8
Gdy rankiem otworzyła powieki, Jacoba przy niej nie było. Nie pamiętała nawet, czy rozmawiali po jej powrocie i czy spali tej nocy razem. Przesunęła rękami po twarzy, warcząc pod nosem ciche przekleństwa. Jeszcze nie dochodziło do niej to, co wydarzyło się poprzedniego wieczora. Dopiero po chwili, gdy niespójne urywki wspomnień zaczęły układać się w jedną całość, poczuła, że zalewa ją fala przerażenia. W tamtym momencie pragnęła znowu zapaść w sen, by nie musieć o niczym myśleć i nic robić. Zupełnie nie wiedziała, jak wytłumaczyć Jacobowi całą tę sytuację, i jakich słów użyć, by nie uznał jej za wariatkę. Czuła, że bez względu na wszystko i tak zabrzmi przynajmniej komicznie.
Wstała z łóżka, po czym przeszła po mieszkaniu w poszukiwaniu narzeczonego. Zobaczyła na wpół spakowaną walizkę w salonie, jednak jej właściciela nigdzie nie było. Udała się zatem do łazienki, chcąc oczyścić swoją twarz z resztek niezmytego makijażu i potu. Dopiero gdy stanęła przed lustrem, uświadomiła sobie, że nadal nosi na ciele koszulę Bonneta. Ten niecodzienny widok tylko spotęgował chaos w jej umyśle i przypomniał o wszystkich wydarzeniach z poprzedniego dnia. Namiętne usta Colina i wyznanie uczuć, o które nigdy by go nie podejrzewała.
Usiadła na brzegu wanny i przymknęła oczy. Nie wiedziała już, co czuje i co powinna zrobić. Wykorzystując nieobecność Jacoba, postanowiła obejrzeć wszystkie albumy ze zdjęciami, przypomnieć sobie, jak było kiedyś między nią i Smithem, a jak między nią i Bonnetem. Porównać, przemyśleć, jakoś ułożyć wszystko w głowie. Dla świętego spokoju i dla pewności.
Fotografii nazbierała mnóstwo. Ona i Colin na imprezach służbowych, na weselu Marca, w wesołym miasteczku — gdzie porucznik świetnie się bawił, a ona o mało co nie zwróciła obiadu. Selfie z dachu wieżowca z widokiem na panoramę miasta, Colin nieradzący sobie z kebabem w radiowozie, a potem zdjęcie, na którym nieszczęsny sos spada mu na spodnie. Przypomniała sobie, jak wiele pięknych chwil razem spędzili, jak często ratował ją przed wybuchami złości, jak się o nią troszczył i pokazywał swoje oddanie nawet poprzez małe rzeczy, drobnostki, które świadczyły o całości. Choć raz ją zostawił, gdy wrócił, nie mogła mu już niczego zarzucić.
Natomiast poznanie z Jacobem było zupełnie nie w stylu Catheriny. Została siłą zaciągnięta przez kuzynkę na kurs tańca, który prowadził przystojny tancerz. Choć nie powinien był spoufalać się ze swoimi uczennicami, w Catii było coś, co zmusiło go, by złamał regulamin. Na spotkanie z nim poszła z nudów. Nigdy nie wzdychała do mężczyzn tego pokroju. Wolała twardzieli ganiających z bronią lub wylewających poty przy sportach typu koszykówka, football czy sporty walki. Smith zaskoczył ją naturalnością, prostolinijnością i tym, że początkowo nie oczekiwał żadnych zbliżeń. Co więcej, wcale o nie nie zabiegał. Chciał ją najpierw poznać, zwyczajnie porozmawiać, zafascynować, a dopiero potem zawalczyć o względy.
Catherina bardzo szybko zaintrygowała się jego innością, tym, że kompletnie nie pasował do jej świata, a jednak w jakiś sposób go dopełniał. Na pierwszej fotce, którą wzięła do ręki, siedzieli na plaży w Rio De Janeiro ubrani w świecące skąpe stroje, wynikające z uczestnictwa w corocznym karnawale znanym na cały świat. Pamiętała, że poprzez tę podróż Jacob chciał rozbudzić w Catherinie miłość do tańca. Nie byli jeszcze parą, ale czuła, że te kilka dni zapamięta do końca życia.
Uśmiechnęła się szczerze na te wspomnienia. Kolejne zdjęcia, kolejna piękna chwila — umazani farbą, z papierowymi czapkami na głowach malowali swoje pierwsze, wspólne gniazdko. Roześmiani, ucieszeni, pozbawieni trosk i problemów. Na następnym zdjęciu — Jacob leżący na podłodze, z ręką w wiaderku, a Catherina na nim. Obok wywrócona drabina. Autor zdjęcia: senior rodziny Smith, który z wielkim zaangażowaniem pomagał im wtedy w remoncie. I z wielkim rozbawieniem obserwował, jak jego syn ląduje na podłodze umazany na biało.
Zamknęła album, mówiąc głośne dość. Tak naprawdę wcale nie musiała zastanawiać się nad wyborem — był oczywisty. Czuła, że w wielu kwestiach ona i Jacob do siebie nie pasują, że różnią się praktycznie we wszystkim, ale nie wyobrażała sobie życia u boku kogoś innego. Dla niego chciała być jak najlepsza, dla niego chciała się starać i zmieniać. On pozwolił jej lepiej poznać samą siebie.
Wtem dobiegł do niej dźwięk otwieranych drzwi. Pędem pobiegła do szafy, wyciągnęła pierwszą lepszą bluzkę, a koszulę Colina wrzuciła do środka. Ze strachem weszła do salonu, nie wiedząc, jakich słów może oczekiwać od Jacoba.
— O, wyspałaś się? — rzucił ironicznie.
— Przepraszam, że wróciłam późno, ale musiałam coś załatwić...
Prychnął z udawanym rozbawieniem, po czym przerwał jej wypowiedź.
— Załatwić? To może powiesz mi, co takiego musiałaś załatwić, że wróciłaś po trzeciej w nocy, pijana, przemoczona i w męskich ciuchach?
Westchnęła i bezsilnie opadła na kanapę.
— Byłam u Colina... — zaczęła.
— U Colina... — powtórzył. — Świetnie! No i przyjemnie było? Chyba bardzo! Spodnie też przymierzałaś?
Starał się zachować spokój, ale jego cierpliwość po raz kolejny została wystawiona na ciężką próbę. Powoli zaczynał mieć tego dość i nie zamierzał chować emocji. Uznał, że nie może wiecznie głaskać Catheriny po głowie, skoro ona i tak tego nie docenia i nie wykazuje poprawy. A przynajmniej tak sądził.
— Proszę cię, przestań — poprosiła łagodnie. — Zmokłam po drodze do Colina, więc dał mi swoją koszulę, żebym nie siedziała w mokrej. Tyle. Nic więcej, żadnych ekscesów, żadnych orgii.
— No i co, napatrzył się? — rzucił kąśliwie.
— Proszę cię, Jake!
— No co? Może się stęsknił za przeszłością?
— Odkąd jesteś tak negatywnie do niego nastawiony?
Zawsze odnosiła wrażenie, że choć Jacob i Colin nie przepadają za sobą jakoś szczególnie, to jednak chociaż trochę się lubią. W gruncie rzeczy Smith z trudem znosił obecność byłego faceta swojej narzeczonej w ich życiu. Tolerował go tylko dlatego, że wiedział, jak wiele ta przyjaźń znaczy dla Catheriny i dlatego, że był pewny jej wierności.
— Od zawsze — wyznał z irytacją.
— No to czemu mi o tym nie powiedziałeś? — odparła zaskoczona.
— A co byś zrobiła, gdybym ci powiedział, że nie podoba mi się twoja relacja z Colinem? Jak byś na to zareagowała? Ograniczyłabyś ją? Nie, bo za bardzo ci na nim zależy! Zaakceptowałem to, bo nie miałem wyjścia.
Milczała, nie wiedząc, jak to skomentować. Ostatecznie postanowiła zostawić to na inną rozmowę. Teraz pragnęła poruszyć ważniejsze tematy. W końcu czas gonił.
— Co z twoim urlopem?
— Z trudem udało mi się załatwić zastępstwo na tydzień — powiedział z wyrzutem. — Mam nadzieję, że to naprawdę coś ważnego. Megan miała pojechać do rodziców na Haiti. Wybłagałem ją, żeby przełożyła to na inny termin i wzięła za mnie zajęcia...
— Przepraszam, że stawiam cię w takiej sytuacji — przerwała mu.
— Przepraszam? — zakpił. — Tylko tyle masz do powiedzenia? Catia, ja stawiam wszystko na głowie, żeby spełnić twój kaprys! Nie wiem, gdzie masz zamiar jechać, nie wiem dlaczego, nie wiem, przed kim chcesz uciec... Nic mi nie mówisz. Jak ja mam się czuć?
— Przecież mnie znasz i doskonale wiesz, że o głupotę nie robiłabym tyle szumu! To naprawdę poważna sprawa, a nie żaden kaprys. Proszę cię tylko o chwilę cierpliwości...
Jacob nie zwrócił na nią uwagi. Stanął przed ogromnym oknem z rękami w kieszeni i z nieodgadnionym wyrazem twarzy, patrzył na panoramę miasta. Cała sytuacja z Krwawym Osiedlem bardzo boleśnie odbijała się również na nim, mimo że nie uczestniczył w niej osobiście. Co więcej, nie miał pojęcia, w co zamieszana jest jego narzeczona. Od czasu wyjazdu do Portland w stanie Oregon nie oglądał telewizji, nie czytał prasy i temat morderstw w Forest Hill był mu kompletnie obcy. Catherina nie czuła potrzeby, by na razie go o tym informować. Zamierzała wyznać wszystko, każdy szczegół, gdy będą już bezpieczni. To, co stało się między nią a Colinem, również.
— Mówisz, że prosisz mnie o chwilę cierpliwości, a chyba nie zauważasz, jak bardzo ją już nadszarpnęłaś...
Morgan przymknęła oczy, po czym wstała i nieśmiało podeszła do narzeczonego. Wyciągnęła jego ręce z kieszeni i zmusiła, by ją przytulił. Nie miał na to ochoty.
— Odejdź — poprosił łagodnie.
— Nie — odparła pośpiesznie. — Nie odsuwaj mnie, proszę. Nie teraz.
Nie odsunął, ale też nie przytulił.
— Wiem, jak wiele dla mnie robisz. Wiem, że dużo musisz znosić i że moja praca w ogromnej mierze odbija się też na tobie. Może tego nie widać, ale ja naprawdę doceniam twoją obecność, naprawdę staram uczyć się na błędach. I właśnie dlatego chcę teraz wyjechać. Kupiłam bilety do Argentyny, bo tam jeszcze nie byliśmy. I obiecuję ci, że gdy tylko dojedziemy na miejsce, to usiądziemy w jakimś spokojnym miejscu i porozmawiamy. Opowiem ci o wszystkim i odpowiem na każde pytanie, dobrze?
Ujęła w dłonie jego twarz i spojrzała mu w oczy. Widziała, że przebiegł przez nie cień ulgi.
— Pomyślałam, że moglibyśmy znowu odwiedzić Rio — dodała cicho.
Jacob opuścił lekko głowę i zaśmiał się lekko do siebie. Dla niego ten wyjazd również niósł ze sobą same wspaniałe wspomnienia. Pierwsze śmiałe czułości, poznawanie siebie bez obecności znajomych, rodziny, zwyczajnej codzienności. Inna kultura, inne miasto, inni ludzie i tylko jeden stały element — oni. Z wielką chęcią chciał do tego powrócić. Nadal był jednak mocno zawiedziony zachowaniem Catheriny i nie pokazywał, że w normalnych warunkach z radością przystałby na tę propozycję.
— Nie wiem, może — rzucił tylko.
— Kocham cię, Jake. Pamiętaj, że bez względu na wszystko zawsze będę cię kochać. Choćbym ci o tym nie mówiła, nie okazywała, choćbym popełniała błędy albo była kilkaset mil stąd, zawsze będę kochać tylko ciebie.
— Przestań, Catia — poprosił stanowczo. — To brzmi jak pożegnanie.
— Nie, ja po prostu zbyt rzadko ci to mówię. Teraz zacznę wszystko od nowa. Będę się starać, będę o nas dbać i będę najlepszą żoną na świecie. Obiecuję.
— Kiedyś w to nie wątpiłem, a teraz sam już nie wiem, Catia. Powoli zaczynam mieć dość.
Kobietę zmroziło. Mimo iż doskonale rozumiała uczucia Jacoba, nie było jej miło tego słuchać.
— Więc ci to po prostu udowodnię. A ty mi na to pozwól.
*
Do departamentu gnała niczym burza. Postanowiła najpierw porozmawiać z Cooperem, a dopiero potem powiadomić Martineza o swoim niecodziennym pomyśle, który on nazwałby fanaberią i brakiem odpowiedzialności. Spodziewała się usłyszeć tego dnia najgorsze obelgi i wyrzuty, ale świadomość, że niedługo uwolni się od Krwawego Osiedla, dodawała jej sił. Była w stanie sprostać teraz wszystkiemu.
Ku jej radości Davida Longa nie było w gabinecie kapitanów. Gdy James zobaczył Morgan w drzwiach, od razu wyczuł, że ma mu do powiedzenia coś ważnego. Wskazał dłonią, by usiadła. Kiwnęła głową i wykonała.
— O co chodzi? — zapytał łagodnie.
— Chcę zrezygnować, James — wyznała ze skrępowaniem. Choć była pewna tego, co robi, było jej ciężko. Catherina Morgan poddawała się po raz pierwszy. Poczuła, jak powoli zalewa ją słowotok. Chyba w ten sposób chciała poradzić sobie z nerwami. — Nie sypiam, nie jem, nie mogę myśleć o niczym... normalnym. Czuję, że to śledztwo po prostu mnie pochłania. Jak bagno. Wlazłam i nie umiem wyleźć. Ciągle dowiaduję się nowych rzeczy, ciągle mnie coś dobija. Ja już tak nie chcę. Rozwiązywałam różne sprawy: morderstwa między rodzinami, zbiorowe gwałty, napady z bronią w ręku, trafiły mi się nawet porachunki między gangami, ale Forest Hill... Ono ma w sobie coś... psychodelicznego. Za bardzo na mnie oddziałuje. Muszę to przerwać, James. Teraz, natychmiast, bo zwariuję.
Milczał, a Catherina poczuła, że i tak powiedziała już za dużo. Kapitan w skupieniu i zadumie patrzył na długopis leżący na biurku, po czym przemówił:
— Co cię tak załamało? Ilość ofiar, upozorowane samobójstwo Raina?
— Nie wiem... — zająknęła się. — Chyba wszystko naraz. Najwidoczniej nie jestem tak silna, jak myślałam — zaśmiała się smutno.
— Jesteś silniejsza, niż myślisz. Umiesz się wycofać w odpowiednim momencie. Znasz swoje możliwości i nie chcesz ich przekroczyć. Zachowujesz rozum. Szanuję to. I myślę, że Martinez też zrozumie. To naprawdę mądry facet, chociaż straszny frajer.
Jak na zawołanie uśmiechnęli się oboje. Catherina była wdzięczna Jamesowi. Czuła, że z każdym problemem mogłaby do niego przyjść, a on wesprze i wysłucha. Jak przyjaciel.
— Zajmiemy się tym w trójkę albo załatwimy Bonnetowi jakieś zastępstwo, nie wiem.
— On nie zrezygnował? — wymsknęło jej się.
— A czemu miałby zrezygnować? — podchwycił Cooper.
— Nie no, tak pytam. Po prostu jemu też jest chyba ciężko.
— Aha — odparł szybko, po czym uważnie przyjrzał się pani porucznik.
Catherina z jednej strony czuła ogromną ulgę — w końcu odejście od sprawy Forest Hill poszło jej niebywale gładko — a z drugiej ogarnął ją smutek i... żal. Zrozumiała, że zostawia Colina samego, wyjeżdża, ulatnia się, jak tchórz. Skoro do tej pory nie zrezygnował, to znaczy, że nie przyjmuje jej propozycji, nie chce wyjechać.
— Dziękuję, James, dziękuję za wszystko.
Uśmiechnął się lekko, bo do śmiechu zupełnie nie miał teraz powodów.
— Będę miał tylko jedną prośbę — wypalił nagle. — Mieliśmy z Longiem jechać na Forest Hill, bo podobno patolog znalazł na ciele jednej z ofiar ślady poliamidu, który może pochodzić z włókien syntetycznych z wykładziny. I chodzi o to, żeby sprawdzić, czy w tych domach nie ma czegoś, co pasowałoby do tych śladów. Bo jeśli nie, to może mamy punkt zaczepienia. Może to włókno przeniosło się na ofiarę z miejsca, w którym była przetrzymywana.
Catherina przymknęła oczy. Nie chciała tam jechać. Przecież wiedziała, że ten trop i tak do niczego ich nie zaprowadzi.
— James, ja już nie chcę w tym uczestniczyć... — westchnęła.
— Rozumiem, ale zrozum też mnie... Long miał tu być godzinę temu, ja nie mam czasu nawet zaparzyć kawy, a co dopiero jechać na Forest Hill. Zmobilizuj Colina, załatwcie to szybko, a ja obiecuję, że wyjaśnię z Martinezem kwestię twojej rezygnacji. Wstawię się za tobą.
Brzmiało kusząco. W głębi duszy wciąż miała bowiem nadzieję, że Sojusznik się mylił i państwo nie zostanie w żaden sposób zaatakowane. A w takiej sytuacji, chciała mieć pracę, do której mogłaby wrócić.
Zastanowiła się przez moment, przeanalizowała wszystkie wady i zalety, po czym pokręciła głową z nikłym uśmiechem i wyciągnęła wskazujący palec w kierunku kapitana. Tak na potwierdzenie swoich słów.
— Dobra, ale to jest ostatnie, co robię w tej sprawie. Potem się zmywam.
— Masz moje słowo.
— To na razie, James. Pamiętaj o pogadaniu z Martinezem!
— Żegnaj, Catia... — rzucił słabo, ale Catheriny już nie było.
*
Tym razem Bonnet darował sobie śpiewy. Nie było mu do śmiechu ponownie przemierzać te ulice, doskonale pamiętając, co zastali tam poprzednim razem. Catia również się nie odzywała, przez co zapanowała między nimi napięta i nieprzyjemna cisza. Nie dość, że sam fakt zmierzania w kierunku Krwawego Osiedla potęgował uczucie przygnębienia, to jeszcze wydarzenia z poprzedniego dnia skutecznie odbierały im chęci na rozmowę. Ani Catherina, ani Colin nie wiedzieli, co mogliby powiedzieć. Czuli, że to chwilowe, niby niewinne, zbliżenie i szczere wyznanie, wiele zmieniało w ich relacji. Nie byli już dwójką kumpli, którzy wszystko o sobie wiedzą, byli kobietą i mężczyzną, między którymi zawisła chmura niedomówień i nieodwzajemnione uczucie.
W tej sytuacji to Morgan pękła jako pierwsza.
— Colin, to, co stało się wczoraj...
Zamilkła mając nadzieję, że porucznik przejmie inicjatywę, ale on nie zamierzał się na razie odezwać. Patrzył na drogę przed sobą, coraz mocniej ściskając kierownicę. Wyraz jego twarzy nadal pozostawał niewzruszony.
— Nie opuszczę go — przestała owijać w bawełnę.
Te słowa z trudem przechodziły jej przez gardło. Nie chciała zranić Colina, ale musiał przecież wiedzieć, na czym stoi. Nie zareagował. Cały ból schował głęboko w sobie.
— Nigdy nie zapomniałam o tym, co nas kiedyś łączyło. To były piękne chwile i cudowne wspomnienia, nie chcę ich wyrzucić z pamięci. Tylko że przez te wszystkie lata nauczyłam się już żyć z myślą, że jesteśmy tylko dwójką kumpli, którzy świetnie się dogadują i myślałam, że właśnie to jest nasze przeznaczenie; że skoro nie wyszło nam, jako parze, to powinniśmy poprzestać na przyjaźni. Może, gdybym nie poznała Jacoba, to te emocje i uczucia byłyby inne. Może wtedy potrafiłabym sobie przypomnieć, jak to jest mieć cię koło siebie tak... fizycznie, jak mężczyznę.
