensie zaufać. Ja przynajmniej bym tak nie zrobiła, ale Catia to nie ja XD ale chodzi mi o to że obudziła się w nieznanym miejscu z dziwnymi, nieznajomymi ledwie pamiętając atak na Krwawym Osiedlu chcąc ich zadźgać nożem XD a później wypiła napar.
Takie sceny w każdej z książek jakie czytałam budziły moją irytację lekką. Moim zdaniem każdy z tych bohaterów powinien wylać zawartość kubka/fiolki/butelki i lepiej zapoznać się z sytuacją.
Nie mówię, że zachowanie Catii było nieodpowiedzialnie. Co to, to nie! Ale nigdy nie potrafię zrozumieć, czemu po początkowej niechęci i tak wypija napar.
Nie czepiam się, to tylko moje zdanie (i wewnętrzy problem z zaufaniem do kogokolwiek XD) ;P
Ale jej reakcja po przebudzeniu się i wstrząs, kiedy zobaczyła bandaże i jej uczucia bardzo do mnie trafiły :)
Generalnie myślałam, że Catia będzie miała amnezję i wgl, chyba wewnętrznie tego chciałam XD ale naprawdę emocje z tym związane, które opisałaś w jej fragmencie były realistyczne, żywe i perfekcyjne :) trafiły prosto w serce jak i umysł :)
I co by tu jeszcze... było emocjonalnie i czuć było napięcie, zwłaszcza pod koniec. I muszę pochwalić. Chwalę za realistyczną końcówkę. Rzadko czytam kryminały, naprawdę (więcej oglądam. Te wybuchy i maszynówki sa takie piękne c: ), ale zazwyczaj takie przebieranki, jaką zastosował Dan działają i nawet jeśli jest jakieś załamanie, że ten zły nie wierzy to i tak jest później Happyend XD bo ten dobry go przekonał. Także fajnie, choć dla Dana niezbyt, że ten zły wypytuje go itp. no i reakcja Michaela, w sam raz :P
Ale być może znasz książki, filmy które są bardziej ambitne, które możesz mi polecić :P
Pozdrawiam gorąca i weny jak i inspiracji oraz cierpliwości i światłego umysłu do poprawek ;)
anielskie-dusze.blogspot.com
cieniste-senne-marzenia.blogspot.com
To chyba był błąd przeglądarki czy coś, bo szablon i czcionka już są OK.
UsuńTak, to chyba jakiś błąd, bo nic nie kombinowałam z szablonem. Na szczęście samo się naprawiło:D
UsuńAleż oczywiście, że to ma zadowalać przede wszystkim mnie. Nie każdemu czytelnikowi można dogodzić, bo każdy ma inny gust. To co jednemu się mega podoba, innemu może nie podobać się wcale. Więc jak tu dogodzić każdemu? Nie da się :D Ale mimo to komentujący są mi bardzo potrzebni, bo motywują do pisania, do trzymania się jakichś tam terminów, pomagają inaczej spojrzeć na swoje działo i zauważają szczegóły, których ja nie widzę. Dlatego jest mi trochę przykro, że liczba czytelników spada, ale nie mam zamiaru się załamywać :D
Alysson nie poznała wtedy Catheriny, bo nie miała prawa jej poznać. Przecież one się nigdy nie widziały xD Oczywiście Aly mogła ją widzieć kiedyś w telewizji, ale o tym też kiedyś napisałam (w rozdziale ze śmiercią prezydenta). Aly nie wie o Krwawym Osiedlu, nie wie o Catherinie i nie wie, że Colin zajmował się tą sprawą.
Catherina była w takim stanie, że nie bardzo miała wyjście w tej sytuacji. Wypiła, bo zaufała, a zaufała dlatego, że ani Hebe, ani Mangus nie pasowali do wizerunku tamtych ludzi. Poza tym skoro był z nimi jakiś Dan, który uratował ją przed śmiercią, to czemu miałaby nie ufać, że naprawdę są dobrzy? Ale rozumiem o co Ci chodziło. Ja też nie lubię, jak bohater szybko zmienia zdanie, bo to mi się wydaje nienaturalne. Ale tutaj myślę, że można usprawiedliwić zachowanie Catheriny.
Nie wiem czy mogę Ci coś polecić... Ostatnio bardzo mało czytam :(
Dziękuję za komentarz! ;*
Być może od bloggera ten błąd. Swoją drogą ma on ostatnio sporo problemów. Zawsze kiedy wklejam rozdział czcionka robi mi się mega mała i nawet formatowanie nie pomaga :/ i trzeba godzinę siedzieć w HTML postu i zmieniać z size: x-small na size: 13pt
UsuńW każdej linijce ;________;
Wait. Ale pamiętam, że był rozdział, chyba 6 czy 7, kiedy Bonnet pił wino z Alyson i Catia zapuakała do niego, bo chciała razem z Jacobem i nim wylecieć gdzieś, a Alyson później powiedziała Colinowi, żeby za nią poszedł, kiedy Catia wyszła.
Albo źle pamiętam, albo po prostu Alyson jej wtedy nie zauważyła, kiedy stała w drzwiach...
Czas się chyba cofnąć XD
Pewnie, że można :P ja tylko swoje odczucia napisałam :)
Ja po prostu nigdy nie umiem się wczuć w taką sytuację i zawsze powtarzam, że na miejscy tej postaci wylałabym zawartość XD
Tak, był taki fragment, ale napisałam tam, że Alysson słuchała rozmowy Catheriny i Colina przez ścianę. Ona była w kuchni, a C&C przy drzwiach. Słyszała głos Catii, ale jej nie widziała ;)
UsuńA... To wszystko wyjaśnia XD
UsuńTrudno spamiętać szczegóły jak się czyta kilkadziesiąt blogów i kilka książek na raz XDD
A diabeł tkwi w szczegółach ;p
UsuńHi, hi, hello! :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, że zmieniłaś jednak trochę i Catia inaczej zareagowała na wspomnienia o śmierci Colina. Moim zdaniem jest już bardziej ludzko. W końcu Colin nie był byle kim dla niej a jednak śmierć powinna wywołać jakieś uczucia, ból, smutek, rozpacz.
