24 listopada 2016

"Walczę i zwyciężę" Rozdział 11(3)

— Zostałem jeszcze z poprzedniej tury. Poza tym nie pieprz, bo przyjechały więcej niż trzy samochody — odpowiedział Dan bez zająknięcia. Zamierzał brnąć w kłamstwa do samego końca, mając nadzieję, że jest lepszym oszustem niż zawsze uważał. — Poza tym — kontynuował — naprawdę uważasz, że mamy czas na takie pogawędki? Ostro oberwiesz, jak się okaże, że zamiast wykonywać rozkazy, to ty stoisz i pieprzysz głupoty!
 Czarno-złoty wyglądał na niezdecydowanego. Nie był przekonany co do prawdomówności mężczyzny, a z drugiej strony nie wiedział, czy ma jakiekolwiek podstawy, by mu nie ufać. W końcu wyglądał jak oni, trzymał ich broń i nie dał się podejść.
Cardona wyczuł to wahanie, więc powiedział:
—  W tamtym pokoju — wskazał ręką — jest jeszcze facet i jakaś suka. Chyba starzy tego dzieciaka. Będziesz tu tak stał jak idiota czy się nimi zajmiesz?
Zamachowiec na moment oderwał wzrok od Dana i spojrzał na drzwi. Żołnierz w tym czasie mocno potrząsnął Michaelem, chcąc wywołać w nim płacz albo krzyk. Miał nadzieję, że histeria dziecka przekona wroga, że w pokoju naprawdę ktoś przebywa. Dlatego gdy usłyszał głośny lament, a na policzkach chłopca zobaczył łzy, uśmiechnął się wewnętrznie. Potem Mike zaczął się wyrywać, wrzeszczeć, seplenić coś pod nosem, a Dan udawał, że bardzo go to bawi.
Podczas gdy oni udawali zajętych sobą, czarno-złoty postanowił zajrzeć do pokoju obok i przekonać się, czy nieznajomy mężczyzna mówi prawdę. Podszedł do drzwi, nacisnął na klamkę i poczuł, jak pod wpływem mocnego kopnięcia leci na półkę wiszącą na przeciwległej ścianie. Odbił się od niej, nieumyślnie zrzucił wszystkie książki, które tam stały i upadł otumaniony na podłogę. Zrozumiał, że popełnił błąd i dał się podejść, bo, oprócz niego i nieznajomego, nikt w tym pokoju nie przebywał.
Uderzenie nie było tak silne, jak chciał tego Dan. Czarno-złoty bardzo szybko opanował zamroczenie i zaczął się bronić. Zauważył, że oszust wyciąga z kieszeni nóż, dlatego złapał go za nadgarstek i z całej siły odciągnął rękę. Wiedział, że jeśli tego nie zrobi, to zginie.
Dan nie był zaskoczony, że mężczyzna tak szybko zorientował się w jego zamiarach i zdołał je powstrzymać. Wiedział, że członkowie organizacji są wyszkoleni, wysportowani i trudni do pokonania, a jemu zaczynało brakować sił. Zraniona noga ciągle dawała o sobie znać, a znaczny ubytek krwi sprawił, że żołnierz czuł się coraz bardziej senny i zmęczony.
Zupełnie odwrotnie niż przeciwnik. On coraz mocniej ściskał nadgarstek Dana, z sukcesem oddalając ostrze od swojej twarzy. Cardona czuł, że za moment nie wytrzyma i upuści nóż, a tylko z jego pomocą mógł zagrozić czarno-złotemu. Z całych sił napierał na wroga, kątem oka rozglądając się też po pokoju. Gdy zobaczył wazon stojący na komodzie nieopodal, sięgnął po niego ręką, a potem cisnął w głowę przeciwnika. Odłamki poraniły twarz czarno-złotego, wbiły się w nią, a krew zaczęła spływać na podłogę. Mimo to mężczyzna nadal był przytomny. Zrozumiał jednak, że zaczyna przegrywać tę walkę, więc zaczerpnął tchu, by krzyknąć do kompanów o pomoc. Zupełnie nieświadomie zwolnił też uścisk na nożu, co nie umknęło uwadze Dana. Żołnierz wykorzystał tę chwilę słabości i z całej siły wbił ostrze w brzuch przeciwnika.
Czarno-złoty wytrzeszczył oczy, wstrzymał oddech, a potem spojrzał na krew, która w zastraszająco szybkim tempie zaczęła przeciekać przez jego mundur i spływać na dywan.
— Stary, nie... — rzucił po angielsku. — Zmusili mnie, proszę, ja mam dzieci… — błagał.
Dan nie wyglądał na przejętego.
— A ja muszę chronić dziecko przed takimi jak ty — odparł Cardona i jednym szybkim ruchem wbił ostrze noża równo między oczy mężczyzny.
Zszedł z martwego ciała, nie patrząc na to, co zrobił. Wytarł zakrwawiony nóż w spodnie wroga, by nie brudzić swoich, i wrócił do pokoju, w którym przebywał Michael. Chłopiec stał pod ścianą kilka jardów dalej i memłał palce w ustach. Nie widział, co działo się obok, ale i bez tego wyglądał na przerażonego. Tylko cudem stał na nogach o własnych siłach.
Dan nie miał czasu, by się tym teraz martwić. Wziął Mike’a pod pachę i wybiegł z mieszkania.
Miał szczęście, gdyż większość mężczyzn przeszukiwała teraz inne budynki i odeszła kilkanaście jardów dalej. Nikt nie zwrócił na niego uwagi, nikt nie zmartwił się tym, że wielki, umięśniony facet wyniósł z domu dziecko i może z nim zrobić dosłownie wszystko. I właśnie dzięki takiej znieczulicy Dan zdołał dotransportować chłopca do apteki w jednym kawałku.
Czuł się jak potwór, ale to nie miało znaczenia. Najważniejsze, że Mike nadal żył.

*

Gdy żołnierz wraz z dzieckiem wbiegli do budynku, zauważyli jedynie nieprzytomną Robertę leżącą na podłodze. Była blada, ledwo oddychała, a Mulat rozpłynął się w powietrzu. Dan zastanawiał się, czy mężczyzna rzeczywiście szuka samochodu, czy zwyczajnie uciekł, zostawiając poszkodowaną na pastwę losu i nie wypełniając umowy, jaką zawarli.
— Co to za pani? — szepnął Michael, patrząc na Robertę.
— Nie wiem — odpowiedział Dan, po czym sięgnął po pęsetę, gazę i spirytus.
Nie przejmując się obecnością dziecka, zerwał z nieznajomej rajstopy, po czym przemył dokładnie jej udo. Malec nie był w stanie na to patrzeć. Usiadł w kącie, przysunął nogi pod brodę i opuścił głowę.
Choć cała noga dziewczyny lepiła się od krwi, głębokość i rozległość rany wywołała w Cardonie cichy śmiech. Pocisk ledwo drasnął kończynę, nie utkwił w niej, a zatamowanie krwawienia było w tym przypadku banalnie proste. Cardona nie dziwił się, że mimo braku wcześniejszej pomocy nieznajoma nadal oddychała. Pomyślał, że Mulat nawet nie spojrzał na ranę, skoro tak żarliwie błagał o szycie, które w gruncie rzeczy nie było konieczne. Mimo to Dan wziął do ręki nici. W końcu obiecał.
Niemal kończył już pracę, gdy usłyszał hałas za zewnętrzną ścianą. Chwilę później zobaczył, jak na zaplecze przez okno wchodzi Rodrigo, a za nim jakiś nieznajomy mężczyzna. Mulat schylił się, oparł ręce na kolanach i przemówił radośnie:
— Mam auto!
— Kogoś ty tu przyprowadził? — warknął Cardona, patrząc na człowieka, stojącego koło nich.
Średniej długości włosy opadały nieznajomemu na oczy, a jasna broda zakrywała pozostałą część twarzy. Dopiero gdy odgarnął grzywkę, Dan zdołał dostrzec pewność siebie i dziwny rodzaj zaciekawienia malujące się w jego oczach. Zwrócił także uwagę na pokaźny tatuaż zajmujący całą lewą rękę. Dzięki skórzanemu bezrękawnikowi był dobrze widoczny.
— Jakby to powiedzieć... — zająknął się Rodrigo. — To jego auto.
Dan nie wierzył w to, co słyszał.
— Ukradłeś auto razem z właścicielem?! — warknął.
— Nie miałem wyjścia! — bronił się Mulat. — Koleś powiedział, że nie ma zamiaru się ruszyć! Co miałem zrobić? Zabić go?
— Trzeba było! — rzucił jakby od niechcenia, a Rodrigo z nerwów przetarł dłonią brodę.
— Wybacz, stary, ale najwidoczniej nie jestem takim asesino jak ty!
— Mów do mnie po angielsku albo wcale — rozkazał Dan lodowatym głosem. — Co to za auto? — skierował swoje pytanie do nieznajomego w bezrękawniku.
Nim tamten zdążył odpowiedzieć, odezwał się Mulat.
— Pięcioosobowe Ferrari. Akurat się wszyscy zmieścimy. Poza tym fura jest szybka. Odjedziemy stąd, nim się ktokolwiek zorientuje, że tu w ogóle byliśmy! — powiedział radośnie.
Żołnierz miał wrażenie, że to jakieś żarty.
— Poważnie? — warknął. — Kazałem ci załatwić porządne auto, najlepiej terenowe, a ty przychodzisz i mówisz, że zdobyłeś Ferrari?! Możesz mi powiedzieć, gdzie ja zdołam tym dojechać?!
Był wściekły i zaczął żałować, że w przypływie nagłych emocji zdecydował się na współpracę z tym człowiekiem. Odwrócił się w kierunku milczącego faceta w bezrękawniku, który w dalszym ciągu stał nieruchomo z rękami w kieszeni, jakby w ogóle nie słyszał, o co toczy się spór. Przydługa grzywka opadła mu na twarz, ale tym razem nie zamierzał jej poprawić. Patrzył czujnym wzrokiem na Dana, ani na moment nie spuszczając głowy. Cardona zaczął się nawet zastanawiać, czy nieznajomy nie przesadził z dragami, bo ten nadzwyczajny spokój był w tym momencie zupełnie nie na miejscu.
— Wszędzie tym dojedziemy — odpowiedział Rodrigo. — To jest świetny samochód. Zupełnie nie rozumiem, czemu się wkurzasz...
Dan zaśmiał się z kpiną, po czym stanął twarzą w twarz z Mulatem i wyciągnął przed siebie dłoń.
— Kluczyki.
— Nie mam — odpowiedział Rodrigo.
— Słucham?
— On je ma. Pomógł mi. Poza tym ja wcale nie ukradłem tego auta. Nawiązaliśmy sojusz — wyznał. — Dios Mio, stoimy przecież po jednej stronie, razem będzie nam łatwiej przetrwać!
Dan nie zamierzał tego słuchać. Przerzucił wzrok na właściciela samochodu i zażądał:
— Oddaj mi kluczyki.
Nieznajomy nie poruszył się i nic nie odpowiedział. Jedyne, co robił, to patrzył.
— Daj mi je do ręki, bo za moment sam je sobie wezmę! — zdenerwował się żołnierz.
— Nie dasz tam rady w pojedynkę — odezwał się w końcu.
Miał charakterystyczny, nieco zachrypnięty głos. W normalnych warunkach Cardona pomyślałby, że facet wypalił w swoim życiu mnóstwo fajek. Teraz w ogóle nie zwrócił na to uwagi.
— To chyba nie jest twoja sprawa — rzucił ostro.
— Ale moje auto.
— Koleś, nie rób scen — powiedział Rodrigo do Dana. — Jest auto, jest miejsce, wsiadamy i jedziemy. O czym tu gadać?
Żołnierz prychnął pod nosem.
— Chyba czegoś nie rozumiesz. Ty nie jedziesz. Jaka była umowa? Auto za szycie. O wspólnych podróżach nic nie słyszałem.
W tym momencie Rodrigo nie wytrzymał. Wyciągnął zza pasa pistolet, odblokował i wymierzył prosto w twarz Dana. W jego oczach widać było strach, ale też zacięcie i silną motywację. Choć pot spływał mu strużkami po twarzy, a ciało drżało od nadmiaru wrażeń, nie zamierzał się teraz poddać. Powiedział już a, czas powiedzieć b.
— Nie wiem, kim jesteś, człowieku — syczał ze złością Mulat — ale mam to teraz w dupie. Jeśli ja stąd nie wyjadę, to ty też tego nie zrobisz! Rozwalę ci łeb, rozumiesz?! Chcesz osierocić dzieciaka?!
— Mierzysz do mnie już drugi raz tego dnia — odpowiedział ze spokojem Cardona. — Chcesz, żebym ja też wyciągnął broń?
Mimo iż Dan bardzo uważnie przyglądał się teraz Rodrigowi, kątem oka widział, że nieznajomy w bezrękawniku nadal stoi nieruchomo. Jakby nie interesowało go nic, co działo się w najbliższym otoczeniu. Co jakiś czas zerkał tylko w kierunku Michaela, a to zaniepokoiło Dana.
— Do jasnej cholery, napadła nas jakaś zgraja popaprańców, zrobiła krwawą rzeź na ulicy, powinniśmy się teraz trzymać razem! — wykrzykiwał Mulat. — Dios Mio, jesteśmy ludźmi! Nie proszę cię o wiele, chcę tylko wsiąść z laską do samochodu i uciec z tego cmentarza! Masz chyba jakieś uczucia, koleś!
— Zrobię ci krzywdę, jeśli nie schowasz broni — kontynuował spokojnie Dan, jakby w ogóle nie słyszał słów Rodriga.
Mulat jeszcze przez chwilę wahał się, co zrobić, po czym zgodnie z poleceniem, opuścił pistolet. Wtedy Cardona jednym, szybkim ruchem doskoczył do niego, wyrwał broń, po czym spojrzał mu prosto w oczy. To wystarczyło, by Rodrigo pożałował tego, co zrobił, i poczuł się przy żołnierzu bardzo malutki.
— Uważaj, z kim wojujesz, bo trafisz w końcu na kogoś mniej cierpliwego niż ja. Nie umiesz ocenić ryzyka i sił przeciwnika, a takiej spluwy nikt się nie przestraszy. Mieliśmy umowę, wypełniłem ją, a ty wyciągasz broń. Wiesz, co powinienem zrobić? Odstrzelić cię — syknął Dan, a Rodrigo głośno przełknął ślinę. — Ale nie zrobię tego, bo naboje będą teraz drogie.
— Czemu mi po prostu nie pomożesz?! — zapytał żałośnie Mulat, a Cardona poczuł, że traci cierpliwość.
— Bo nie mam takiego zasranego obowiązku! — wrzasnął.
Rodrigo otwierał już usta, by coś powiedzieć, a wtedy w rozmowę wtrącił się nieznajomy milczek:
— Ej — rzucił elokwentnie, czym od razu zwrócił na siebie uwagę pozostałych. — Młody już chyba wybrał.
Cardona odwrócił się i zobaczył, jak pięciolatek śpi przytulony do piersi nieprzytomnej Roberty, jak obejmuje ją rękami i cały czas nieświadomie jeszcze bardziej przybliża się do kobiety. Wyglądał na spokojnego, może nawet szczęśliwego. Lgnął do nieznajomej, szukając bliskości i ukojenia po traumatycznych przeżyciach, a Dan poczuł ogromną złość, bo w głębi duszy doskonale go rozumiał. I nie chciał pamiętać, jak to jest być na jego miejscu — pragnąć troski, opieki, zainteresowania i miłości.
— Widzisz? Dzieciak jest przy niej spokojny — powiedział spokojnie Mulat. — Nie będziesz miał problemu z jego krzykami i lamentami. Położy głowę na cycku, a my w tym czasie pomyślimy, co dalej robić. To idealne wyjście.
Dan w milczeniu przyglądał się Michaelowi i dziewczynie. Rozważał w głowie wszelkie za i przeciw, zupełnie nie słuchając argumentów Rodrigo. Nie interesowało go, co ten tchórz ma do powiedzenia. Nie uważał, by był dla niego godnym kompanem do pertraktacji, więc decyzję rozpatrywał tylko sam ze sobą; w myślach.
— Do samochodu — rzucił po chwili, po czym założył na ramię plecak z lekami i uniósł na ręce śpiącego Michaela. — Dojedziemy w bezpieczne miejsce i nasza wspólna droga się skończy.
Rodrigo odetchnął z ulgą.
Milczek prychnął pod nosem. No to do dzieła... — pomyślał.