Nadal milczał, choć wewnętrznie czuł się jak wulkan destrukcyjnej energii. Z trudem zachowywał spokój. Chciał wykrzyczeć całemu światu, że zbyt wielki ciężar zrzuca na jego barki, ale wiedział, że to nic nie zmieni. Musiał stanąć z problemami twarzą w twarz, zmienić swoje życie i podjąć zdecydowane działania. W gruncie rzeczy nie chciał niszczyć związku Morgan. Nie teraz, gdy jasno przedstawiła swoje uczucia. Zakończył się pewien etap jego życia, teraz trzeba było jeszcze uporządkować sprawę Forest Hill, a potem zacząć wszystko od nowa, inaczej.
— Rozumiem... — powiedział cicho, a Catherina poczuła, że do jej oczu zaczynają napływać łzy.
Nie chciała go tracić. Do tej pory był nieodłącznym elementem jej życia, czymś pewnym i zawsze obecnym. Teraz ta nić miała się zmienić, zniszczyć, rozerwać, a ona nienawidziła zmian.
Następne kilkadziesiąt jardów przejechali w ciszy. Bolesnej, ciążącej im na sercach, ale potrzebnej, by zebrać myśli. Potem Colin śmiałym ruchem skręcił w boczną uliczkę, a przed ich oczami ukazało się znienawidzone Forest Hill. Osiedle, które ponad dwa miesiące temu spłynęło krwią dziesięciu niewinnych ofiar — kobiet i mężczyzn, którzy zupełnie nieświadomi niebezpieczeństwa, wyszli do sklepów, prac, na spacer, po czym zostali porwani i brutalnie zamordowani za winy swoich bliskich. Osiedle, które przez cały ten czas było tylko pobocznym wątkiem, miało zmydlić oczy śledczym i stanowić ukrytą wiadomość dla władz państwa oraz hamować dalszą niesubordynację podwładnych.
Było tak samo ciche i puste, jak kiedyś. Może gdzieniegdzie urosło tylko więcej roślin, wiatr pozrzucał na ziemię więcej gałązek z drzew, a zaniedbane, zszarzałe elewacje wyglądały na jeszcze starsze, niż były w rzeczywistości.
Porucznik zaparkował samochód pod domem, który mieli sprawdzać. Przez dłuższą chwilę ani on, ani Catherina nie otwierali drzwi. Czuli, że nie powiedzieli sobie jeszcze wszystkiego i że nie mogą w ten sposób zakończyć rozmowy. Ponownie to Catherina zabrała głos.
— Przepraszam. Dopiero teraz widzę, jak wiele w tym wszystkim jest mojej winy. Dopiero teraz widzę, jak bardzo cię krzywdziłam. Nie chciałam tego, nie wiedziałam...
Zatrzymała się, czując, że jeśli powie choć słowo więcej, to rozpłacze się jak dziecko. To nie był dobry czas i miejsce na tego typu sceny. Uparcie wpatrywała się w dach samochodu, mając nadzieję, że w ten sposób zahamuje jakoś łzy zbierające jej się w kącikach oczu. Colinowi również było ciężko, lecz mimo wszystko nie chciał się od niej definitywnie odcinać.
— Nie płacz, Cati — poprosił delikatnie. Jego głos wyrażał gamę różnorodnych emocji — smutek, żal, cierpienie i niepewność.
— Kiedy to wszystko jest takie... trudne — powiedziała, śmiejąc się przez łzy. Choć przeprowadzali jedną z najcięższych rozmów w życiu, nadal czuła się w towarzystwie Colina ciepło i serdecznie. Jak z przyjacielem. — Gdybym wiedziała o tym, co do mnie czujesz, to nie zaciągałabym cię do salonu sukien ślubnych, nie opowiadałabym ci o moim związku, o tym, co robiłam z Jacobem, gdzie z nim byłam... Nie ubierałabym krótkich sukienek, wychodząc z tobą do klubów, częściej inicjowałabym wypady w grupie, zamiast sam na sam... Uważałabym na to, co robię i mówię...
— Było dobrze tak, jak było, Catii. Nie zadręczaj się tym.
— Jak mam się nie zadręczać, skoro wszystko się teraz posypało!
Westchnął głośno, po czym po raz pierwszy tego dnia odważył się spojrzeć na przyjaciółkę. Uśmiechnął się delikatnie pod nosem, po czym złapał ją za dłoń. Poczuł, że ten dotyk zelektryzował całe jej ciało. W pierwszej chwili nie wiedziała, czy powinna odsunąć rękę, czy zostawić. Ostatecznie nie poruszyła się i jedynie spojrzała na Colina. A on przemówił:
— Nie wiem, jak teraz będzie — na pewno inaczej — ale nie chcę się od ciebie odcinać. Cholera jasna, Cathrina, przeżyliśmy razem siedem pięknych lat. W jednej sprawie nie byłem z tobą szczery, to fakt, ale cała reszta była skurwysyńsko prawdziwa. Nasze wyjścia, nasze żarty, nasze noce spędzone na wypisywaniu papierów w departamencie. Bez względu na to, jak wielkim błaznem czasem byłem, ty ciągle przy mnie trwałaś. Mogłem ci się zwierzyć, mogłem na tobie polegać, wiele mnie nauczyłaś i... nie chcę tego stracić przez własną głupotę.
Nie potrafiła powstrzymać łez. Nie spodziewała się usłyszeć od Colina takich słów. Nie spodziewała się, że aż tak ją doceniał.
— Obojgu nam będzie trudno dostosować się do nowej sytuacji, ale myślę, że wspólnymi siłami, jakoś sobie poradzimy — kontynuował. — Wiem, na czym stoję, ty znasz całą prawdę, więc nie będzie niedomówień. Zmienimy trochę zasady, wprowadzimy poprawki i... damy radę.
— To znaczy, że, zaczynamy od nowa? — zapytała, a Bonnet bardzo szeroko się do niej uśmiechnął.
— Jeśli tylko chcesz...
Objęła mocno przyjaciela, będąc niesamowicie wdzięczną, że ma w sobie dość siły, by tak postawić sprawę. I nagle poczuła, że wszystko zaczyna powracać na właściwe tory. Niebywale łatwo udało jej się zrezygnować ze śledztwa, Colin pogodził się z odrzuceniem, a Jacob przystał na propozycje wyjazdu. Powoli naprawiała to, co zepsuło się przez ostatnie miesiące, a to tchnęło w nią nowe siły i nadzieję.
— Weźmy się w końcu do roboty, bo spóźnisz się na ten wyjazd — powiedział.
Uśmiechnęli się do siebie jeszcze raz, przerwali uścisk i wyszli z radiowozu. Rozejrzeli się po okolicy, po czym powoli skierowali kroki pod dom z numerem sześć.
— Colin, jedź z nami. Wiem, że w obecnej sytuacji ta propozycja może być... nie na miejscu, ale życie jest najważniejsze. Ogarniemy to jakoś.
— Pomyślę nad tym.
Dalszą rozmowę przerwał telefon Catheriny. Spojrzała na ekran, po czym odebrała.
— No hej, dojechaliście już? — zapytał Cooper.
— Tak, stoimy przed szóstką, a co tam?
— Pamiętasz, jak kiedyś zapytałaś mnie, czy kocham żonę?
Mężczyzna zamilkł, a Catherina od razu nabrała dziwnych przeczuć. Kapitan był przestraszony, poważny i... nieswój.
— Bardzo ją kocham. I ją, i nasze dzieci. Są dla mnie najważniejsi i zrobiłbym wszystko, żeby byli szczęśliwi. To ja, Catia. To ja powiadomiłem media, to ja was wydałem, to ja Ich poinformowałem, że dołączyliście do sprawy. Wiem, że wiesz o wiele więcej, niż mi mówiłaś, wiem, że Colin zna jakieś fakty i je zataja. Zrezygnowałaś, Bonnet nie, ale zagrożeniem jesteście oboje. Obiecali mi azyl. Obiecali, że pozwolą mojej rodzinie żyć, że ich oszczędzą, zapewnią dobre warunki, jeśli będę współpracował. To dla nich szansa, oni nic nie zawinili... Obiecali, że zabiją was szybko i bezboleśnie. Przepraszam... Ja tak strasznie was przepraszam! Nie miałem wyjścia!
Płakał. Lał łzy strumieniami, zarówno żałując, jak i nie żałując, swoich czynów. Catherina nie słyszała już nic więcej. Poczuła, że robi jej się gorąco, bo w jednej chwili zrozumiała, że przyjazd na Forest Hill wcale nie miał na celu zebrania śladów. To była pułapka, w którą celowo wpakował ją Cooper. Mężczyzna, którego uważała za wartościowego i godnego zaufania, za wzór do naśladowania. Wystawił ich, oszukał, grał dobrego kumpla, a w rzeczywistości to on był zdrajcą. Przez moment patrzyła na Colina z przerażeniem i choć nie wypowiedziała ani słowa, mężczyzna zrozumiał wszystko — muszą uciekać.
I wtedy do ich uszu dobiegł charakterystyczny dźwięk ośmiu-cylindrowego silnika. Pojemność 6,2 litra, moc 580 koni mechanicznych, cztery końcówki układu wydechowego, zespolone lampy tylne, pięć gwiazdek z zakresu bezpieczeństwa — diabeł wśród aut amerykańskiej motoryzacji, potwór na czterech kołach — Chevrolet Camaro.
Nie mieli czasu, by dobiec do radiowozu. Colin nie zdążyłby usiąść na miejscu kierowcy i odpalić silnika. Auto przeciwnika osiągnęło już zbyt dużą prędkość. Nawet jego ukochany, podrasowany Dodge nie miałby szans w tym wyścigu, a co dopiero policyjny radiowóz. Nie spełniał wymagań i nie dorównywał przeciwnikowi. Mogli jedynie schować się za nim, wyciągnąć broń i modlić, by ich doświadczenie i celność wystarczyły do przeżycia. Nie byli na to przygotowani, nie mieli dodatkowych magazynków i kamizelki kuloodpornej. A pasażerowie Camaro bardzo szybko dali pokaz swoich prawdziwych zamiarów.
Z piskiem opon stanęli po przeciwnej stronie drogi, po czym trójka mężczyzn pewnie udała się w kierunku radiowozu, za którym kryli się śledczy. Mimo iż policjanci byli uzbrojeni, wrogowie nic sobie z tego faktu nie robili. W rękach ściskali pistolety maszynowe, przy których policyjne Glocki wypadały bardzo słabo. Morgan i Bonnet spojrzeli na siebie i kiwnęli głowami. Nie potrzebowali słów, by rozumieć, co muszą zrobić. Pewnie powstali z pozycji siedzącej i starając się zachować spokój, oddali po dwa strzały w kierunku bandytów. Nie mieli wątpliwości, iż celem morderców jest definitywna i ostateczna eliminacja zagrożenia. Jedyne, co porucznicy mogli teraz zrobić, to z całych sił starać się przeżyć.
Radiowóz z każdą chwilą przyjmował na siebie coraz więcej pocisków. Na ziemi leżało już kilka pustych magazynków i wydawało się, iż przestępcy mają nieskończony zapas amunicji, natomiast ilość kul posiadanych przez śledczych z każdą chwilą drastycznie się zmniejszała. Mieli wrażenie, że oprawcy w ogóle się ich nie obawiają. Zamiast siedzieć w samochodzie i uważać na latające pociski, stali na środku ulicy i z wielką pewnością siebie ładowali kolejne kule w radiowóz, przekonani o swojej przewadze.
Colin, który w takich sytuacjach jak nikt, potrafił zachować zimną krew, wskazał Catii, by starała się niepostrzeżenie odsunąć od auta i ukryć za pobliskim domem. Gdy kolejna seria naboi uderzyła w maskę samochodu, powodując, iż uniósł się z niego ciemny, wręcz czarny, dym Bonnet zdecydowanie rozkazał partnerce biec. Ogromny huk i wysoka ściana ognia na chwilę przyciągnęły uwagę przestępców, dzięki czemu nie zauważyli uciekających poruczników. Trzaskanie iskier i kolejny wybuch zmroziły Catherinę, ale nie przestała biec. Strach przed zostaniem dogonioną wzmagał jej siły i adrenalinę, dzięki czemu bardzo szybko znalazła się przy ścianie budynku. Przylgnęła do niej, starając się unormować oddech, a Colin odważnie wychylił się, by ocenić ich położenie. On zachowywał zimną krew, ona była coraz bardziej przerażona.
— Dlaczego tego nie przewidzieliśmy, Colin?! Dlaczego tego, kurwa, nie przewidzieliśmy?! Czemu ja mu tak ufałam!? — pytała spanikowana Catia.
— Ej, popatrz na mnie... — powiedział kojącym głosem i wymusił spojrzenie prosto w oczy. Biła z nich pewność siebie, determinacja i silna wola walki. — Poradzimy sobie. Jesteśmy, kurwa, C&C, poradzimy sobie!
Uwierzyła i w tym momencie dziękowała Bogu, że nie jest tu sama. Choć była doświadczoną policjantką, w takich sytuacjach często ogarniała ją panika. Chciała walczyć, ale nie potrafiła realnie ocenić zagrożenia. Strach pętał jej ciało, blokował logiczne myślenie i wtedy to Colin ratował ją z opresji. Brał na siebie odpowiedzialność, przejmował kontrolę, a Catherina po prostu wykonywała jego polecenia. Był nie tylko partnerem, ale i dowódcą.
— Idą tu — szepnęła, po czym jeszcze bardziej zbladła.
— Wiesz, co robić — stwierdził szybko.
Policzył do dwóch, zacisnął zęby, po czym pewnie wychylił się zza budynku i spojrzał na jednego z mężczyzn. Obrał go za cel, strzelił i momentalnie powrócił do poprzedniej pozycji. Choć cały manewr zajął mu zaledwie kilka sekund, w ostatniej chwili zdążył uciec przed serią strzałów, która wyryła wyżłobienia w starym budynku. Dopiero po chwili, gdy wychylił się ponownie, zobaczył, że zdołał go wyeliminować. Poczuł ulgę.
Dwa na dwa.
Catia, podobnie jak Colin starała się wyłączyć uczucia i wymierzyła w drugiego z mężczyzn, jednak cel poruszył się i trafiła jedynie w osłonięte ramię. Zaklęła pod nosem i ponowiła próbę. Pudło.
Przestępcy zaczęli coraz pewniej przesuwać się w kierunku śledczych, stale bombardując odrapane mury seriami strzałów. C&C ponownie stracili możliwość na kontratak. Trzymając broń w gotowości, pobiegli w drugą stronę, chcąc zmienić swoją pozycję i obejść bandytów od tyłu.
Nieoczekiwanie jeden z Japończyków stanął wprost przed Catheriną. Strzeliła w tors mężczyzny i mimo iż miał na sobie kamizelkę kuloodporną, siła uderzenia zwaliła go z nóg. Morgan oddała kolejny strzał, ale ku jej rozpaczy, magazynek był już pusty. Z trudem nie poddała się panice i doskoczyła do podnoszącego się mężczyzny. Mocnym kopnięciem z buta w twarz znowu powaliła go na ziemię, po czym sięgnęła po broń, którą upuścił podczas upadku. Nie zamierzał jej na to pozwolić. Złapał ją za nogawkę spodni i mocnym ruchem przeciągnął na siebie.
Choć nie zdążyła chwycić pistoletu, starała się jak najlepiej wykorzystać swoją pozycję. Okładała leżącego mężczyznę pięściami po głowie, starając się trafiać w takie miejsca, by jak najszybciej go zamroczyć. I choć udało jej się zadać kilka mocnych uderzeń, już po chwili to ona znalazła się na dole, a łapska Japończyka lub Koreańczyka — nigdy ich nie rozróżniała — zablokowały jej szanse na jakikolwiek kontratak. Patrzyła w skośne oczy swojego oprawcy, zastanawiając się, jak wiele ciosów będzie w stanie wytrzymać. Analizowała w głowie setki obejrzanych walk MMA, chcąc znaleźć sposób, na zmianę swojej pozycji na korzystniejszą. Wyrywała się, starała zepchnąć z siebie mężczyznę i chronić głowę, ale nie była w stanie. Blokował każdy jej ruch, trzymał kurczowo za nadgarstki i nie pozwalał się uwolnić. A potem zadał pewny, szybki cios z pięści w twarz. Poczuła niewyobrażalny ból i szczęk kości policzkowych. Oczy zaszły jej łzami i przez moment miała wrażenie, że odpływa. Była pewna, że już się nie uwolni, jednak nim Azjata zdołał uderzyć ją ponownie, runął z impetem na ziemię. To Colin przy użyciu uchwytu broni, zdołał jednym precyzyjnym ruchem pozbawić go życia.
— Nic ci nie jest? — przestraszył się, podnosząc zamroczoną Catherinę z ziemi.
Już po chwili zaczęła kojarzyć, co się z nią dzieje, a szok po uderzeniu stopniowo mijał.
— Nie żyje? — zapytała, patrząc na leżącego przeciwnika.
Z jego głowy leciała stróżka krwi, a ciało nie poruszało się.
— Nie żyje.
— A ten trzeci?
— Spieprzył. Musimy się dobrze rozejrzeć, bo gdzieś tu musi być.
Nadal zachowywał zimną krew, a Morgan nie przestawała się bać. Mimo iż ich sytuacja nie wyglądała źle, wydarzenie sprzed kilku chwil uświadomiło jej, że ci ludzie naprawdę pragnęli i pragną ich śmierci, że są zdolni do wszystkiego i nie mają zahamowań. Do tej pory zagrożenie wynikające ze sprawy Forest Hill było tylko wytworem wyobraźni, podszytym słowami nieznajomego człowieka i własnymi lękami, a teraz stało się realną prawdą.
Mimo wszystko starała się jakoś uspokoić i wyciszyć. W grze nadal pozostał jeden przeciwnik, który mimo mniejszości liczebnej miał realną szansę na wygraną. Podniosła z ziemi pistolet maszynowy, po czym ostrożnie wyjrzała zza muru. Czysto, żadnych ludzi. Colin, który patrolował drugą stronę budynku, również nie dostrzegł zagrożenia. I to ich zaniepokoiło, bo skoro Camaro nie odjechało z osiedla, to trzeci Azjata nadal przebywał na tym terenie.
Bardzo uważnie rozglądali się dookoła siebie, reagując na każdy ruch i każdy świst. Nie było to proste, skoro otaczał ich gęsty las i łono przyrody. Gałęzie pękały pod naciskiem małych zwierząt, wiatr poruszał liśćmi, a ptaki trzepotały skrzydłami. To wszystko wprowadzało poruczników w błąd, kierując ich uwagę na miejsca, w których nie czyhało niebezpieczeństwo.
I to właśnie jedna z takich trzaskających gałązek była przyczyną braku ostrożności C&C. Oboje, jak na zawołanie, skierowali spojrzenia przed siebie, nie zauważając, że ostatni żywy przeciwnik mierzy do Catheriny z innego miejsca. Colin w ostatniej chwili odwrócił głowę i zorientował się w sytuacji. Na reakcję miał zaledwie ułamki sekundy, więc zrobił to, co podpowiedziało mu serce — rzucił się w tor lotu pocisku. Zdążył jeszcze oddać szybki, nieprecyzyjny strzał, który nie dosięgnął napastnika.
Dopiero wtedy Catherina dostrzegła, co dzieje się koło niej. Strzeliła kilkanaście razy do Azjaty, po czym, dobiegła do Colina. Leżał na ziemi.
W pierwszej chwili zupełnie nie wiedziała, co się dzieje. Patrzyła, jak mężczyzna usilnie stara się podnieść do pozycji siedzącej, ale każdy ruch wywołuje grymas bólu na jego twarzy. Gdy przeniosła wzrok na brzuch, zrozumiała, co było tego przyczyną. Krwawił.
Runęła na kolana, po czym — nie mając gaz ani bandaży — pośpiesznie ściągnęła z siebie koszulkę. Przyłożyła ją do rany przyjaciela i zaczęła szukać telefonu w kieszeni.
Rozmowa z dyspozytorką była szybka i rzeczowa. Przez cały ten czas mocno uciskała materiał i obserwowała przyjaciela. Widziała, że stawał się coraz bledszy, jego wzrok coraz bardziej mglisty i rozbiegany. Gdy tylko skończyła rozmowę, rzuciła telefon na ziemię i zaczęła robić wszystko, co w jej mocy, by utrzymać go w świadomości aż do przyjazdu karetki.