"Była przekonana, że została porwana i przetrzymywana przez Japończyków — albo Koreańczyków" - a to byli Chińczycy i da bum tss!! Haha wybacz, musiałam xD
Ogólnie wciąż mi ciężko wyobrazić sobie Magnusa, który wygląda jak Vin Diesel. Mam takie opory, których próbuje się pozbyć, ale nie idzie. XD
Również podobała mi się końcówka. Jest lepiej, gdy Dan powiedział chłopcu, że będzie odgrywał tego złego, chociaż niestety Michael jak to dziecko, nie umiało grać od tak przestraszonego chłopczyka. Również podobał mi się ten moment, gdy Czarny zapytał, z którego auta wysiadł Dan. Coś czuł, że Dan kłamie i to był dobry traf. Powiem, że Ci ciekawiej zmieniłaś rozdział od poprzedniej wersji. :) Dlatego jestem ciekawa, jak potoczy się ta walka i mam nadzieję, że będzie fajna i dłuższa od tej, co czytałam wcześniej. ;D
Wybacz, że tak krótko. :(
Życzę weny i pozdrawiam! ^^
Aish, zapomniałam dodać, że ja jestem (choć zazwyczaj spóźniona), ale jednak! Ludzie znikają, bo albo mają wymówkę, że to wszystko przez szkołę, ale myślę, że po prostu im się znudziło blogowanie. Wiesz, mieli taką falę na to, ale może mieli zbyt wielkie oczekiwania i zrezygnowali, bo im się odwidziało, bo nie mają od razu tylu czytelników i w ogóle, to po co dalej pisać i czytać inne blogi. Tak to już jest niestety. Ja również sama widzę, że naprawdę wiele osób znika po jakimś czasie i trochę takie smutne... No, ale cóż. Trzeba żyć dalej i liczyć na tych stałych bloggerów.
UsuńCieszę, że się bardziej podobało;) Dzięki tym opiniom od kilku osób, którym wysłałam rozdziały całkiem inaczej spojrzałam na WiZ. I mam nadzieję, że wszystkie rozdziały staną się teraz ciekawsze;)
UsuńW zupełności się zgadzam z Twoim drugim komentarzem. O ile niektórzy naprawdę nie mają czasu przez prywatne sprawy, to większość chyba wymyśliła sobie taką wymówkę. Szkoły są różne, ludzie mają różne ambicje, co do ocen i zajęć poza lekcyjnych, ale nie wierzę, że każdy jest tak zawalony, że przez 4 miesiące nie może rozdziału dodać. A taka wymówka jest najłatwiejsza :D
Dziękuję za komentarz ;*
Nie mogłaś tak skończyć, nie tak, nie w tym miejscu [tu powinna zjawić się fejsbukowa emotka prezentująca mój wewnętrzny wstrząs ◉_◉]!
OdpowiedzUsuńHej, hej ;) powitanie nieco niżej, ale musiałam ukazać moje zbulwersowanie tak szybkim zakończeniem (tak się nie robi - gdybym mogła, spojrzałabym na Ciebie wymownie i przyznała na głos, że nie masz litości). Ale że nie mogę, powiem tylko, ze teraz tym mocniej czekam na next.
Co do samej akcji.
Strasznie podobała mi sie reakcja Catii, to chyba jeden z najmocniejszych elementów tego rozdziału - że była tak ludzko nieufna do sytuacji, w której się znalazła, że pierwszą jej myślą było zagrożenie, które z każdej strony może na nią czyhać - że mimo tak ciężkiej sytuacji chciała walczyć, myślała o tym, jak się przeciwstawić, wydostać, że nie zaufała od razu i zapewne nie zaufa jeszcze długo. Nie robisz z niej bezbronnej ofiary, a twardą babkę, która nawet w takiej sytuacji nie zamierza się poddać, ma charakter i co najważniejsze - nadzieję na to, że uda jej się uratować Colina. Nie wątpię, że gdy tylko nabierze sił, to właśnie jego osoba będzie tą, którą tak mocno będzie chciała odnaleźć. Upewnić się, ze jej nadzieje nie były tylko złudnym wyobrażeniem, ale naprawdę będą miały uzasadnienie w świecie rzeczywistym.
Jej spotkanie i dialog z Mangusem - daję okejkę :D Podobają mi się razem jako nieznajomi, którzy sami nie wiedzą, gdzie i po co są. Lekko nieogarnięty Mangus, przygotowana do obrony Catia - i mamy scenę, która wywołuje uśmiech na twarzy.
Co do drugiej sceny w rozdziale, powtórzę, że spotęgowała we mnie niecierpliwość, bo była zdecydowanie za krótka :(
Ale kolejna rzecz, która rzuciła mi się w oczy i zdecydowanie (!) zasługuje na uznanie i pochwałę - reakcja Michaela w trakcie spotkania z wrogiem. Świetnie pokazałaś, że to tylko dziecko, które nie do końca rozumie grozę sytuacji - co jest w zupełności zrozumiałe. Ono nie wie, co się dzieje, jak groźni są atakujący ludzie, nie ma pojęcia w jakim bagnie znajduje się całe miasto i ma do tego prawo. Bo jest jeszcze dzieckiem i nie potrafi prawidłowo zinterpretować wydarzeń, ocenić kto jest kim, kto ma jakie intencje - a już na pewno nie tak, jak człowiek dorosły, doświadczony. Brawo! Dzięki temu jest naprawdę wiarygodnie - o tym przekonują mnie coraz bardziej adekwatne reakcje postaci. Nie krzyczał, nie wił się, nie udawał strachu, o jaki prosił Dan, bo najzwyczajniej w świecie nie rozumiał powagi sytuacji, w jakiej się znaleźli. I to mnie mocno przekonało. Zdecydowanie mocno.