*

Dan miał żal do samego siebie. Od dwóch lat starał się pozostać martwy dla świata i ludzi, a teraz z własnej głupoty wjechał w samo centrum krwawej rzezi, po czym nawiązał dziwny sojusz z łysym facetem z bródką i milczkiem w skórzanym bezrękawniku. Nie dowierzał, że mógł aż tak bardzo spieprzyć sprawę.
— Gdyby nie fakt, że jestem łysy, to pewnie poczułbym wiatr we włosach — stwierdził Rodrigo, a na jego twarz wpłynął szeroki uśmiech.
Na moment zapomniał, że jeszcze przed chwilą z trudem manewrowali pomiędzy ciałami zabitych osób. Skupił się na tym, że udało mu się przekonać mięśniaka do wspólnej ucieczki, że żyje i że nieprzytomna Roberta powoli odzyskuje naturalny kolor twarzy.
Właściciel auta — a zarazem kierowca — uśmiechnął się lekko pod nosem. Kątem oka spojrzał na Dana siedzącego na przednim siedzeniu i Michaela, który spał oparty o klatkę piersiową swojego opiekuna. Potem przeniósł wzrok na lusterko, w którym dostrzegł tylną kanapę i siedzącego na niej Rodrigo. Na jego kolanach spoczywała głowa nieprzytomnej Roberty.  Na koniec kierowca rzucił jeszcze okiem na ulicę za samochodem.
Jechali różowym Ferrari po asfaltowej drodze otoczonej lasem. Kilkanaście minut wcześniej zdołali bez przygód wyjechać z centrum miasta, mijając opustoszałe osiedla, aż trafili na obrzeża, których nie dosięgły jeszcze żadne krwawe działania. Przy każdym ostrzejszym zakręcie Rodrigo wydobywał z siebie wrzask podniecenia i strachu, mając wrażenie, że kierowca nie zdoła w końcu zapanować nad autem i prędzej czy później wylądują w rowie. On jednak z wielką pewnością i swobodą prowadził swój szybki samochód, co wzbudzało niemały podziw i w Mulacie, i w Danie.
Żołnierz już od jakiegoś czasu zastanawiał się, dlaczego nieznajomy bez żadnego sprzeciwu zgodził się im pomóc i dlaczego w ogóle nie próbował uciec. Co jakiś czas przyglądał mu się dyskretnie, czując, że milczek ma w tym jakiś cel i z pewnością nie znalazł się tutaj z dobroci serca.
— Co jej zrobiłeś, że przestała być taka blada? — ponownie odezwał się Rodrigo.
— Po prostu ją opatrzyłem — rzucił szybko Dan.
— Jak to? I to wystarczyło?
— Zemdlała ze strachu, a nie od obrażeń — wyjaśnił żołnierz.
— Jak to ze strachu? — dopytywał z niedowierzaniem Rodrigo. — Tak się da? Przecież adrenalina, chęć przetrwania... to wszystko pobudza.
— Najwidoczniej nie ją.
Zamilkli, ale nie na długo, bo Mulat po raz kolejny przerwał ciszę.
— Tak w ogóle to ja jestem Rodrigo, ta prawie nieżywa to Roberta. A wy?
Cisza. Dopiero po chwili odezwał się kierowca:
— Dylan.
Dan nie zamierzał odpowiadać.Chociaż byli ponad dziesięć mil od centrum Silent Glade, w dalszym ciągu nie potrafił się wyluzować. Zupełnie odwrotnie niż Rodrigo, który uśmiechał się na samą myśl o bezpiecznym powrocie do domu.
— Czemu akurat Silent Glade? — spytał znowu Mulat. — Przecież w Stanach jest tyle innych miast, tyle ciekawszych stanów! Nie mogli zaatakować na przykład Nowego Jorku, Los Angeles, Miami?
— Grunt pod większą inwestycję — rzucił niechętnie Dan.
— Większą? Przecież oni już nikogo nie zaatakują. Pewnie cały świat już wie, że jacyś psicópatas zaatakowali Silent Glade. Nie odważą się na kolejny ruch, bo stracili efekt zaskoczenia. Ponowią próbę, to zostaną złapani.
— Nie byłbym takim optymistą — wtrącił się nagle Dylan.
Zwrócił tym uwagę nie tylko Rodriga, ale też Dana.
— Dlaczego? — dopytywał Mulat.
— A widziałeś chociaż jeden radiowóz na drodze? Słyszałeś chociaż jedną syrenę? Nikt nic nie zrobił, więc skąd wiadomo, że nie dostali po prostu wolnej ręki? — rzucił kierowca.
— No dobra, nawet jeśli, no to po co to wszystko? Żeby porwać dwie babki i trzech chłopów? — zakpił Mulat.
Dan przesunął ręką po brodzie, dochodząc do wniosku, że Rodrigo jest idealnym przykładem przeciętnego mieszkańca — zupełnie nie wie, co dzieje się koło niego i snuje beznadziejne teorie, będąc pewnym, że przecież nie może się mylić. Natomiast tok rozumowania milczka od razu go zainteresował. Mimo to starał się tego nie pokazać.
— Powiedz, Rodrigo — wtrącił się żołnierz. — Czemu chciałeś zostawić Robertę na pastwę losu?
Mężczyzna spojrzał na plecy rozmówcy, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Nie spodziewał się takiego pytania i nie rozumiał, dlaczego padło.
— Bo się bałem.... — odparł ze wstydem.
— A no właśnie. Strach. Jak się czegoś boisz, to nie myślisz logicznie. Łatwo tobą kierować i wymusić pewne działania. A im właśnie o to chodzi.
Mulat nie zdążył odpowiedzieć, gdyż do ich uszu dobiegł głośny dźwięk silników samochodowych. Dylan wyprostował się niczym struna, a Rodrigo zastygł z na wpół otwartymi ustami. Patrzyli, jak zza zakrętu wyjeżdża ciemny Chevrolet Camaro, a za nim drugi i trzeci. Potem piąty, siódmy, piętnasty. Chevrolety, Jeepy, Mercedesy, Land Rovery. Wypełnione ludźmi ubranymi w czarne mundury ze złotymi naszywkami.
—  Co teraz? —  szepnął przerażony Rodrigo. — Co my zrobimy?! Cholera, oni się tu gapią!
Dan nie miał pojęcia, jak się zachować. Przez moment patrzył na sytuację za szybą niczym sparaliżowany. Ocknął się dopiero po chwili.
— Jeśli zaczną do nas strzelać, odpowiadamy tym samym — wymyślił na poczekaniu. — Dylan wciska gaz do dechy i uciekamy.
Milczek kiwnął tylko głową, a Rodrigo głośno wypuścił powietrze. Czuł, że pot spływa mu po plecach i twarzy, a on nie potrafi nic na to poradzić. Był pewny, że wraz z wejściem do samochodu koszmar się skończył. Nie przypuszczał, że te wydarzenia mogą być początkiem czegoś znacznie większego. Widok aut pozbawił go złudzeń. Horror nadal trwał.
— Oni jadą na kolejną rzeź, prawda? — wyszeptał. Jego głos drżał. Ciało również.
— Cicho — zażądał Dan. — Skup się i nie zadawaj niepotrzebnych pytań.
Auta mijały ich jedno po drugim. Długi sznur ciągnął się i ciągnął, powodując w mężczyznach poczucie niewątpliwej przegranej. Mieli świadomość, że ich dalsza egzystencja zależy tylko i wyłącznie od dobrej woli wroga i jego nastroju. Nie odetchnęli z ulgą, mijając pierwsze dziesięć aut. Po minięciu trzydziestu również nie odczuli bezpieczeństwa. Kątem oka zauważali ciekawskie spojrzenia pasażerów i zastanawiali się, w którym momencie ktoś zdecyduje się na wyciągnięcie broni.
Dylan wyglądał na spokojnego. Dan udawał, że panuje nad sytuacją, a Rodrigo — standardowo — nie radził sobie z emocjami. Roberta w dalszym ciągu nie otworzyła oczu, choć wydawało się, że jej sen z każdą chwilą staje się coraz płytszy. Natomiast Michael nadal wtulał się w twardy tors swojego porywacza i najwidoczniej nie zamierzał przerywać smacznej drzemki. Ilość atrakcji zwaliła go z nóg.
Gdy ostatni samochód przejechał koło Ferrari, Mulat wydał z siebie głośny okrzyk. Miał wrażenie, że jeszcze nigdy w życiu nie był tak szczęśliwy. Ze łzami w oczach ściskał krzyż, który zwisał na grubym łańcuszku na jego szyi, i wznosił do Boga dziękczynną modlitwę po hiszpańsku.
Dan był nieco bardziej sceptyczny. Cały czas zerkał w lusterko, nie pozwalając sobie na jakiekolwiek ataki radości. Intuicja podpowiadała mu, że to jeszcze nie koniec. Niemożliwe, by poszło im tak łatwo.
Znowu miał rację. Gdy we wstecznym lusterku zobaczył, jak zza zakrętu za nimi wyłania się ciemny Jeep, przerzucił Michaela na tylne siedzenia i odbezpieczył broń.
— Czemu wrócili? — zapytał blady Rodrigo. Jego radość uleciała.
Nikt nie odpowiedział. Dan zamiennie spoglądał na lusterko i drogę przed nimi. Starał się jak najlepiej ocenić sytuację i znaleźć zadowalające wyjście. Ulica była pełna wybojów, Jeep powoli zaczynał ich doganiać, a Ferrari przyjęło właśnie pierwszą serię strzałów na swoją wypucowaną karoserię.
Dylan wciskał mocniej pedał gazu, ścinał zakręty i usilnie starał się odtworzyć w głowie mapę najbliższego otoczenia. Wskazówka licznika przesuwała się. Obraz coraz szybciej umykał im przed oczami, ale auto wroga nie zostawało daleko w tyle.
— Masz tu jakąś broń? — zapytał nerwowo Cardona. Chciał wiedzieć na ile strzałów będzie mógł sobie pozwolić.
— Tylko S&W 27.
— Pełny bęben?
— Pięć naboi.
— Zapas?
— Sześć.
— Dobre i to — skomentował, po czym po raz kolejny spojrzał w lusterko.
Kierowca Jeepa z trudem dościgał Ferrari, ale nie dawało to uciekinierom żadnej przewagi. Zakręty skutecznie zmniejszały powstającą różnicę, nie pozwalając oddalić się na zadowalającą odległość. Gdy Dylan z dużą prędkością wchodził w jeden z nich, Dan wychylił się i pewnie wystrzelił dwie kule w koła przeciwnika. Potem w ostatniej chwili uchylił się przed kontratakiem.
— Rodrigo, na co czekasz, otwórz szybę i strzelaj! — warknął żołnierz.
— Nie da się, coś jest schrzanione z elektryką — wyjaśnił Dylan.
Cardona zacisnął zęby.
I właśnie w tym momencie, krzyk rozbudzonej Roberty wypełnił wnętrze samochodu. Niespokojnie rozglądała się na wszystkie strony, nie wiedząc, gdzie jest, z kim i co się dzieje. Jej wrzaski obudziły również Michaela, który do ogólnego rozgardiaszu dołożył jeszcze swój płacz. Przepychali się na tylnej kanapie, zupełnie nie dostrzegając powagi sytuacji. Jakby tego było mało, pasażer Jeepa cały czas ostrzeliwał ich różowe Ferrari.
Dan miał ochotę palnąć sobie w łeb.
— Zamknąć się! — wrzasnął. W aucie momentalnie zapanowała cisza. — Za trzy mile masz skręt dziewięćdziesiąt stopni w prawo — zwrócił się do Dylana. — Wjedź w niego tak, żebym mógł oddać strzał.
Mężczyzna skinął głową, po czym gwałtownie skręcił samochodem, by ominąć następne pociski. Żołnierz wychylił się, ale szybko wrócił na pozycję. Wróg ostrzeliwał ich niemal bez przerwy.
Rodrigo biernie przyglądał się całemu zajściu, nie mając możliwości na oddanie strzału. Chciał pomóc Danowi w tej nierównej walce, ale nie wiedział, jak mógłby to uczynić. Cardona jakby czytał mu w myślach.
— A otwieranie bagażnika działa? — zapytał Dylana.
— Bagażnika tak.
— Więc plan jest taki...
Kolejna kula właśnie uderzyła ich w tył. Dopiero wtedy Roberta szybko zaczęła rozumieć, co się dzieje. Przez emocje nie była w stanie wymówić nawet słowa. Nie zareagowała, gdy Michael wtulił się w jej wątłe ciało i zaczął wylewać łzy strachu i bezsilności.
— Dylan wjeżdża w zakręt i otwiera przyciskiem bagażnik — kontynuował Dan. — Rodrigo, masz dwie sekundy na reakcję. Wychylasz się i strzelasz w kierowcę. Ja eliminuję strzelca. Czy to jest jasne?
— Że co?! — wrzasnął Mulat. — Przecież to jest nierealne! Ja nie jestem kaskaderem! To jest najgłupszy plan, jaki w życiu słyszałem! — panikował.
— Zamknij się i skup! Wychylasz się przez bagażnik i strzelasz. Zróbcie mu miejsce — zażądał, patrząc na dziecko i Robertę. — Michael, zejdź na dywanik. Już!
Malec rzucił się posłusznie na podłogę, zakrył głowę rękami i trząsł ze strachu. Mulat oddychał głośno, czując, że opanowuje go istna histeria. Nie chciał, nie umiał, wiedział, że nie da rady. A równocześnie czuł palącą potrzebę, by zrobić wszystko, co da mu szansę na przeżycie.
Mila minęła zastraszająco szybko. Ciemny Jeep nadal gonił różowe Ferrari, nadal nie odstępował go na krok i nadal znajdował się stanowczo zbyt blisko. Dylan w skupieniu wciskał pedał gazu, a gdy jego oczom ukazał się wspomniany przez Dana zakręt, położył rękę na hamulcu ręcznym i czekał na odpowiedni moment.
Roberta wstrzymała oddech, Michael rwał włosy z głowy, Dylan patrzył przed siebie, Dan przygotowywał się do strzału, a Rodrigo czekał, aż klapa bagażnika ruszy do góry.
Chwila. Moment. Sekundy.
Autem zatrzęsło. Skowyt przypiekanych opon rozniósł się echem po leśnym terenie. Żołnierz wymierzył i zaczął strzelać. Zrozpaczony Rodrigo uniósł klapę i wychylił się przez bagażnik. Pierwsze dwa naboje starał się wymierzyć dokładnie w cel, resztą bił zupełnie na oślep. Strach pętał jego ruchy; czuł, że dzisiejszy dzień będzie dniem jego śmierci. Kule świstały mu nad głową, słyszał w oddali strzały, jakie oddawał Dan, przeraźliwy krzyk Roberty i głośny płacz dzieciaka. Sekundy dłużyły mu się w nieskończoność. Nic nie czuł, nic nie widział. Wszystko działo się jakby obok niego.
A potem nastała cisza.
Rodrigo ze zdziwieniem odkrył, że od jakiegoś czasu miał zamknięte oczy. Gdy je otworzył, zdołał dojrzeć, że ostrzelany Jeep uderzył w drzewo, a kierowca wraz z pasażerem prawdopodobnie nie żyją. Z szaleńczym uśmiechem na ustach wrócił na kanapę, zakrył twarz dłońmi, a w jego oczach zabłysły łzy.
Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, Dan wysiadł z samochodu, gwałtownym ruchem wyciągnął z niego Michaela i kazał mu uciekać w głąb lasu. Malec w pierwszej chwili nie wiedział, co robić. Był kompletnie oszołomiony i nic nie rozumiał. Dopiero gdy mężczyzna ostro ponowił rozkaz, chłopiec, ze strachu przed konsekwencjami, posłusznie pobiegł we wskazanym kierunku.
Dan pędem ruszył do Jeepa, po czym zaczął go przeszukiwać. Wyrzucał na ziemię karabiny, magazynki, kilka granatów i radio. Potem małe przedmioty schował do kieszeni, a broń zawiesił na ramieniu.
Roberta, Rodrigo i Dylan wysiedli z auta i z zaskoczeniem wpatrywali się w działania żołnierza.
— Jeśli wrócicie do miasta, zginiecie — mówił głośno Dan, wracając w kierunku Ferrari. — Teraz wszędzie będzie działo się to samo, co w centrum. Pięć mil na północ przez las jest stary młyn i rzeka. Jeśli się pospieszycie, dojdziecie tam przed nocą. A jeśli macie szczęście, to znajdziecie jeszcze trochę suchego drewna na ognisko.
Dan stanął przy aucie i kucnął. Przez kilka sekund przeszukiwał swój plecak, po czym wyjął z niego białe opakowanie i wręczył je Robercie.
— Środki przeciwbólowe. Bardzo silne.
Odpowiedział mu huk. Cała czwórka uniosła głowy ku niebu i z przerażeniem patrzyła na tumany czarnego dymu, które napływały z daleka. Najpierw od wschodu, potem z zachodu. Od razu zrobiło się ciemniej, bardziej duszno i makabrycznie, gdyż wisiał nad nimi nie tylko smog, ale też wizja kolejnych zniszczeń i zabójstw.
— To oni... — rzuciła z trudem Roberta. — To oni, prawda?
— Powodzenia — odparł  szybko Dan, a potem pobiegł za Michaelem bez odwracania się za siebie.
Zaczęło się — pomyślał Cardona, zaciskając zęby. — To naprawdę się zaczęło...


I jest następny;) Publikuję ten rozdział z pracy, bo nie mam przez tydzień dostępu do komputera.
Ogromnie dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim postem! ;* (przy okazji - nie wiem kiedy odpiszę na Wasze komentarze. Mam nadzieję, że jak najszybciej;)  - zrobione! Możecie czytać ;D) Szkoda, że tak zmalała liczba komentujących, ale widzę, że ten ubytek pojawia się na większości blogów, więc chyba nie jestem sama. Mogę się tylko łudzić, że kiedyś wrócą czasy, gdy rozdział komentowało 40-50 osób.