— Colin, ej, nie usypiaj — prosiła błagalnym tonem, po czym poklepała go lekko po policzku. — Rozmawiaj ze mną, słyszysz? Słyszysz, Colin? Ej, facet, gadaj do mnie!
— Yhm — mruknął tylko.
— Opowiedz mi coś, dobra? Powiedz mi o tej dziewczynie, którą poznałeś.
— Jest ładna — powiedział, na moment powracając do świadomości. Oparł głowę o ścianę budynku i starał się patrzeć na Catherinę. — Ale nie ładniejsza od ciebie — przyznał.
Choć słabł z każdą chwilą, na jego usta znów zawitał uśmiech. Catia nie potrafiła powstrzymać łez. Starała się uśmiechać, robić dobrą minę do złej gry i choć uparcie wierzyła, że uda się go uratować, przemoczona koszulka nie pozostawiała złudzeń. Zegar tykał.
— Jak się poznaliście? — dopytywała. Chciała, by Bonnet do niej mówił, by zajął czymś myśli i nie zamykał oczu.
— W barze. Przyszedłem się schlać, a zostałem bohaterem. Ja to mam fart w życiu... — rzucił beztrosko.
Catherina zaniosła się głośnym szlochem, który bardzo szybko opanowała i zdusiła w sobie. Mówienie o farcie w tej sytuacji było, co najmniej, niedomówieniem.
— Pewnie, że masz fart. Jesteś Bonnet-Pieprzony-Farciarz. Martinez tak na ciebie mówi, wiesz?
— Wiem... — wyszeptał, po czym oblizał usta. — Martinez-Pieprzony-Dureń. Przekaż mu, że ja tak na niego mówię.
Zaśmiała się.
— Sam mu to przekażesz, Colin.
Bardzo chciała w to wierzyć.
— Nie martw się, Catia, wszystko będzie dobrze... Tylko musisz stąd wyjechać. Odejść na zawsze, bo nie dadzą ci spokoju. Forest Hill mnie pokonało, Cat, ale ty musisz się trzymać. Musisz być silna, waleczna. Wiem, że sobie poradzisz. Zawsze byłaś babą z jajami.
— Razem sobie poradzimy! — prawie krzyknęła.
Próbował się zaśmiać, jednak od razu tego pożałował. Nawet niewielki skurcz mięśni brzucha wywoływał ogromny ból.
— Ja już chyba nie dam rady... — wyszeptał, po czym przymknął na moment oczy.
Catherina zaczęła wpadać w szał. Nie wiedziała, co robić, jak mu ulżyć i jak mogłaby pomóc. Patrzyła, jak Colin powoli traci świadomość, jak robi się coraz słabszy i nie potrafiła zachować spokoju.
— Błagam cię, otwórz oczy. Bonnet, kurwa, otwórz oczy!
Chciała płakać, wrzeszczeć, rozpędzić się i walnąć głową w ścianę; zrobić cokolwiek, byle nie musieć patrzeć na umierającego przyjaciela. Czuła, że ogarnia ją czarna rozpacz, cierpienie, jakiego jeszcze nigdy nie przeżyła. Na Boga, przecież to był Colin, jej Colin, i umierał!
— Nie przejmuj się Catii, najwidoczniej tak musiało być. Poradzisz sobie beze mnie...
— Colin, cholera, co ty w ogóle gadasz! — uniosła głos. — Jakie bez ciebie? Musisz dać radę, rozumiesz? Wytrzymaj! Zaraz przyjedzie karetka, uratują cię! Bądź silny!
— Ty bądź silna — poprosił. — Co by się nie stało bądź silna. Przetrwaj za wszelką cenę...
Spuściła głowę i nie hamowała już łez. Nie potrafiła spełnić prośby partnera — nie potrafiła być silna.
— Błagam cię, Colin... nie zostawiaj mnie. Nie teraz, nie tak!
Zakaszlał, wrzasnął z bólu, po czym mocno zacisnął zęby. Catherina bezsilnie patrzyła na tę nierówną walkę, wiedząc, że nie może nic zrobić. Tak strasznie chciała wziąć choć część tego cierpienia na siebie. Ciągle miała świadomość, że Bonnet był w stanie oddać za nią życie, że gdyby nie ten zdecydowany ruch, to ona leżałaby teraz na ziemi i prowadziła brutalny pościg z czasem.
Bez przerwy nerwowo spoglądała na ulicę, oczekując przyjazdu karetki. Była świadoma, że Colin nie wytrzyma długo, że z każdą chwilą oddycha coraz ciężej. Starał się z całych sił, by nie usnąć, a mimo to kilkukrotnie o mały włos nie stracił przytomności. Dyszał ciężko, a jego usta wysychały z braku płynów. Słabł puls, bladło ciało, tracił krew i siły.
W pewnym momencie puls kobiety gwałtownie przyspieszył. Usłyszała dźwięk silnika i była przekonana, że wreszcie doczekali się przyjazdu pogotowia. To tchnęło w nią nową nadzieję i wręcz szaleńczą euforię. Wychyliła głowę zza drzewa i... zamarła. Poczuła, że życie gra z nią w pokera i samo tasuje karty. W jednej chwili z radości przeszła w stan obłąkania, paniki, furii. Z samochodu, który nadjechał, nie wyszli pielęgniarze, a dwóch uzbrojonych po zęby mężczyzn. Mówili głośno w niezrozumiałym dla kobiety języku i nie było wątpliwości, że są to ludzie należący do tej samej grupy, co zabici bandyci.
— Nie... nie... nie — szepnęła zrozpaczona, po czym mocno przycisnęła dłoń do ust.
Ogarnął ją szał. Wiedziała, że sama z nimi nie wygra. Jedyna osoba, która mogłaby w tym pomóc, właśnie traciła przytomność.
To był jej koniec. Zrozumiała, że nigdy nie wróci do Jacoba, że znowu nie wypełni obietnicy, nigdy go nie przytuli i nie powie, jak bardzo go kocha. Nigdy nie usłyszy też śmiechu Colina i jego świńskich dowcipów.
— Uciekaj... — szepnął ostatkiem sił. — Uciekaj, Catia...
— Nie zostawię cię...
Łzy zamazywały obraz przed jej oczami. Tak bardzo się bała, tak bardzo chciała to wszystko przerwać.
— Zrobiłem to, byś ty mogła żyć. Nie zmarnuj tego. Uciekaj...
Po czym tak po prostu zamknął oczy.
— Nie, nie... nie... — szeptała, i uderzając w policzek, starała się go obudzić. Nie wierzyła w to, co się działo, jakby całe to wydarzenie było tylko koszmarnym snem. — Nie rób mi tego! Nie teraz... Błagam! Colin!
Schyliła się nad ciałem przyjaciela, zapominając na chwilę o całym świecie. Lała w niego łzy, ściskała mocno za bluzkę, nie dopuszczając do siebie myśli, że właśnie go straciła. Oprzytomniała dopiero wtedy, gdy usłyszała głosy zbliżających się mężczyzn.
Chęć przetrwania zmusiła ją do wstania z ziemi. W pośpiechu chwyciła karabin i skierowała się do pobliskiego lasu. Biegła ile sił w nogach, cały czas zerkając za siebie. Nie wiedziała, co robi, dokąd biegnie, gdzie dotrze, jednak w tamtym momencie chciała ich po prostu zgubić. Potykała się o wystające patyki i nierówności podłoża, raniła skórę o ostre gałęzie i kolce leśnych roślin, jednak to jej nie zatrzymywało. Słyszała za sobą nieznane głosy, wiedziała, że nie jest tu sama, jednak cały czas naiwnie wierzyła, że uda jej się uciec. Strach i adrenalina zmuszały ją do większej szybkości, większej zwinności przy pokonywaniu przeszkód. Wciąż miała przed oczami obraz umierającego Colina i uśmiechniętego Jacoba wyznającego miłość każdego dnia. Czuła, że musi przeżyć właśnie dla nich. Powiedzieć światu o bohaterstwie Bonneta i wrócić do mężczyzny, którego kochała. Te cele dodawały jej motywacji do walki. I choć ogromnie się bała, chciała zawalczyć.
Stanęła za szerokim drzewem, odwróciła się i wpakowała serię kul w goniących ją oprawców. Najwidoczniej nie spodziewali się ataku, bo jeden z nich padł na ziemię niczym kłoda. Teraz musiała pozbyć się tylko jednego przeciwnika. Znalazła doskonałe miejsce do oddania strzału i choć cel sprawnie manewrował między drzewami, czuła, że uda jej się go trafić. Wymierzyła, wstrzymała oddech, nacisnęła na spust i... ponownie straciła nadzieję — ponownie jej magazynek okazał się pusty. Nie czekając ani chwili, rzuciła się przed siebie w szaleńczym pędzie. Znowu nie wiedziała, gdzie biegnie, po co i czy ucieczka ma jakikolwiek sens, ale w tym momencie nie mogła zrobić nic więcej.
Wiedziała, że bandyta jest coraz bliżej. Kule, które do tej pory ją omijały, teraz stawały się coraz celniejsze. W końcu poczuła nagły dreszcz, który zaczął stopniowo rozchodzić się po całym jej ciele. Straciła władzę w nogach i upadła na ziemię.
Była jak w amoku, nie wiedziała, co się dzieje, nie potrafiła wstać, a każdy nawet najmniejszy ruch sprawiał wrażenie, jakby ktoś rozrywał ją od środka. Chciała się jeszcze jakoś bronić, wyciągała ręce przed siebie, by zaprzeć się o pień, oddalić choć o pół jarda od nadbiegającego mężczyzny, ale bez skutku. Słyszała w głowie głośny odgłos swojego bijącego serca, słyszała zdania wypowiadane przez różne osoby, ale nie potrafiła ich rozpoznać. Ktoś zwracał się do niej córeczko, ktoś inny kochanie, gdzieś w oddali roznosił się echem śmiech Colina, ale Catherina nie potrafiła pozbierać swoich myśli i ułożyć ich w jakąś logiczną całość. Czuła jakby dryfowała, gdzieś między świadomością i snem.
Nie widziała twarzy swojego oprawcy, nie wiedziała, że schylił się nad nią i cynicznie uśmiechnął. Nie słyszała odgłosu odpinanego paska do spodni i obietnicy, że weźmie, co mu się należy. Nie czuła dotyku jego dłoni ani nieświeżego oddechu, gdy zbliżył do niej usta.
Nie była także w stanie dostrzec, jak zaraz za nim pojawił się inny mężczyzna. O wiele bardziej postawny, umięśniony i z pewnością niepochodzący z Azji. Nie słyszała krzyku oprawcy, gdy brodacz z niezwykłą precyzją i siłą podciął mu gardło, a zwłoki odrzucił na bok.
Nie mogła też zaoponować, gdy chwycił jej bezwładne ciało na ręce i zaniósł w głąb lasu.
PROSZĘ, ŻEBY KAŻDY KTO CZYTAŁ NAPISAŁ MI O TYM W KOMENTARZU.
Chyba nie proszę o wiele;)
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
ZAGŁOSUJ W SONDZIE PO LEWEJ!
Dziękuję wszystkim, którzy wytrwali! Następny rozdział będzie krótszy pewnie o połowę. A pojawi się najprawdopodobniej dopiero wtedy, gdy napiszę już 10 rozdziałów II części. Chcę mieć zapas. Ale spokojnie, szybko mi to idzie;)
PROSZĘ, ŻEBY KAŻDY KTO CZYTAŁ NAPISAŁ MI O TYM W KOMENTARZU.
Chyba nie proszę o wiele;)
JA TUTAJ
OdpowiedzUsuńNie rozumiem, co jest złego w ciuchach Colina. No halo, to ciuchy Colina.
UsuńJa Cię przepraszam, ale kurwa jego mać co to ma być. Jeżeli on nie przeżyje to się policzymy. Rozumiem, że to koniec części, wielkie bum i te sprawy, ale następnym razem proszę o mniejsze wielkie bum, bo na to nie byłam psychicznie gotowa.
Co. Za. Skurwiel. Żeby jednak ci tą żonę zabili, cioto jedna. Albo nie, kobietka Bogu ducha winna, jego powiesić za kciuki i niech sobie wisi niczym amerykańska flaga, tak dumnie i dostojnie... albo nie, on tak nie umie. No Chryste Panie co za pieprzony kutas djashdasj
"w dalszych rozdziałach nie braknie emocji"
....
...
..
.
AHA. <(kropka nienawiści) JESZCZE WIĘCEJ?:) Tak btw szkoda, że nie ma jakiejś większej czcionki, bo wydaje mi się, iż nie odczujesz mojego krzyku tak jak powinnaś.Bo ja teraz krzyczę. Głośno.
NIECH CIĘ RĘKA BOSKA BRONI PRZED KOŃCEM TEGO BLOGA I TYLE MAM DO POWIEDZENIA.
L x
Podczas czytania i pisania tego względnie krótkiego komentarza ubiegło mnie tyle osób. Jednak dobrze, że sobie zajęłam, pierwszy raz w życiu jestem tutaj pierwsza.
UsuńDuma mnie rozpiera
Wariatka, hahahahaha! Słyszę ten krzyk słyszę, aż mi bębenki popękały ;D
UsuńAle odpowiedz bejbe na pytanie, czy masz ochotę czytać dalej;>
Dziękuję za komentarz! ;*
Mój Ty rudzielcu no oczywiście, że chcę! Jak się dowiem, czy mam krzyczeć z nienawiści czy ze szczęścia? :D
UsuńZawsze ze szczęścia! :D
UsuńDLACZEGO?? DLACZEGO?? DLACZEGO ZABIŁAŚ MI MOJEGO MĘŻA I KOCHANKÓW?! DLACZEGO AZJACI ZAWSZE GRAJĄ TYCH ZŁYCH I GINĄ? DLACZEGO MNIE TAK BARDZO ZRANIŁAŚ? T.T TO JEST NIE FAIR, TO JEST DYSKRYMINACJA!!! JA CHCE Z POWROTEM MOJEGO MĘŻA I KOCHANKÓW! JA ICH ZMIENIĘ NA DOBRYCH CHŁOPCÓW TYLKO ZWRÓĆ IM ICH!!! No jak tak można. Nie, nie zgadzam się. Zawsze giną Azjaci, zawsze moi mężowie i kochankowie muszą giną i grać tych złych... dlaczego mi to robisz? :( Utrudniasz mi życie. Jak mi pozabijasz wszystkich Azjatów to za kogo ja wyjdę? Gdzie znajdę kochanka? Do kogo będę wzdychać? Zraniłaś moje serce... :( jest mi teraz smutno...
OdpowiedzUsuń"Złymi" u mnie nie będą tylko Azjaci;) Poza tym jest ich na świecie tyle, że na pewno gdzieś znajdziesz odpowiedniego dla siebie xD
UsuńNa świecie jest ich tyle, że bym miała problem z wybraniem jednego, dlatego potrzebuje kochanków XDDD TO ZAKLEPUJĘ TYCH DOBRYCH, ŻYJĄCYCH (PRZYSTOJNYCH) AZJATÓW!!! ONI JUŻ SĄ MOI *-* Tylko mi ich nie zabija,j proszę Cię. Zostaw mi chociaż tego jednego T.T Nie chce płakać :(
UsuńPS. Biorę się za normalne komentarze. Bój się (groźna muzyczka w tle) :D
A żebyś wiedziała, że się boję ;D
Usuń"No co? Może się stęsknił z dawnymi widokami?" - nie powinno być "za"?
UsuńWięcej nie wyłapałam, bo albo jestem kiepska i nie widzę błędów albo po prostu tak się wciągnęłam.
No ale dobra. Zacznę od początku.
Catia trochę znów zadziałała mi na nerwy. No proszę... jak można wrócić w środku nocy z ubraniem obcego faceta do swojego narzeczonego? Mogła pomyśleć chociaż trochę... cokolwiek. To stara kobieta, wydawałoby się, że jest raczej rozważna itp., a mimo wszystko wciąż sobie pozwala. Myślę, że jakby nawet wskoczyła by Colinowi do łóżka to by się pochwaliła tym Jake'owi. Niby go kocha, ale jakoś marnie to okazuje i na miejscu Jake'a to bym już dawno poszła won za drzwi! No jak tak można? Jake to chyba jakiś robot, bo tyle razy wybaczał jej wybryki, które naprawdę człowieka potrafią nieźle zranić, a on wciąż jej wybacza. Facet i wybaczenie? Chyba tylko, gdy nie kocha swojej kobiety. Naprawdę nie rozumiem do tej pory, jak ten związek mógł istnieć? Ich zasady są... dziwne, że nie zrozumiem ich. Ale jest jeden plus. Catia w końcu zostawi Jake'a! Dobra, trochę zostawi go z przymusu, ale jednak i to się liczy xD chłop niech se znajdzie fajną tancerkę, która naprawdę go pokocha i będzie okazywała tą miłość, a nie jeszcze na boku do innego romansowała. Platoniczna miłość to też jakaś miłość.
Ogólnie to mogłabym Ci dać medal, bo jak zaczęłam czytać o tym wyznaniu Coopera to mi naprawdę serce szybciej zabiło i dałaś mi takie emocje, że mogę powiedzieć kocham Cię za to!! (czy to nie brzmi trochę zbyt dwuznacznie??) To po prostu cudo!! I w końcu wydało się kto ich wrobił, ale z jednej strony nie winię Coopera. W kryzysie i z nożem na gardle każdy dba o siebie i swoją rodzinę. Niestety, ale taka jest prawda i myślę, że wielu by tak postąpiło, choć zapewne by były osoby, co by pomyślały o innych i nie dbały tylko o siebie i swoją rodzinę, ale to takich to ze świecą szukać.
Nie wiem, czy powinnam zwrócić Ci uwagę, bo jednak najpierw napisałaś, że idzie Japończyk, a potem że niby Catia nie wiedziała czy to jest jednak Koreańczyk czy Japończyk. Na początku bym zastąpiła słowem po prostu Azjata. Nie byłoby wątpliwości. Wtedy by było okay, jak jest, że nie rozpoznaje czy jest to faktycznie Japończyk czy Koreańczyk. Wiem, masło maślane, masło maślane... :( nie umiem inaczej T.T (plis, pokaż mi ich, to ja Ci powiem skąd oni są mrau!! ^^ bosz, zaraz wyjdzie moja zboczona strona... a wystarczyła wzmianka o Azjatach...)
Trochę zaskoczyła mnie szybka śmierć Colina. Ciut nie tak sobie wyobrażałam. Niby zginął bohatersko, bo w końcu uratował Catię, to wspaniałe i godne podziwu. W pewnym sensie to wzruszające, bo uratował życie osobie, którą kochał... Why??!! Ale z drugiej strony... tak dla mnie za zwykła śmierć. Rozumiesz, strzał, bang! I Colin nie żyje... czemu tak szybko? Azjata wpierdziel ode mnie dostanie. Oj, własna matka go nie pozna i nie będzie mógł usiąść przez miesiąc. Już ja go urządzę -.- Nie wiem, może po prostu lubię rozlew krwi i chciałabym trochę walki. Ale to ja. I nie do końca rozumiem albo nie jestem pewna, czy to jak zwrócił się Colin do Catii jest celowe? W sensie, powiedział do niej Kate. Może mi pamięć szwankuje (a szwankuje), ale nie przypominam sobie by zwracał się do niej tak... dlatego mnie to troszkę zdziwiło. No ale w takiej sytuacji, gdy człowiek umiera, mogło mu się wypsnąć.
I końcówka... *-* cudna!! Poza śmiercią mojego męża (-.- jesteś mi winna 5 przystojnych Azjatów), to domyślam się, że tym, co uratował Catię to... Dan? Tam da da dam!! Czy myślę dobrze? Czy mój mózg jeszcze działa dobrze?
No i w końcu przejdziemy do mojej ulubionej części obozowej. Nie żeby ta pierwsza część była kiepska. Nawet tak nie myśl!! No i poniekąd szkoda mi Colina :( no i będzie wciąż mnie ciekawiło, co z Jake'iem... :( ale... część obozowa to wisienka na torcie. Zjadłam tort, więc teraz czas na drugi deser^^ A będzie się działo, ja to wiem.