Ale dla Dana tylko pokomplikowało sprawy. Jestem ogromnie ciekawa, jak wyjdą z tej ciężkiej sytuacji - bo wyjść muszą, innego rozwiązania nie biorę pod uwagę! ;)
Pozdrawiam ogromnie i ściskam ;*
AA.
"jeśli zbliży się bliżej, niż powinien." - jakoś mi nie brzmi tak koło siebie "zbliży" i "bliżej", ale to do własnej oceny pozostawiam
Haha, uwielbiam Cię! <3
UsuńWiem, że zakończyłam w okropnym momencie, ale mimo wszystko wydał mi się najodpowiedniejszy. Potem nie bardzo miałabym gdzie to zrobić, żeby wyglądało w miarę okej. No i tak wyszło ;(
Nawet nie wiesz (a może wiesz? :D) jak się cieszę, że tak podobają Ci się kreacje bohaterów. Skupiam si na tym o wiele bardziej niż kiedyś i staram, żeby byli jak najbardziej ludzcy i podobni do siebie. I właśnie dlatego Catherina wciąż jest silną babką, która nie siądzie i nie zacznie płakać, tylko ciągle walczy. Chociaż i dla niej szykuję gwałtowną zmianę, ale to w swoim czasie. Bardzo cieszy mnie też to, że Michael Cię do siebie przekonał w tym fragmencie. Ogromnie trudno pisać mi z perspektywy dziecka, skoro sama ich nie mam :D Ulżyło mi, że ten fragment odebrałaś tak realistycznie.
To "zbliży", "bliżej" rzeczywiście niefajnie brzmi. Nie zauważyłam, że tak to napisałam :D Dziękuję, że zwróciłaś uwagę;)
Za komentarz i obecność również dziękuję! Bardzo mocno ;*
Rozumiem Catię, że nie zaufała tak od razu Hebe i Mangusowi. Była w nieznanym miejscu, ich też nie znała, więc mogła pomyśleć, że została porwana.
OdpowiedzUsuńCzarni chyba nie uwierzyli, że Dan jest jednym z nich. Dan znowu znalazł się w trudnej sytuacji. Mam nadzieję, że uda mu się jakoś z niej wyjść i uratuje chłopca.
Czekam na kolejny rozdział.
Bardzo dziękuję za komentarz! ;*
UsuńJeśli chodzi o mnie to nie musisz się obawiać - jestem i komentuję, chociaż czasem zabranie się za przeczytanie rozdziału trochę mi zajmuje, bo jestem leniem :D
OdpowiedzUsuńZnowu jakiś krótki mi się ten rozdział wydawał... Ale nieważne. Catia wreszcie się obudziła! Podobała mi się jej reakcja na otoczenie, w którym się znalazła - ta nieufność, podejrzliwość. Dziwnie by było, gdyby od razu zaakceptowała swoją sytuację ;)
Podoba mi się, że nie wszystko wychodzi Danowi tak, jak ten to sobie planuje. Ciekawi mnie, jak rozwiążę tę całą sytuację, w której się znalazł...
Pozdrawiam^^
Haha, przybij piątkę leniu :D Skądś to znam...
UsuńKrótki? E, chyba nie. Zazwyczaj jest właśnie taka długość;)
Dziękuję za komentarz ;*
Hej :)
OdpowiedzUsuńNie mam czasu, ale znalazłam chwile,żeby przeczytać. Rozdział świetny, dobrze mi się go czytało. Fajnie, że Catia powoli wraca do rozdziałów i do siebie :D
Pozdrawiam
Bardzo się cieszę;) Dziękuję za komentarz;*
Usuńhejcia :D
OdpowiedzUsuńCzytałam oba rozdziały w autobusie, więc skomentuje tutaj całość XD
Tak czułam, że to właśnie Dan trafi na Rodrigo. Nie spodziewałam się jednak, że zaciągnie gdzieś Robertę! Myślałam, że weźmie nogi za pas i spierniczy gdzie pieprz rośnie zostawiając ją. Całkiem spoko się zachował :D Poza tym, według mnie Dan powinien mu trochę szybciej zaufać. Co prawda dwóch facetów, ranna kobieta i małe dziecko to nie specjalnie dobra ekipa, ale działanie we dwójkę może być zdecydowanie lepszą sprawą niż w pojedynkę. Nawet podczas pościgu jeden by prowadził, a drugi strzelał xd Mam taką nadzieję, że Rodrigo weźmie się w garść, tak jak mężczyzna i zrobi to co trzeba, bo na razie to rzeczywiście ciut panikuje, chociaż no jakby nie patrząc... niecodzienna to sytuacja. Poza tym Cardona był na wojnie, mierzyli do niego, zabijał ludzi, przeprowadzał akcje i takie tam, a ten biedny gangster tylko umie twardziela zgrywać, a nikt mu nie pokazał tej gorszej strony życia (jakkolwiek by to nie brzmiało xD).
No i wiesz, czytając poprzedni rozdział tak sobie myślałam, że skoro już Dan się zszył, ma leki, ma broń, to teraz migiem po młodego i spadają stamtąd niezauważeni... ale nie! XD
To co robią ci ludzie jest straszne i wciąż się zastanawiam, po co tak wszystkich mordować z kaprysu. Ja wiem, że chodzi o zastraszenie pozostałych... no ale jednak, po co? No i kolejne mam pytanie, dokąd oni wywożą już tych co zechcą gdzieś wywieźć? O.O Kurcze jak czytałam o tym, że uzbrojeni przeciwnicy tak krążyli wokół apteki, to tak mi pikawa latała xD Miałam takie ,,BOŻE ZNAJDĄ ICH!"