Podobało się? Chcecie więcej? Spinać poślady czy dać sobie spokój? ;D Piszcie, jestem bardzo ciekawa Waszych opinii! ;)

Beta: Condawiramurs <3

67 komentarzy:

  1. Ja tylko na chwilkę. U mnie nie widać akapitów. Jest tylko jeden na samym początku. ;)
    U wszystkich maleje komentujących i czytelników. W ogóle jakoś jest mniej ludzi tworzących blogi. Dużo odchodzi/znika. Jest ogromny przestój, aż mnie to lekko dziwi i przeraża zarazem, ale co zrobić? No i ten, nie patrz na to, ile było komentujących wcześniej a teraz, bo cały czas jest (ja to nazwę) rotacja. Jedni są jednorazowo, przyjdą raz, może wrócą, może nie. Ważne, aby mieć stałych i prawdziwych czytelników. ;)
    Wybacz, że od razu nie przeczytam rozdziału. Siądę do niego, gdy na karku nie będę miała zegarka. :(
    Pozdrawiam! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może teraz będzie lepiej, bo starałam się dodać. A jak nie to trudno, może jutro coś z tym zrobię.
      Liczby to tylko liczby. Jak patrzę na prolog a aktualne rozdziały to widzę przepaść jeśli chodzi o komentujących. Ale z drugiej strony... teraz zostali w większości ci, którzy naprawdę chcą czytać i szczerze potrafią powiedzieć, co im się podoba, a co nie. I to jest dla mnie ważniejsze niż liczby. Szkoda, że ubywa czytelników - zawsze będę ubolewać - ale trudno. Wiem, że to nie jest najważniejsze ;)
      Ja też siądę do Twojego jak będę mieć więcej wolnego czasu. Może jutro, jak nie będzie szefa, ale nie obiecuję :D

      Usuń
    2. Teraz jest już^^
      Niestety. Ja widzę u siebie to samo, chociaż nie porównuję ilości komentarzy z Twoim blogiem, bo to jest dopiero przepaść XDDD ale jeśli ja widzę u siebie, to co dopiero Ty, gdzie miałaś znacznie więcej. ;/ Ludzie uciekają... smutne.
      Spokojnie Ruda! A przyjdziesz, kiedy będziesz chciała. Ja nikogo też nie zmuszam czy nie wyczekuję, aby był zaraz, bo jak nie to ma minusa u mnie. xD Take your time.
      PS. Czy nie lubisz przypadkiem The Walking Dead? Coś chyba wspominałaś o tym, nie? Szukałam czegoś z zombie i akurat tak pomyślałam, że dobra, w końcu i ja zobaczę o co tyle szumu z tym serialem. :)

      Usuń
    3. A no smutne... A najgorsze jest to, że ludziom nie chce się nadrabiać jak jest +15 rozdziałów, więc ciężko znaleźć nowych czytelników na miejsce tych starych;/

      Tak, oglądam TWD. Nie jestem na bieżąco, ale lubię to ;D I zaczęłaś oglądać?

      Usuń
    4. Bywa. W większości wolą być na bieżąco, nie wysilać się zbytnio, bo myślą tylko o sobie i chcą, aby każdy inny zajmował się ich blogiem, a od siebie mało dają.

      Tak, zaczęłam. Obejrzałam na razie chyba 3 odcinki. Chociaż na razie się jeszcze nie wkręciłam. No i oglądam jedynie po angielsku, bo nie mogłam nic znaleźć z pl co by działało na moim tablecie... T.T tak więc zapewne sporo rzeczy nie rozumiem.

      Usuń
    5. No niestety;/

      Uu... a nie ma chociaż z napisami? Ja ściągałam z lektorem, ale to było dawno temu i nawet nie wiem czy te linki jeszcze istnieją ;D

      Usuń
    6. Tęskniłaś za Tysiem?

      A tak poważnie, to choć nie czytałem rozdziału, to się dobiję do toczącej się dyskusji. Piszesz, że liczba komentujących spada, gdy patrzysz na prolog i aktualny czy przedostatni rozdział, a przecież chyba nie wszyscy czytający są na bieżąco, nie? Zapytam się więc czy są jakieś osoby co nadrabiają i są widoczne, dają znać, gdzie aktualnie są, piszą co jakiś czas coś od siebie?

      Nie rozumiem osób, które nie biorą się za opowiadania mające więcej niż kilkanaście rozdziałów, bo to głupota. Ja sam zamiast czytać blogi nowych osób co mają po 2-4 rozdziały i pewnie zaraz się zamkną (zazwyczaj tak jest) wolałem poświęcić ten czas opowiadaniu zakończonemu. Czytając coś co zaraz się usunie bym ten czas zmarnował, czytając coś zakończonego go nie zmarnowałem - ja tak to odbieram.

      Zauważyłem jednak, że ludzie wybierając blog do czytania kierują się liczbą rozdziałów. Nie ja, ale TakaMiłość zrobiła taki test. Skomentowała pierwsze rozdziały nowych blogów, które znalazła w katalogu i wiesz co się okazało? Większość z nich, gdy przyszła się "odwdzięczyć" to wybrała ten blog, który miał najmniej rozdziałów i nawet jeśli ktoś wolał współczesność, to i tak pchał się do historycznego, bo tam mniej do nadrabiania. Problem powstał, gdy dodała kilka rozdziałów w jeden miesiąc i ci ludzie poznikali. Większość z nich to już blogi pozamykała. Tak więc ja już nawet nie liczę, że ktoś u mnie wpadnie np na "Jabłka i śniegi", ja je już właściwie piszę tak naprawdę dla 2-4 osób.

      Ostatnio nawet doszedłem do wniosku, że będę wymagał nadrabiania od osób nowych albo poczekam aż będzie u nich więcej rozdziałów, bo nie chcę by znowu było tak, że ktoś przeczyta mój prolog, sam doda trzy rozdziały, ja mu dam coś od siebie, a on zniknie. To trochę bezsensu nie? Co mi po takim ludziu? Ani z niego czytelnik ani autor, tylko zawracajdupa.

      Usuń

    7. A co tyczy się twojego opowiadania, to wrócę do niego. Nie wiem tylko czy będę czytelnikiem wypowiadającym się pod każdym rozdziałem, czy np nie zajrzę tu na koniec i nie skomentuję całości, tego twojego sposobu ubrania tej historii w słowa. Myślę, że niewiele mogę ci pomóc jako komentator, bo my mamy zupełnie inną wizję pisania, zupełnie inaczej podchodzimy do tworzenia bohaterów i nie wiem czy jest sens się znowu spierać o to, że postacie są przez ciebie idealizowane czy że np obawiasz się zabić kogoś z grona obozowiczów co jest na pierwszym planie, tylko wybierasz możliwie jak najdalszych (tak było w tej pierwszej wersji Wiz). Natomiast co tyczy się postaci, to tak jak mówię - gdy są za dobrzy i każda ich zła decyzja, negatywne zachowanie zaraz jest tłumaczone tak, by wyjść od razu na plus i nie móc mieć im tego za złe, to mnie to nudzi. Ty jeszcze lubisz jak te postacie są jednolite - dobry to dobry, a zły to zły i nawet zdrajca wystawia kumpli bo grożą jego rodzinie, a nie obiecują luksusową willę i dają sianko w kopercie. Nie mówię, że James (dobrze pamiętam?) miał mieć inną motywacje do zdrady, ale było wiele wątków gdzie można było uatrakcyjnić wydarzenia i uatrakcyjnić postacie, sprawić, by były mniej jednolite, nadać im wielowymiarowości, po prostu charakteru. Ja mówię głośno i mówię co myślę i pierwsza część mnie poniekąd zawiodła, właśnie ze względu na postacie, gdzie tak naprawdę tylko Jacob mnie zafascynował, bo reszta z góry było wiadomo jaka jest. No może jeszcze Aly ma u mnie jakieś szanse. Cała reszta była prosto zbudowana, a Cati bałaś się nadać choćby lekkiego smrodu. Nawet to, że teściowa jej nie lubiła, zdawało się być winą teściowej (przyszłej tak właściwie), a nie Cat, a ja chciałbym widzieć to z drugiej strony, by choć raz panna heros nie była kryształowa.

      Poza tym do twojej opowieści też zniechęcił mnie fakt jakie sama masz podejście. Ja już naprawdę nie wiem czy ty czytasz coś mojego, bo chcesz poznać jakąś historie czy zwyczajnie chcesz bym ja był twoim czytelnikiem. Widzę jakie komentarze zostawiasz nieraz pod rozdziałami innych, w których tak naprawdę nie ma nic - ani poprawności, ani ciekawych postaci i tak naprawdę ciężko mi uwierzyć, by tobie się takie coś podobało. Mam wrażenie, że szukasz tam na siłę pozytywnych cech, by ten ktoś wpadł do ciebie, dlatego też negatywy tej twórczości całkiem pomijasz. Kolejna sprawa, to słodzenie tym, którzy posłodzili tobie i krytykowanie tych co np doczepili się jakieś twojej postaci, choć od tych, którym słodzisz piszą o niebo lepiej i ciekawiej, przynajmniej moim zdaniem. (Na początku miałem tego nie pisać, ale skoro już mamy być z sobą szczerzy...). Chyba wolę póki co czytać osoby, które czytają to co naprawdę lubią, angażują się w tych kilka czy kilkanaście opowiadań, a nie czytają wszystko co leci i tak trochę na siłę szukają sobie czytelników, jakby oczekiwali wielkiego tłoku i tylko statystyki się dla nich liczyły. Gdzieś tam i dla mnie liczą się statystyki, ale chyba jednak w mniejszej mierze. Dla mnie wciąż liczy się jakość a nie ilość, bo ilość nie jest równa jakości.

      Usuń
    8. Owszem nie wszyscy są na bieżąco, niektórzy nadrabiają, ale to i tak jest ogromna przepaść między liczbami pod prologiem a tym co jest tutaj. Ale spodziewałam się tego, wiedziałam, że tak będzie, tylko chyba nie sądziłam, że aż tak szybko.

      Ja też nie rozumiem jak kogoś może odrzucać duża liczba rozdziałów. Sama zauważyłam, że te blogi, które mają tylko prologi albo pierwsze kilka rozdziałów, potem bardzo często są potem usuwane. Sama się na to nacięłam, bo komentowałam mnóstwo nowych blogów, a większość już teraz nie istnieje.

      A odnośnie mojego opowiadania, to wielka szkoda, że tego wszystkiego nie pisałeś wcześniej, gdy byłam w trakcie pisania I części, a nie pod koniec albo teraz, gdy już jest skończona. Ja nie jestem żadnym pisarzem, nikt mnie nie nauczył tworzyć bohaterów i nadawać im charaktery. Robię to tak, jak mi się umyśli i też nie uważam, że wszystko jest idealnie. Bo ani ja nie jestem idealna, ani nikt z bloggerów. Poza tym nie zamierzam usilnie wpychać w moich bohaterów tyle złych cech, żeby zrównywały się z tymi dobrymi. Nie mam zamiaru pisać non stop o tym, że ktoś zdradza, chodzi na dziwki, bierze łapówki albo bije żonę. Takie coś może się pojawić w jakimś fragmencie, na pewno moi bohaterowie będą popełniać błędy, będą czasem grzeszyć, ale nie zamierzam pisać o takich rzeczach cały czas. Tym bardziej jeśli chodzi o głównych. Jeśli chciałam zrobić z Catheriny dobrą osobę, to czemu mam na siłę pchać do niej jakiś smród? Nie widzę sensu. Oczywiście czasem przesadzałam z usprawiedliwianiem jej, mogłam napisać więcej fragmentów, w których chociażby krzyczała na kogoś bez powodu, ale takie rzeczy widzi się po czasie. Ty masz zupełnie inne podejście, czasem przedstawiasz aż skrajny realizm (co znowu nie podoba się mnie), ale ja nie będę, jeśli nie najdzie mnie na to ochota. Jeśli oczekiwałeś albo oczekujesz ode mnie, że to opowiadanie będzie idealne, to niestety się przeliczysz. Bo ja się dopiero uczę, ja dopiero buduję swój "styl", swoje spojrzenie na kwestie pisania i dopiero uczę się, jak tworzyć postacie. Uczę się jak nadawać im cechy i w jakich ilościach o nich pisać. A komentarze mi w tym pomagają. I właśnie po to stworzyłam bloga - żeby poznać opinię innych na to, co robię.

      Powiem szczerze, że lekko się zdenerwowałam czytając ten ostatni 'akapit'. Nie sugeruj mi, że słodzę komuś na siłę, bo tego nie robię. Jak napisałam wyżej - nie jestem idealna - i nie oczekuję tej idealności od innych. Jeśli jakiś blog jest nie do końca dopracowany, ale autorka się stara, to ja z nią zostanę (a przynajmniej będę się starać). Zawsze się staram chwytać czegoś, co mi się podoba, co mnie zainteresuje, bo ja też nigdy nie napisałam arcydzieła, a ludzie i tak ze mną są. Nie zamierzam skreślać jakiegoś bloga tylko dlatego, że bohater jest 'nie taki' albo opisy do bani, albo coś. Każdemu trzeba dać szansę. I nie zgodze się z tym, że pomijam negatywy. Czasem wypisuję ich więcej, czasem mniej, ale nigdy nie słodzę jeśli coś mi się nie podoba. Poza tym, to że napiszę "ciekawa jestem co stanie się wtedy i wtedy" jeszcze nie oznacza, że coś mnie rozkochało i rozkochało. Dla porównania - jakiś człowiek też może mnie ciekawić, ale niekoniecznie chciałabym z nim codziennie przebywać.

      Usuń
    9. I cholera mnie bierze, jak czytam "kolejna sprawa, to słodzenie tym, którzy posłodzili tobie i krytykowanie tych co np doczepili się jakieś twojej postaci, choć od tych, którym słodzisz piszą o niebo lepiej i ciekawiej, przynajmniej moim zdaniem", bo akurat to jest dla mnie krzywdzące. Nie robię takich rzeczy. Nie raz kogoś skrytykowałam, nawet jeśli on posłodził mnie i nie raz pochwaliłam kogoś, kto mnie skrytykował. ;/

      A tak poza tym... zastanawiam się jaka to jest ta "mniejsza miara", w której liczą się dla Ciebie statystyki, skoro Twoje komentarze widzę na każdym blogu na jaki wejdę... I też nie są to tylko blogi "genialne".

      Nie zmuszaj się do czytania. Jeśli nie masz ochoty utrzymywać ze mną "blogowej znajomości" i jeśli moje opowiadanie uważasz za denne - nie zmuszaj się.

      Usuń
    10. Nie uważam opowiadania za denne. Sama fabuła się nie rwie i ogólnie historia jest ciekawa, a chęć rozwikłania tej zagadki masowych morderstw wciąga. Tu masz plus, ale postacie uważam za strasznie mało ludzkie, momentami wręcz kwadratowe i nie chodzi o wpychanie do nich tego co ja bym do nich sam nawpychał, bo nie o to chodzi byś tworzyła bohaterów jak ja, ale by nie byli oni jednolici. Ja wielokrotnie pisałem jak postrzegam Catherine, więc nie mów, że napisałem to dopiero pod koniec, bo tak nie jest.
      Co do bohaterów to zauważyłem ostatnio, gdy czytałem opowiadania Joaśki czyli "Bunt" i "Koszmar na jawie". Nie wiem czy miałaś okazje, ale bardzo polecam, właśnie dlatego, że opowiadania są już zakończone, więc nie znikną po prologu czy pierwszym rozdziale. Wracając do tego co zauważyłem, to że blogi czytają raczej młodzi ludzie, którzy mają jakiś spaczony obraz świata i w książkach właśnie podoba im się to ujednolicenie postaci, czynienie bohaterów kwadratowymi i bez drugiego dna. A ja lubię ludzi, a więc lubię postacie ludzkie. Podoba mi się, że czasami ktoś postąpi niewłaściwie i nie będzie to podyktowane dobrymi intencjami, a egoizmem. Nie chodzi o jakieś konkretne wydarzenia, ale o sposób ich przedstawienia. Podam ci przykład.

      "Marcel ściągał na kartkówce, by nie zasmucić ojca kolejną jedynką."
      "Marcel ściągał na kartkówce, bo zamiast się uczyć wolał spędzić czas na piciu piwa z kolegą. Ten drugi miał doła, więc uznał, że przyjaźń jest ważniejsza od uczciwości."
      "Marcel ściągał na kartkówce, bo zawsze tak robił na historii, nie lubił tego przedmiotu, ale była mu potrzebna z niego dobra ocena, by nie utracić stypendium i mieć za co kupować papierosy."

      Zmierzam do tego, że w opowiadaniach, w każdej postaci trzeba takich trzech. trzeba by bohater raz zrobił coś złego, ale w dobrej wierze i dla kogoś (Marcel dla ojca, by go nie smucić i to było na nim takie wymuszone przez rodziciela, mógł mieć nawet po tym wyrzuty sumienia), drugie to wybór mniejszego zła, lepszego dobra, po prostu sprawy ważniejszej i podejście do tego na zasadzie wzruszenia ramionami i że to przecież nic takiego, bo każdy tak raz kiedyś robi, a trzecie to po prostu zrobienie czegoś złego dla własnych korzyści i nie ma sensu takiego wyboru usprawiedliwiać, można tylko wyjaśnić myślenie nastolatka.