A teraz do Twojej części autorskiej. Rozumiem, że masz wątpliwość czy dalej publikować opowiadanie. Czytelników ubywa, no niestety tak jest... ;/ zwłaszcza teraz. Normalnie jakby kometa walnęła w ziemię i wszyscy się poukrywali. Taka cisza jak makiem zasiał. Ale!! Kochana, nie bój nic. Wrócą. Nadzieja umiera ostatnia. Poza tym, zapewne poza mną, jest wiele osób, które z ogromną przyjemnością i chęcią wpadają tutaj by czytać Twoją wspaniałą historię. Nie, ja się wcale nie podlizuję, ja mówię prawdę. Twój blog jest moim ulubionym i z ogromną niecierpliwością czekam na dalsze części. Czasem nawet sprawdzam czy nie opuściłam rozdziału, bo może blogger mi nie wyświetlił. I choćbym miała zostać jedną, jedyną czytelniczką, proszę, publikuj!! Naprawdę szkoda by było i blogosfera straciła by wspaniałą bloggerkę, na bardzo wysokim poziomie, z którego można brać tylko przykład. A dla mnie jesteś przykładem, bo jesteś niesamowita i to, jak piszesz jest godne podziwu. Wróże Ci świetlaną przyszłość, wróże Ci, że kiedyś wydasz książkę i będziesz miała wielu czytelników! Nie poddawaj się, proszę!! Są wzloty i upadki. Ma się wątpliwości, czy jest jakiś sens, skoro człowiek nie widzi progresu (nie w kwestii pisania), ale tylko wytrwali dostają nagrodę od życia. Ci, którzy się poddają, nic nie dostają. Moim mottem/powiedzeniem, jest nigdy się nie poddawać, choćby nie wiem co. Zawsze trzeba walczyć, bo pomimo wielkiego trudu, w końcu nam się uda, a gdy się uda to jest ogromna satysfakcja. Więc nie przestawaj! Masz wielu czytelników, zaszłaś już tak daleko. Nie przekreślaj od tak swojej ciężkiej pracy. Pracuj dalej, a zobaczysz, że kiedyś się uśmiechniesz i będziesz jeszcze bardziej zadowolona i powiesz "nie poddałam się, to mój sukces!".
UsuńTak, podobało mi się. Bardzo mi się podobało! Uwielbiam Twoje opowiadanie! I tak! Z ogromną chęcią oraz przyjemnością będę czytać do końca! Do ostatniego zdania, jakie napiszesz kończącego tą historię! Tylko pozwól mi być z Tobą, z Twoją historią do końca. Nie uciekaj nigdzie, bo blogosfera bez Ciebie to już nie będzie to samo :( Jesteś diamentem, który wciąż się szlifuje i kiedyś będzie pięknie lśnił, dając przykład takim jak ja. Zostań z nami. (bo jak nie to zacznę Ci grozić XD)
Wybacz, że tak chaotycznie. Moje myśli zawsze takie są chaotyczne. T.T
Czekam na ciąg dalszy i życzę mnóstwa weny oraz czasu!!
Pozdrawiam!! ^.^
A ja osobiście myślę, że powrót w koszuli innego faceta, to jeszcze nie koniec świata. Chociaż no... mogło wkurzyć xD I nie zgadzam się z tym, że Catherina na boku romansowała z Colinem. To Colin ją pocałował, nie ona jego. Odsunęła się, nie odwzajemniła, nie zdradziła. Nie nazwałabym tego romansowaniem, serio.
UsuńCieszę się, że rozumiesz Coopera. Może i jest podły, że wydał C&C, ale walczył o wyższe (jego zdaniem) dobro. Nie wszystko jest zawsze czarne albo białe.
Ten rozdział i tak już był długi, nie chciałam przeciągać śmierci Colina w nieskończoność. Ale wiem, że to nie jest wystarczające wytłumaczenie xD Cóż, może akcja w następnych rozdziałach będzie lepsza.
Jeju, omal się nie poryczałam, o przeczytaniu tego drugiego komentarza. I jak ja się mam poddać czytając takie słowa? Dałaś mi teraz ogromnego kopniaka w dupę! Serio. Bo nic mnie bardziej nie cieszy, jak świadomość, że te moje wypociny ktoś czyta z przyjemnością, i że na nie czeka. Nie poddam się, będę walczyć. I nawet jeśli kiedyś rzucę bloggera w cholerę to nie przestanę pisać i nie zostawię prawdziwych czytelników bez WiZ. Będę słać rozdziały chociażby przez maila :D
Kochana, ogromnie Ci dziękuję! ;**
Aaa... jeśli chodzi o tych Japońców czy Koreańczyków. Nazwałam ich najpierw Japończykami, bo tak to widział narrator. A potem to 'Japończyk czy Koreańczyk' było już pisane z punktu widzenia Catheriny, a ona nie była pewna narodowości. Stąd to określenie;)
No może i nie koniec, ale jednak gdy narzeczony dowiaduje się, że jego kobieta wróciła tak od swojego rywala to jednak boli i może człowiekowi puścić nerwy xD Wiem, ale jednak taka trochę miłość platoniczna i Catia nie była na końcu przekonana, bo jakby dalej coś czuła do Colina.
UsuńNo właśnie, dlatego nie miałabym do niego żalu czy nie czuła złości. Każdy chroni bliskich jak może :(
Oj tam, jakbyś dała ze dwadzieścia stron to nic by się nie stało! ^^
Nie płacz^^ właśnie o to mi chodziło! By podnieść Cię na duchu, dać Ci kopa i motywację! Naprawdę by było szkoda, gdybyś zniknęła :( Dlatego nie poddawaj się! Mogą i być przez maila albo nawet zwykłą pocztą, ja chcę zostać do koca, wspierać Cię i dawać Ci motywację byś ukończyła WiZ i choćbym była ostatnim czytelnikiem, ja zawsze będę!
Nie ma za co!! ^^ Fighting!!
A, rozumiem. Więc tamto po prostu już zignoruj xD A teraz wybacz, idę powzdychać do moich mężów i kochanków. Narobiłaś mi smaka. Muszę kimś nacieszyć moje oczy. :3
Haha idź naciesz, miej coś z życia:D
UsuńA no mogło zaboleć, stąd ta ironia w słowach Jacoba;D Ale zostawmy już temat miłości Catheriny. Ja to przedstawiłam tak jak chciaam, a teraz każdy czytelnik ma prawo odebrać to tak, jak chce.
I podniosłaś! <3
Podniosłaś tym rozdziałem poprzeczkę. Nie wiem, czy to tylko przypadkowe odczucie, czy jednak coś w tym jest, ale ten rozdział zdaje się wskoczyć trochę na wyższy poziom (bo język, bo styl... bo wszystko razem). Czytając go zdawało mi się, że mam przed sobą dobrą książkę. Odpowiedni poziom!
OdpowiedzUsuńNawet nie mam zamiaru się złościć, że kończysz w takim momencie, bo to częste zagranie ze strony wszystkich autorów. Zaczynam się do tego przyzwyczajać.
Poza tym, (znów) czytając o postrzeleniu i cierpieniu Colina czułam, jakby spadła mi temperatura ciała. W tej wersji ta śmierć (?) opisana jest lepiej, ciekawiej, bardziej emocjonalnie.
I pojawia się las, wybawiciel i zarys kolejnej części opowiadania na którą będę czekać (nie)cierpliwie. ;)
Natomiast w odniesieniu do notatki pod rozdziałem, ja mogę powiedzieć tylko: Wiele osób mówi, że pisze dla siebie, ale naprawdę pisze się dla ludzi i fajnie jest wiedzieć, czy ktoś czyta, co sądzi o danym rozdziale i w ogóle, ale można zaobserwować w blogosferze, i to nie tylko ostatnimi czasy, że ilość komentarzy spada.
Jak dla mnie, to czy będzie to blog, czy jakaś strona, czy będzie super szablon, czy zwykłe białe tło – to nie ma znaczenia. Bo na pewno będę z tobą tutaj długo, a może i do końca, albo jeszcze dłużej. Fakt, nie zawsze komentowałam, ale nigdy nie opuściłam Ciebie, ani tego opowiadania. Wykonujesz naprawdę dobrą robotę! Trzymaj tak dalej, pisz i bądź z nami, w jaki tylko chcesz sposób.
Bo jak dla mnie liczy się treść, a niekoniecznie sposób jej podania. :)
P.S.
Ja nie wiem, czy logiczny ten komentarz, ale chyba zrozumiesz mój pokrętny sposób myślenia.
P.S.2
Pozdrawiam Cię, moja Inspiracjo! :D
Wiem, że nawet jeśli nie komentowałaś, to zawsze przy mnie byłaś i chyba nawet nie wiesz jak bardzo jestem Ci za to wdzięczna. Nigdy nie oczekiwałaś moich komentarzy w zamian, a mimo to byłaś, komentowałaś, dawałaś o sobie znać. A taki czytelnik jest dla mnie najdroższy.Bo czyta dlatego, że lubi, a nie dlatego, że ja komentuję u niego.
UsuńW tamtej wersji za słabo opisałam ten rozdział. Zresztą tamta część była o niebo słabsza niż ta. Ciągle się uczę i myślę, że gdybym chciała za rok poprawić ten rozdział, to wyszedłby kompletnie inaczej i pewnie też lepiej.
Ogromnie ci dziękuję za te wszystkie słowa, bo - jak zwykle - niesamowicie podniosłaś mnie na duchu;) Aż chce się pisać, widząc takie komentarze;)
Dziękuję!
Zajmuje sobie :* :*
OdpowiedzUsuńWitam witam :) W końcu wróciłam, żeby przeczytać co u moich kochanych bohaterów :3
UsuńNOSZ KURWA! Tyle jestem w stanie z siebie wydusić, po przeczytaniu. Czułam, że coś się stanie, gdy tak Cooper wysłał ich na ostatni zwiad do krwawego osiedla, no ale żeby znowu zabijać mi Colina?! To jest dopiero sadyzm z Twojej strony kochana ;-; Już raz mi do odebrałaś, później oddałaś i teraz znowu zabrałaś ;-; Colin pieprzony farciarz się .... wyfarcił :c To mnie boli i to bardzo :c Dlaczego spośród tylu bohaterów, to akurat Colin miał umrzeć i to jak pies? :c zabity przez jakiś Azjatów. Kurczę! Nie zgadzam się! Proszę mi go natychmiast ożywić, bo będzie źle :P
Poza tym to w życiu bym się nie spodziewała, że zdrajcą może być James. Byłam przekonana, że to ten głupi Martinez, a tu się okazuje inaczej... No w tej kwestii to mnie zaskoczyłaś strasznie! I w sumie jestem w stanie zrozumieć, że tak postępował jako człowiek, ale nie jako policjant. Wydawało mi się, że jako człowiek, który zobowiązał się zapewnić bezpieczeństwo innym będzie to robił, a nie tak łatwo dał się złamać. No ale cóż :c
Wygląda na to, że Catia nie wróci do Jacoba i wiesz, wcale się nie smucę z tego powodu xD Teraz to się dopiero zacznie!!! :D
Wkrótce znów tu zaglądnę :3 Pozdrawiam cieplutko i przepraszam, że tak późno :c
E no nie mów, nie umarł jak pies! Poświęcił życie, dla osoby, którą kochał. Czy może być piękniejsza śmierć? Piękniejsza z perspektywy osoby trzeciej.
UsuńWiem, że jestem podła. Tym bardziej, że niektórym czytelnikom odbieram Colina już po raz drugi. Ale taką myśl miał autor, cóż zrobić;D
I masz rację, teraz się zacznie, hah! :D
Dziękuję za komentarz! ;*
Popłakałam się. Najzwyczajniej w świecie się popłakałam!
OdpowiedzUsuńOczywiście wyrażam ogromną chęć czytania dalszych części, a na pewno tej obozowej :)
Poważnie? Kurde, chyba się cieszę, chociaż nie lubię sprawiać ludziom przykrości.
UsuńDziękuję za komentarz i cieszę się, że chcesz czytać dalej! ;*
Poważnie, poważnie.
UsuńTo nie jest znowu taka przykrość, a cieszyć się masz za co, bo to na prawdę dobry kawał roboty. :) Moja płaczliwa reakcja po prostu pokazuje jak dobrze udało ci się zbudować relacje C&C.
((A wszystko po to aby je zniszczyć! ;( )) ;D
W takim razie cieszę się już bez wyrzutów sumienia;D Nie sądziłam, że zdołam kogoś doprowadzić do płaczu, serio...
UsuńJa dopiero zacznę czytać tę opowiadanie, bo jak na razie nie mam dużo czasy, ale jak przeczytałam twoją wiadomość to postanowiłam napisać. Przeglądałam trochę rozdziały i jestem pewna że mi się spodoba, więc będę czytać od początku do końca : )
OdpowiedzUsuńBardzo by mi było miło, gdyby Ci się spodobało! ;)
UsuńNie. Nie, nie nie...Nie.
OdpowiedzUsuńColin umiera? Katie ktoś zabiera? Koniec części?
NIE ZGADZAM SIĘ.
Pocieszeniem jest tylko to, że będzie kolejna część, na którą oczywiście czekam z wielką niecierpliwością. Mam nadzieję, że wrzucisz nam tu już niedługo. :D
Btw. dzięki za cynk!
Nie wiem co jeszcze napisać. Chciałabym skomentować każdy jeden akapit, ale oczy mi się zamykają :D
Tak czy inaczej; odpowiadając na twoje pytania:
1. Tak, podobało się.
2. Tak, wyrażam chęć czytania części drugiej.
:D
Buziaki, Rebel :*
http://byle-do-jutra.blog.pl/
Ciesze się, że się podobało i dziękuję za komentarz! ;*
UsuńNie mogłam się oderwać opowiadanie wspaniałe bardzo mi się podobało tyle emocji i napięcia biedny Colin i Catherine opowiadanie wzruszające popłakałam się a bardzo rzadko mi się zdarza .
OdpowiedzUsuńUważam że masz genialne pomysły i zrobiłaś kawał dobrej roboty żeby wszystko tak genialnie opisać cudo
Ja bardzo lubię twoje opowiadania i zawsze nie mogę doczekać się następnego rozdziału dlatego proszę pisz dalej
Z niecierpliwością czekam na next
Pozdrawiam cieplutko Ela
Ogromnie się cieszę, że wywołałam w Tobie tyle emocji! Bardzo dziękuję Ci za obecność i komentarz ;*
UsuńI chyba nie napisałam ze czytam i będę czytać .
UsuńBardzo mnie to cieszy! ;)
Usuń:(:(:(:(:( Czyli jednak uśmierciłas Collina.:(:(:(
OdpowiedzUsuńBrde czytac, za bardzo kocham to opowiadanie, ale tak mi smutno:(
Mnie też smutno, ale taki los zgotowałam mu w głowie już na samym początku:(
UsuńTeraz wypowiem się nieco bardziej rozlegle. nadal mi smutno chyba będzie tak zawsze, ale cóż, podejrzewałam, że zabijesz Colina, niestety, nie było to więc zaskoczeniem.
UsuńPo pierwsze, ten rozdział był naprawdę bardzo dobrze napisany. Pierwsza część na temat rozterek Cathii przekonująca. podobało mi się, że oglądała te zdjęcia. nie chodziło jedynie o wybór, a o pewnego rozdzaju pożegnanie z dawnym życiem, takie mam wrażenie. Nadal nie jestem do konca przekonana, że Jacob jest tym właściwym dla Cathii. może nie jest nim Colin, choć bardzo bym tego chciała (tylko że on już nie żyje! :(), ale JAcob chyba też nie. ale cóż, nawet jeśli jest/nie jest, to powinni mieć możliwość ucieczki. a rpzez wszyskie wydarzenia to mało możliwe. Ciekawe, co sie stanie z Jacobem, swoją drogą, i kiedy się dowiemy.
Zdziwiłam się, kiedy okazało się, że to Coopers zdradził. Świadczy to o świetnym prowdzeniu akcji. Najgorsze jest to, że nie mogę go skjreślić czy przeklinać, bo niestety wiemy już, jak działają "oni", a truidno się dziwic, że męzczyzna pragnął chjronić własną rodzinę najlepie, jak był w stanie. i tak wiele zaryzykował, dzwoniąć do Cathii. ale z drugiejk strony...To koszmarner, że ją tam wysłał! Naprawdę koszmarne! nie mógł jakoś udać, ze tego robi! zresztą zastanawiam się czy nie ma telefonu na podsłuchu, jakoś nie chce mi się wierzyć, żeby oni pozwolili mu na to ostrzeżenie bezkarnie...Eh. w każdym razie świetnie opisałaś całą walkę, bardzo dynamicznie. człowiek nie mógł się oderwać od tekstu, aż skakał z niecierpliwości. podziwiam Cię, bo to bardzo trudne. To naprawdę dobrze napisany fragment. tylko z treścią gorzej, bo jak już wspominałam niejednokrotnie, mega mi smutno, że Colin umarł :(:( I trochę mi smutno, że Cathia nie powiedizała mu czegoś w stylu, że go kocha, skoro i tak już umierał. a jako przyjaciela na pewno go kochała :(.
No, ale końcówka mi się podobała. Cathia została uratowana! i to być może przez Dana! Ale akcja xD raz pod koniec napisałaś "chodź" zamiast "choć", widziałam też kilka błędów interpunkcyjnych, np. brak przecinka przed "jakby" w zdaniach podrzędnych.
a, zapomniałam napisać na temat Twojego ogłoszenia pod postem. Widać, od zawsze, że wkładasz w tę historię niesamowicie dużo serca. I bardzo dobrze, bo widać efekty. To naprawdę jest porząna, długa historia mogąca byc materiałem na grubą powieść :). Wydaje mi się, że nadal masz niesamowicie dużą ilość czytelników. POdejrzewam, że żąden inny blog, którego czytam, nie ma ich tak wielu. Nawet jeśli ilośc komentarzy nieco się zmneijszyła, to i tak jest ich bardzo duzo. a teraz ten maturalny czas itd... Ale oczywiście zrobisz, jak uważasz, tylko wiedz, że ja zawsze chcę czytać to opowiadanie i mam, nadzieję, że o tym nie zapomnisz xD
UsuńZacznę może od końca;D Wiem, że to jest maturalny czas i że ludzie tłumnie z tego powodu porzucili blogi, ale ja zbyt długo już żyję w tym "świecie", żeby mieć jakieś nadzieje. Wrócą może 3-4 osoby, a reszta albo zapomni, albo porzuci bloga, albo im się odechce czytać, bo "za dużo do nadrobienia". Ludzie ciągle odchodzą. A to z powodu matur, a to bo wakacje i lepiej wyjść na zewnątrz, a to powrót do szkoły... Niewiele z nich potem wraca. Wiem, że nadal bardzo dużo ludzi komentuje i ze mną jest, dlatego wciąż mam motywację i wciąż się staram. Bo wiem, że są osoby, dla których warto.
UsuńPrzede wszystkim cieszę się z tego, że podobała Ci się akcja w tym rozdziale. Łatwo opisuje mi się emocje przy zakochaniu, tęsknocie, ale przy śmierci gorzej. W ogóle tego typu rozdziały zawsze sprawiają mi trudność, chociaż uwielbiam je pisać. I czytając, że "rozdział był bardzo dobrze napisany" az mi się serducho raduje <3
Cieszę się, że nie potępiasz (do końca) Coopera. Bo to fakt, że facet po prostu chronił swoich. Każdy wybiera to, na czym najbardziej mu zależy. Nie zdradził dla pieniędzy, zdradził, by żyli jego najbliżsi.
Oczywiście, że nie zapomnę, że chcesz czytać moje opowiadanie! Kochana, jak bym mogła?
Ogromnie dziękuję Ci za komentarz! ;* I obecność ;)
Krótko i na temat.
OdpowiedzUsuńUwielbiam! Świetne opisy, bardzo się wczułam.
Colin mnie nie zdziwił, szkoda go, ale taki jego los. XD
Te pytania - nie wiem, po co je zadałaś; wiadomo, że tak i tak. Po takim rozdziale miałoby być >nie<?
Czekam! <3
A no nie wiem, może mogłoby być 'nie' :D
UsuńCieszę się, że się podobało i że zostajesz. Dziękuję za komentarz! ;*
Bardzo mi się podobało
OdpowiedzUsuńWszystko takie dopracowane od A do Z, a ja tak nie potrafię ;/
Ale zrobiło mi się bardzo smutno! Jak mogłaś to zrobić :( Mam nadzieję jednak, że się okaże, że to sen czy coś takiego :D Kurde... :(
No, ale wiadomo, że te złe rzeczy też muszą się dziać. Nie może być tak sielankowo, nie?