A później łzy stanęły mi w oczach, jak Catia się obudziła i kurde jak wspomniała o Colinie. No jak mogłaś zabić go dwa razy? :ccc Tak za nim tęsknię :C Chociaż też, tak jak Catia, mam taką cichą nadzieję, że facet jednak żyje :D
Poza tym to dobrze, że w końcu wraca do sił i że nie startowała aż tak bardzo do Hebe. Ale ja to widzę, że ta babka potrafi wszystkich gasić XD Laska do niej mierzy nożem, a ta ble ble ble XD Chociaż też podziwiam ją, że tak się zaprzyjaźniła z Danem i że w ogóle udostępniła swój domek dla niego i jego kumpli. Jakby nie patrząc, sama dużo ryzykuje O.O Dobrze, że Mangus wziął się za siebie i postanawia wybudować ten szałas xD W sumie to chętnie bym poczytała to, jak dwójka mieszczuchów użera się z połączeniem kilku gałązek ze sobą :D
No Dan ma teraz nieciekawą sytuację, a wydawało się na początku, że w jakiś sposób mu się uda. Jestem ciekawa, czy młody zginie, ale przeczuwam, że jednak nie xd Jestem okropna, skoro tak bardzo życzę mu śmierci O.O
Życzę Ci dużo weny kochana :D Do następnego rozdziału :* Przepraszam, za te opóźnienia :C
Pozdrawiam cieplutko :*
Dan ma powody by tak bardzo unikać ludzi. Nawet w takiej sytuacji ważniejsze są dla niego jego własne pobudki (o których się kiedyś dowiemy) niż zdrowie jakiejś tam kobiety. Brutalne, ale myślę, że za jakiś czas wszystko stanie się jasne;D
UsuńRodrigo przy Danie to taka miękka pipcia, ale jak słusznie zauważyłaś, Dan ma doświadczenie. Rodrigo nie. Chciałam pokazać, że nie każdy potrafi być bohaterem w obliczu zagrożenia. Nie każdy wie co robić. Ilu ludzi w takiej sytuacji zachowywałoby się jak Rodrigo a ile jak Dan? ;D
Tworzenie Hebe sprawia mi mega frajdę;D Mam nadzieję z równie dużą frajdą będziecie o niej czytać :D
Za opoźnienia nie przepraszaj. Najważniejsze, że jesteś;) Ogromnie Ci za to dziękuję i za komentarz również! ;*
Czytam calutki czas, naprawdę ;* Jednakże na komentarz, jakikolwiek, brakuje czasu. Klasa maturalna - i wszystko jasne... Ale ja cały czas jestem, czytam i zachwycam się, bo nic innego nie można robić! ;*
OdpowiedzUsuńJeju, dziękuję! ;* Nie spodziewałam się, że zostaniesz ze mną po opuszczeniu swojego bloga... Zazwyczaj ludzie na amen znikają w takich sytuacjach z blogosfery. To niesamowita niespodzianka! Dziękuję;*
UsuńNigdy nie przestane podziwiać Twojego talentu, stylu pisania i umiejętności tworzenia takich wspaniałych opisów. Wcale nie żałuję, że usunęłam swoje blogi, bo w porównaniu z Tobą, moje teksty były mega słabe... dobrze, że już nikt ich nie przeczyta!
OdpowiedzUsuńJest Catia!!!! A więc jej pojawienie się w Obozie troszkę różni się od poprzedniej wersji, bo tam dołączyła jako ostatnia, teraz obóz dopiero się kompletuje i tak naprawdę Catia jest jedną z pierwszych. Jestem bardzo ciekawa w jakich okolicznościach, gdzie, kiedy i jak. dan ją znalazł? Śledził ją, czy to było jakieś przypadkowe spotkanie. Aj, już się nie mogę doczekać jego powrotu do lasu i tego 'pierwszego' spotkania! Podobała mi się jej reakcja na miejsce w jakim się znalazła i ta zabawna wymiana zdań z Mangusem :-) Nie dziwie się, że rzuciła się na niego, bo przecież to wszystko co się dzieje dookoła to jakiś szok! I chciałam jeszcze napisać że miałam ciarki przy wspomnieniach z ostatnich chwil świadomości... i ostatnich chwil z Colinem... (ciagle mi coś mówi i głęboko wierzę w to, że Colin wcale nie umarł, że przeżył, że gdzies się skrył, że uciekł, że ich przechytrzył)
Przez chwilę naprawdę bałam się, że czarnozłoci (świetna nazwa!) zabierają małego Mikea, ale zaraz potem odetchnęłam z ulgą razem z Danem. No ja nie wiem co on by zrobił, gdyby to sie okazało prawdą. Wytłukł by ich tam wszystkich! Dan to się lubi pakować w kłopoty, ale gdyby nie zaryzykował, Bandzior znalazłby Mikea! Chociaż urwałaś w takim kluczowym momencie, mam nadzieję, że Dan zrobi z gnojem porządek, jeśli rozumiesz co mam tu na myśli.
Naprawdę, świetny rozdział :-).
Ruda, ja czytam! Może nie przybywam z komentarzem od razu po publikacji rozdzialu, ale wszystko czytam i będę tu do końca! Buziaczki!
Ninuś, Skarbie mój, co Ty opowiadasz! Nawet nie wiesz jak gryzłam paznokcie czytając Twoje opowiadanie o Loli! Nie doceniasz się, naprawdę. A to błąd!
UsuńZ Colinem może wcale nie być tak łatwo:( Ale nie odbieram nadziei. Kto wie, może naprawdę przeżył? W końcu nigdzie do tej pory nie napisałam wprost, co się z nim stało :D
Oj zgadzam się, że Dan lubi pakować się w kłopoty;D Ale co by to był za bohater, jakby ciągle siedział w kącie;D
Kochana, wiem, że jesteś i ogromnie Ci za to dziękuję! Znajdujesz dla mnie czas mimo nawału obowiązków i wielkiej zmiany w życiu, a to dla mnie wiele znaczy;* Dziękuję!
Wreszcie jest coś o Catii! To mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńAle tak szczerze, nie mam weny do pisania komentarza. Przyznaję się bez bicia.
Napiszę tylko, że to mi się bardzo spodobało: "odważyć się na śmierć, żeby zawalczyć o życie" :)
Pozdrawiam!
Dziękuję, że napisałaś choć tyle! ;*
UsuńHejo!