      U ciebie w Cathe zawsze było to pierwsze, w Colinie zdarzało się to drugie od czasu do czasu, żadne z nich jednak nigdy nie robiło tak jak w trzecim przykładzie.

      Nie wiem na ile moje wyjaśnienie jest chaotyczne i na ile jest przez to zrozumiałe, mam nadzieję, ze co z tego wyczytasz.

      Nie chodzi mi o to, by koleś bił żonę, dziewczyna zdradzała, a policjant brał łapówki. Chodzi o właściwie drobiazgi, które czynią postacie ludzkie. Błędy i złe cechy każdego są różnego stopnia i nie chodzi o to by użyć poziom hard, ale by zrobić nawet coś light i nie czuć konieczności tłumaczenia tego tak, by ludzie nie mogli bohatera osądzić. Czasami muszą osądzić.
      Podam przykład na własnej żonie i pewnie też wielu kobiet, które czasami z lenistwa czynią tak jak czynią. Nie każde wpychanie w dzieci niezdrowego jedzenia wynika z braku czasu, czasami po prostu ważniejsze od ich zdrowego odżywiania dla matki jest zrobienie sobie paznokci czy ploteczki z koleżanką przy lodzie w McDonald. Rozumiesz? Ludzie to zalety i wady, cechy dobre i złe, z tym że te złe cechy i wady nie zawsze są podyktowane dobrymi, krystalicznymi intencjami.

      Naprawdę widziałaś mój komentarz u każdego u kogo sama komentowałaś? Ja po dłuższym czasie chciałem dać szansę tym co dopiero zaczynają, bo wiele blogów się zamknęło z tych starych co czytałem i wiesz co się okazało? Danie tej szansy było błędem, bo z 20 blogów, tych świeżych, które przeczytałem, może 2-4 trwają nadal. Reszta to właśnie takie "zawracajdupy" byli.

      Usuń
    11. Ja doskonale rozumiem, co masz na myśli, mówiąc o tych intencjach bohaterów. I doskonale wiem, że w niektórych fragmentach mogłam napisać coś inaczej, coś dodać, coś odjąć. Ale takie rzeczy widzi się dopiero po czasie, patrząc na całość tekstu, a nie jego część. I kiedyś, gdy będę poprawiać WiZ, to z pewnością wiele rzeczy napiszę inaczej i na pewno dodam moim bohaterom trochę tego 'smrodku', o którym mówisz. Ale też nie zamierzam dodać tego tyle, by ich charaktery się znacząco zmieniły. Catherina czasem 'zawreczy' na kogoś, czasem pożre się z Jacobem, może źle kogoś potraktuje, może będzie mieć egoistyczne zapędy - nie wiem. Ale coś w niej zmienię. Tak samo w Colinie. Ale na razie nie zamierzam się tym przejmować. Wzięłam rady do siebie i będę je wdrążać w życie w II części. Bo tak jak powiedziałam - ja się ciągle uczę, ciągle dochodzę do nowych wniosków i ciągle nowe rzeczy dostrzegam. A przy okazji się bawię. Bo nie chcę tego wszystkiego traktować śmiertelnie poważnie. Blog ma być hobby, fajną przygodą, która sprawia radość. Usilne dążenie do doskonałości zabiera całą frajdę z pisania. A przecież o to tu chodzi.

      Ja też żałuję, że dałam szansę wielu blogom. Mogłabym napisać kilku stronnicową listę osób, które nagle usunęły/zawiesiły swoją działalność. Ale co mogę z tym zrobić? Myślę, że takie jest niestety ryzyko blogowania... Wkurza mnie to, ale trzeba przywyknąć. Nigdy nie wiadomo kto i kiedy naciśnie na "usuń".

      Było kilka może kilkanaście blogów, na których nie widziałam Twojego komentarza (albo po prostu nie było go pod postem, w który kliknęłam) xD

      Usuń
    12. Albo dotarłem na te blogi po tobie xD
      Trzeba też brać pod uwagę, że ja dużo blogów zaczynam czytać, ale nie jestem z nimi do końca. Teraz zazwyczaj daję opowiadaniu czas i jak jest około 20 rozdziałów, to dopiero się za nadrabianie biorę, bo mam już dosyć pakowania czasu w bezsens, w próżnie.
      Jeszcze gdy blog się zawiesza czy usuwa, to pół biedy, ale najgorzej gdy trwa na pauzie jak "Przeklęte bractwo" a autorzy (warto podkreślić, że jest ich dwóch) nawet nie mają na tyle szacunku do swoich czytelników, by odpisać czy wracają czy nie. Kolejny taki przykład to niegdyś Esther Swan i jej odwieszenie i po rozdziale czy dwóch zawieszenie ponownie. Blondynka co zakończyła na prologu (blog o wojnie). Wychodzi na to, że też bym mógł stworzyć listę takich osób. Mnie takie podejście u innych wkurwia i ja nawet tego nie kryję. Jak chcą się o to obrażać, to proszę bardzo, wisi mi to. I tak, takie ryzyko blogowania, że ludzie odchodzą, zawieszają itd, ale to już nie jest jak rok temu czy dwa lata temu, że na 10 odszedł 1-2, teraz na 100 zostaje 1-2 i te statystyki porażają, przynajmniej mnie i ja zanim wkręcę się w jakieś opowiadanie, to będę właśnie czekał i sobie obserwował podejście takiego jegomościa, a dopiero potem nadrabiał jego bloga. Myślę, że to jest najlepsze co mogę zrobić i zmniejsza ryzyko. Zamierzam po prostu omijać dzieci i nie chodzi mi o wiek, a ich podejście. Jeśli ktoś nie sięgnie po opowiadanie zakończone bo "woli być na bieżąco" jeśli ktoś nie bierze się za blogi +15 rozdziałów bo "za dużo nadrabiania", to dla mnie jest skreślony i nie mówię że u mnie ma to nadrabiać czy u mnie ma czytać zakończone. Ja też patrzę na jego podejście do innych, bo gdzieś tam zazwyczaj ci ludzie się spotykają i tak ja spotykam wielu twoich czytelników nie tylko u siebie, ale też u kogoś kogo czytam.
      To tyle jeśli chodzi o wylewanie żali na temat motywu ubi sunt, czyli "gdzie oni są, co się stało z tymi który odeszli?".
      No i jeszcze dodam, że zauważyłem, że gdy ja znikam jako czytelnik i zostaję tylko autorem (wynik braku czasu by czytać, braku chwilowej ochoty), to mi znikają czytelnicy. Tylko problem pojawia się potem, bo ja znam siebie i wiem, że jak się zaprę, będę miał czas i chęci to nadrobię nawet kilkanaście rozdziałów w kilka godzin, ale takie osoby już nie są w stanie tego samego zrobić dla mnie, choć niby im się tak bardzo podobało i wiesz co robią? Zaczynają mojego nowego bloga, na którym jest aktualnie tylko prolog czy jeden rozdział. Taką nieszczerością nie zachęcają mnie do tego, bym do nich powrócił, trudno mi takie osoby brać na poważnie.

      A co do pisania, to ani ty ani ja nie jesteśmy idealni. Ja nawet nie chcę stworzyć idealnej prozy, bo za duża poprawność wydaje mi się nudna. Poza tym faktem jest że łatwiej korekty wprowadzać na końcu, po jakimś czasie, niż na żywioł. Od nikogo więc bycia ideałem nie wymagam, ale chyba w blogsferze brakuje mi dorosłej prozy. większość postaci jest kwadratowa, a czytelnicy też mają do tego podejście jak do twojej Aly. Za co jej tak naprawdę większość nie lubiła? A za co większość lubiła Cath? Aly była przez nich skreślona za to, że była ludzka, realna i miała wady, a przyklaskiwali ideałowi. To samo zauważyłem ma miejsce na Teorainn (wiem że czytasz) w przypadku głównej bohaterki i Bereny (chyba źle napisałem), choć tutaj główna bohaterka ma już wady. Chodzi mi o to, że czytają głównie dzieci, które jeszcze łakną bajek, a nie prozy na poważne tematy. Być może twoja druga część WiZ jest poważniejsza, postacie bardziej ludzkie i przez to pouciekali? Brałaś to pod uwagę? Lub, że odpadli po kilku pierwszych rozdziałach, bo zaczęło się na nich robić za trudno, a całość wydawała się być zbyt skomplikowana?

      Usuń
    13. Raczej przede mną, bo miałam na myśli blogi, na których byłam po raz pierwszy.

      Też zauważyłam, że kiedyś ludzie rzadziej opuszczali blogi. Jak już zaczynali pisać, to pisali. A teraz wszystko się zmienia i coraz bardziej mnie to wkurza. Nie wiem już w jaki blog inwestować swój czas, a jaki olać i przestać wchodzić. Nie wiem czym to wszystko jest spowodowane. Staram się zrozumieć, ale nie umiem... A to sprawia, że i mnie przechodzą powoli chęci do blogowania. Czasem, bo potem znowu się pojawiają xD

      A ja się cieszę, że ludzie z większą sympatią podchodzili do Cat niż do Aly. Obie są ludzkie (tak, mimo wszystko uważam, że Catherina jest ludzka), ale wady Alysson i jej styl życia powinien ludzi zniesmaczać. To, że żałowała strasznie Colina, mimo że to on zawinił w związku z Catheriną, to że wzięła ślub bez przemyślenia, to że nie ma większych oporów przed sypianiem z mężczyznami... To ludzi zniesmaczało i ja się cieszę, że tak było. I nie uważam, że niechęć wynikała z tego, że Aly miała była bardziej ludzka, a przez to odrzucająca. Po prostu miała takie cechy, które czytelnicy potępiali. I ja się cieszę, że taka osoba zyskała mniejszą sympatię niż ta, która była przedstawiana jako dobra, szanująca się, nieskłonna do zdrady itp. I akurat w tym wypadku nie uważam, że czytelnicy łaknęli bajki. Po prostu wybrali tę postać, która była bliższa ich moralnym wartościom. A przynajmniej ja mam takie wrażenie.
      I od razu tutaj napomknę, że zamierzam w tym opowiadaniu w pewnym sensie wychwalić moralność i dobroć moich bohaterów. Poprzez dialogi, poprzez ich czyny i późniejsze wydarzenia zamierzam pokazać, że warto być takim jak np. Cat (w sensie moralnym, dobrym, wiernym, przyjacielskim itp). Będzie mieć wady, bo nie może być za słodko, ale mimo wszystko będzie reprezentować jakiś poziom i mam nadzieję, że czytelnik sam wyciągnie wnioski.

      Myślę, że to, jakie jest WiZ teraz ma tu mniejsze znaczenie. Ludzie po prostu odeszli ze swoich blogów, więc zapomnieli o innych. Jakby byli u siebie, to byliby też u mnie - licząc że jak oni skomentują, to i ja. Nie mówię, że wszyscy, ale większość. Więc chyba o to chodzi w tej "zmniejszającej się liczbie czytelników".


      Usuń
    14. Chcialam pod seoim komciem dsc nowym komentarz, gdy juz przeczytam rozdzial, ale Tys sie pojawil xD haha
      Tak na szybkiego na razie, bo jestem w pracy napisze, z nie rozumiem, co ma rozowe auto do zniewiescialego faceta. Lol ja chyba jestem bardzo tolerancyjna i nie ogarniam ludzi, ktorzy patrza na facetow z czyms rozowym od razu jak na geja... Podoba mi sie Dylan, moze glownie przed Walking Dead, bo tam sie do niego przekonalam, a skoro on u Ciebie wyglada tak samo to coz... Transakcja wiazana xD
      Napisze wiecej po pracy albo w weekend. ;)
      A jeszcze zapytam odnosnie Walking Dead, lubisz Gelnna? XD

      Usuń
    15. Ja uważam, że taki jebitny różowy do faceta nie pasuje. Niech nosi co chce, przecież nie zabronię, ale mnie osobiście faceci w różu się nie podobają. Ale koloru auta nie wybrałam przypadkowo :D

      Lubię Glenna ;D W sumie lubię chyba wszystkich bohaterów z grona tych "głównych" xD

      Usuń
    16. Dobra, zacznę od tego, że bardzo podoba mi się nowy szablon. Jest cudowny!!!! *-* A najbardziej podoba mi się nagłówek. :3 I Dylan. Wybacz, będę miała słabość do niego przez jakiś czas. xD
      Dobra, już mogę skomentować bardziej treściwie.
      Ogólnie podoba mi się bardziej ten fragment Dana i Czarnego oraz ta walka. Była bardziej prawdziwa niż w poprzedniej wersji, którą czytałam. No i więcej jest walki, co ja lubię. hehe
      Trudno mi ocenić Dylana. Nie jestem do końca przekonana czy rzeczywiście był po narkotykach skoro taki spokojny. Może umie zachować zimną krew niż trzęsiportek Rodrigo. Wybacz, mimo iż wciąż lubię go i pamiętam ze Skazanego na śmierć to jednak nie przepadam za takimi... boidudami. xD Ale jest w tym coś stereotypowego dla mnie/według mnie. W sensie, że hiszpanie niby tacy twardzi i w ogóle, macho muchachos (czy jak to się pisze xD) do kobietek, a w chwili zagrożenia potrafią robić w gacie. xD
      Tak jeszcze myślę, że może Dylan miał swoją tajemniczą, mroczną przeszłość, dzięki czemu jest bardziej opanowany. A może miał wtyki i coś tam słyszał, że się szykuje rzeź. Kto wie? No Ty, ale wiesz XD Chciałabym go poznać bliżej. :)
      Gdzieś tam w komciach napisałaś, że nie wiadomo dlaczego tak do końca kolumna Czarnych nie zaatakowała od razu. A ja myślę tak: 1. Po co mieliby sobie zawracać głowę jakimś samochodem? Może byli przekonani, że i tak zabiją wszystkich ludzi, a nimi zajmą się potem. A mieli coś ważniejszego do zrobienia skoro to różowe autko. Przy okazji takie autko to bym ukradła Dylanowi. xD 2. Po co cała kolumna ma tracić czas i przede wszystkim naboje na trzech gości w różowym aucie? Potem wysłali jednostkę, która miała się tym zająć. Takie sprzątanie śmieci. Trochę się przeliczyli, ale skąd mogli przewidzieć, że jest były żołnierz i ma broń? No nie wypaliło, ale cóż. Każdy ma jakąś wtopę.

      Ja nie mówię, że facet ubrany cały na różowo jest super, ale np różowa koszulka czy spodenki nie robią z niego geja czy zniewieściałego faceta, który nie potrafi być męski. Różowy to tylko kolor, ale często zapominam, że jednak jeszcze dużo polaków ma stereotypowe patrzenie. XD

      A to mam coś dla Ciebie z "Glennem" w udziale. XD W zasadzie widziałam to już dawno temu, ale dopiero parę dni temu się dowiedziałam, kim jest Steven Yeun. XD haha tylko od razu mówię, że na początku można mieć jeden wielki mindfuck przy oglądaniu tym bardziej, że to pewnie nie Twoje klimaty. ;D
      KLIK

      Usuń
  2. jak zobaczyłam opublikowaną nowość, to na początku nie wiedziałam, o co biega, bo zapomnialam, ze jeszcze ten rozdział nie został opublikowany, tylko już myślałam o następnym :D a tutaj dopiero samochód opuścili :D Mike jest taki słodki, nie wiem,czy mówiłam, jak poprawialam rozdziały. A co do czytelników, to tendencja blogosfery, mam wrażenie, zastanawia mnie za to, ile osób faktycznie rpzestaje czytać, a ile po prostu nie ma czasu komentować na bieżąco/wszystkich notek ;). MImo wszystko najważniejsza jest jakość, a nie ilość, jak wszędzie :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja niedawno też byłam zaskoczona, że 11(3) jeszcze się nie pojawił, bo byłam pewna, że już czas na 12;D

      Pewnie, że ważniejsza jest jakość. Dlatego nie przejmuję się tą spadającą liczbą jakoś szczególnie. Ważne, że inni wchodzą i czytają;)

      Usuń
  3. Różowe ferrari? Serio? I to właścicielem jest małomówny facet? Dylan, jak na początek wydaje mi się być nieco… dziwny. Ale na pewno nie jest zniewieściały. Cały czas wydawał się być spokojny i opanowany. Wydawało mi się przez chwilę, że ma wiedzę o całej panującej w mieście sytuacji porównywalną do Dana. Ciekawa jestem tylko skąd. No i miał ze sobą broń…

    Przyznam się, że z całej ekipy uciekającej różowym samochodzikiem największą sympatię poczułam do Rodrigo. Zachowywał się tak, jak zapewne zachowałby się każdy człowiek, który byłby świadkiem tak dramatycznej masakry. Natomiast Dan… Jest bardzo bezwzględny i jeszcze nie wiem, czy go za to lubię. Z drugiej strony mężczyzna ma takie cechy, które z pewnością pomogą mu w funkcjonowaniu w obecnej sytuacji.