Wybacz, że tak krótko, kolejny będzie dłuższy <3 :***
WENY
Nie, to nie sen, ja nie zamierzam robić takich zabiegów;D Nie może być sielankowo, sielanka jest nudna;D
UsuńDziękuję za komentarz! ;*
Ja czytając początek rozdziału ,,Ha wiedziałam, że wybierze Jacoba!" koniec rozdziału ,,Dlaczego? Dlaczego? Kurde jak mogłaś Go zabić? No oczywiście byłoby zbyt pięknie gdyby przeżył. Biedny, słodki świętej pamięci Colin. I gdyby na końcu okazało się, że jednak jakoś magicznie przeżył. Pewnie tak nie będzie. W ogóle oni mają jakiś powód, że zabijają tych wszystkich ludzi. Zabijają tylko tych którzy coś wiedzą? Mogłabyś przypomnieć. ,,Ogarnął ją szał. Wiedziała, że sam z z nimi nie wygra" Podwójne z i sama.
OdpowiedzUsuńKiedy nowy rozdział?
"Następny rozdział będzie krótszy pewnie o połowę. A pojawi się najprawdopodobniej dopiero wtedy, gdy napiszę już 10 rozdziałów II części. Chcę mieć zapas. Ale spokojnie, szybko mi to idzie;)" - napisałam pod rozdziałem;)
UsuńTak, na razie zabijają tylko tych, którzy w jakiś sposób im zagrażają.
Dziękuję za komentarz! ;*
Na początek: podobało się i na pewno będę czytała dalej.
OdpowiedzUsuńDo rozdziału samego w sobie:
Trochę dziwię się, że Jake odpuścił Catii tak szybko. Na jego miejscu dostałabym szału, wzięła walizki i poszła w pizdu. Ta sytuacja była zbyt jednoznaczna, a facet nie jest głupi i zdaje sobie sprawę, że jego narzeczona czuje coś do swojego było, a potem wraca o 3 w nocy po siedzeniu z nim. Na miejscu tancerzyka dostałabym szału. Ale ja jestem furiatką xD. A Jake był tu przedstawiony raczej jako osoba stonowana i spokojna, przynajmniej w porównaniu do Colina czy samej Catii, dlatego jestem w stanie uwierzyć, że nie wyrzucił jej z domu od razu.
Jeśli już o Catii mowa, współczuję jej. Nie chciałabym się znaleźć w sytuacji, w której ona się znalazła. Wybór między przyjacielem, a narzeczonym nie mógł być łatwy. I bardzo trafnie opisałaś jej rozterki. Wiedziałam, że nie będzie z Colinem, bo to nie tego typu związek przecież, od początku mogłam shippować, ale wiedziałam, że nie mają przyszłości. Nawet jeśli ja na miejscu Catii wybrałabym inaczej ;P Ale rozumiem ją i uważam, że podjęła dojrzałą, chociaż jak mówiłam, niełatwą decyzję. Również ukłony dla niej za to, że porozmawiała szczerze z Colinem i sobie to wszystko wyjaśnili. Ten świeży początek, cholera, to było zbyt piękne, żeby było prawdziwe. I się popłakałam! Tak chciało mi się krzyczeć: nie, nie, nie, nie zgadzam się! Pułapka, ten atak, to jak Colin utrzymywał Catię w spokoju... matko, to wszystko mogło prowadzić tylko do bohaterskiego czynu oddania za nią życia. Chlip...
Wyłapałam też jedną rzecz, która mi nie daje spokoju, ale nie wiem, czy to na pewno błąd: "zaśmiał się szeroko do siebie" . Nie jestem pewna, czy można się zaśmiać szeroko, czy tylko uśmiechnąć, ale w żadnym wypadku nie jestem znawczynią. Tylko to przykuło moją uwagę, więc daję znać.
Czekam na nowy rozdział i cała we łzach przywdziewam żałobę po moim ukochanym Colinie.
candlestick z
Crown's Jewel.
Buzzing Blood
Jacob od samego początku był przedstawiany jako oaza spokoju, więc nie chciałam zmieniać nagle jego osobowości.
UsuńCo do tego "zaśmiać szeroko do siebie" w sumie też nie jestem znawczynią i nie bardzo się nad tym zastanawiałam;D Zobaczę co internety powiedzą na ten temat. I dziękuję za zwrócenie uwagi!
Cieszę się, że zdołałam wywołać takie emocje. No cóż, ja od samego początku wiedziałam, że właśnie tak zakończy się żywot Colina, ale mam nadzieję, że tym bohaterskim czynem trochę... hm, zniwelowałam smutek po jego śmierci. W końcu nie zginął jak frajer, zginął jak bohater. Może to trochę pocieszy :D
Bardzo się cieszę, że masz chęci, by czytać dalej i ogromnie dziękuję Ci za obecność i komentarz! ;*
Daję o sobie znać, że czytam i póki będziesz pisać - ja będę czytać. Ale jeszcze nie przeczytałam tego rozdziału. Chcę, abyś wiedziała, że jestem. Komentarz nadrobię jak najszybciej.
OdpowiedzUsuńDziękuję!!!
UsuńPisz dla mnie, proszę! Rozdział skomemtuje gdy bede mieć dostęp do laptopa, bo z telefonu to nie pisanie. Ale jestem, zaznaczam, i specjalnie do Polski przylece i Cię znajdę, jeśli przestaniesz pisać ;)
OdpowiedzUsuńNie przestanę!! Choćby dla Ciebie;)
UsuńWybacz, że tak późno. Ale już jestem.
UsuńNa początek dwie rzeczy:
„Tylko że przez te wszystkie lata nauczyłam się już żyć z myślą, że jesteśmy tylko dwójką kumpli” - dwa razy powtórzone "tylko".
„— Uciekaj... — szepnął ostatkiem sił. — Uciekaj Catia...” - przecinek przed "Catia".
Zakończenie jest już całkiem podobne do tego ze starej wersji. Nie zrezygnowałaś z uśmiercenia Colina - choć w sumie, może wcale nie umrze? Nie wiem, czy się cieszyć, że Catia wybrała Jacoba. Ciężko na to teraz spojrzeć, ze świadomością, że życie, a raczej śmierć dokonała wyboru za nią. Ciekawa jestem jednak, co stanie się z Jacobem? Ukochana zawiodła go po raz kolejny, tym razem chyba już nie byłby w stanie jej wybaczyć. O ile oprawcy nie dobrali się i do niego, bo przecież nie wiedzą, ile Catia przekazała narzeczonemu.
Zakończenie mocne, ale nie chcę zbyt wiele się na jego temat wypowiadać, bo pamiętam, co działo się dalej w starej wersji, toteż nie chcę spojlerować tym, którzy jej nie znali i nie wiedzą, czego się spodziewać.
Rozdział piękny - pełen emocji, rozterek, silnych i ciężkich do opisania uczuć, ale wyszedł Ci rewelacyjnie.
Tak teraz sobie myślę... ten tajemniczy nieznajomy, który spotkał się z Catią, by powiedzieć jej co nieco... to był ten Cooper, czyż nie? Rozpoznała głos, choć nie umiała stwierdzić, do kogo należy. To on cały czas starał się chronić koleżankę z pracy, zarazem sprzedając ją do oprawców, by ochronić swoją rodzinę. Nie dziwię mu się i nawet, gdybym miała mu za złe, i tak bym go rozumiała. Rodzina jest najważniejsza i można posunąć się do najgorszych rzeczy, byle ją chronić. Z przeciwnikiem takiego rodzaju, o takiej sile i potędze nie mogli igrać, z góry wszyscy są skazani na porażkę, toteż lepiej tańczyć, jak zagrają, nawet poświęcając w ten sposób przyjaciół. Rodzina jest najważniejsza.
Nic to, nie chcę pisać za dużo, bo siłą rzeczy wracam myślami do starej wersji. Czekam niecierpliwie na kolejne rozdziały, mam nadzieję, że nie każesz nam czekać nazbyt długo. :)
Dziękuję Ci, że mogę czytać tak wspaniale skonstruowaną historię. Gdybyś podała mi ją w całości, jako np książkę, łyknęłabym chyba w jedną noc na jednym wdechu.
Pozdrawiam cieplutko i życzę Ci mnóstwo weny! :))
Zakończenie rzeczywiście jest podobne z tego względu, że umarł (a może nie?) Colin i że Ci Azjaci ich zaatakowali. Ale sporo zmieniłam ten rozdział, bo tamten przestał mi się podobać xD
UsuńNie mogę się zgodzić z tym, że to śmierć wykonała wybór za Catherinę. Ona o wiele wcześniej powiedziała, że zostaje z J, więc śmierć Colina nie miała tu wiele wspólnego.
Nie, nie. Catherina nie rozpoznała głosu Sojusznika. Ten głos ją elektryzował, wywoływał dziwne emocje, ale ona nie miała wrażenia, że skądś go zna.
Ogromnie dziękuję Ci za takie słowa! Boże, nawet nie wiesz ile mi pary dają;) I dzięki nim naprawdę zaczynam coś myśleć na temat tej książki:D Kto wie, może kiedyś?
Jeszcze raz bardzo dziękuję! ;*
Czytam - z większym lub mniejszym opóźnieniem, ale staram się pojawić zawsze i wyrazić swoją opinię. Nie mogłabym postępować inaczej, bo bardzo lubię twoją twórczość, a to opowiadanie jest jednym z lepszych, jakie miałam okazję czytać. Mam nadzieję, że jesteś tego świadoma...
OdpowiedzUsuńCo do tego rozdziału - dużo się działo i było bardzo emocjonalnie. Padło wiele trudnych słów, kilka wyznań i decyzji, które nie tak łatwo z marszu zaakceptować... Tak było w pierwszej części. Catia podjęła "męską" decyzję, choć chyba nie przyszło jej to z łatwością. Ciężko było wybrać między kimś, kto daje jej poczucie bezpieczeństwa i pewną stabilizację, a miłością szaloną, nieco szczenięcą... Podziwiam, a jednocześnie szalenie żal zrobiło mi się Colina, choć on potrafił to zaakceptować... Pięknie było, ale to co nastąpiło potem. Kurczę, sama nie wiem, jak ubrać to w słowa. Czytałam te sceny w poprzedniej wersji, a mimo to i tak miałam dreszcze oraz taką maleńką iskierkę nadziei, że jednak nie pozwolisz mu umrzeć. Jednocześnie bardzo bym się zdziwiła, gdybyś do tego dopuściła... Zaskoczył mnie wątek ze zdradą. Tak, wcześniej było już wspominane, że gdzieś musi być wtyka, ale nie spodziewałam się, że to jeden z kapitanów jest za to odpowiedziany. Eh, do czego potrafią być zdolni ludzie, których rodziny znajdują się w niebezpieczeństwie... Biedny człowiek, pewnie do końca życia sobie tego nie daruje.
Scena, gdy Colin kazał Cati uciekać i zostawić go samego na pastwę oprawców ścisnęła moje serce. On wciąż ją kocha. Może mówił wcześniej, że postara się wyrzucić ją z głowy, ale to niemożliwe.
Cóż, jestem ciekawa dalszej części. Chętnie się przekonam, jakie zmiany wprowadziłaś w obozowych rozdziałach.
Pozdrawiam!
W sumie to nie wiem czy jestem tego świadoma;D Ciężko mi przyznać, że pisze coś... dobrego, nawet jeśli kilka osób dość często mi to powtarza. Zawsze mi mało i zawsze mam wrażenie, że mogłabym lepiej :D
UsuńBardzo się cieszę, że zaskoczył Cię wątek z wtyką. Chciałam, żeby można było poczuć to zdumienie razem z Catheriną i cieszę się, że mi się to udało;)
W cześci obozowej zaszło mnóstwo zdań. W sumie mało co zostało po staremu;D Mam nadzieję, że się spodoba i jest mi bardzo miło, że zdołałam wzbudzić u Ciebie emocje tą I częścią. Dziękuję za komentarz i za obecność! ;*
Ehh, wiedziałam, że Colin umrze :( Choć nadal mam malutką nadzieję, bo w końcu wszystko działo się tak szybko, że nawet Catia nie może być na 1000% pewna, że gdy go zostawiała, to on już nie żył. Może udawał, by ona uciekła? Zawsze można pomarzyć :(
OdpowiedzUsuńMimo odczuwanego bólu, uważam, że to bardzo dobre zakończenie pierwszej części i z niecierpliwością czekam na drugą :) Czyżby wybawcą Catii był Dan?
Na dzisiaj to tyle, z racji tego, że we wtorek mam maturę z WOSu. Ale jeszcze tylko ten WOS i w pełni wracam na blogosferę!
Życzę weny! :*
Ależ oczywiście, że można pomarzyć. Lekarz nie stwierdził zgonu, pogrzebu nie było, zwłoki się nie rozkładają, więc jest jakaś tam szansa, że Colin to przeżyje ;)
UsuńBardzo dziękuję za komentarz i obecność! ;*
I powodzenia we wtorek! Trzymam kciuki!
Wreszcie mogę powiedzieć: MELDUJĘ SIĘ! ^^
OdpowiedzUsuńZasmuciłaś mnie. Tak zwyczajnie, czuję teraz smutek. Nie wiem, czy to dlatego, że to pewien koniec tej historii (powiem, że jeszcze nigdy nie czytałam opowiadania właśnie tak podzielonego. W zasadzie, Ty jako pierwsza wprowadziłaś mnie w taki 'świat' podzielony na pół. :D), ale także śmierć Collina. Prawdę mówiąc, przybiła mnie to i to mocno, ale wyżej widzę, że zezwoliłaś na marzenia, więc... a sobie pomarzę, a co! Nie bez kozery chyba na to pozwoliłaś, hę? ^^ Nie wyobrażam sobie reakcji Catii na wieść o śmierci Collina. Nawet nie chcę wyobrażać, bo chyba przybije mnie jeszcze gorzej. ;o
To co? Teraz czekam na część obozową, która jest dla mnie ogromną niewiadomą! ;D
Pozdrawiam! ;**
Pozwoliłam na marzenia, ale to nie oznacza, że Colin przeżyje;D To będzie niewiadomą jeszcze przez bardzo długi czas;)
UsuńTak, podzieliłam swój świat na pół, ale w tej wersji ten podział będzie o wiele mniej hm... widoczny, niż z poprzedniej. Zmiany po prostu nie zajdą tak nagle. Ale bardzo się cieszę, że w Twoim odczuciu zrobiłam coś, czego wcześniej nie było ;)
Dziękuję za obecność, komentarz i za chęci czytania kolejnej części! ;*
Jednak moja ciekawość wzięła górę nad wszystkimi obowiązkami... Mimo wszystko ciężko mi się to czytało, bo godzinę temu rodzice pojechali razem z moim bratem do szpitala i tu z niepokoju umieram... Koniec żalów ;/
OdpowiedzUsuńJacob naprawdę mnie powalił tekstem czy spodnie Colina też przymierzała. Wreszcie pokazał jakąś scenę zazdrości, bo nie można wiecznie dusić wszystkiego w sobie. Czasem jak za dużo negatywnych emocji uzbiera się w tobie i nikomu cały czas trzymasz je w sobie to stajesz się tykającą bombą zegarową z opóźnionym zapłonem. Wybuchniesz na pewno, ale nie wiadomo kiedy. Te słowa Jamesa "Żegnaj Catia" były tak cholernie podejrzane, że już wtedy zaczęłam układać fakty, a późniejsze wydarzenia w tym poście tylko upewniły mnie w tym przekonaniu, że to on jest wtyką. Przyznam, że tego pod uwagę nie brałam i jestem zaskoczona. Zbyt łatwo chciał ją odsunąć od tej sprawy. Nie pogadałby z Martinezem. Nawet by nie musiał. Znaleźliby C&C po jakimś czasie martwych. Jednak Cooper nie docenił Colina i Catii. Akurat ta akcja z powrotem do Forest Hill - to jest ta sama akcja z poprzedniej wersji. Było dokładnie tak samo. Colin uratował wtedy Catię. Tylko w tamtej wersji o ile dobrze pamiętam to przyjechali z własnej woli, aby dokładniej się przyjrzeć wszystkiemu i znaleźć ślady, które mogli pominąć lub liczyli na powrót "dragonów" na miejsce zbrodni. Pamięć mnie już zaczyna w niektórych sprawach zawodzić przepraszam ;/ W każdym razie tutaj zostali wysłani przez Coopera, ale akcja jest tutaj bardziej rozpisana i cholernie mi przypadła do gustu ;) James niech nie będzie taki pewny, bo zapewne też zginie. A jeżeli chodzi o Lys... to Alysson tak? Ona zaprzyjaźniła się z Colinem, a tym Sojusznikiem jest Dan. Ta opcja wydaje mi się teraz bardzo prawdopodobna. I to Dan uratował Morgan na samym końcu. Hmm nie daruję jednego - znowu odebrałaś mi Colina! No wkurw mnie bierze xD I pewnie Jacoba też nie będzie? Agrr to jest no fair !! Znowu mi ich odbierasz! Jestem wściekła, ale na ciebie kochana i tak się nie umiem długo złościć haha xD Mimo to utrzymuję jedną i tą samą złudną nadzieję sprzed poprzedniej wersji - Colin i Jacob żyją! I Catia ich odnajdzie. Jestem tego pewna!
Hmm na ten moment nie stać mnie na bardzo rozbudowany komentarz, ponieważ się martwię i głowę mi to cały czas zaprząta.
Nie możesz mi WiZ zakończyć w takim momencie. Ja czekam na drugą część i ma ona wyjść! Ta jest tak świetna, że aż nie mogę doczekać się drugiej, pełnej akcji, mrożącej krew w żyłach części, w której tym razem będą musieli przetrwać osadnicy :D
Avatar jest zmieniony, ale to cały czas ta marudna, córka marnotrawna! :)
Pozdrawiam Lex May
Rany, no to tematycznie utrafiłam z rozdziałem;/ Nie ma co...
UsuńNic nie szkodzi, że zawodzi Cię czasem pamięć (ale nic nie pomyliłaś). Poprzednia wersja to przeszłość, więc nie musisz jej pamiętać;) Mało co będzie się teraz powtarzało.
Druga część WiZ na pewno powstanie. Nie wiem czy tutaj - na blogu - czy tylko w moim wordzie, ale nie poddam się dopóki tego nie skończę. Dlatego po raz kolejny dziękuję za Twoje wsparcie i komentarz, bo one mi naprawdę dużo dają;)
Dziękuję! ;*
I koniecznie napisz co z bratem!
Nie ma pisania drugiej części WiZ tylko do worda! Tak się nie będziemy bawić! xD Ja chcę to przeczytać!
UsuńHmm do niektórych opek mam taką pamięć, że poprzednią wersję dość długo pamiętam xD A nawet poprzedniej wersji WiZ nie chcę zapomnieć ;)
Przywieźli go wczoraj. Nie ma wyników wszystkich badań, ale mam nadzieję, że wyjdą dobrze :) Hmm nie widziałam się z nim od niedzieli, aż do wczoraj, a jak tylko wszedł to uśmieszki mieliśmy oboje haha xD To był dzień bez kłótni, ale jeszcze trochę i wszystko wróci do normy haha xDD
E no to jak jest w domu, to już wszystko dobrze. Haha typowe rodzeństwo. Jak się coś dzieje, to do rany przyłóż, a na co dzień ciągłe darcie kotów;D
UsuńPrzeczytałam już jakiś czas temu, ale jakoś nie mogłam zabrać się za komentarz. No, ale już jestem!
OdpowiedzUsuńPoczątek był taki spokojny, emocjonalny, że totalnie nie spodziewałam się takiego zakończenia. No kurczę, jak to Colin nie żyje? Dlaczego? ;< Przez moment po przeczytaniu tego, tak siedziała i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Zawsze jak jeden z moich ulubionych bohaterów odchodzi, czy to w ksiażce czy opowiadaniu czy filmie, to moje życie zdaje się na kilka chwil stracić sens. No bo jak to tak bez niego? Czuje się taką pustkę...