OdpowiedzUsuńWybacz, ale muszę to napisać... xD Wiedziałam! Wiedziałam, że Dan uratował Catię i zajmowała się nią Hebe. xDD Nie dziwię się jej, iż od razu chciała wszystko wiedzieć. Jednak nadal nie jest w pełni zdrowa.. ;/ Poznała przynajmniej Mangusa i Hebe, ale w nie za bardzo miłych okolicznościach.. xD Razem z nią myślę o Colinie! On ma żyć Ruda!!! Ja chcę go żywego!! xD Mogli Ci Azjaci zabrać go, jak tamtych ludzi z wieżowców i gdzieś Bonneta przetrzymują! Może jest torturowany, a może zrobili mu pranie mózgu i naślą go przeciwko Catii! To by było dobreeeeeee!! xD
Jeśli chodzi o Dana... On jedyny potrafi zaryzykować swoje życie dla innych. Może nie dla większości, ale małego chłopca chce uratować. "Dragoni" tutaj, jak i w poprzedniej wersji to brutale! Scena z zamordowaniem tej kobiety tym bardziej mną wstrząsnęła.. Reszta przez nich porwanych pewnie umrze w męczarniach...
A ten pieprzony zdrajca Cooper niech zgnije w szambie(na lepszy pocisk mnie nie stać w tej chwili)!!!! xD
W takich okolicznościach nawet gangsterzy mogą wymiękać. Rodrigo nie jest żołnierzem, więc Dan nie może na niego w pełni liczyć. Mam nadzieję, że jednak załatwi samochód i się stąd wydostaną.
Cardona znajduje się w nieciekawej sytuacji. Michael mu tego nie ułatwia, ponieważ nawet nie stara się udawać.. To małe dziecko i jest w szoku, ale w taki sposób nie pomoże sobie i Danowi w ucieczce. Niestety ten koleś nie da się łatwo oszukać i coś mi się wydaje, że Dan będzie zmuszony go zabić. Jednak głośny strzał zwabi do niego kilku wkurzonych "dragonów"... Ma ciężko orzech do zgryzienia, ale to Cardona! Poradzi sobie!
I tutaj nasuwa się moje pytanie o bohaterów ze starej wersji. Czy oni wszyscy wystąpią w tej? Mam nadzieję, że Dylana, naszego kochanego milczka nam nie zabraknie!
No właśnie... Byłabym zapomniała... Co się dzieje z Jacobem?! Wyjechał, ale przecież miał wrócić... A co, jeśli wrócił już i został zabity lub uprowadzony? A może zarówno Jacoba, jak i Colina naślą na Catię... Czy byłaby w stanie ich zabić? Szczerze w to wątpię... Jednak taka sytuacja byłaby strasznie ciekawa!! Muahaha. :P
Czekam niecierpliwie na resztę wydarzeń! Choć mogę przybyć ze sporym opóźnieniem, ale wybaczysz mi to kochana, prawda?? :D
Pozdrawiam Lex May
Ach no musiałam zrobić bohatera z tego brutala;D Zresztą, kto inny mógłby ją uratować, jak nie Dan? :D
UsuńZginąć w szambie... nieciekawa śmierć. Pocisnęłaś mu :D Ale weź pod uwagę, że ratował swoją rodzinę. Nie zdradził dla kasy albo własnego widzimisię. Daruj mu to szambo xD
Myślę, że nie będzie zbyt wielkim spoilerem jeśli powiem, że Hebe, Dan, Aly, Mangus, Catia, Rodrigo, Michael, Roberta i Dylan będą występować w tej wersji na stałe i wszyscy będą dość istotni. Do tego dojdą jeszcze inni bohaterowie (w swoim czasie) i mniej ważne postacie, ale te, które wymieniłam będą najważniejsze ;)
Catia zabijająca Jacoba... ciekawy pomysł;D Ale nic nie zdradzę. Tego czy Colin i Jacob się jeszcze pojawią, też nie. To będzie duża zagadka :D
Oczywiście, że wybaczę;) Przybądź kiedy będziesz mieć chęć. To nie wyścigi. Najważniejsze, że jesteś! ;)
Bardzo dziękuję za komentarz! ;*
Hej :)
OdpowiedzUsuńJak Catia nadal wierzę, że Colin nie umarł. Za bardzo polubiłam jego postać, by dać sobie ponownie złamać serce.
Haha, z jakiegoś powodu Mangus mnie rozwala tym swoim nie wiem :D
Ci źli mają nie po kolei w głowie, tak obchodząc się ze zmarłymi. Niech karma do nich wróci i to jak najszybciej.
Nie no, Dan na pewno jakoś wyjdzie z tej opresji. A może Michael coś wymyśli? Wygląda na mądrego dzieciaka.
Czekam na nn ^^
Pozdrawiam! :)
Mam nadzieję, że Mangus zawsze będzie rozwalał;D
UsuńDziękuję za komentarz ;*
Cześć
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podobał
Może zacznę od początku bardzo czekałam na pojawienie się Catherine która czuje się coraz lepiej , tylko szkoda Colina
Genialne opisy miejsc i zachowań żołnierzy
Tylko teraz zastanawiam się jak Dan uratuje Michael i pozostałych
Bardzo mi głupio ze jak zwykle czytam z poślizgiem ale bardzo lubię twoje opowiadania i nawet jeśli nie mam czasu zawsze wpadnę
Serdecznie pozdrawiam i życzę weny Ela
Elu, niech Ci nie będzie głupio, bo naprawdę nie ma powodu ;) Najważniejsze, że ze mną jesteś i czytasz ze szczerych chęci, a to czy wpadniesz zaraz po dodaniu rozdziału, czy miesiąc po, to nie ma dla mnie żadnego znaczenia! ;)
UsuńDziękuję Ci! ;*
Hejka :)
OdpowiedzUsuńUcieszyłam się, że początek rozdziału był o Catii - najwyższy czas ;) Myślę, że w tym fragmencie naprawdę pokazała swoją naturę policjantki - zachowała zimną krew i głowę na karku i nie dała się zbić z tropu. Ten moment z Mangusem i to jego "po linę przyszedłem" naprawdę mnie rozbawił xD Hebe jak zwykle bezceremonialna, myślę, że na dłuższą metą Catii może być ciężko z nią wytrzymać :P Ktoś tak ciekawski w połączoniu z kimś tak tajemniczym... Łatwo nie będzie xD
Co do drugiej części rozdziału, nie za wiele mogę powiedzieć oprócz tego że naprawdę mnie wciągnęła. Dan miał dobry pomysł z tym, żeby udawać, że jest oprawcą Micheala, ale niestety "czarno-złoci" okazali się inteligentniejszy. Myślałam o nich bardziej jako o takich bardziej bezmyślnych maszynach, które nie robi nic oprócz zabijania, ale to było głupie myślenie :P
Do następnego :D
Myślę, że każdemu może być ciężko wytrzymać z Hebe;D Ale to jest postać, którą niesamowicie przyjemnie mi się tworzy i jeszcze nie raz zgasi czymś bohaterów ;)
UsuńBardzo mnie cieszy, że Ci się podobało! ;)
Dziękuję za komentarz i obecność! ;*
Ja oczywiście mam zamiar nadal czytać i nadal komentować, ale jak zwykle z poślizgiem ;p
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy coś nieuważnie przeczytałam w poprzednich rozdziałach albo już nie pamiętam, albo po prostu jednak nie miałam tego wywnioskować z tekstu, ale kto powiadomił te media? Dobre pięć minut próbowałam dopasować te słowa do jakiejś postaci no i naprawdę nie wiem.