    Zastanawia mnie pościg. Od razu zaznaczę, że nie koniecznie jestem dobra jeśli chodzi o kryminały i sensację, więc z ciekawości podpytam dlaczego Dan i Rodrigo za wszelką cenę próbowali odstrzelić kierowcę? Gdyby z tego bagażnika wychylił się nieco Rodrigo i spróbował strzelić w oponę, to przy takiej prędkości szybko pozbyliby się wrogów. Przynajmniej mi się tak wydaje. Zastanawia mnie jeszcze to, dlaczego cała kolumna czarno-złotych minęła ich nie robiąc im krzywdy, tylko potem zaplątał się jakiś samochód, który chciał się ich pozbyć. Przecież cała ta kolumna mogła ich tak po prostu zmiażdżyć.

    Coś czuję, że Dan nie pozbędzie się tak szybko towarzyszy z samochodu. A przynajmniej ja mam taką nadzieję. Czekam też z niecierpliwością na kolejny rozdział i mam ogromną nadzieję, że będzie gościła w nim Catia. Pierwsza część opowiadania była genialna i nie będę ukrywała, że jest to bohaterka, którą ze wszystkich najbardziej lubię.

    Jeszcze tylko dorzucę od siebie jedno spostrzeżenie. Przejrzałam pobieżnie wcześniejsze komentarze i nie zgodzę się, że ludziom nie chce się nadrabiać jak jest powyżej piętnastu rozdziałów. Jeśli ktoś nie chce nadrobić to nie będzie dobrym czytelnikiem i szybko odpadnie. Jeśli kogoś zainteresuje tematyka i ma naprawdę ochotę poczytać coś fajnego, to nadrobi. Ja sama raczej uderzam w „zaawansowane” blogi, bo wiem, że historia nie skończy się po prologu czy pierwszym rozdziale i mam szansę przeczytać coś w całości. Zaczęłam ostatnio czytać dwie historie, które niedawno się rozpoczęły. Obydwa blogi już nie istnieją, więc szczerze powiedziawszy zastanawiam się, czy jest sens sięgać po coś gdzie jest mniej niż pięć rozdziałów i produkować się z komentarzami, jeśli następnego dnia okaże się, że blog bez słowa został usunięty. Ogólnie mam wrażenie, że coś niedobrego dzieje się z blogosferą. Wracam tu po przerwie i nie mogę się odnaleźć a także jakoś nie mogę trafić na jakieś fajne blogi do czytania. Mam wrażenie, że kiedyś było tu zupełnie inaczej. Może jeszcze potrzebuję czasu?

    Pozdrawiam i życzę weny,

    Kayla

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, serio;D Uznałam, że przyda się trochę koloru w tej nieprzyjemnej scenie, haha :D
      Dylan rzeczywiście będzie trochę dziwny, ale z pewnością nie zniewieściały, więc cieszę się, że tak nie uważasz;D Mam nadzieję,że ta postać zdoła nie raz zaskoczyć, bo mam co do niego duże plany;)

      Jeśli chodzi o pościg i to zastrzelenie kierowcy, to spójrz na to od ich strony. Przeżyli masakrę, wiedzą, do czego ci ludzie są zdolni, widzieli na własne oczy jak jeden z nich wyciągnął broń i ot tak odstrzelił kobietę. Dlaczego mieliby strzelać w koła, co dawałoby tamtym szansę na przeżycie? Poza tym, tak jak zauważyłaś, Dan jest bezwzględny, a to on wydał rozkaz. On się nie będzie patyczkował z tymi czarno-złotymi. Jego zdaniem każdego z tej szajki trzeba zabić. A Rodrigo po prostu wykonywał rozkaz ;) Był zbyt przerażony by myśleć o jakichkolwiek zmianach planu. Robił, co mu kazano.

      No chyba, że chodzi Ci o to, że uszkodzenie opony i doprowadzenie do wypadku byłoby łatwiejsze niż zastrzelenie kierowcy. Bo to zmienia postać rzeczy. Tego nie umiem wyjaśnić, po prostu Dan wybrał taką opcję, a nie inną :D

      A to, czemu cała kolumna samochodów się nie zainteresowała autem, a jeden tak jest kwestią, którą chyba trzeba po prostu przyjąć do wiadomości, bo nie ma żadnego sensownego wyjaśnienia. Może mieli ważniejsze rzeczy na głowie niż uganianie się za Ferrari? Może nie chciało im się wyciągać broni? Może nie widzieli sensu w zabijaniu ich i traceniu przy tym czasu, bo Dan i reszta nie byli dla nich w żaden sposób ważni? Trudno wyjaśnić. Po prostu :D

      Ja też chyba zacznę tak robić... Do tej pory czytałam każdy, który w jakiś sposób mnie zainteresował. Bez względu an to czy był tylko prolog czy dwadzieścia rozdziałów. Ale teraz widzę, że czytanie czegoś co ma tylko kilka notek może być totalną stratą czasu. Nawet nie umiem zliczyć ile takich blogów po prostu zniknęło z blogosfery, bez żadnego uprzedzenia. I to mnie coraz bardziej wkurza, bo jednak ktoś traci czas, żeby coś takiego przeczytać, a potem zostaje na lodzie ze zmarnowanym czasem.
      Tylko że zauważyłam też, że większości ludzi nie chce się nadrabiać zaległości, bo nie mają czasu (gdzie w wielu przypadkach to tylko wymówka, żeby nie musieć się wysilać). Rzadko kiedy trafia się ktoś, kto sięgnie do prologu, a potem do każdego rozdziału po kolei. Ale taki czytelnik zasługuje na największy szacunek ;)

      I też zauważyłam, że blogosfera się zmienia. Ja tu jestem od kilku lat bez przerw (może dwa-trzy miesiące bez publikowania, ale i tak byłam aktywna) i zauważyłam, że na początku ludzie pisali z pasją, chęcią, to była świetna zabawa. Teraz każdy się spina, zaczyna, ale nie kończy. Nie ma takiego luzu, czystego koleżeństwa między autorami... A jeśli jest to coraz rzadziej. Wydaje mi się, że to biegnie w negatywną stronę;/

      Bardzo dziękuję za obecność i komentarz! ;*

      Usuń
  4. Nie wiem, co myśleć o Dylanie, oprócz tego, że jest trochę dziwny. Poza tym, nie mam większej opinii na jego temat, ale podejrzewam, że to przyjdzie z następnymi rozdziałami.
    Wizja różowego Ferrari uciekającego przed pościgiem mnie rozwaliła. W pozytywnym sensie :D
    Mam wrażenie, że Dan tak prędko nie pozbędzie się swoich nowych towarzyszów. A przynajmniej taką mam nadzieję, głównie dlatego, że polubiłam Rodrigo. Jego reakcje na wszystko, co się dzieje, są takie... realistyczne. Podoba mi się to :)

    A jeśli chodzi o komentujących... Mną nie musisz się martwić - ja tu jestem, czytam i komentuję :D Choć czasami ciężko zabrać mi się za czytanie, zmotywowanie się potrafi zabrać mi kilka dni :D Użyłabym studiów i braku czasu, jako wymówki, ale prawda jest taka, że wolnego czasu mam aż nadto, bo na tych studiach gówno robię :D Jestem po prostu leniwa, wybacz :D

    Pozdrawiam^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Dylanie chyba ciężko na razie wyrobić sobie jakąkolwiek opinię. Na pewno w późniejszych rozdziałach dowiemy się nieco więcej;)
      Cieszę się, że polubiłaś Rodrigo ;) To taka postać, którą staram się stworzyć do bólu realną z tą jego paniką, strachem, brakiem wiary w siebie itp. Na pewno jeszcze nie raz się pojawi, bo lubię o nim pisać ;)
      Rozwalasz mnie ze swoją szczerością odnośnie lenistwa;D Ale o wiele lepsze to niż zasłanianie się brakiem czasu:D
      I też to znam, ja też mam często lenia xD

      Dziękuję za komentarz! ;*

      Usuń
  5. Z wielką ciekawością czekałam na ten rozdział, wiesz? Bo jakoś tak mnie ciekawiło, jak zakończy się epizod z poprzedniej części. Troszkę się o Dana bałam, ale poradził sobie. Na początku nieco mnie poraziło, że z taką bezwzględnością pozbawił życia drugiego człowieka, który prosił go o łaskę, ale jednak tutaj Dan chyba nie mógł zachować się inaczej. On nie może szastać zaufaniem na prawo i lewo, bo gdyby się pomylił, to jednak cena byłaby bardzo wysoka. Dlatego też rozumiem, dlaczego z taką niechęcią wszedł w chwilowy sojusz z Rodrigo i Dylanem. Wyszło to na dobre, ale równie dobrze mogło skończyć tragicznie. Tym razem wszyscy mieli szczęście. Ta pogoń budziła ogromne emocje i przyznam, że do końca nie byłam pewna, czy skończy się dobrze.
    Ogólnie to nie wiem, w jakim stopniu wprowadzasz zmiany w tej części obozowej, więc zastanawia mnie, czy drogi poznanych do tej pory postaci rozeszły się na dobre, czy jednak w jakiś sposób znowu wszyscy spotkają się w obozie. Zobaczymy ;) W każdym razie pisz, pisz, my, a w każdym razie ja będę wyczekiwać na nowości.
    Oj tak, czytelnicy się wykruszyli, ale ci najwierniejsi pozostali, a to chyba najważniejsze :) Ja uważam, że lepszy jeden szczery komentarz, niż dziesięć, ale takich pisanych byle jak i świadczących o tym, że ktoś nie do końca uważnie czyta, to, co piszemy. Tak czy siak ja znikać nie zamierzam, mogę przyjść z potwooornym opóźnieniem, ale wszystko ponadrabiam, jak tylko znajdę wolniejszą chwilę :D
    Trzymaj się, weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że czekałaś! ;*
      Dan musiał sobie poradzić, nie mogłabym go uśmiercić już na samym początku;D Bardzo miło mi się czytało Twoją analizę jego zachowania. Bardzo się cieszę, że potrafisz zrozumieć pobudki, które kierowały Danem i to, że zauważyłaś coś ponad jego bezwzględność <3

      Ja również uważam, że jeden szczery komentarz jest lepszy niż ileś tam pisanych na szybko. Tylko trochę szkoda, jak z rozdziału na rozdział osób jest mniej... Tym bardziej, że te od "szczerych komentarzy" też czesto odchodza:( No, ale życie. Trzeba się przyzwyczaić :D

      Bardzo dziękuję, że jesteś i za komentarz! ;**

      Usuń
  6. A to jednak stał się ten cud, o którym myślałam. W innym przypadku ciężko byłoby Ci wybrnąć z tego, aby Dan z Michaelem przeżył. Jeju... różowy samochód? Serio? No na pewno nie zwraca uwagi xD. No ale lepszy rydz niż nic. Chociaż bardzie mnie zastanawia, co też mojego ulubionego Dylana skłoniło do tego koloru. Raczej mało lubiany kolor, nawet przez dziewczyny. Może Dylan powie :D. Nie spodziewałam się, że ten chłopak tak polubi obcą kobietą. Chociaż w sumie, nie miał łatwego dzieciństwa, może właśnie ta potrzeba miłości była silniejsza od nieśmiałość, braku poznania i w ogóle. Tak podejrzewałam, że to Dylan, ten milczący, ale nie miałam pewności. Swoją drogą koleżanka denerwuję się, czytając "Wiedźmina", bo często pada... "Wiedźmin milczał". A ona uwielbia, jak są jakieś przemyślenia od bohatera itd. a tu jak na złość bohater cały czas milczy ;d. Ale Dylana lubię. Przynajmniej tego poprzedniego, bo tego jeszcze nie zdążyłam bliżej poznać. W sumie dość dziwne, że tyle przejechało i nagle coś wróciło. Przecież tak to mieliby pewność, że ta grupa osób na pewno nie pokona tylu samochodów. Na miejscu Rodrigo itd. pobiegłabym chyba za Danem. Wiem, że ich nie chciał, ale no... nie mam pojęcia czy o tym miejscu, o którym mówił Dan, dałoby się do niego dotrzeć teraz, kiedy nagle tyle czarnego dymu się pojawiło. Swoją drogą nie mam pojęcia, co to takiego. Bo jeżeli jakaś bomba... to mają bardzo mało czasu i nie mam pojęcia czy nawet las ich ochroni. Ale raczej nie, raczej to nie to. Teraz po tej zmianie, to opowiadanie jest naprawdę rozbudowane. Tak trzymaj ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Różowe Ferrari ma związek z przeszłością Dylana także bez powodu się na pewno nie wzięło:D Ale przynajmniej pojawił się jeden efekt humorystyczny w tym krwawym rozdziale :D

      Bardzo się cieszę, że teraz opowiadanie jest lepiej rozbudowane. Staram się wyciągnąć wnioski z poprzednich błędów i nie popełniać ich po raz kolejny. Szczególnie jeśli chodzi właśnie o to rozbudowanie akcji i nie pędzenia z nią za bardzo.

      Bardzo dziękuję za komentarz! ;*

      Usuń

  7. Hej,
    wow rozdział naprawdę mi się podobał. :D w kilku momentach chciało mi się śmiać. Najbardziej przy: "Ukradłeś auto razem z właścicielem?!", "Gdyby nie fakt, że jestem łysy, to pewnie poczułbym wiatr we włosach" i różowe Ferrari! :D Haha świetny rozdział. Takie zabawne momenty sprawiają, że całą resztę lepiej się czyta.
    Czekam na kolejny
    Pozdrawiam


    Ps. nominowałam Cię do LBA! :) http://sadbunko.blogspot.com/2016/11/liebster-blog-award-2.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby ciągle było smutno i krwawo, to w końcu to opowiadanie zrobiłoby się depresyjne, a tego nie chcę;D
      Bardzo dziękuję za komentarz ;*

      Usuń
  8. Danowi udało się wyjść z tej sytuacji. Mogło być to trudne, bo Czarny mógł się w pewnym momencie zorientować, że coś jest nie tak, ale Dan poradził sobie i uda mu się uchronić Michaela.
    Rozumiem początkową reakcję Dana na to, że Rodrigo przyprowadził właściciela auta. Mogli przecież źle na tym wyjść. Dobrze że się okazało, że Dylan nie jest jednym z Czarnych.
    Wydawałoby się, że bezpiecznie wyjadą z miasta, a samochody zaczęły ich ścigać. Jak na razie udało im się z tego cało wyjść. Ale coś myślę, że to jeszcze nie koniec.
    Jestem ciekawa czy Roberta, Rodrigo i Dylan spotkają jeszcze Dana. Teraz pewnie pójdą w swoją stronę, ale może się tak zdarzyć, że trafią do obozu.

    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że rozumiesz reakcję Dana na pojawienie się Dylana ;) To wcale nie musiało się przecież dobrze zakończyć:D

      Bardzo dziękuję za komentarz! ;*

      Usuń
  9. Dzieje się w tym rozdziale i to mi się podoba :) Dan daje sobie radę ze wszystkim. Podziwiam go. Jeszcze musi ogarniać resztę towarzystwa, które stanowi dość specyficzną mieszankę: dziecko, ranna kobieta, dziwny facet, króry nie wiadomo dlaczego im pomógł oraz trochę tcórzluwy, trochę lekkomyślny chłopak. A "dowodzi" nimi żołnierz.
    Ja mam nadzieję, że ich drogi tak całkiem się nie rozejdą.
    Tak w ogóle to nteresuje mnie o co tak właściwie chodzi bandzie, która napadla na miasteczko. Czy zostali przez kogoś wynajęci? To straszne, jakby tak zaczęło się nagle dziać w świecie który znamy, choć może gdzieniegdzie tak się dzieje? Przecież ciągle gdzieś na świecie są jakieś burdy, walki, wojny....
    Ciekawe jak tutaj to wszystko się rozprzestrzeni, jeśi w ogóle to nastąpi.
    Narzekasz na liczbę komentarzy, a ja nawet nigdy nie pomyślałabym, że mogłabym mieć ich taką ilość, jaka jest pod Twoimi rozdziałami. No ale ostatnio tyle osób rezygnuje z blogowania. Czasem się zastanawiam dla kogo ja będę pisać ;)
    Czekam na następny rozdział.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najgorsze jest to, że takie rzeczy naprawdę się gdzieś dzieją, a niewiele trzeba, żeby u nas też zaczęły. Wystarczy spojrzeć na państwa dotknięte wojną... Ciągle ktoś ucieka, ciągle ktoś walczy o życie, ciągle ktoś okazuje się bohaterem albo tchórzem. Ja to po prostu przeniosłam do Ameryki.