Podoba mi się zachowanie Jacoba, widać, że blokuje swój gniew w środku, nie pozwala sobie na żadne wybuchy, no ale to troche niezdrowe. Z tego co zdążyłam zauważyć, ludzie, którzy się nie złoszczą, jak już im się zdarzy wściec, to ich wybuch jest równy bombie atomowej. Co on pomyśli, kiedy okaże się, że Cath zniknęła raz z Colinem? Mam nadzieję, że będzie jej szukał. ;<
James pewnie i tak zginie. Ba! Pewnie jeszcze zostanie oskarżony o współudział w morderstwie! Zdenerwował mnie, na pewno miał jakieś inne wyjście. Nie wiem, mógł np. wyjechać gdzieś z rodziną, ostrzec Cath. No ale w jednym się z nim zgodzę - rodzina jest najważniejsza. Ale czy to co zrobił da mu bezpieczeństwo? Szczerze w to wątpię.
Rozmowa miedzy Cat a Colinem była magiczna. Podobają mi się emocje jakie między nimi wytworzyłaś. Widać, że bardzo im na sobie zależy. A przynajmniej zależało...
Walka była świetna! Dobijają mnie tylko jej konsekwencje. Pozwolę sobie powtórzyć: jak to Colin nie żyje? Gdzie zabrano Cath? Kim jest jej tajemniczy wybawiciel? Jestem ciekawa jak poradzi sobie dziewczyna z myślą, że Colina już nie ma. Tak strasznie mi jej szkoda ;<
Oczywiście czytam! I mam nadzieję, że kolejna część już niebawem! Czekam niecierpliwie. Oczywiście ze złudną nadzieją, że jednak Colin jakoś przetrwał.
Pozdrawiam! ;*
Hah, też tak mam, gdy jakiś bohater umiera. Mimo że to tylko słowo pisane (ew. 'oglądane') to jednak człowiek w jakiś sposób zżywa się z tą osobą i potem jest... dziwnie. Ale niestety, musiałam to zrobić. Tzn może nie musiałam, ale chciałam.
UsuńOgromnie dziękuję za komentarz! I bardzo się cieszę, że masz chęci, by czytać kolejne części;**
Mnie tam nie wkurzyłaś tym zakończeniem pierwszej części. Przyjmuję wszystko, co autorzy różnych opowiadań są w stanie wymyślić.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że podobała mi się pierwsza część i chcę czytać dalej!
Co do zakończenia, jak mogłam w ogóle myśleć, że wszystko skończy się... normalnie. Myślałam, że Catherina po rozmowie z Jacobem, pójdzie i zrezygnuje ze sprawy i tak jakoś będzie. Wyjedzie i... No, sama nie wiem.
A tu takie rewelacje! Podoba mi się, że Colin się tak poświęcił, ale z drugiej strony.... Trochę żałuję. Jednak gdyby nie to, pewnie Catia znalazłaby się na jego miejscu. Z dwojga złego, nie wiem już co gorsze.
Dobrze, że Colin jeszcze był w stanie przekazać Catii kilka słów, które na pewno będzie wspominać.
Nie padło ostateczne zdanie, że Colin umarł, ale ja nie spodziewam się tutaj jakichś cudów.
Sama końcówka okazała si być bardzo interesująca. Ten wielki facet, wybawiciel Catii... Ja mam nadzieję, że on naprawdę okaże się wybawicielem, a nie jakimś kolejnym złoczyńcą. Choć sposób, w jaki zabił oprawcę kobiety - był dość drastyczny, a facet nie miał raczej z ty problemów. Na pewno jest on kimś, kto wiele w życiu przeszedł, a może nawet walczył o przetrwanie.
Och, i jak tu nie chcieć dalszej części?!
Pozdrawiam!
Bardzo się cieszę, że masz ochotę na następną część. Mam nadzieję, że nie zawiodę oczekiwań;)
UsuńCóż, nie wybaczyłabym sobie, gdybym zakończyła tę część... normalnie. Musiało być bum i chyba było :D
Dziękuję za komentarz i obecność! ;*
Matko Boska…
OdpowiedzUsuńPoczekaj, muszę poukładać myśli w głowie, bo totalnie nie wiem co napisać.
Matko Jedyna… Co to się porobiło… Jeszcze chwila…
(szkoda, że nie mogę pić alkoholu… przy czytaniu z pewnością wypiłabym dwa piwka i logiczny komentarz napisałby się sam…)
Dobra, jadę od początku.
Całkowicie rozumiem złość i zazdrość Jacoba. Colin to przecież groźny rywal dla każdego. Tym bardziej dla Jacoba, który wyczaił całą sytuację i obstawiam, iż domyślił się co Bonett czuje do Catii. Chyba głupi facet by się nie domyślił. Tym bardziej, że Catia wraca do domu późno w nocy, pijana i w ubraniu Colina. Każdego faceta na miejscu Jacoba trafiłby szlag! Dziwię się, że nie zrobił jej awantury, ale ok., chciał po prostu wszystko wyjaśnić.
Szkoda, że Catia zdecydowała się na Jacoba. Nie, no nic do niego nie mam, ale jak już pewnie wiesz, ja ją bardziej widzę u boku Colina (ta, teraz już nieżywego, więc chyba nic z tego nie będzie…) No, ale prawdziwa miłość nie wybiera. Colin miał swoją szansę, zmarnował ją, więc trudno, musi ponieść konsekwencje.
Po przeczytaniu zdania, które skierowałaś do mnie o tych ziołach uspokajających i po przeczytaniu, że to ostatni rozdział części pierwszej, zamiast po ziółka, sięgnęłam po chusteczki… Wiedziałam, że czeka mnie śmierć Colina, że będzie się działo i uznałam, że chusteczki bardziej mi się przydadzą. I tak już jestem chodzącą bombą :D Ruda, rozwalasz system!!!! Boże, nie wiem co powiedzieć, co myśleć o tej drugiej części. Przeżyłam mega szok, kiedy wyszło, że zdrajcą był James! W życiu bym na to nie wpadła. A ja podejrzewałam Colina… Cóż Long miał nóż na gardle, chciał uchronić rodzinę, wydając współpracowników, to całkiem logiczne. Jednak na koniec okazał się naprawdę… hmm… jakby to napisać… odrobinę lojalny? Zadzwonił do Catii i wszystko wyjaśnił. Ale było już za późno. Wysłał ich w pułapkę, z której żywa wyjdzie Catia, a Colin… ;(
Tak, wzruszyłaś mnie. Łezki mi polecały, chusteczki się bardzo przydały, a Ty jesteś Mistrzem Wzruszeń. Odejście Colina było… tragiczne i jednocześnie piękne. Naprawdę brawa za akcję, brawa dla Colina za jego bohaterską postawę – chyba jasno udowodnił Catherinie, że zrobiłby dla niej wszystko, prawda? W końcu oddał za nią życie…
Nie mogę się doczekać Obozu i zachodzę w głowę kim był wybawiciel, który zabrał ją ze sobą (jak mniemam do Obozu? Czy Obóz jeszcze nie istnieje?) Z początku pomyślałam, że to nikt inny jak Dan, ale potem to zdanie, że BRODACZ podciął tamtemu gardło… i pytanie w mojej głowie: „Czy Dan jest brodaty?” Określenie Brodacz bardziej pasuje mi do Dylana?
Ruda, dla mnie jesteś Mistrzem! Dziękuję za ostrzeżenie, dziękuję za wspaniałą dawkę emocji, radości, wzruszenia, łez i niepokoju. Jesteś Wielka, Maleńka i czekam na kolejny równie świetny rozdział! Wielkie buziaki <3
Właśnie sobie uświadomiłam, że jeśli kiedyś będę w ciąży, to chyba oszaleję. Brak piwa, brak drinków... horror! ;D
UsuńRozumiem, że wolałabyś Colina u boku Catheriny. Jest bardziej wyrazisty, lepiej przeze mnie przedstawiony i barwniejszy. Ale gdyby Catherina wybrała Colina, to wyszłoby, że jestem niekonsekwentna i że Catherina cały czas oszukiwała Jacoba, mówiąc, że go kocha. Poza tym myślę, że to by było zbyt... oczywiste, nieoryginalne, aż nazbyt romantyczne. A na romantyzm przyjdzie jeszcze czas;D
Ogromnie się cieszę, że zdołałam wywołać w Tobie takie emocje i że zaskoczyłam tą zdradą Coopera. W sumie to może i dobrze, że spodziewałaś się tej śmierci, może jakoś łagodniej to zniosłaś. Wiem jak uwielbiałaś Colina i w sumie odetchnęłam z ulgą nie widząc w komentarzu żadnych wyzwisk pod moim adresem, haha :D
Uwierz, że Catherina na pewno doceni poświęcenie Colina. Nie pozwolę o nim zapomnieć! ;)
A no to fakt, że Brodacz bardziej pasuje do Dylana. Ale zamykam się i nic nie mówię! W następnym rozdziale się dowiemy o co chodzi z tą brodą;D
To Ty jesteś wielka, kochana, bo potrafisz mnie tak zmotywować swoimi komentarzami, że szok. Aż momentalnie mam ochotę usiąść i zacząć pisać. Mega podnosisz mnie na duchu. Dziękuję za te wszystkie wspaniałe słowa i za to, że jesteś! ;*
Wiedziałam, że to zrobię! Pomyliłam nazwiska... :/ Dooobra, to się wytnie! :D
OdpowiedzUsuńNie szkodzi, wiadomo o kogo chodzi ;*
UsuńA jednak Catia wybrała Jacoba. Myślę, że to dobry wybór. Szkoda, że nie będzie mogła już z nim wyjechać.
OdpowiedzUsuńPo Jamesie nie spodziewałam się tego co zrobił. Jak tak mógł wydawać swoich współpracowników i jeszcze udawać dobrego przyjaciela. Mógł inny sposób wymyślić, żeby chronić swoją rodzinę.-
Spodobało mi się poświęcenie Colina. Widać, że dla Catii wszystko by zrobił. Nawet oddał za nią życie, żeby ją ratować.
Czekam na drugą część.
Cieszę się, że popierasz wybór Catheriny i jest mi ogromnie miło, że czekasz na drugą część;)
UsuńDziękuję za komentarz! ;*
Hejka. Musiałam sobie ochłonąć jeden dzień i wszystko poukładać. Ach... Po kolei.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony trochę mi szkoda było po decyzji Catii, bo C&C byli i mogliby być całkiem zwariowaną parą (oczywiście, gdyby mieli na to CZAS), ale związek z Jacobem bardziej do niej pasował (mimo że moim zdaniem i tak nie do końca do siebie pasowali). No ale teraz to już chyba nie ma znaczenia... chlip, chlip...
Kiedy Catia zgodziła się pojechać na osiedle, przeczuwałam, że tak to się skończy. To znaczy przypuszczałam, że to nie będzie spokojna wizyta i miałam ochotę się na nią wydrzeć, żeby tam nie jechała, a najlepiej od razu wzięła nogi za pas i jechała do Rio, ale nie przypuszczałam, że to wszystko było zaplanowane! Że zostaną zdradzeni! Mam nadzieję, że Cooper słono za to zapłaci.
Colin... Colin pokazał, że nie jest tylko zawadiackim podrywaczem. To jak mówił o Catii w tych ostatnich chwilach, jak się zachowywał... Myślę, że właśnie ten kontrast tak naprawdę pokazuję głębię jego uczucia. Byłam już przygotowana, że tak to się może skończyć, ale wciąż miałam nadzieję, że może w tej wersji to wszystko będzie inaczej zaplanowane...
Co do samego zakończenia. Nie mam pojęcia, kto to taki. Pierwsza myśl: Dan. Potem okazuje się, że ma brodę, więc może jednak nie Dan. A potem, że może jednak on tylko taki dziki-człowiek-z-lasu-Dan. Kto wie? Ostatnio zapomniałam napisać swoich dygresji na temat tego czy żyje czy nie żyje. Więc tak sobie pomyślałam, że może po prostu okłamał wszystkich znajomych ze względu na to, że zajął się tą trudną sprawą i nie chciał ich narażać...? Nie mam pojęcia xD Ale czekam, oczywiście, że czekam!
Do napisania niedługo, mam nadzieję!
Catherina cały czas utrzymywała, że kocha Jacoba, a ja chciałam być w tym konsekwentna. Poza tym ten wątek będzie miał jeszcze znaczenie w przyszłości ;)
UsuńJak miło, że ta broda wywołała tyle hm... niepewności:D Już niedługo przekonamy się czy to rzeczywiście Dan;)
Dziękuję za komentarz i ogromnie się cieszę, że masz ochotę czytać drugą część ;*
Dlaczego tylko Ninie kazałaś wziąć środki uspokajające przed tym rozdziałem? Powinnaś to skierować do wszystkich czytelników!
OdpowiedzUsuńEch, poprzedni rozdział był taki piękny, a teraz? Nic, zupełnie nic mi się tutaj nie podoba. Wybór Catii, choć rozumiem, zupełnie poszedł nie po mojej myśli. Te argumenty są przekonujące, w ich przypadku teoria, że przeciwieństwa się przyciągają zadziałała w najlepszy z możliwych sposobów. Przykro mi ze względu na Colina. Ta decyzja na pewno nie była dla niego łatwa do przyjęcia.
Pewne ukłucie niepokoju tknęło mnie, gdy James wysłał Catię na ostatnie zadanie w teren. Wcale mnie potem jego zdrada nie zdziwiła. Poniekąd nawet rozumiem jego motywację. To często spotykany motyw.
Jeśli zaś chodzi o śmierć Colina to ja w to nie wierzę... To się dzieje naprawdę? Wiem, że on nie był głównym bohaterem, sama pisałaś mi, że moglabyś go uśmiercić, ale nigdy nie przypuszczałam, że to się stanie naprawdę! Jestem w ciężkim szoku, nie wiem jak to będzie bez Bonneta. Ja go lubiłam, nie wiem jak się przyzwyczaję do WiZ bez niego... Mam nadzieję, że przynajmniej Catii pozwolisz przeżyć! A ten jej wybawca to ten informator, prawda?
Btw, oczywiście ja jestem za kontynuacją opowiadania, nawet się nie waż jego porzucać!
Bo Nina jest w szczególnym stanie ;) Ale w porządku, następnym razem uprzedzę wszystkich:D
Usuń"A ten jej wybawca to ten informator, prawda?" - niekoniecznie;) Ale niebawem dowiemy się kim był wybawca.
Rzeczywiście WiZ bez Colina będzie trochę puste, ale pojawią się nowe postacie, które - mam nadzieję - jakoś go zastąpią. Chociaż w pewnym stopniu.
Dziękuję za komentarz i ogromnie się cieszę, że masz ochotę na kolejne rozdziały! ;*
Ten rozdział mnie emocjonalnie rozwalił ._.
OdpowiedzUsuńNie sądziłam, że mogę byc aż tak przywiązana do twoich bohaterów, ale przy scenie bohaterskiej śmierci Colina właśnie to sobie uświadomiłam i o mało się nie poryczalam. Serio. Ja nie wiem jak będzie wyglądać to opowiadanie bez niego, kompletnie sobie tego nie wyobrażam (ej, chyba będziesz je dalej kontynuować, tak? To że w ostatnim czasie ubyło ci czytelników to jest normalna sprawa, każdy tak ma, ale wciąż pozostaje garstka, choć w twoim przypadku nawet więcej, wiernych fanów, dla których naprawdę warto pisać i dawać z siebie jak najwięcej ;* więc nawet nie myśl o opuszczeniu bloga, okej? xD). Ale w pewnym sensie doceniam, że go uśmierciłas (eh, okrutnie to brzmi) bo dzięki temu twoje opowiadanie nie jest takie przewidywalne, przesłodzone i oczywiste. Charakterystyczną cechą dobrego pisarza jest uśmiercanie ulubionych postaci czytelników, niestety... no ale zdążyłam się już przyzwyczaić xD
Współczuję ogromnie Catii. Wybór między Jacobem a Colinem wcale łatwy nie był, a gdy już wybrała, to straciła drugiego na zawsze. No i w dodatku została zdradzona przez kumpla z pracy i ledwo uszla z życiem. Kocham jej wybawcę. Ktokolwiek to jest xD
Według mnie zakończenie tej części jest idealne - pełne emocji, owiane tajemnica. Kurcze, ja czekam aż wydasz z tego książkę. :D Ale najpierw opublikuj na blogu drugą część. Nie rezygnuj z tego!
Proooszę!
Myślę o opuszczeniu bloga, ale na razie to są tylko myśli;D Odległe i dalekie. Ale nawet gdybym się na to zdecydowała, to na pewno nie przestanę pisać i jeśli ktoś będzie chciał, to rozdziały WiZ mogę wysyłać. Ale nie mówmy o tym, na razie jest dobrze tak jak jest:D
UsuńBardzo ciężko było mi postąpić w ten sposób, ale po głębszym zastanowieniu uznałam, że nie mogę inaczej. Mnie też będzie trudno pisać WiZ bez Colina, ale... trudno. Może jakoś przywykniemy;)
"Kurcze, ja czekam aż wydasz z tego książkę" - no i jak ja mam przestać pisać czytając takie słowa?
Ogromnie dziękuję za wsparcie, obecność i komentarz! ;* Mam nadzieję, że II nie zawiodę ;)
Cześć :)
OdpowiedzUsuńKrótko, bo walczę z czasem, a mam małe zaległości.
Mimo całości wydarzeń Jacob wciąż jest bardzo wyrozumiały. I choć powinno mnie to do niego zniechęcać, wciąż go lubię. Bo naprawdę jest oparciem dla Morgan. Dzięki za chwilę szczerości między tą dwójką ;)
Dziwne, że James tak łatwo pozwolił Catii na rezygnację. Podejrzane to.
C&C. Cieszyłam się, że wszystko sobie wyjaśnili i wiedzieli już, na czym stoją. A później ci goście. Colin - znowu nam to zrobiłaś! A myślałam, że będzie inaczej. Nadal liczę jednak na to, że się pojawi. Za to Martineza mam ochotę zatłuc gołymi rękami. Nie cierpię go!
Jestem ciekawa, jak potoczy się to dalej. Gdzie zabrano Catię? Chcę odpowiedzi!
Czekam na nn ^^
Pozdrawiam! :*
A "All about us" i mnie już zawsze będzie się kojarzyło z Rogan <3
A no znowu. Zła, niedobra, wredna Ruda, ale inaczej nie umiałam xD
UsuńDziękuję za komentarz i obecność! ;*
O rany! Ale miazga! Ten rozdział normalnie rozwalił mózg!
OdpowiedzUsuńNie rozpaczaj przecież i tak masz dużo czytelników, ale muszę się zgodzić bo na wszystkich blogach zauważyłam spadek aktywności.
No cóż ja sądzę, że jest po co pisać. Ten rozdział był super! Tylu zwrotów akcji się nie spodziewałam!
Kiedy Cat czekała na karetkę przyszło mi na myśl, że pewnie ONI kontrolują sytuację i nie pozwolom by uratowali Colina.
Biedny Jacob! Pewnie zaraz go odnajdą i uprowadzą jeśli nie zabiją. A on nic nawet nie wie!
Najbardziej zaskoczyła mnie zdrada Coopera choć trochę go rozumiałam. No i oczywiście końcówka. Normalnie miazga! Ja chcę czytać! Wybacz, że komentuję tak późno, ale miałam urwanie głowy przez weekend.
Nie załamuj się!
Ależ się uśmiechałam czytając ten komentarz! :D Bardzo się cieszę, że tak Ci się podobało i bardzo dziękuję za komentarz! ;**
UsuńNie załamę! ;)
Szczerze? Jestem tak rozbita emocjonalnie po przeczytaniu tego rozdziału, że nie wiem jakich użyć słów, aby Ci przekazać, co myślę...
OdpowiedzUsuńNie obraź się, ale TAK SIĘ WKURWIŁAM - za przeproszeniem - że miałam ochotę rzucić laptopem o ścianę. Zabiłaś mi Collina. Wiem, że o to chodziło. Wiem, że takie powinny być zakończenia. Wiem, że dobrzy bohaterowie giną w chwale i nigdy nie zostaną zapomniani, ale... Dlaczego Collin !?!?!?!?!?! Po tym co zrobił w poprzednim rozdziale? Jak wyznał Cathrinie miłość, jak zaakceptował odrzucenie, jak nadal chciał być jej przyjacielem Ty zadecydowałaś się go zabić? Nigdy nie pogodzę się z tą decyzją - NIGDY.
A teraz czas na dobre strony, czyli...