Wiem, że Catia znalazła się w nietypowej sytuacji, nie miała pojęcia, gdzie jest i czy coś jej nie grozi, ale mimo tego nie potrafiłam być wyrozumiała względem jej zachowania. Za to Mangusa i Hebe uwielbiam, nawet nie wiem, kogo bardziej. Naprawdę mnie rozśmieszył ich dialog z Catią. Szczególnie moment z wieszaniem ;p
Dan mógł twierdzić, że dokładnie wie, co robi, ale samo zakończenie pokazało, że jednak nie wiedział i R. miał rację. Zresztą jak dla mnie Dan powinien jednak najpierw pomóc kobiecie, bo jak tak dalej pójdzie, to ona po prostu się wykrwawi. A jego zachowanie rzeczywiście trochę wygląda jak proszenie się o śmierć. Ale wiem, że Dan przeżyje, bo przecież inaczej nie byłoby dalszego ciągu tej historii.
Pozdrawiam
j-majkowska
Nigdzie nie było powiedziane, kto powiadomił media. I tu jest pies pogrzebany. Helikopter telewizyjny po prostu się pojawił. A czemu? Kiedyś się dowiemy ;)
UsuńPrzyznam, że nie bardzo wiem, czemu nie potrafiłaś być wyrozumiała dla Catii. A Dan nie ma obowiązku nikomu pomagać. Tym bardziej, że w budynku schował chłopca, który w każdej chwili może zginąć. Tak jak Roberta. Ma do wyboru pomóc jej albo uratować jego. Jak dla mnie wybór jest prosty :D
Dziękuję za komentarz ;)
Jestem i przeczytam niedługo!
OdpowiedzUsuńOki ;*
UsuńTrudno się dziwić Catii, że nie ma pojęcia czy czuć się tu pewnie czy niepewnie. Nawet jak ją uratowali, to mimo wszystko jej kumpel z pracy prawdopodobnie nie żyje. Chociaż miło by było, gdyby jednak się odnalazł. Jakoś zawsze bardziej go lubiłam od Dana. Chociaż tak najbardziej to lubiłam Colina i Dylana. Catia też w porządku. Ta babka, jeszcze jak ją zilustrowałaś na tą z Rańcza, to po prostu nie mogę się pozbyć wrażenia, że to ona :D. Mimo wszystko podoba mi się ten leśny klimat, bo ogólnie lubię wieś, lubię las.
OdpowiedzUsuńNiby źle, jakby Dan wyszedł 2 minuty wcześniej, ale... w końcu sam skłonił się do wyjścia. Także czy to tak źle? Czy wtedy istniałoby większe prawdopodobieństwo, że go rozpoznają, że nie jest jednym z nich? No nie wiem... Zaryzykował i poszedł do chłopca. Podobało mi się, że naprawdę wyszło Ci tak realnie, że on nie potrafił się wczuć w rolę, bo pewnie ciężko by mu było. Nie zawsze umiemy grać emocjami, zwłaszcza kiedy jesteśmy w szoku. No i gościu, który go nie rozpoznaję, co też jest dość prawdopodobną możliwością przecież. A tamten przecież łatwo to może wykryć, zadawając pytania. Dan prawdopodobnie nie odpowiedziałby. Teraz tylko pytanie czy da radę szybko go obezwładnić, aby nie zleciała się chmara tamtych gości? Oj czuję rozlew krwi. Chyba, ze zdarzy się jakiś cud. Naprawdę ciekawy koniec, taki zachęcający do kolejnego rozdziału, trzymający w napięciu. No i znowu punkt dla osób, które mają zaległości, bo kolejny rozdział już jest :D.
A i ja zawsze będę czytać, co napisałaś. Chyba, ze jakiś dziwnym trafem wybitnie mi się nie spodoba.
Pozdrawiam :)
No cóż, obawiam się, że w tej wersji Dan też może Ci nie przypaść do gustu. Ale pożyjemy, zobaczymy. Może jednak? :D
UsuńBardzo się cieszę, że wyszło mi to realistycznie, bo w gruncie rzeczy nie łatwo się pisze takie rozdziały:D No i dziękuję, że jesteś i będziesz ;) Tym bardziej, że to trwa już tyle lat, a Ty jeszcze nie masz dość mojej pisaniny;D Dziękuję! ;*
Będzie krótko, bo moje bułeczki urosły i trzeba je upiec.
OdpowiedzUsuńJa się dziwię, że Dan nie trzasnął dziecku, by zaczęło wyć. Ja na jego miejscu bym poświęciła swoje przekonania, że dzieci się nie bije i zwyczajnie trzasnęła w twarz, by wywołać u dziecka jakąś reakcję i też by być bardziej przekonywującą dla tego drugiego bandziora.