      Nie narzekam ;D Po prostu zauważam, że jest ich mniej. Kiedyś było dużo, ale one nie przyszły same z siebie. Musiałam dużo pracować, żeby znaleźć ludzi, którzy zainteresują się moim opowiadaniem. To nie jest tak, że nagle wszyscy się rzucili, żeby skomentować moje WiZ :D Ja też do tego dorzuciłam moją pracę;)

      Dla mnie będziesz pisać! :D

      Bardzo dziękuję za komentarz! ;*

      Usuń
  10. Hej :)
    Trafiłam tu z odległej galaktyki blogosfery i trafiłam w dziesiątkę. Twoje opowiadanie bardzo mnie wciągnęło. Wielkim plusem jest długość i wysoki poziom twojego pisarstwa. Nie ma opcji, żebym tego tak nie stwierdziła.
    To różowe auto... takie męskie :). Poczucie humoru zawsze jest ok ;). Najbardziej pokochałam wątki kryminalne i tą tajemniczość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że takie pozytywne wrażenie odniosłaś;) I dziękuję za komentarz ;*

      Usuń
  11. Hej :)
    Zabicie wroga - nóż między oczy - może brutalne, ale potrzebne. W sytuacji takiej jak opisana moralność przestaje istnieć.
    Dylan! <3 Czekałam na jego pojawienie się ;)
    Będziesz zdziwiona, jak napiszę, że Rodrigo odrobinę mnie irytuje swoim zachowaniem? Okay, rozumiem egoizm, ale on zachowuje się, jak nastolatek nagle wkraczający w życie. Powiedzenie, że jest zwykłym mieszkańcem, który nie zdaje sobie sprawy z tego, co dzieje się wokół, jest bardzo trafne.
    Świetne opisy, aż poczułam tę adrenalinę towarzyszącą pościgowi. Brawo!
    Jestem ciekawa, co to będzie dalej.

    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zdziwiłam się, że Rodrigo irytuje xD Czułam, że tak będzie chociaż z drugiej strony myślę, że on zachowuje się najbardziej ludzko spośród wszystkich bohaterów. Mam nadzieję, że prędzej czy później czytelnik go zrozumie ;)
      Bardzo dziękuję za komentarz ;*

      Usuń
  12. Melduję się! I przepraszam, że dopiero teraz, bo choć rozdział przeczytałam dość dawno temu, to jednak mój czas ostatnio jest towarem cholernie deficytowym. Wykładowcy nas nie oszczędzają, ciągle szykując jakieś kolokwia. Uroki studiów technicznych, co zrobić...
    Rozdział naprawdę mi się podobał. Zresztą, u ciebie każdy mi się podoba :) Podziwiam cię za umiejętność tak realistycznego pisania, naprawdę. Wiem, powtarzam się pewnie z tysięczny raz, ale... jednak małe ziarenko zazdrości ciągle się pojawia. W pozytywnym sensie, oczywiście ^^
    Zastanawiam się nad Dylanem. Wydaje mi się taki... no nie wiem, dziwny. To chyba najtrafniejsze określenie. Chociaż przyznaję, różowe autko mi się podobało :D Żartuję oczywiście, ale pewnie nawet za takim szczególikiem wokół postaci coś się kryje.
    W sumie, jak tak się nad tym wszystkim zastanowić na spokojnie, to chyba rozumiem decyzję Dana, chociaż pewnie mogła być inna :)
    Odnośnie jeszcze komentarzy... wiesz, ja mam wrażenie, że blogger trochę zaczyna wymierać. Bardzo dużo osób odchodzi, pół biedy, jak o tym mówi, doda jakiś post i się pożegna. Ale wiele autorów odchodzi bez żadnego słowa. Po prostu znikają i już ich nie ma... Coraz mniej osób kończy swoje historie, większość pozostawia otwarte albo usuwa je w ogóle po 3-4 rozdziałach. Cóż, chyba właśnie nadeszły takie przykre czasy dla tej naszej blogosfery. Ale ja zawsze jestem zdania, że jak ktoś chce czytać, to będzie czytać. Znajdzie na to czas, chociażby z poślizgiem, ale znajdzie. Grunt to wypracować wokół siebie taką małą "armię", która będzie nam, jako autorowi, wierna :)
    Weny życzę i ślę buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bylam na studiach technicznych, więc rozumiem;) Z tym, że ja olewałam to jak tylko mogłam i zazwyczaj miałam dużo czasu ;D Chociaż... mamy grudzień. W grudniu i styczniu bywało różnie xD

      Bardzo się cieszę, że podoba Ci się to, jak piszę;) Takie komplementy bardzo podnoszą mnie na duchu ;*
      Masz rację, że nawet za takim szczegółem jak kolor auta, coś się będzie kryło. A Dylan będzie tutaj dość dużą zagadką :)

      Masz rację, taka mała "armia" jest bardzo ważna. Przynajmniej człowiek wie, że ma dla kogo pisać i że powinien się ciągle starać, bo to ma sens. Ja mam tylko nadzieję, że ten "zły czas" blogosfery się niebawem odwróci. Odejdą ci, co chcą odejść, a przyjdą nowi z nowymi pomysłami, zapałem i brakiem chęci na zniknięcie ;D

      Dziękuję za komentarz ;*

      Usuń
  13. Gdy pisałam o tej Hiszpance, to nie chodzi o to, że ona nie kojarzy mi się z Hiszpanią, bo kojarzy, ale jednak Hiszpanie moim zdaniem to opaleni bruneci, ciemnoocy, a tu mamy blondynę z chyba brązowymi oczkami. To tak samo jak Martin Riviera (albo Rivera) nie kojarzy mi się z Hiszpanem, a taki Mario Casas, Yon Gonzales czy Gómez (może Gomez), którego imienia nie pamiętam już tak. Jakiś taki stereotyp mną kieruje. Podobnie jak trudno mi nawyknąć do Niemca, który nie jest blondynem czy Skandynawczyka (chyba źle odmieniłam), który nie jest rudy czy taki właśnie też blond. To tak jak Francuzi kojarzą mi się ze szczupłą sylwetką i byciem wysokimi. Takie stereotypy xD
    Ubawiłam się, gdy Rodri przyprowadził różowe Ferrari i do tego pasażera na gapę :)
    A już miałam nadzieję, że on Dana odstrzeli! Czemu nie strzelił!? Nadal Dana nie lubię, ale w tym rozdziale go pochwalę, że chociaż był decyzyjny i jakoś tam kształtuje się jego postać, nie jest nijaki.
    Ogólnie niby taka dramatyczna sytuacja, a ja się zacieszałam, choćby przy tym gdy mówili o Robercie, że zemdlała.
    Co dalej? Radźcie sobie sami? Nie uczepią się Dana jak pchły psiego ogona?
    Co o szczerego czytania, to myślę, że jeśli komuś coś się podoba, to tak jak książki. Nie czyta dlatego, że to lektura, że czuje że musi, że to jakiś obowiązek, a by po prostu przeczytać, bo lubi, bo chce. Jeśli więc ludzie przestają czytać, bo "za dużo do nadrabiania" albo znikają i sami już nic nie piszą, to byli nieszczerzy i czytali cię tylko po to byś ty czytała ich.
    Kiedy byłam na blogerze lata temu, to miałam dużo czytelników, którzy sami czego nie pisali i nie publikowali. Wtedy to były czasy. Nie wiem, gdzieś umarła ta chęć do czytania, albo gdzieś zanikła w tłumie, bo takich osób widzę jest coraz mniej.

    na-noc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to nie wiem jakie ta Marina ma włosy xD U mnie Roberta jest szatynką, nie blondynką. Tylko z twarzy po prostu pasuje mi do mojego wyobrażenia Roberty. Zresztą podobnie jest z Danem. The Rock jest ogromnym mężczyzną z mega imponującą sylwetką, ale mój Dan aż tak wielki nie jest. Dobierając postacie sugeruję się wyglądem jakichś gwiazd, ale nie są to kopie 1:1.
      A czemu Rodrigo miałby strzelić? xD Jaki byłby w tym sens? Kolejny trup w opowiadaniu i nic więcej. Muszę Cię zmartwić, ale Dan jest główną postacią tego opowiadania (na równi z Catheriną) i będzie go tu mnóstwo :(

      Nie każdy kto znika, czytał tylko dlatego, żebym ja czytała. Nie zamierzam wrzucać każdego do jednego worka. Duża liczba osób z pewnością działała na takiej zasadzie, ale nie wszyscy. Komuś mogło się podobać, mogło go interesować, ale na przestrzeni czasu mógł zapomnieć o blogowych sprawach. Nie mieć ochoty, by znowu tu przychodzić albo zapomnieć adres bloga. I to wcale nie znaczy, że mówiąc kilka miesięcy temu "podoba mi się" kłamał. Ja też czasem nie kończę książek, zostawiam na szafce, zapominam i przypominam sobie np. rok później.

      Dziękuję za komentarz ;)

      Usuń
  14. Przybywam i ja! Nieco spóźniona, ale co tam.

    Na samym początku chcę powiedzieć, że masz boski szablon! Cholernie Ci zazdroszczę, bo ja nigdy nie umiem zrobić czegoś dobrego :c

    Okej, już się pożaliłam, więc skupmy się na rozdziale :D

    Już Ci to mówiłam, ale powtórzę — uwielbiam postawę Dana względem Michaela. Strasznie podoba mi się to, że za wszelką cenę go chroni i poświęca własne życie, byleby tylko małemu nic się nie stało. A przecież to ten sam, bezuczuciowy żołnierz, którego poznaliśmy na początku drugiej części opowiadania, no i w prologu.
    Zaimponował mi podczas walki z czerwono-złotym. Zwłaszcza, że typ sam ledwo trzymał się na nogach.

    „Ukradłeś auto razem z właścicielem?!” — płaczę xD

    Taka drobna uwaga. Jak masz wtrącenie w innym języku, to raczej pisze się je kursywą. Nie wiem, czy jest to ogólna zasada, ale spotkałam się z tym w większości książek, więc zwracam na to uwagę. Dajmy przykład:
    Wybacz, stary, ale najwidoczniej nie jestem takim asesino jak ty!

    No i właśnie. Rodrigo nazwał Dana mordercą… No cóż, z jednej strony ma słuszność, prawda? Wiem również, że przecież „nie ma żadnego usprawiedliwienia dla morderstwa”, ale spójrzmy na to inaczej. Dan w większości przypadków zabija morderców, więc — jakby nie patrzeć — oddaje pewną przysługę światu.

    Uwaga, uruchamiam swoją stronę motoryzacyjnego maniaka i będę bronić Ferrari rękami i nogami, bo to moja ulubiona marka. To są naprawdę, naprawdę dobre samochody, niezawodne i solidne. Nie wiem, o które konkretnie Ferrari Ci chodziło — ponieważ model nie został wymieniony — ale na przykład takie FF ma napęd 4x4 i sprawdzi się doskonale. Albo GTC4 Lusso, który jest genialny w każdych warunkach.
    Więc argument Dana jest inwalidą.

    Rodrigo irytuje mnie już od samego początku, a teraz irytuje mnie jeszcze bardziej. Znaczy… Pewnie każdy z nas zareagowałby podobnie, w końcu chęć przeżycia jest rzeczą normalną. Ale da się niektóre rzeczy załatwić bez mierzenia w kogoś bronią, a zauważyłam, że on nie umie inaczej.
    Poza tym, strasznie dużo gada. Nie znoszę ludzi mielących jadaczką!

    TAAAK! Już się bałam, że samochód nie będzie różowy, ale na szczęście jest *.* Oglądałam sobie zdjęcia różowych 458 i muszę przyznać, że są cholernie urocze xD

    Osoba Dylana powoduje w mojej głowie zapalenie się czerwonej lampki. Naprawdę nie wierzę, że ktokolwiek bez żadnych sprzeciwów zabrałby się z zupełnie obcymi ludźmi i tak dalej. No i jego spokój jest nieco dziwny, wręcz niepokojący.

    Pościg wyszedł świetnie! Opisałaś go naprawdę dobrze, przez co momentami nie mogłam zmusić się do oderwania wzroku od ekranu i sięgnięcia po herbatę.
    Trochę kiepsko, że Rodrigo miał tylko dwudziestkę siódemkę. Rewolwery, niestety, sprawdzają się w walkach raczej tylko na Dzikim Zachodzie. O wiele lepszy byłby jakiś pistolet samopowtarzalny.

    Ogólnie niektórych rozdziałów u Ciebie nie cierpię czytać, bo pozbawiasz mnie nimi możliwości dopieprzenia się do szczegółów! Ech… Za dobrze Ci wychodzą, mogłabyś czasem coś spieprzyć dla odmiany xD

    A już na poważnie — rozdział mi się bardzo podobał i czekam na kontynuację!
    Ubolewam tylko nad brakiem Catheriny :c

    Aha, jadąc w dół, by dodać komentarz, zauważyłam wymianę zdań na temat ilości komentujących. Wiesz, mój blog nie cieszy się praktycznie żadną popularnością, ale i tak spostrzegłam ciekawe zjawisko. 1 rozdział — 16 komentarzy. 16 rozdział — 3 komentarze. Jednak najważniejsze, że jest ktokolwiek, dla kogo piszę (chyba wiesz, o kim mówię :P). Ja również na Twoim blogu będę cały czas, z małym lub większym poślizgiem czasowym, ale jednak.

    Wybacz mi za taki beznadziejny komentarz, ale jestem dzisiaj jakaś wypompowana.

    Życzę ogromnej weny i cieplutko pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No hej! ;*
      Zacznę od uwag. Tekst w oryginale - w Wordzie - miał kursywę na obcojęzycznych słowach. Ale jak przerzucałam go na bloggera, to kursywa się poszła... no. Także wiem, że powinnam to napisać kursywą, ale nie zauważyłam, że znikła xD Także dobrze, że to dostrzegłaś. Będe się bardziej pilnować podczas kopiowania :D

      Dan chciał "porządne, terenowe auto", bo miał nadzieję, że zdoła nim potem wjechać do lasu (miałam nadzieję, że czytelnik się domyśli :D). No i wobec takiego argumentu Ferrari niestety średnio by się sprawdziło :D

      Haha ja też nie lubię osób, którym się gęba nie zamyka, ale chcę, żeby każdy mój bohater był inny i oryginalny. A w Rodrigo mogę do woli wsadzać multum różnych cech, które np. zupełnie nie pasowałyby do Dana. Mam nadzieję, że wraz z upływem czasu nawet Rodrigo stanie się znośny :D

      Hah! Nie ufasz Dylanowi! Lubię to;D

      Ogromnie się ciesze, że spodobał Ci się szablon <3 Powiem Ci, że poświęciłam mnóstwo czasu, żeby go zrobić, bo zupełnie nie wiedziałam, czego chcę od samej siebie. Zrobiłam chyba z 15 różnych i żaden mnie nie ujął. A ten mi się podoba, więc jest szansa, że zostanie chociaż na miesiąc :D

      Serio nie możesz się u mnie doczepić do szczegółów? Jeju, no to strasznie mi miło! ;** Bo znowu ja, dla odmiany, mogłabym się doczepić do siebie o wszystko :D I coś mi się wydaje, że prędzej czy później nie jedną rzecz spieprzę ;)

      Popularność to pojęcie względne. Raz jest, raz jej nie ma. Ja w ogóle nie rozumiem, czemu masz tak mało komentarzy, bo Twoje opowiadanie serio mi się podoba. Myślę, że ludzie Cię po prostu nie odkryli i stąd ta mała liczba komentujących. Bo na pewno nie jest to winą fabuły;)

      Bardzo Ci dziękuję za komentarz i obecność! ;*
      I wcale nie uważam, że Twój komentarz jest beznadziejny. Puknij się w głowę! ;D

      Usuń
    2. Ja się domyśliłam, że chodziło o wjechanie do lasu, dlatego się ubawiłam czytając te przekrzykiwania panów. Chodzi mi o to, że jeden o niebie, a drugi o chlebie, są różni, mają inne priorytety i inaczej rozumieją "porządny samochód". Dziwi mnie jednak kolor cacka. Czemu różowe, skoro facet jest kierowcą? Z nim jest coś nie tak, czuć od niego na kilometr jakimś psychopatą.
      No i znowu Dan się wykazał! Jest taki decyzyjny i wie co robić, trzyma łapę na pulsie... chyba się zakochałam.
      Możesz być pewna, że nawet jeśli nie wpadnę tu wkrótce, to w końcu i tak zajrzę, choćby dla poczytania o Danie <3 kupiłaś nim moje serducho w całości, a nie w częściach, choć mała cząstka należy do Hiszpanki, ale to z powodu mojego zakochania w tym kraju, jak i sentymentu jaki czułam do pierwszej Ani Tychona (tu nie czytałaś pierwszej wersji "Otchłani" z tego co pamiętam, a jeśli czytałaś to po mnie, bo przede mnę nie było twoich komentarzy - tak czasami cię śledzę w necie, znaczy przypadkiem na ciebie wpadam, chodzi mi o wersje o tytule "Miejskie opowieści").

      Pozdrawiam i "do zobaczyska" wkrótce. Przepraszam też za jakoś tego komentarza, że taki skrócony, okrojony, ale mam za sobą 24 godziny na nogach, a nie chciałam już zostawiać pisania na później, bo jeszcze by się okazało, że później bym zapomniała i co? Ja nie lubię komentować po czasie, potem jest mi jakoś trudniej, nie wiem czy ty też tak masz?

      Usuń
    3. Kolor auta nie jest przypadkowy;) Kiedyś to wyjaśnię.

      Nie czytałam chyba pierwszej wersji. Znaczy czytałam jakąś wersję przed poprawkami, ale chyba nie mówimy o tej samej, bo nie kojarzę motywu Hiszpanii.