Po pierwsze cudownie opisałaś relacje między tą dwójką. Podoba mi się, że Cathrina pokazała trochę uczuć, zamiast ciągle krzyczeć, że nie wie, jak ma wyjaśnić to, co się dzieje. Niemal płakałam razem z nią, kiedy umierał jej przyjaciel. To było cudowne, emocjonalne. Doskonale wyszedł Ci ten opis. Poza tym nadal niewiele się wyjaśniło. Co za łąjdak z tego Coopera! Rozumiem, zrobił to dla rodziny, ale do cholery jasnej... przecież to glina, nie mógł wymyślić czegoś innego?
No i fakt, że Catia wybrała Jacoba. Normalnie w filmach, serialach i blogach kobiety zawsze dokonują złych wyborów. Wybierają gości, którzy ich ranią, wykorzystują, albo zwyczajnie nie są odpowiedni. Catia podjęła dobry wybór- wyjątkowo dobry i wbrew pozorom mnie to cieszy.
No cóż, rozdział był dobry - takie powinny być zakończenia, jak wspominałam. I oczywiście, CHCĘ CZYTAĆ DALEJ! Błagam, nie rezygnuj ...
Hahahaha ależ oczywiście, że się nie obrażę;) Powiem więcej - spodziewałam się, że niektórzy czytelnicy będą chcieli zepchnąć mnie ze schodów, rzucić coś we mnie, albo ukręcić łeb. Oczywiście tak metaforycznie. Wiem, że wkurzyłam i z jednej strony przepraszam, a z drugiej... tak po prosru miało być. Bo w życiu nie jest kolorowo i tutaj też nie będzie.
UsuńCieszę się, że uważasz wybór Catheriny za dobry. Wiem, że na większości blogów czy w serialach taka Catherina na pewno wybrałaby Colina (w końcu to by było bardziej wow i bardziej romantyczne), ale moja Cath jeszcze nie raz zaskoczy ;)
Ogromnie się cieszę, że chcesz czytać dalej i że wywołałam tyle emocji. I bardzo dziękuję za obecność i kom! ;*
Napiszę tylko, że mam ochotę Cię zabić, ale widziałam, że tak będzie.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że chcę więcej. Czy się podobało? To jest najlepsze opowiadanie ever !!!
pozdrawiam xx
Bardzo się cieszę i dziękuję za obecność! ;*
UsuńJestem!
OdpowiedzUsuńKurczaczki... wiem, wpadam do ciebie dość późno, pewnie standardowo czegoś nie skomentowałam, ale wiedz, że jestem, że czytam i będę czytać. Także tutaj apel do ciebie, żebyś jednak nie rezygnowała dla nas z tego, co robisz :)
Świetny rozdział, zresztą, u ciebie nie ma słabych, każdy ma coś, co przyciąga i chce się więcej. I nie, nie jestem wkurzona (no, może trochę) za to, jak pokierowałaś losami bohaterów. W końcu to ty piszesz dla nich "scenariusz" :)
Co nie zmienia faktu, że cholernie boli mnie serducho w związku z Colinem. Tak się nie bawię... :( Nie tego się spodziewałam. W tej kwestii jestem akurat na ciebie zła, bo go niesamowicie lubiłam.
Wszystko genialnie opisałaś. Powiem szczerze, że rzadko mi się to zdarza, ale autentycznie zakręciło mi się parę łezek w oku. Ale cóż, życie to nie bajka, nawet w wyimaginowanych historiach.
Z drugiej strony, popieram poniekąd wybór Catii. Może to i dobrze, że wybrała Jacoba?
Czekam niecierpliwie na kolejne części, weny!
Buziaki :**
Cieszę się, że Ci się podobało i że ciągle ze mną jesteś;) I bardzo dziękuję za komentarz! ;*
UsuńZmora Twojego życia (albo raczej tego opka) przybyyyywaaaa! *wsiada na miotłę i leci do opka*
OdpowiedzUsuńTaka byłam zabiegana, że nawet nie zauważyłam, że opublikowałaś coś nowego! *Zaciera łapki, bo wie, że będzie super* Całkiem przypadkiem przy pierwszym akapicie leciała mi Ruelle – War of Hearts i powiem, że jakoś taki mi tam pasuje. Jakby kręcili film, to można by to podstawić tam :)
Lubisz ludziom robić wywrotki emocjonalne, co?
Moja mp3 ma jakieś wyczucie klimatu Twojego opka. Przy strzelaninie słuchałam Blood on my name - The Brothers Bright
„ Wtedy nie rozumiała jeszcze, jak poważne są obrażenia, które odniósł Colin.”No i pierwsza uwaga, znów to zrobiłaś, zapowiedziałaś nam wydarzenia. Już wiem, że jest poważnie, popsułaś narastanie napięcia, bo tak cały czas człowiek gryzie paznokcie, co z tą raną, a po sekundzie podajesz nam na tacy, że obrażenie jest cholernie niebezpiecznie. Super *robi niezadowoloną minę*
Nawet niewielki skurcz mięśni brzucha wywoływał ogromny ból. Nawet nie tyle co ból, bo ból mogła złagodzić adrenalina, której tutaj nie brak, a wzmożony krwotok.
NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE. Nie zgadzam się. A wiesz co zrobiła mi moja playlsta? O, to mi zrobiła podczas jego umierania. https://www.youtube.com/watch?v=VLRZFLKEXS4
Dobra, to było cudowne, wspaniałe, oprócz tego jednego mankamentu z zapowiedzią. Jak ja przeżyję teraz bez drugiej częściii? Nie przeżyję!
Dobra, ekhem, ogarnęłam się emocje na bok; znalazłam jeszcze jedno niedociągnięcie: zabójca na zlecenie, znaczy ludzie pokroju tych Azjatów nie gwałcą, takie rzeczy tylko amatorzy. A poza tym to wszystko ok, jestem zachwycona i w ogóle, ocham i acham.
Widzisz, moje komentarze nie zawsze są krytyczne :)
Haha skoro Twoja mp3 jest taka przewidująca, to wyślij mi swoją playlistę, będę wiedziała czego słuchać pisząc rozdziały ;D
UsuńTak, zapowiedziałam wydarzenia w tym jednym zdaniu, ale akurat tutaj raczej tego zdania nie usunę. Widywałam podobne zabiegi w niektórych książkach (nie pamiętam gdzie i w jakich) i akurat mnie się to podobało. Ale to pewnie kwestia gustu;) No i nie zgadzam się, że gwałcą tyko amatorzy. Oni nie byli do końca zabójcami na zlecenie. Ale nie wiem jak określić ich rolę w tym wszystkim bez zdradzania szczegółów, więc na razie pominę ten temat;D
Ogromnie się cieszę, że się podobało i dziękuję za komentarz! ;*
Jesteś moim mistrzem. Naprawdę, jak Boga kocham, tak kocham też ciebie <3 Z Cooperem mnie zaskoczyłaś kompletnie, i za to cię uwielbiam <3 Jednak Colin miał rację, wtedy gdy powiedział Catii, że Forest Hill to wiadomość dla niego. Cieszyłam się i wręcz gryzłam własną pięść żeby Catii udało się uciec w porę, tylko to wtedy nie miałoby sensu, bo nie byłoby drugiej części. A ja chce drugą, tak bardzo nie mogę się doczekać. Gdy czytałam końcówkę (a było to dzisiejszej nocy, jakoś koło godziny pierwszej) serce biło mi tak szybko, że ten dźwięk rozchodził się echem po moim cichym pokoju. Naprawdę to było niesamowite. Bardzo mi szkoda Colina, ale czuję, że tak musiało być, inaczej ta część nie mogła się skończyć. Jesteś naprawdę niesamowita <3
OdpowiedzUsuńPrzepraszam też, za moją długą nieobecność, ale wiesz jak było :) Teraz już jednak jestem i czekam na drugą część :)
Co do pytań:
1. PODOBAŁO SIĘ I TO JAK! <3
2. TAK, TAK, TAK, CHCE CZYTAĆ DALEJ <3 Tu nie może być innych odpowiedzi :)
pozdrawiam! <3
Bardzo mi miło czytając takie słowa! ;* Ogromnie się cieszę, że aż tak się podobało;)
UsuńJedna poprawka, to nie Forest Hill było wiadomością dla Colina, tylko śmierć tego świadka - Alberta Raina. To trochę zmienia postać rzeczy ;)
Mam nadzieję, że następna część też będzie wzbudzać takie emocje i ogromnie się cieszę, że chcesz na nią czekać.
I dziękuję za komentarz! ;**
Tak, masz rację, wybacz mój błąd, musiało mi się coś pomylić :)
UsuńChyba o to ci chodziło :)
OdpowiedzUsuńUsunęłam Twoje dwa pozostałe komentarze, bo rozdział jest miejscem do dyskusji na temat rozdziału, a nie innych spraw.
UsuńNie, nie o to mi chodziło. I nie przekonuje mnie tłumaczenie, że "coś ci musiało umknąć". Pisze jak byk, czerwonymi drukowanymi literami, że takiego spamu nie przyjmuję.
Hejo kochana! :3
OdpowiedzUsuńPoprzedni rozdział, jak i ten, podobał mi się. Na początku myślałam, że Colin na serio pocałuje Catię i przyznaję, że byłam zawiedziona, kiedy tego nie zrobił.
Jeśli chodzi o ten.
Hm... Jacob mógł się trochę wkurzyć, no ale skoro kocha Catię, a ona jego, to powinien mieć do niej zaufanie.
A już myślałam, że nie pojedzie na to osiedle.
WIEDZIAŁAM, ŻE STANIE SIĘ COŚ NIEDOBREGO! OD SAMEGO POCZĄTKU WIEDZIAŁAM!!!
Jak James mógł to zrobić??!! ;((
JAK MOGŁAŚ ZABIĆ COLINA???????!!!!!!! Miałam taką małą nadzieję, że skoro zaczynasz pisać od nowa, to może oszczędzisz Colina i jeszcze trochę pożyje... Ja go tak uwielbiam, a Ty mi go uśmierciłaś. Jak mogłaś??!! ;((((((
Dan! To był Dan! Jestem pewna na 100%, że to właśnie był on xD
... Z jednej strony cieszę się, że w końcu zaczyna się upragniona przeze mnie część obozowa, jednak z drugiej... Jestem ZROZPACZONA ;(
Lecę głosować w tej ankiecie.
Czekam na nn! Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! xoxo :*
Maggie
Bo Colin pocałował Catherinę. Tylko ona tego nie odwzajemniła.
UsuńW sumie to nie wiem, jak mogłam zabić Colina. Chyba normalnie;D Ale tak musiało być, żeby opowiadanie nabrało smaczku.
Dziękuję za komentarz! ;*
Podobalo sie i podoba. Berdzo chcialabym czytac dalej. Nie komentuje, poniewaz nie potrafie wyrazic slowami swoich emocji, a pisanie jednego slowa ''super'' pod kazdym rozdzialem, wydaje sie troche bez sensu. Piszesz wspaniale opowiadanie, prosze Cie dziel sie nim z nami w dalszym ciagu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam AZ
Więc nie pisz super, napisz "przeczytałam", abo "jestem". Nie oczekuję wyrażania swoich emocji od każdego, bo już sama obecność wiele wyraża.
UsuńBardzo dziękuję, że po raz kolejny zdecydowałaś się ujawnić;*
Tak strasznie przepraszam,że tak długo tutaj szłam do Ciebie. Ale dziś już odzyskałam siły więc jestem. Tradycyjnie zacznę od tego,że mam ulubiony kawałek z rozdziału: — Colin, ej, nie usypiaj — prosiła błagalnym tonem, po czym poklepała go lekko po policzku. — Rozmawiaj ze mną, słyszysz? Słyszysz, Colin? Ej, facet, gadaj do mnie!
OdpowiedzUsuń— Yhm — mruknął tylko.
— Opowiedz mi coś, dobra? Powiedz mi o tej dziewczynie, którą poznałeś.
— Jest ładna — powiedział, na moment powracając do świadomości. Oparł głowę o ścianę budynku i starał się patrzeć na Catherinę. — Ale nie ładniejsza od ciebie — przyznał.
Ten ostatni tekst jest najlepszy. Powiem ci,że doznałam wielkiego zaskoczenia! Jak mogłaś?-uśmiercić Colina? Myślałam,że on troche pożyje. Pytam się: czemu? Jak ja mame kocham to kocham sceny typu: POCAŁUNEK--> PRAWIE POCAŁUNEK-->MA BYĆ POCAŁUNEK-->JEDNAK POJDĘ COŚ ZJEŚĆ.
1. Czy się podobało? Znasz mnie. Jak zawsze znajde coś dla siebie,
2. Czy chcę? Głupie pytanie!
Zapraszam do mnie jeśli masz ochote czytać moje wypociny :)
Bardzo się cieszę, że zdołałam zaskoczyć i że masz ochotę na więcej;)
UsuńDziękuję za komentarz;*
Ufff nadrobiłam rozdziały :) Ale dlaczego Colin??? :( Zdążyłam go polubić. No, cóż... Tak podobało się, czekam na drugą cześć :3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Cieszę się, że się podobało i dziękuję za komentarze! ;***
UsuńNie czytałam rozdziału. Dwa miesiące nie miałam czasu na nic, zwłaszcza na blogi. Jutro planuję nadrobić ulubione, w tym także ciebie. Przeczytałam jednak notkę pod spodem i zastanawiam się co ci na nią odpisać. Czy mam być miła, czy brutalna? Myślę, że moje zdanie może ci się nie spodobać, ale trudno, raz kozie śmierć, najwyżej mnie wyjebiesz na zbity pysk (ostatnio staram się nie owijać w bawełnę).
OdpowiedzUsuńOstatnio blog (nie tylko twój, a ogólnie) przybrał dziwny wymiar zabawy w zdobycie jak największej ilości komentarzy, zamiast bawić się w zdobywanie jak największej ilości czytelników. Czujesz różnicę? Ja ostatnio poczułam i zdałam sobie z niej sprawę. Osobiście ostatnio rzygać mi się chcę na modę za którą sama jeszcze nie tak dawno temu podążałam i nawet zaczęłam unikać blogów takich jak twój, chyba, że fabuła naprawdę przypadła mi do gustu i ciężko mi się z nią rozstać. Pisząc takich jak twój, mam na myśli zasady jakie na nim panują, a nie klimat opowiadania.
Otóż ja po prostu nie wiem ile opowiadań, które czytasz czytasz z przyjemnością, a ile z przymusu, by oni z przymusu przeczytali ciebie? Nie wiem czy jest ci z tym dobrze, że ktoś wchodzi na twoje opowiadanie, czyta i pisze komentarz nie bo chce sprawdzić co u twoich bohaterów, a bo chce byś ty sprawdziła co u jego bohaterów. Myślę, że jest różnica czytać kogoś, komentować i wymagać by ktoś zajrzał i sprawdził co mamy u siebie a wymagać, by z nami pozostał tylko po to by samemu pozostać u niego. Ja sama nie cierpię egoistów, ale czy mogę nazwać tak kogoś komu po 2-3 rozdziałach żadne z moich opowiadań nie przypadło do gustu, a czyta 10-20 innych opowiadań, kogoś innego? Czy to powód, by odejść od takiego autora, by przestać czytać jego opowieść, nawet jeśli mi się podoba? Zwłaszcza jeśliby zajrzał do mnie i napisał kilka słów, pisząc jednak, że to coś nie dla niego, po prostu nie i już i nie będzie się zmuszał. Myślę, że do takiej osoby miałabym większy szacunek niż do takiej nieszczerości jaką większość reprezentuje. Kiedyś napisałaś, że wkurza cię jak ktoś ci słodzi, a potem wchodzisz na totalnie beznadziejny blog z naiwną historią i widzisz tego samego czytelnika, który tam także tak samo słodzi jak słodził u ciebie. Zastanów się czy ty czasami nie postępujesz zupełnie tak samo, albo chociażby podobnie. Czy nigdy nie trafiłaś na nudną historię, która prawie nie miała opisów, ledwie się kupy trzymała, a bohaterowie byli mdli, bez wyrazu, przerysowani lub wyidealizowani, a ty mimo tego pisałaś, że jest super, że nie możesz się doczekać kolejnego rozdziału, jednocześnie modląc się w duchu, by szybko ten kolejny nie został opublikowany, bo jeszcze masz przecież tyle do nadrobienia u innych? Nie odpowiadaj mi, ani prywatnie ani na forum. Sobie odpowiedz. Bo ja szczerze powiem, że w kilku przypadkach tak właśnie miałam, dlatego postanowiłam spasować. Szczerze, z początku myślałam, że po tych dwóch miesiącach nieobecności odejdę całkiem, że się pożegnam, bo naprawdę niedobrze mi się robi jak widzę zachowania, które kiedyś sama powielałam. Jednak zanim odejdę z blogsfery to najpierw chciałabym dokończyć co zaczęłam - zarówno pisać, jak i to co zaczęłam czytać i naprawdę mi się podobało - zostać z takimi autorami do końca, a potem się zobaczy. Myślę, że chyba jednak wolę dokończyć opowiadanie nawet dla 2-3 osób, ale szczerych, co czytają, bo naprawdę ich ciekawi, niż pisać dla 100-200, którzy czytają tylko po to, bym ja czytała ich.
Pozdrawiam.
Nie, nie postęuję tak samo. Jeśli coś mi się nie podoba, to o tym otwarcie piszę. Jeśli widzę w jakimś opowiadaniu błędy, niespójność, nieciekawe fragmenty, albo jeśli coś innego mi się nie podoba to zawieram to w swoim komentarzu. Nikomu nie poklaskuję, gdy widzę, że pisze coś średniego. Ale z drugiej strony staram się też w każdym opowiadaniu znaleźć jakieś plusy. W jednych pomysł, w innych kreację jakiegoś bohatera, w trzecim zdolność autora do opisywania takich czy innych rzeczy.
UsuńOczywiście, że czytanie jednych blogów podoba mi się bardziej, innych może troszkę mniej, ale to jest normalne. Tylko, że jeśli w jakimś opowiadaniu kompletnie nie ma nic dla mnie i kompletnie niczego nie mogę się chwycić, to odpuszczam. Trudno, niech przestanie czytać u mnie.
W sumie nie wiem czemu powstaje tu taka dyskusja, bo w poście pod notką nie napisałam nic oburzającego. Przynajmniej w moim odczuciu. Martwi mnie malejąca liczba komentarzy, ale to chyba normalne. Autor chce wiedzieć, czy powodem jest brak czasu czy spadająca jakość opowiadania, czy co. Nie mam zamiaru robić pod rozdziałami jakiegoś wyścigu komentarzy. Chcę zdobywać Czytelników, nie komentarze, dlatego już jakiś czas temu powiedziałam, że wystarczy mi tylko zwykłe "Przeczytałam" pod rozdziałem. Będę wiedzieć, że tego czytelnika mam, a wysilać z komentarzem się wcale nie musi.
Doskonale zdaję sobie sprawę, że większość czyta u mnie dlatego, że ja czytam u nich, ale co mam z tym zrobić? Zamknąć bloga tylko dla wybranych, skończyć pisać, nie czytać żadnego innego bloga, żeby zobaczyć kto jest ze mną szczerze? Nie. Jestem może cholernie naiwna, ale naprawdę wierze, że gdy ten interesowny czytelnik przeczyta kilka rozdziałów to naprawdę się wciągnie i potem pozostanie ze mną z własnej woli. A zdobywam nowych, bo chcę pisać dla szerszego grona i to chyba nie jest nic dziwnego.
Mamy inne podejście, teraz odniosę się tylko do końca twojej odpowiedzi. Jeśli ktoś jest szczery to zostanie do końca, a ta reszta odejdzie w trakcie, w międzyczasie, bo twoja powieść jest długa, będziesz ją pisała myślę, że jeszcze z jakiś rok, prawda? Więc większość z tych osób w tym czasie właśnie odejdzie. Więc łatwo sprawdzisz przy epilogu, kto był z tobą, a kto tak naprawdę nie był, choć gdzieś tam widniał.
UsuńA co do tego rozdziału, to powiem tylko tyle, że Colin był i Colina nie ma i jest mi źle, smutno mi i idę zaraz po piwo przez to, by wypić sobie i tak wiesz... z hołdem dla niego. Naprawdę go lubiłam, choć nie zawsze popierałam.
Zaraz też przeczytam ten nowy rozdział, by mieć już ciebie "z głowy" i zobaczyć ten obozowy klimat, bo ja się go tak cholernie nie mogłam doczekać.