Zastanawiają mnie ich barwy, czy to złoto ma jakieś znaczenie?
Nie dziwi mnie jednak zabicie tego bandziora. Ja też bym nie zaufała, nie litowała się. Czasami trzeba być egoistą,zwłaszcza w takiej sytuacji. Ten drugi też by się nie litował, też by zabił, też by nie odczuwał współczucia. Takie już jest życie na wojnie, a przynajmniej tak mi się wydaje. Dba się tylko o swoich (poniekąd sama w życiu nawet wyznaję taką zasadę, że obcych mi ludzi mam gdzieś, mogę im współczuć, ale nie jestem instytucją charytatywną, by np każdemu udzielać pomocy).
Nie wiem czy to by było przekonujące, gdyby tak ni z gruchy, ni z pietruchy walnął mu w twarz. Nie umiem sobie tego wyobrazić xD
UsuńCieszę się, że potrafisz zrozumieć decyzję Dana. Dobre i to ;D
Dziękuję za komentarz ;)
No nie tak ni z gruchy ni z pietruchy. Wydaje mi się, że Czarni się lubują w znęcaniu i krzywdzeniu innych, więc Dan mógł trzasnąć gówniarza i rzucić nim np w kąt pokoju i zacząć przeszukiwać dom czy nie schował się ktoś jeszcze (tak to wytłumaczyć). Chodziło o przekonywujące aktorstwo, a nie delikatne potrząsanie i kucanie przy kilkulatku. Szczerze to się nie dziwię, że ten drugi nabrał podejrzeń.
UsuńA może Dan o prostu chciał to załatwić możliwie najłagodniej, bez rzucaniem dzieckiem po katach. Przekonywujące aktorstwo to jedno, a stres i zahamowania to drugie. Może powinien być bardziej przekonywujący, a może nie. Poza tym to nie jest tak, że ci czarno-złoci szerzą agresję wszędzie gdzie wejdą. Nie każdym dzieckiem rzucają o ściany i nie każdego zakładnika zabijają.
UsuńDziś czytając inne opowiadanie zastanawiałam się czy to, że ktoś jest świetnym mężem i ojcem, a przy okazji jest też seryjnym mordercą daje mu prawo do życia lub do uniknięcia kary? Teraz czytam w twoim opowiadaniu o facecie, którego albo zmuszono do bycia Czarnym, albo to była tylko wymówka przed Danem i strach przed śmiercią. Dan nie miał żadnych powodów, by mu wierzyć, miał za to obawy, mógł się bać, więc nie dziwi mnie jego decyzja. To jest wojna, członkowie każdej ze stron mają rodziny, uczucia, odczuwają ból, a jednak są po to po dwóch różnych stronach by się zabijać, a nie by się wzajemnie rozumieć.
OdpowiedzUsuńDziwi mnie, że Dan, gdy już wiedział, że Czarni się kręcą w pobliżu i spodziewał się, że mogą wejść w każdej chwili do domu, w którym on z małym się ukrywa nie zrobił czegoś innego, tylko wchodził z dzieckiem w układy. Powinien mieć na tyle rozumu, by wiedzieć, że przestraszone dziecko nie zrozumie, nie będzie udawać. Zachował się trochę jak baba co dba o psychikę dzieciaka, zamiast o ogólne zwycięstwo i wyjście na plus, wyjście żywym. Facet by chyba raczej wstrząsnął, przestraszył i zamiast gry aktorskiej wybrał prawdziwe przerażenie dziecka. Dan to też wojskowy, ma w sobie pewną twardość i choć rozumiem jego delikatność w stosunku do Michaela ogólnie, choć jeszcze nie wiem czym jest spowodowana, to jednak w sytuacji zagrożenia ta delikatność powinna schodzić na dalszy plan i powinien kierować się przede wszystkim zwycięstwem nie dbając o to, by być w oczach małego ludzkim czy dobrym. Oczekiwał jego strachu, mógł go spowodować dla dobra swojego i dla dobra tego dziecka. Myślę, że to by nawet do niego pasowało, ale ogólnie, nawet bez tego, to i tak Dan wychodzi na plus i póki co to mój ulubiony bohater, bo tak jak mówiłam jego nieludzkość jest ludzka xD
Ja uważam, że jeśli ktoś jest bandziorem to zasługuje na karę bez względu na to, czy w domu jest świetnym tatusiem i mężem, czy nie. Co z tego, że dla swojego dziecka zrobiłby wszystko, skoro innemu dziecku jest w stanie odebrać np. ojca, matkę, babkę czy kogoś tam innego. Takie jest moje zdanie w tej sprawie xD
Usuń"są po to po dwóch różnych stronach by się zabijać, a nie by się wzajemnie rozumieć" - to przerażające, ale niestety prawdziwe ;/
Może nie powinien wchodzić w układy, ale taką miałam koncepcję i tak ją pokazałam. Może kiedyś koncepcja mi się zmieni i przedstawię tę scenę inaczej. Nie wiem, zobaczymy;)
Dziękuję za komentarz ;*
33 komentujących, a tobie spadła drastycznie ilość komentujących? xD Nie przesadzasz? Chciałabym mieć choć połowę twoich komentujących xD Doceń to co masz i wyluzuj ;) :P
OdpowiedzUsuńPokazałaś tu bardzo rozsądną Catię, wszystko poukładane i na swoim miejscu, nie daje się wyrwać ze swoich przemyśleń/ przekonań.
Jak Dan uratuje tych ludzi? Jestem strasznie ciekawa jak to się potoczy. Mangus i Hebe to strasznie pozytywne postacie jak dla mnie xD i ten ich dialog o wieszaniu xD hahaah. Wyszło ci to idealnie.