      Bardzo się ciesze, że tak polubiłaś Dana ;) W tym się chyba zgadzamy, bo ja też lubię tą jego nieludzką ludzkość i decyzyjność :D I też tak mam, że jak zostawię skomentowanie jakiegoś rozdziału na później, to potem ciężko mi się do tego zabrać. A jak się w końcu zmotywuję, to komentarz wychodzi bezuczuciowy, bo zapominam o wszystkich emocjach, jakie czułam podczas czytania xD

      Bardzo dziękuję, że znalazłaś dla mnie "chwilkę" czasu i za komentarze ;*


      Usuń
    4. Bo to nie był motyw Hiszpanii, a Barcelony. Anna spotkała Szymona na wakacjach w kawiarni o nazwie "Barcelona" i miało to miejsce po latach i była przed wyjazdem do Hiszpanii i on ją odnalazł i było takie mega "cześć, Mała". Przeniosłem ten motyw do "Sagi gangsterzy", bo tam mi bardziej pasował!
      Tysio jest, Tysio nadrobił, Tysiowi się nawet podobało, aczkolwiek... o tym napisze jak będzie odtwarzał komentarze, bo póki co jest zajęty przygotowaniem sobie papu, z którym zasiądzie do rozdziału 12 :)
      A tak poza tym to przeglądałem twoje komentarze, Ruda, by zobaczyć czy jest może ktoś nowy w tej blogsferze, kto się jakoś z sensem wypowiada i niestety, ale widzę, że u ciebie też jakoś mizernie. Zajrzałem nawet na twoje pierwsze rozdziały i... no kurwa, nikt nie czyta od początku chyba od września, czyli "Co jest grane?!".

      Usuń
    5. Co rozumiesz poprzez "Nikt nie czyta od początku"? W sensie, że nikt nie jest ze mną od czasu opublikowania prologu aż do teraz? Bo jeśli o to, to mam wiele takich osób ;)

      Usuń
    6. Chodziło mi o to, że nie a osób, które zaczęłyby komentować od prologu od niedawna. Ostatni komentarz pod prologiem lub pierwszym rozdziałem (nie wiem jak teraz, ale gdy to sprawdzałem) datowany jest na bardzo dawno temu.

      Usuń
    7. Co jakiś czas pojawiają się tam komentarze. Tylko gorzej potem z systematycznością w nadrabianiu kolejnych rozdziałów.

      Usuń
    8. Ja pierd***e... Wszędzie ty. Czy ty musisz pod każdym czyimś komentarzem się wtrącać? O każde słówko, każdy szczegół, bo bohater nie jest taki jak ty byś chciał, żeby był. To chyba jest logiczne, prawda? Że jeśli autorka chce, żeby jedna postać była nudna, a druga bardziej przebojowa, to jej sprawa? Jeśli chce żeby jedna postać marudziła i była nie do polubienia to jej sprawa... O to chodzi w pisaniu, każdy wymyśla swoje postacie i ich charaktery...

      Usuń
    9. Anonimie, kogo masz na myśli?

      Usuń
    10. Mnie, ale ani nie ma odwagi się podpisać,a z pewnością ma konto, ani też nie czyta ze zrozumieniem.
      Tu nie chodzi o to, że bohaterowie nie są tacy jakich ja bym chciał, bo tak jak pisałem oni mogą być dobrzy, mogą lubić to i to i niekoniecznie mnie musi się taka postać podobać, ale u Rudej te postacie wychodzą sztucznie i jedna jest podobna do drugiej, każda główna postępuje właściwie, każda jest tlumaczona gdy robi coś nagannego, jakby żadna nie mogła mieć wad wad, takich wad po prostu, bez usprawiedliwienia. Ja podałem bardzo dużo argumentów i akceptuję, że komuś może taki styl tworzenia postaci przypaść do gustu, ale ja jako czytelnik dojrzalszy wymagam więcej realności, mniej takiej sztucznizny.
      Ty Ruda uznałaś, że się czepiam, a to nieprawda. Ja tylko podałem przyklady z ostatniego rozdziału i z każdego mógłbym podać podobne. Problem miałbym znaleźć w którymś niepochlebne ale realne zachowania głównych bohaterów, których ty nie tlumaczyłaś i nie usprawiedliwiałaś, poza tym sama chciałaś szczerości, więc ja szczerze napisałem jakie naan odczucia i punkt widzenia. Akceptuję jednak, że każdy ma prawo widzieć to po swojemu, inaczej niż ja. Jednak gdy dla mnie postacie są płytkie, to nie będę kłamał, że są głębokie. Nie piszę jednak, że dla kogoś innego nie mogą głębokie być. Ocena, komentarz jest subiektywna.

      Usuń
  15. Hejooo!
    Niestety spóźniona, ale pozmieniali mi plany w szkole... Sprawdzian miałam pisać przed weekendem, a przełożyli, żeby pisać po weekendzie... i dowalono nam jeszcze 2. Jestem zła, ale cóż poradzić. W każdym razie jestem!
    W pierwszej chwili myślałam, że Michael jednak znowu nie zacznie płakać, a wtedy akcja z tym "dragonem" inaczej mogła się skończyć. Dobrze, że jednak chłopiec pomógł Cardonie z oszukaniem przeciwnika na chwilę, aby później Dan mógł wykorzystać element zaskoczenia! :D To silny żołnierz i wiedziałam, że nie straci przytomności, chociaż stracił sporo krwi. Miał dla kogo walczyć i musiał wyprowadzić stamtąd malca. Dlatego byłam pewna, iż mu się uda. xD
    Cieszy mnie również fakt, że dotrzymał słowa. W takiej sytuacji większość olałaby sprawę i zostawiła Robertę na pastwę losu. Jednak nie zrobił tego bezinteresownie, gdyż liczył na samochód, który Rodrigo miał załatwić. Jednak również zdziwił mnie fakt, że i on nie dał w długą. xD I do tego kogo tutaj sprowadził - mojego ukochanego milczka!!!!!! ♥♥♥
    Nie dziwię się, że Rodrigo próbował na każdy możliwy sposób przekonać Dana, żeby ich nie zostawiał. Człowiek kiedy się boi i chce przetrwać, jest w stanie zrobić niemal wszystko... Taka jest prawda. ;)
    Tym tekstem to mnie tak powaliłaś, że nadal płaczę ze śmiechu: "— Ukradłeś auto razem z właścicielem?! — warknął.". Kocham Cię za ten tekst!! Hahahahahhahahaha!!! xD
    Dlaczego różowy? Dlaczego zasrany różowy kolor auta? xD Też myślałam, że Rodrigo sprowadzi terenowy samochód, a kiedy dowiedziałam się, że to Ferrari, wybuchnęłam śmiechem.
    Myślałam, że Dylan ma lepszy gust! xD A na sto procent myślałam, że nie interesują go takie kolory. Mało który facet interesuje się czymś takim. Prędzej czarny, szary, ciemny zielony, granatowy, ale nie różowy! Ten kolor to nie przypadek, prawda? Bo raczej wątpię, że ukradł to jakiejś panience, a już na pewno nie należał do jego matki czy babki. xD
    Kiedy przejeżdżał rząd tylu aut, już myślałam, że ciężko będzie im uciec, a raczej, że to jest niewykonalne. Jednak nie mogłaś ich postawić w takiej sytuacji, bo inaczej jak potoczyłaby się bez nich akcja? Bez Dana i Dylana głównie! xD Ale oczywiście nie mogli tak po prostu łatwo uciec. I oczywiście się nie myliłam, bo kolejni "dragoni" nie byli już tacy łaskawi. xD Nie ominęli ich, a zaczęli strzelać. :D
    Zastanawiałam się, czy Rodrigo spęka. Nie jeden powiedziałby "dzięki, ja chcę żyć", a tutaj jednak pomógł Cardonie i przypuszczam, że zabił tego kierowcę. xD A może był hedshoot z zamkniętymi oczami? xD Loool I like it. xD
    I jak oni sobie poradzą? Skoro wcześniej mi odpisałaś, że będą stałymi bywalcami obozu oraz w poprzedniej części również byli w tym obozie, tzn., że może będą śledzić Dana i trafią do Hebe lub spotkają się w innych okolicznościach jeszcze. Bardzo mnie ciekawi, jak potoczy się to dalej. xD
    Błędy:
    "— Nie dasz tam rady w pojedynkę — odezwał się w końcu." - o co chodzi z tym "tam?". Jest ono zbędne. Chyba, że chodziło o "nam";
    "On jednak z wielką pewnością i swobodą prowadził swój szybki samochód, wzbudzało niemały podziw i w Mulacie, i w Danie." - tutaj chyba "wzbudzał" lub "to wzbudzało";
    "Wypełnione ludźmi ubranymi czarne mundury ze złotymi naszywkami." - tutaj po "ubranymi" brakuje literki "w";
    "[...] ostrzelany Jeep uderzył drzewo, a kierowca wraz z pasażerem prawdopodobnie nie żyją." - lepiej by brzmiało, gdyby po "uderzył" również wystąpiła literka "w".
    Różowy... nieeee...wtf? xD Wciąż do mnie nie dociera ten kolorek. xD Coś musi w nim być. :P
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział!! Chcę wiedzieć jak Rodrigo, Roberta i Dylan dostaną się do obozu!! xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A właśnie... Co z Colinem i Jacobem? Tak jak w poprzedniej wersji - nie wierzę w śmierć Colina i czekam na jego powrót. Natomiast Jacob mógł zostać złapany, bo również wątpię w jego śmierć. Jakby wrócił i zobaczył, co stało się z miastem, to by chyba zdębiał. xD Jednak nadal ciekawi mnie, jakby wyglądała walka Catii vs Jacob i Colin, gdyby takowa sytuacja nastąpiła. Czy by z nimi walczyła? Zabiłaby? A może by się sama zabiła? W to ostatnie wątpię. xD Chociaż ta opcja, że Dan myślał o strzeleniu sobie w łeb, bo już nie wytrzymywał z nimi - padłam. xD
      Nie, żebym była mało wyrozumiała, gdyż każdy ma kogoś i chce za wszelką cenę chronić tą osobę/rodzinę itd., ale i tak potępiam Coopera. Chociaż nie wiem jak postąpiłabym na jego miejscu... Strach o najbliższych jest tak silny, jak o własne życie, dlatego był w stanie zrobić wszystko, nawet poświęcić towarzyszy i ludzi z Silent Glade, aby ich uratować. Jednak nie zdziwiłabym się, gdyby już po tym go zabili...
      Ruda, moja kochana, będziesz zbierała mój mózg ze ściany, bo zaraz mi go rozwali od spekulacji!! :(
      No głupi limit znaków... xD Wkurza mnie to!!
      Pozdrawiam Lex May

      Usuń
    2. Szkoła... ach, czasem za nią tęsknię, ale jak potem słyszę o tych wszystkich kartkówkach, odpytywaniu, sprawdzianach to jednak nie chciałabym tam wrócić :D

      Chociaż rozdział do wesołych nie należy, to przyznam, że sama miałam ubaw pisząc ten tekst o ukradzeniu auta razem z właścicielem :D W końcu to opowiadanie nie ma na celu zdołowanie kogokolwiek i czasem aż się prosi jakaś śmieszna scena :D

      Każdy zastanawia się czemu facet jechał w różowym samochodzie, a nikt nie pomyśli, że on przecież wcale nie musiał być jego :D

      Kto wie, może kiedyś dowiemy się, czy Rodrigo zdołał zastrzelić tego kierowcę :D

      Z tym "tam" chodziło o miasto, o wyjście na zewnątrz.
      Z tym "wzbudzało" zapomniałam dopisać "co". Miało być: prowadził samochód, co wzbudzało podziw Już poprawiam ;) Z resztą się zgadzam bez żadnego 'ale' ;) Musiało mi umknąć:D

      Na ten moment nie planuję walki Catii i Colina albo Jacoba, ale kto wie, co przyniesie przyszłość ;)

      Bardzo dziękuję za komentarz i te wszystkie spekulacje. Super mi się je czyta i bardzo podoba mi się sposób w jaki kombinujesz:D;*

      Usuń
  16. Dotarłam tutaj, chociaż trochę mi to zajęło. Z góry przepraszam za ten komentarz, ale no najzwyczajniej w świecie, nie potrafię się za bardzo rozpisywać i skupiać na szczegółach :D Poza tym tak rozwlekłam w czasie czytanie, że gdyby nie streszczenia, to byłoby kiepsko, bo musiałabym zaczynać od początku :)

    Zacznę od tego, że sama zauważyłam, że ludzie niechętnie komentują, często autorzy odpuszczają sobie pisanie, co mnie osobiście irytuje, szczególnie gdy wciągnęłam się w fabułę, a tu nagle stop i nic dalej nie ma. Kiedyś (X lat temu) na blogach miałam tłumy komentujących a dzisiaj... 1 max 3 osoby i dziękuję. Miewam poważne chwile zwątpienia, czy dalej publikować swoje wypociny, skoro tak niewiele osób po nie sięga, szczególnie, że często widzę naprawdę słabe teksty z mnóstwem czytelników (sama czytam to, co nie tylko fabularnie, ale też językowo przypadnie mi do gustu, równocześnie sięgając po sporo książek. Lubię to, że każdy ma możliwość pisania, dzielenia się swoją twórczością i nauki poprzez ciągłą praktykę, ale umówmy się: nikt tu nie jest twórcą idealnym, bez skaz, a nasze dzieła dalekie są od perfekcji, więc kolejnym ważnym krokiem w nauce jest czytanie mistrzów, którzy słowem pisanym posługują się perfekcyjnie). Fakt, że kocham pisać i przywiązuję się do bohaterów sprawia, że opowiadania kończę, chociażbym miała ich nie opublikować, albo publikować bez czytelników :)

    Co do samego opowiadania. Nie do końca są to moje klimaty. To znaczy generalnie lubię takie teksty, ale od jakiegoś czasu mam problem z "wciąganiem się" w nie, zupełnie nie wiem dlaczego. To z całą pewnością jeden z powodów, dla których szło mi wolno. A potem nawał różnych obowiązków, wyjazdów, wspinaczka na Everest (a raczej intensywne czytanie o niej) i ostatecznie czytywałam na telefonie, bez możliwości komentowania, to mi teraz szczegóły uciekną. Przepraszam. Jak już będę na bieżąco to będzie znacznie lepiej i łatwiej :) Wprawdzie mogę wpadać z opóźnieniem (lubię sobie odpoczywać od czytania w Internecie), ale będę na pewno.

    Dobry styl pisania i fantastyczne opisy. Wszystko jest dokładne i nakreślasz całe tło wydarzeń, odczuć bohaterów i scenerii. Wiem, że wiele osób to pomija (ja, akurat pracuję nad poprawą części opowiadania), dlatego wielkie brawa. Bohaterowie są jacy są. Dobrze, żeby wywoływali jakieś emocje, bo to zdecydowanie lepsze od obojętności. Nigdy nie kwestionuję tego jak autor ich kreuje bo to tylko i wyłącznie jego wizja (jak ktoś ma ochotę wyidealizować swojego bohatera - droga wolna, ja mogę go polubić lub nie. Zresztą to pojęcie względne, dla jednych określone cechy są pożądane, a dla innych nie). Pisarz oddaje swoje dzieło w całości, więc widzi niedoróbki. Twórca, który najpierw pisze, potem publikuje, widzi całościowo swój tekst. Ale jak ktoś pisze na bieżąco, zdarzają się jakieś błędy, które niekoniecznie da się potem naprawić. Wiem to niestety po sobie. Wymyślam punkt w opowiadaniu i dążę do niego czasami za szybko, pomijając rozwijanie fabuły. Ważne dla mnie jest żeby z jednej strony czuć bohaterów, dostrzegać niedoróbki, ale równocześnie mieć z nimi więź. (btw już lubię Dylana! Taki tajemniczy i milczący! I w dodatku Norman!) Podziwiam też, za stworzenie takiej a nie innej rzeczywistości. Cóż... ja umiem tylko przekształcać to co mam już dane. Wymyślanie czegoś od podstaw i jeszcze tłumaczenie takich a nie innych realiów to nie lada wyzwanie.

    A jednak się rozpisałam... To chyba najdłuższy komentarz w mojej karierze. Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak przeprosić za mało konkretną treść, życzyć weny i wytrwałości.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, też uważam, że nikt z nas nie jest alfą i omegą, na Nobla też się raczej nie załapiemy, a na bloggerze ideałów nie ma. Dla mnie to forma takiego odstresowania, zabawy i równocześnie też nauki. Podglądam innych, słucham rad, sama je daję i dzięki temu się uczę. I mnie również denerwuje to, że ludzie zaczynają publikować, a potem odchodzą. Ale tak było, jest i niestety będzie ;/ Trudno teraz znaleźć blog, co do którego można być pewnym, że będzie zakończony epilogiem, a nie przerwany w środku.