Przepraszam, że z takim opóźnieniem się pojawiam :( Na prawdę :(
Skoro kiedyś było np. 50-60 a teraz mam 30 to chyba mogę stwierdzić, że spadła ilość komentujących. To, że zostało 30 wcale nie zmienia faktu, że to i tak jest spadek. Jestem wyluzowana i doceniam to co mam. I nie przesadzam tylko piszę o tym, co widzę ;)
UsuńPoza tym ciężko, żebyś miała tyle komentujących skoro ciągle usuwasz rozdziały i zaczynasz opowiadania od nowa. To odstrasza czytelników, bo niby dlaczego mieliby zostać? ;)
Dziękuję za komentarze i obecność ;*
Kasuję opowiadania, bo zniechęca mnie mała ilość komentujących. Najpierw obserwują, a potem przestają odwiedzać, mimo iż miałam np. 3 rozdziały, czekałam cały miesiąc i przez ten czas miałam może dwa komentarze, więc sorry ;)
UsuńTeraz jednak to co tworzę (a niedługo opublikuję) wytrwa do końca tak czy siak. Potrzebowałam kilka miesięcy przerwy, na przemyślenia. Ale spokojnie, nie oczekuję twoich odwiedzin, nie czytam twojego bloga, żebyś ty czytała mnie, czy coś w ten deseń ;) A komentuję tak rzadko, przez brak czasu i ogólne zmęczenie po pracy ;/ ;)
Ale ja chętnie bym weszła na Twojego bloga i przeczytała opowiadanie. Bez względu czy tego oczekujesz czy nie ;) Po prostu jak już zacznę czytać, to chciałabym mieć pewność, że ten czas nie pójdzie na marne i poznam zakończenie ;)
UsuńDzień dobry. Oto i jestem, nareszcie... Długo się zabierałam, bo nie jestem pewna, czy dalej będę czytać Twojego bloga... Zanim wyciągniesz jakiekolwiek wnioski z tej informacji, proszę, przejdź dalej, by zobaczyć, o co mi chodzi.
OdpowiedzUsuńOtóż opowiadanie zmierza w kierunku, który mi nie odpowiada. Nie jest to zły kierunek, broń Boże i widać, że było to planowane od samego początku. Chodzi więc o to, że wchodząc tu, mimo że widziałam wypisane gatunki, Twoje zapewnienia i tak dalej, oczekiwałam przede wszystkim kryminału. To gatunek, który lubię, na który byłam nastawiona od samego początku i którego elementy najbardziej mnie przyciągały i zdobywały moje serce. Teraz idziemy coraz bardziej w akcję, sensację... a to już nie do końca moje klimaty. Zwłaszcza że... że Ci nie wierzę.
Co mam na myśli?
Pisałam już o tym w ocenie, może także w którymś z późniejszych komentarzy. Nie czuję całej tej rewolucji, jeśli mogę tak nazwać te wszystkie działania. Nie wierzę, dużo rzeczy wydaje mi się nielogicznych, niczym niepopartych. Może to źle, ale odbieram to miejscami jako antyutopię, dystopię, coś w tym stylu. A wiesz, co sprawia, że ludzie czytują ten gatunek? Ugryzę to z pewnej osobistej strony.
Jak myślisz, dlaczego od "Igrzysk Śmierci" czy "Niezgodnej" wolę "Nie opuszczaj mnie" i "Trylogię Labiryntu" (bardzo polecam, swoją drogą)? Bo mnie to kupiło. Bo czytając książki czy oglądając filmy, wierzyłam autorowi. Zaczęłam myśleć, czy to miałoby szanse stać się naprawdę. Przy dwóch pierwszych produkcjach? Nie. Przy dwóch ostatnich? Jezu, tak... i to mnie przeraża... ale jest logiczne, zrozumiałe i wiem, że nie niemożliwe, bo rzeczywiście może kiedyś stać się coś takiego.
I dystopie wywołujące takie uczucia są fascynujące. Przerażają. Na wskroś.
A czytając Twoje opowiadanie, mimo że widzę, że się starasz, masz plan, wszystko jest względnie dobrze zaplanowane i ułożone, nie czuję czegoś takiego. Nie wierzę, że to ma jakąkolwiek rację bytu.
Odbierz to, proszę, nawet nie jako konstruktywną krytykę, ale moje osobiste odczucia i przemyślenia.
Miłego dnia,
Fenoloftaleina
kot-z-maslem.blogspot.com
Doceniam szczerość i myślę, że rzeczywiście nie ma sensu, żebyś czytała coś, czego nie czujesz. Od początku zapowiadałam, że to będzie kryminałem tylko w pierwszej części, ale miło, że mimo to starałaś się przebrnąć. Nie rozumiem tylko tego, że takie wydarzenia wydają Ci się być niemożliwe, bo to akurat jest trochę naiwne. Tym bardziej biorąc pod uwagę to, co się dzieje na świecie. Wojna nie jest niczym irracjonalnym. To, że grupa uzbrojonych mężczyzn wjeżdża do miasta i je rujnuje - również. Ale masz prawo do własnych odczuć i zdania i nie będę je negować. W takim razie po prostu dziękuję za informację ;)
UsuńW końcu wróciłam i w końcu mogę skomentować bo przeczytałam :)
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemnie się czytało fragment o Cati - dawno jej nie było. I coś czułam, ze to wtedy Dan ją uratował i kiedy wczesniej Magnus z A. widzieli leżąca kobietę to tak własnie myślałam, że była to Catia. :D
Jestem ciekawa czy Colin przeżył, ktoś go uratował czy tak jak przez chwilę Catia pomyslała... gnije na krwawym osiedlu czy cmentarzu. Powiem, że zrobiło mi się trochę przykro jak pomyślałam, że go już nie ma na tym świecie :/
Hebe jak zwykle genialna :D Świetnie wykreowana postać. Uwielbiam tą staruszkę :D
I ostatni fragment mnie zastanawia. Zadaję obie pytanie "Kim jest Michael?"
Masz rację, wtedy Mangus i Alysson widzieli właśnie Catherinę. Jak to miło, gdy ktoś kojarzy fakty ;D
UsuńBardzo dziękuję za komentarz ;*
I cieszę się, że polubiłaś Hebe! :D