      Bardzo się cieszę, że udało Ci się tutaj dotrzeć i że zamierzasz dalej czytać. Mam nadzieję, że uda Ci się w to wciągnąć i że rzeczywiście chodzi tutaj o jakąś ogólną niechęć do takiej tematyki, a nie konkretnie moje opowiadanie:D

      Zgadzam się z tym, że pisanie na bieżąco stwarza pewne problemy. Ja też to odczuwam. I patrząc na tę I-szą, kryminalną część opowiadania widzę, że mnóstwo rzeczy napisałabym teraz inaczej. To trochę wkurza ;D

      Bardzo dziękuję za nadrobienie, obecność i ten komentarz. Jest mi szalenie miło, że to właśnie u mnie napisałaś najdłuższy kom w swojej karierze;D
      Dziękuję ;*

      Usuń
  17. Właśnie się zdenerwowałam, bo napisałam mega długi i fajny kom i się mi połączenie zerwało. Ale byłam chytra i skopiowałam... ctl+v - nie działa!!!!
    Spróbuję go odtworzyć...

    Zacznę od szablonu. Jest anielski... *.*
    Niezmiernie urzekła mnie scena z początku rozdziału, gdzie Dan walczył z Czarnozłotym. Najbardziej chyba urzekła mnie w tym wszystkim jego brutalność; nie zlitował się nawet, kiedy ten powiedział mu, że ma żonę i dziecko. Jestem pewna, że jego rodzina nie byłaby zadowolona z jego zawodu. Cordnona jest według mnie takim "zdrowym egoitsą", pośród tego Armagedonu robi wszystko, by osiągnąć swój cel, którym z pewnością jest ochrona obozowiska i Michaela. Ciągle zastanawiam się jaką w tym wszystkim odgrywa rolę ten chłopiec... Mam nadzieję, że w następnym rozdziale będzie coś powiedziane :3
    Podoba mi się postać Rodrigo. Jest przerażony tym wszystkim, zdezorientowany i chciała uciec, ale został, według mnie, dla Roberty. Błagał Dana, aby ją pozszywał. Jest bardzo naturalną i realistyczną postacią - taką zwyczają, pokusiłabym się o stwierdzenie.
    Różowe ferrari... hahah. Dylan - mięśniak z bródką w skórzanym bezrękawniku będący właścicielem różowego ferrari XD ciekawa jestem czy należy ono rzeczywiście do niego czy też jego dziewczyny, siostry lub innej bliskiej mu osoby płci żeńskiej XD

    Piszesz tak pro hehe. Ciekawie i fajnie opisy emocji, oddają, moim zdaniem, pełen stan bohatera, a miejscami można się nawet pośmiać mimo apokaliptycznej sytuacji :P
    Tło, wydarzenia, opisy, emocje, naturalność, realność - wszystko pięknie się łączy w anielską całość :3
    Masz talent! Powtarzałam to wiele razy, ale warto ;)
    Masz takie lekkie pióro, ale wiem, że ciężko pracujesz nad rozdziałami i dopracowujesz je, by wyszły perfecto ;)
    Jak, kiedyś nie zobaczę Twojej książki na półkach w Empiku to... jeszcze nie wiem, co XD Ale mam nadzieję, że kiedyś zaniesiesz ją do wydawnictwa ;)

    PS: Poprawiłam R4cz.3, więc zapraszam jak coś :P

    Pozdrawiam, weny, inspiracji i wesołych przygotowań do Świąt :3
    anielskie-dusze.blogspot.com
    cieniste-senne-marzenia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uła.. wiem jak to boli:( Aż się człowiekowi odechciewa komentować;/

      Bardzo podoba mi się określenie Dana "zdrowym egoistą". Chyba właśnie tak chciałam go przedstawić ;) A, co do Michaela, to niestety minie trochę czasu zanim wyjawię, czemu jest dla Dana taki ważny ;D
      Cieszy mnie również to, że postrzegasz Rodrigo jako kogoś realistycznego. On mocno denerwuje czytelników, ale myślę, że mimo wszystko jest najbardziej ludzki spośrod moich bohaterów ;)

      Tak, Dylan w tym aucie musiał wyglądać komicznie :D Ale nawet komizm jest tu czasem wskazany :D

      Bardzo dziękuję za tyle miłych słów! ;) Nie wiem czy kiedyś wydam WiZ, ale jeśli tak to będzie musiało przejść milion czterysta pięćdziesiąt cztery przeróbki. I to też może być mało! ;D

      Bardzo dziękuję za komentarz! ;*

      Usuń
  18. Cześć. Zacznę od tego, że od dawna szukam dobrego opowiadania. Mam w ostatnim czasie pecha do książek i za co się nie zabiorę, okazuje się totalną klapą – za nic nie mogę wciągnąć się w historię a i fabuła powiewa nudą. Przypomniałam sobie o Twoim blogu. Kiedyś od czasu do czasu tu zaglądałam. Pamiętam, że publikowałaś tu opowiadanie „Tajemnica Locamarie”, czy jakoś tak. Mogłam zrobić błąd w tytule, bo zawsze byłam kiepska w zapamiętywaniu takich wyrazów. Potem zaczęłaś „Walczę i zwyciężę” i po opublikowaniu pierwszej wersji postanowiłaś napisać wszystko od nowa. Wówczas porzuciłam aktywność na blogach i dopiero niedawno przypomniałam sobie, że w sumie dość fajne teksty można było znaleźć na blogspocie. Od pewnego czasu śledzę Twój blog i powoli czytam sobie nową wersję opowiadania. Pomyślałam, że skoro już jestem jakiś czas na bieżąco, to może wypadałoby się ujawnić i dodać jakiś sensowny komentarz. Nie w moim stylu jest wypowiedź typu „jestem i czytam”, dlatego czekałam na chwilę czasu by założyć sobie konto i nie być już anonimową, milczącą czytelniczką.

    Od razu przepraszam za chaotyczny i kiepski treściwo komentarz, ale chciałabym wypowiedzieć się o całości opowiadania, jednak jest tu tak wielu bohaterów i wątków, że chyba nie będę potrafiła sklecić ładnej opinii. Dlatego napiszę, że podoba mi się druga wersja tego opowiadania. Widać, że jest dobrze przemyślana i przepracowana. Żałuję, że jedynie przy Colinie wytrwałaś w swoim pierwotnym pomyśle i zgotowałaś mu taki a nie inny los. Z drugiej strony tak sobie myślę, że jednak to zakończenie pierwszej części opowiadania jest przez jego śmierć wymowne i delikatnie ostrzega przed tym co dzieje się dalej. Obóz, a właściwie jego początki przedstawiłaś kompletnie inaczej. Ale podoba mi się! Kreacja Dana wydaje mi się być realna. Wszedł w postać żołnierza na wojnie i nie ma żadnych sentymentów. Nie starasz się na siłę wybielać postaci i za to u mnie masz plusa. Zastanawiam się jak Catia odnajdzie się w tej nowej rzeczywistości. W sumie nie tylko Catia, ale i cały obóz. Dla wszystkich musi być szokiem to, co wydarzyło się w mieście. Jestem niesamowicie ciekawa kto stoi za tym potężnym atakiem i jakie są jego prawdziwe intencje. Wróg wydaje się niesamowicie potężny, dlatego ja widzę dalszą przyszłość bohaterów w czarnych barwach. Niemniej jednak jestem ciekawa jak dalej potoczą się ich losy. Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział. Myślę (mam przynajmniej taką nadzieję), że pojawię się tu jeszcze z niejednym komentarzem. Może też nie od razu, albo po kilku rozdziałach, ale powinnam się pojawić.

    Życzę weny i powodzenia w pisaniu. Twoje opowiadanie jest naprawdę dobre. Nie dość, że dobrze przemyślane, poprawnie pisanie i ciekawe, to jeszcze jego ogromnym atutem jest to, że z taką tematyką, jaką nam tu prezentujesz, to ja się jeszcze nigdy nie spotkałam. A ja lubię to co oryginalne. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Cię bardzo serdecznie! ;)
      Przyznam, że po przeczytaniu Twojego komentarza na moment mnie zatkało. Pierwszy akapit (ale reszta również) wlał w moje serducho tyle radości, że uśmiechałam się jak głupek do monitora. To cudowne uczucie wiedzieć, że są ze mną ludzie, którzy pamiętają jeszcze czasy "Tajemnicy Locmarie" (napisałaś niepotrzebnie jedno 'a', ale nic nie szkodzi :D To nie ma znaczenia :D)! I powiem - w stu procentach szczerze - że dałaś mi tym wielkiego kopa do pisania. Naprawdę! Jest mi szalenie miło i ogromnie się cieszę, że postanowiłaś się ujawnić ;) Ja również mam nadzieję, że jeszcze nie raz będę mogła poczytać Twoje odczucia co do rozdziałów, bo zamierzam ich opublikować jeszcze mnóstwo! ;D

      Jeszcze raz ogromnie Ci dziękuję! ;*

      Usuń
  19. Dotarłam dzisiaj tutaj. Zazwyczaj komentuję każdy rozdział po kolei, ale dzisiaj czytałam na telefonie (kolejka do lekarza taka długa haha), no a tam nie umiem napisać więcej niż jednego zdania. Postaram się dlatego przekazać zbiorczo moje myśli na temat tego, co do tej pory przeczytałam.

    Powiem ci, że wydaje mi się, że ta część o Danie jest ciekawsza niż CC. Może to dlatego, że bohaterowie bardziej do mnie przemawiają, może fabuła jest bardziej wyraźna, a może po prostu już się wkręciłam w historię, więcej w niej rozumiem... albo nie tyle, co rozumiem, ale ogarniam świat... mniej więcej.

    Mam tylko takie pytanie, bo nie wiem, czy coś ominęłam, czy czegoś nie napisałaś (jeszcze albo w ogóle). No to tak - jakim cudem Dan ukrywał się w lesie przez taki długi czas? Wiesz, ja staram się to ogarnąć, ale mieszkam w niewielkim mieście otoczonym przez sporo drzew. Serio, z każdej strony jest tego pełno. Mimo to nie wyobrażam sobie, żeby ktoś tam mógł się ukrywać. Ludzie chodzą na spacery, polowania, harcerze tam nocują, organizują obozy, ktoś tam coś sadzi i ścina. A jeśli dobrze zrozumiałam, ten las znajduje się dosyć blisko miasta.
    Oczywiście ja wiem, że jak ktoś chce, to się zawsze ukryje, jak bezdomni w opuszczonych domach, ale i tak nie jestem w stanie tego ogarnąć.

    Jeszcze z takich uwag typu "moim zdaniem". Jak pojawiają się takie wstawki typu "Co ty robisz Dan", "wpakowałaś się w niezłe bagno Cat", to właśnie chyba bardziej by do mnie przemawiały albo w cudzysłowie albo w kursywie, bo inaczej to mi trochę zgrzyta w tekście jak trzecia osoba nagle przechodzi w drugą-pierwszą.

    No i po tych kilku częściach jestem już w stanie sobie wyobrazić bohaterów. Lubię bardzo Michaela, bo wydaje mi się bardzo naturalnym dzieckiem. Z jednej strony boi się, ale też posłusznie wykonuje rozkazy. Z kolei Rodrigo mnie wkurza, ale i tak doceniam konsekwencję, z jaką go stworzyłaś, jako postać. Dan go chyba dobrze określił. Sama doceniam determinację, bo mimo wszystko przeżył i nawet jeśli chciał zostawić Robertę (co w tym dziwnego? Chyba wiele osób by tak zareagowało), to i tak ją uratował. Trzeci koleś, ten od samochodu, musi skrywać jakąś tajemnicę, ale jeszcze nie wiem jaką.

    Cały opis tej masakry był wstrząsający, chociaż najbardziej zapamiętam dwa momenty. Jeden, jak Roberta i Rodrigo uciekali przed rzezią, a drugi jak Dan chował małego do szafki. Mocno obrazowe sceny.
    W tym momencie też zastanawia mnie, jak to się w ogóle stało, że udało im się opanować całe miasto. Na początku myślałam, że to takie nierealne, bo w dzisiejszych czasach ciężko przez granicę przewieźć broń i multum wyszkolonych ludzi. Ci islamiści-mordercy to najczęściej półgłówki pociągnięci przez ideologię. Ale potem dotarła do mnie sytuacja w Rosji, na Ukrainie, w Syrii... z tego sobie nie zdajemy sprawy, ale przecież tam sobie nagle z tyłka wjechały jakieś siły i zamieniły życie wielu ludzi w piekło.
    Chciałabym wierzyć, że Colin zginie, ale po tej masakrze i rzucaniu granatem w konających już nie mam nadziei.

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdzie nie napisałam w jaki sposób Dan ukrywał się w lesie, więc ta kwestia jest nadal otwarta. Mógł to robić w różny sposób, chociażby stale zmieniając swoje położenie. Albo udawać - przy ewentualnym spotkaniu z ludźmi - że jest jakimś harcerze, myśliwym itp. To jest kwestia do wyjaśnienia albo napomknięcia. Kiedyś xD

      Co do zapisu myśli, bardzo możliwe, że kursywa byłaby wyraźniejsza, ale od początku zapisuję myśli bez niej i chcę się już tego trzymać ;)

      To fakt, że trochę ciężko wyobrazić sobie, że to, co opisuję jest w jakimś stopniu realistyczne. Czytalam już kilka opinii, że "jak to możliwe", "to nieprawdopodobne". I myślę sobie wtedy, zainteresuj się człowieku tym, co się dzieje na świecie. Poczytaj o sytuacji w państwach ogarniętych wojną, doinformuj się, jak to wszystko się zaczyna. I jestem pewna, że to "niemożliwe" zamieniłoby się w "możliwe". Nie wykluczam, że po prostu ja to za słabo opisuję, ale nigdy nie byłam na wojnie albo w miejscu ogarniętym terroryzmem i mam nadzieję, że nie będę xD Ale mimo to uważam, że można się wczuć w tę sytuację. Tylko trzeba dopuścić do siebie przykrą prawdę.

      Bardzo dziękuję za komentarz ;*

      Usuń
  20. Hejka :) Nie mogę uwierzyć, że nie skomentowałam tego rozdziału. Naprawdę myślałam, że to zrobiłam.
    Podziwiam Dana za to, że się nie ugiął i nie zdradził się przed tym żołnierzem. Myślę, że większość osób po prostu przestałaby udawać. Przez chwilę nawet było mi szkoda tego żołnierza, może to rzeczywiście nie była jego decyzja, ale skoro to jest wojna, to nie można okazywać współczucia.
    Z kolei Rodrigo wydaje się w ogóle nie świadomy tego, co się dzieje. A ten Dylan z jego różowym ferrari wydaje mi się mocno podejrzany. To trochę dziwne, że Rodrigo znalazł go tak po prostu, po całej tej rzezi z RÓŻOWYM ferrari. I to jego "no to do dzieła". Z przypuszczeniami poczekam na rozwój wydarzeń. Bo moją pierwszą myślą było że jest jaką wtyką czarno-złotych, ale oni wydają się bardzo pewni siebie i nie wydają się dopuszczać do siebie myśli, że ktoś w ogóle mógłby przeżyć.
    Sama akcja na drodze trzymała w napięciu, fajnie się to czytało. Choć wolałabym chyba żeby Dan wziął ze sobą Rodrigo i Robertę, to mimo wszystko staram się go zrozumieć.

    PS Świetny ten nowy szablon!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak czasem mam. Mózg płata nam figle ;D

      Dan nie zamierza formować żadnego obozu, więc nawet mu przez myśl nie przeszło, żeby pozwolić Robercie i Rodrigowi ze sobą iść. Wiem, że jego postępowanie na tym etapie opowiadania może być dla niektórych trudne do zrozumienia, ale mam nadzieję, że potem to się zmieni;)

      Dziękuję za komentarz ;*

      Usuń
  21. Próbuję wyobrazić sobie różowe ferrari, ale za cholerę nie potrafię! Różowego ferrari w życiu na oczy nie widziałam i zastanawiam się skąd, w jakim celu i po jaką cholerę taki ktoś jak Dylan posiada RÓŻOWE FERRARI!!! hahahahahaha Wybacz, ale to jest tak zabawne, że nie potrafię powstrzymać śmiechu! No właśnie i wreszcie pojawia się mój ulubiony Dylan <3 No kto by przypuszczał, że trafił do Obozu właśnie w taki sposób. Ma facet nosa, wyczuł, że dzięki Rodrigo przeżyje i miał rację. Cieszę się, że Dan od razu prawie go polubił. I przypuszczam, że Dylan ma jakieś doświadczenie z bronią, z obroną, z walką. Okaże się.
    W ogóle ten rozdział był zabawny. Tragiczny, ale jednocześnie zabawny. Podobała mi sie walka Dana z czarno-złotym, a rozbawiło zdanie 'zmusili mnie'. Potem cale zamieszanie z tym samochodem, który przyprowadził Rodrigo, cała ta ucieczka przed Jeepem, strzelanina - no niesamowite emocje!!!! Niesamowite!!!!

    OdpowiedzUsuń
  22. Czytam i znów zaczynam od nowa powiem wprost genialne tyle emocji i takie genialne opisy że sama nie wiem co napisać wszystko mi się podobało
    Czytałam wcześniej ale dopiero teraz napiszę komentarz
    Ekstra masz dziewczyno talent
    Serdecznie pozdrawiam Ela

    OdpowiedzUsuń

Nie toleruję spamu pod rozdziałami! Bez względu na to czy jesteś autorką opowiadania, ocenialni, szabloniarni... ze spamem idź do spamu!