Dodam jeszcze o tej zdradzie, dla męża i dzieci też bym zdradziła nawet najlepszych przyjaciół. Chciałabym zapewnić im bezpieczeństwo, oni byliby priorytetem, dlatego nie dziwię się Jamesowi.
Nie mam pojęcia ile będę pisać;D Zależy jak szybko będzie mi to szło. Bo pomysły mam, gorzej czasem na ich przelanie.
UsuńTeż bym zdradziła. A sytuacja Coopera miała pokazać, że nie zawsze są wyjścia dobre i złe, czasem nawet to dobre dla jednych, jest tragiczne dla drugich. A ocenę tej postaci zostawiam czytelnikom;)
Moment, moment... Czy ja dobrze rozumiem? Czy Colin nie żyje? JAK MOGŁAS?! Powiedz, że to moje czytanie ze zrozumieniem zawodzi, proszę! <3 Szczena mi opadła niczym przy lekturze powieści Mroza. Pozwól proszę, że w komentarzu nie skupię się tak bardzo na treści, co na ogłoszeniu poniżej. Mam nadzieję, że się nie pogniewasz za to, co napiszę :* Myślę, że nie, jesteś mądrym Rudzielcem :D
OdpowiedzUsuńOstatnio zauważyłam Twój... stres, zaniepokojenie spadkiem popularności bloga. Może nie tyle popularności, co ilości komentarz, o. Rozumiałabym, gdyby ta liczba spadła z setki do dwóch, trzech osób. Komentuję Twoje opowiadania z poślizgiem, więc wiem, że pod postem pojawia się dużo wiecej niż kilka czy kilkanaście opinii. Jedne są dłuższe, inne krótsze, ale są. Czy Ty moja Panno nie przesadzasz? ;) Wiem, że czujesz się może "rozpieszczona", Twoi fani, czytelnicy przyzwyczaili Cię do morza opinii, ale wszystko się zmienia. Popatrz na mnie - gdy "Kryminalni" byli u szczytu popularności każdy rozdział komentowało mi kilkadziesiąt osób. W tej chwili ilość opinii ogranicza się do pięciu, w porywach do siedmiu (spamu nie liczę), a do głowy by mi nie przyszło, by zawiesić pisanie. Ważne, że zostali Ci, który NAPRAWDĘ chcieli zostać. Owszem, fajnie jest widzieć opinie, czytac motywujące słowa, sama o nie apeluje, ale mając raptem trzy komentarze pod postem, a nie dziesiątki ;) Doceń tych, którzy są i nie znikaj. Nie bądź złym złoczyńcą szantażystą :D Mam nadzieję, że się nie gniewasz i zostaniesz :* Chociaż dla tej kilkudziesięcioosobowej garstki ;)
Nie uważam, żebym przesadzała, bo moja chęć odejścia nie wynika ze zmniejszających się statystyk, a mojego poczucia, że coś pasowałoby zmienić. Ja naprawdę nie chciałam narzekać, ale widzę, że ten post można było dość pokracznie zrozumieć, dlatego usunęłam. A swoje przemyślenia zostawię w takim razie dla siebie. I oczywiście nie gniewam się, bo o co? Poza tym jakbym mogła! Sama ciągle apeluję o szczerość, więc nie mam zamiaru się teraz o nią wkurzać :D
UsuńAle wracając do najważniejszej części, ogromnie się cieszę, że podobał Ci się rozdział! ;)
I za komentarz również dziękuję ;*
Wreszcie się pojawiam! Mam nadzieję, że nie zwątpiłaś we mnie. Ostatnie kilka dni padał deszcz także mogłam spokojnie usiąść i w końcu nadrobić. Wytrwałam i jestem.
OdpowiedzUsuńAle... Colin? Nie, nie, nie :( Chyba jestem zła i chyba się obrażam!
Żartuję, nie obrażam się.
Czekam na kolejny i zapraszam też do siebie.
Pozdrawiam i ściskam ;*
Dziękuję za komentarz :)
UsuńPrzepraszam, że dopiero teraz komentuje, ale nie miałam wcześniej na to czasu. A jak miałam to zapomniałam. Taki mistrz ze mnie.
OdpowiedzUsuńCzytałam dawno, więc nie napisze dość szczegółowego komentarza, ale napiszę co myślę o kluczowej sytuacji.
Nie spodziewałam się, że tym zdrajcą będzie jeden z nich. Ten policjant wydawał się sympatyczny i niepozorny, także idealne zagranie. Smutno mi się zrobiło kiedy do nich zadzwonił a Colin i Cath zaczęli rozumiec co się naprawdę dzieje. Powiem, że strzelanina trzymała mnie w napięciu. Bałam się o życie bohaterów, a właściwie o życie Colina bo wiedziałam że Cath wyjdzie jakoś z tego. No i Colin został postrzelony. I tak naprawdę mogę mieć tylko nadzieje, że udało mu się jakimś cudem przeżyć.
Chyba udało mi się tak wczuć w ten moment kiedy Cath zostawiala go i postanowiła uratować siebie, że czułam ten ból i tą cholerną bezsilność, że nie da mu się pomóc. Kolejny dreszczyk to to był ten moment, kiedy jeden z tych złych goni Cath, chce ją dopaść i ktoś ją w końcu ratuje. I kim jest ten ktoś?
Nie mogę się doczekać :D Pozdrawiam! I chociaż czasami nie skomentuje od razu to pamiętaj, że we mnie zawsze masz czytelnika :)
Żaden problem ;* Oczywiście, że pamiętam, że mam w Tobie czytelnika! Jak bym mogła tego nie wiedzieć:)
UsuńKtoś musiał być zdrajcą, wypadło na niego;D Bardzo się cieszę, że udało Ci się wczuć w te najważniejsze momenty. Mam nadzieję, że przekazałam je tak, jak powinnam;)
I bardzo dziękuję za komentarz! ;*
Wreszcie tu dotarłam ze swoim komentarzem! Miałam sporo do nadrobienia u Ciebie. Nie dość, że kilka rozdziałów to tyle akcji, że nawet nie wiem, czy będę w stanie napisać sensowny komentarz.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, kim był ten mężczyzna, który rozmawiał z C. i tak coś mi się wydaje, że może być to Dan. No bo z pewnością żyje, wbrew temu, co sądzi L. I to pewnie on pojawia się na końcu tego rozdziału. Więc równie dobrze mógłby być tym tajemniczym informatorem. Ale tego pewnie dowiem się w kolejnych rozdziałach.
Jak Colin może nie żyć?! Jeszcze chwilę temu czytałam poprzedni rozdział, w którym wyznawał Catii miłość i zaczęłam się cieszyć, że może ona rozstanie się z J. Bo co prawda J. też wzbudził moją sympatię, ale jednak Colin jest tylko jeden. A właściwie był tylko jeden, bo moja ulubiona postać w tym opowiadaniu właśnie została uśmiercona.
Jego poświęcenie to był prawdziwy dowód miłości i nie wiem, jak Catia sobie teraz poradzi po czymś takim, tym bardziej, że z J. też straci kontakt, bo z lasu tak szybko raczej nie wyjdzie, przynajmniej jeśli zamierzasz poprowadzić tą kolejną cześć podobnie jak w poprzedniej wersji opowiadania.
No i naprawdę nie wiem, jak ona mogła nie zauważyć przez te lata, że Colin wciąż ją kocha, skoro chyba wszyscy wokół to widzieli.
Z jednej strony cieszę się, że wreszcie pojawi się Dan, bo trochę mi go brakowało w tej historii, a z drugiej strony Dan to jednak nie Colin...
Pozdrawiam
j-majkowska
Vivienne wróciła <3 Bardzo mi miło widzieć Cię z powrotem ;)
UsuńA no wiem, że Colin jest tylko jeden i że WiZ bez niego będzie dość... puste, ale pojawią się nowe postacie i mam nadzieję, że one jakoś zalepią tę pustkę.
Tę wersję mam zamiar poprowadzić podobnie tylko od niektórymi względami - chociażby cierpieniem Catheriny. Reszta jest kompletnie zmieniona;)
Dziękuję za komentarz! ;*
Mega mnie wkręciło
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie ;) http://wirtualniewalniety.blogspot.com
Mam wrażenie, że Twój komentarz ma za zadanie tylko zarosić do siebie;) Czytałes w ogóle ten rozdział?
UsuńTak z ciekawości wkleiłam do Worda Twój rozdział i ponad 6000 słów, więc chyba najdłuższy dotąd, ale uważam, że nie dało się przerwać wcześniej. Poza tym zostawiasz nas jakiś czas bez rozdziału(o tak, nie powinnam się wypowiadać w tej kwestii, ale jednak coś w tym jest, że jak ma od 17-20 lat, to ten dwór, życie prywatne jest tak istotne, że się blogi zaniedbuje ;p).
OdpowiedzUsuńNo Catia mogła pomyśleć zanim przyszła w czyjejś męskiej koszuli i to zwłaszcza tego, o kogo był zazdrosny Jacob. W każdym razie mimo niewiedzy, że on jednak był zazdrosny o Colina, to chyba jasne, że parter nie będzie z tego zadowolony.
Po tym jak James powiedział "żegnaj" to wszystko stało się dla mnie jasne. Wiedziałam, że to pułapka. Nie tylko dlatego, że miał to być ostatni rozdział tej części. Poza tym te wytłumaczenie Jamesa było takie na siłę, widać że chciał, aby koniecznie tam pojechali. Skoro zrezygnowała, to bała się, więc nie powinien jej tam puszczać. No, ale tego "żegnaj się" już prawie nie słyszała, więc może przyzwyczaiła się do takich "wymówek", że trzeba zrobić to szybko. Niemniej jednak James utracił swój azyl pewnie, a zarazem pozwolił na zabicie jednego ze swoich wspólników. Lepiej być do końca przyjacielem, niż pozwolić na śmierć przyjaciela. W ogóle jest taka genialna scena w Fali Zbrodni z tym :D.
Ciekawe, że nagle po tej akcji uśmiercenia Colina i jak uważają też Catii, to nagle całe ich miasto zostanie zniszczone. To tak jakby oni najbardziej w tym przeszkadzali. Chociaż to funkcjonariusze, więc ważna rzecz, to może oznaczać taki początek wojny. Tak naprawdę nie wiadomo czy postąpisz tak jak wcześniej, także w sumie na razie nie mogę nic powiedzieć xD.
Myślę, że dobrze, że wymyśliłaś jakie zdarzenia były przed, bo pozwoliło nam to jakoś poznać Colina bardziej, a nie tylko ze szczątkowych informacji, chociaż wcześniej dużo bardziej go lubiłam ;p. Jednak dzięki temu, że uratował Catii życie, to zyskał u mnie bardzo wiele. Tak się zachowuje przyjaciel, a nie każdego byłoby na to stać. W każdym razie wracamy do punktu rozpoczęcia akcji w obozie, więc pewnie podobnie się zacznie. Chociaż zastanawiałoby mnie, jakby to było, kiedy Colin by żył.
>"Selfie z dachu wieżowca" --> Serio?xD Selfie? No weź xD.
"— Wiesz co? Chyba nawet nie chcę wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi — wyznał szczerze.
Morgan przymknęła oczy" --> Po Morgan nie ma akapitu.
"nowego-starego" -> Mam wrażenie, że powinno to być zapisane inaczej. Może nowo-starego? Albo z kreską "/"? Nie wiem, coś mi tu nie gra.
Colin raz zwrócił się do niej Kate, nie wiem czy to odpowiednie zdrobnienie do tego imienia, ale nie wiem.
Wpadłam też jak zmieniałaś szablon i może czcionka jest czytelniejsza, ale ten nagłówek mi jakoś nie pasuje do klimatu tego opowiadania. Poprzedni bardziej mi się podobał pod tym względem.
UsuńA i chcę czytać kolejne części :D
UsuńBardzo możliwe, że nagłówek nie pasuje do klimatu opowiadania, w końcu niewiele mówi na temat treści. Ale uważam, że Colin zasługuje, by choć ten jeden raz przykuwać całą uwagę ;)
UsuńMoże i Catherina powinna pomyśleć, jak się zachowuje, co robi, w czym przyszła do domu, ale... nie zawsze da się myśleć o wszystkim.
Nie postąpię tak jak ostatnim razem;) Poza tym wtedy też nie było powiedziane, że to po ataku na C&C nagle zaczęła się wojna. Oni są tylko pionkami i myślę, że tutaj dość dobrze to pokażę;)
Nie wiem jak inaczej napisać to nowego-starego, więc zostawię to w spokoju, dopóki nie wymyślę.
Tak, serio Selfie ;D
Dziękuję za komentarz! ;**
NIEEEEEE, COLIN, JEŁOPIE, MUSISZ ŻYĆ! Nie wyobrażam sobie, żeby on tam tak derdnął. Co za zrypani Azjaci. A ja zawsze myślałam, że oni są tacy mili, grzeczni i uroczy. Jakieś wypaczone, okropne żółte ludki nooo! Źli Azjaci, źli :P Łudzę się głupio, że może on przeżył, a co, dopóki nie padło zdanie: I serce Colina przestało bić, będę się tak głupio łudzić.
OdpowiedzUsuńEj, tak mi głupio pisać o Catii i jej dwóch towarzyszach, czyli Jacobie i Bonnecie, skoro jeden jest ledwie żywy, a drugiego najprawdopodobniej szybko nie zobaczy, no ale musze jakoś odnieść się do tego, co w pierwszej części rozdziału. Sama nie wiem czy liczyłam na to, że ona rzuci Jacoba i wpadnie w ramiona Colina. Chyba było mi to w gruncie rzeczy obojętne, bo lubię bardzo Colina, ale z drugiej strony Jacob wydaje się w porządku, a i Catia sprawia wrażenie, że jej na nim zalezy, więc czy jeden, czy drugi, wybór, byłoby mi szkoda tego drugiego, odrzuconego :D No a Catia wybrała Jacoba, chyba w gruncie rzeczy to był ten rozsądniejszy wybór, jeśli mogę to tak ująć.
Co do Coopera… Zupełnie się tego nie spodziewałam. Nie podejrzewałam ani przez chwilkę, że to on ich tak wkopał, ba, że byłby w stanie wpakować ich w taką pułapkę. Już rozumie, przekazać jakieś informacje, ok. Ale żeby świadomie wysyłać C&C na pożarcie Azjatom? Nie wierzę, że nie domyślał się, co się może tam wydarzyć, jasne było, że chcą i Catię, i Colina wykończyć. Nie wiem, uważam, że mimo wszystko postąpił nie w porządku. Owszem, strach o rodzinę, to w pewnym sensie nieco łagodzi jego postępek. Od tej strony go rozumiem – nie chodziło o zdobycie pieniędzy, innych zaszczytów, a ochronę rodziny, ale może dałoby się to jakoś inaczej rozegrać? Zwłaszcza, że Catia chciała się od tego odsunąć, Colin być może zrobiłby to samo. No ale jednak, jak widać strach o najbliższe osoby jest na tyle silny, że zapomina się o wszystkim innym.
Pozdrawiam!
I masz święte prawo, żeby się łudzić! ;) Wprost o tej śmierci nie napisałam, więc nic jeszcze nie wiadomo;)
UsuńCieszę się, że zaskoczyłam tym Cooperem;) Taki miałam plan! ;D Rzeczywiście może mogłby postąpić inaczej, ale chciałam pokazać, że nawet kapitan wydziału zabójstw odczuwa strach. I to niemały!
Bardzo dziękuję za komentarz! ;*
Masz "Bonenta" zamiast "Bonneta" w zdaniu "Bo charakter Bonenta oraz romantyzm nie szły ze sobą w parze" (przepisałem abyś łatwiej znalazła).
OdpowiedzUsuń"poznać samą sobie" - samą siebie
Rozumiem Jaka, bo z jego punktu widzenia wygląda to tak jak wygląda. Cat nie docenia w jego mniemaniu jego starań i cierpliwości, więc chyba czas na gniew, co nie? Długo czekałem na tę awanturkę i liczyłem na większą, taką realniejszą, pełną żalu i pretensji.
Szczerze zaśmiałem się ze zdania "gdyby państwo nie zostało zaatakowane, to chciałaby mieć pracę, do której mogłaby wrócić" xD To było takie... groteskowe?
James - lubię to imię, ale jestem w połowie rozdziału i czuję, że on jest zdrajcą! Wszystko przez to jego "żegnaj Catherine".
Ciężko mi Coopera oceniać. Rozumiem złość Cath, ale jednak rodzina jest ważniejsza od kumpli i w takiej sytuacji poświęciłbym nawet najlepszego przyjaciela za życie własnej żony i własnych dzieci. Czasami w takich przypadkach trzeba być egoistą i myśleć o sobie i swoich najbliższych, a nie o współpracownikach.
Długi rozdzialik, ale podobał mi się. Colin umarł podobnie, właściwie tak samo jak wcześniej, więc nie będę się tutaj rozwodził, bo powtarzanie się by było bezsensu. Dodam jedynie, że były emocje i nawet mnie jako faceta chwyciło za serducho, tak więc wyjątkowo się postarałaś (wiem, złośliwy jestem trochę, to taki żarcik, bo wiem, że ty zawsze się starasz).
Nadrobiłem i czekam na kolejne, przy okazji się żegnam i lecę do reszty, bo jeszcze zostało mi z jakiś 20 blogów z czego kilka już zakończonych, ale wydaje mi się, że nadal mnie oczekujących. Ty byś na mnie zaczekała, prawda, nawet jeśli byś zakończyła?
Dzięki za czujność! Już poprawiam ;)
UsuńWiem, że liczyłeś na większą awanturę, ale... staram się być konsekwentna. Skoro napisałam, że Jacob nigdy nie krzyczy, to nie uważałam za stosowne nagle dodać jego wybuch złości. Taki typ, po prostu. Jeszcze nie skończyły mu się nerwy xD
Tak, to 'zegnaj' było dość wymowne.
Bardzo się cieszę, że 'wyjątkowo się postarałam' :D Złośliwcu, haha! Ale tak na serio, to naprawdę jest mi bardzo miło, że byłam w stanie chwycić za serducho nawet dorosłego faceta. Mega mi miło!
Pewnie, że bym czekała. Gdybyś tyko napisał, że masz zamiar nadrobić (nawet jeśli miało to by się stać kiedyś tam) to na pewno bym czekała.
Dziękuję za komentarz! ;*
Co.
OdpowiedzUsuńTu.
Się.
Do.
Cholery.
Stało.
Czy Ty myślisz, że możesz tak po prostu zabijać na moich oczach najlepsze postacie?!
Otóż nie! Realnie lecą mi łzy z oczu i mnie to kurczę wkurza, bo nie lubię się rozklejać przy komputerze.
Wszystko szło już tak dobrze. Tak dobrze! A tu nagle James... swoją drogą imię znajome, bo u mnie też takowy był zdrajcą. Imię zobowiązuje jak widać. Mniejsza o to.
Rozumiem, rodzina, chciał chronić, bał się. A serio miał kogo się bać, ci ludzie byli zdolni do wszystkiego i nie mieli skrupułów. Ale jednak. Zdrada boli :C Tym bardziej, że naprawdę niewiele brakowało, żeby tego uniknęli. Catia już chciała się od tego odciąć, nie pojechałaby tam. Ale swoją drogą pewnie wtedy dopadliby ich gdzie indziej. Ale nawet na miejscu. Jakby jeszcze trochę pogadali w tym aucie, trochę dłużej no. Już by byli na lepszej pozycji...
Nie wierzę w to, co przeczytałam. Nie wierzę, że Colin nie żyje. Nie możesz go tak po prostu zabić. I Catię też prawie. Ten co ją uratował, może to ten sojusznik? Eee, a może to właśnie ten Dan? Dawno nic o nim nie było, kto wie?
Ja jednak ciągle wierzę, że on jakimś cudem przeżyje. może to wszystko było ukartowane? Może to tylko pokazówka, ludzie są podstawieni, śmierć symulowana. Nie, nie wiem czemu, ale to musi mieć jakieś wytłumaczenie. Druga część bez Colina będzie taka... pusta. A Catia ocalona lub porwana, kto ją tam wie.
Lubisz grać na nerwach, co? Męczyć czytelników i doprowadzać ich do szału z niepewności ;)
Mam nadzieję, że kontynuacja pojawi się jak najszybciej, bo mam ogromny apetyt na dalsze rozdziały. Będę usilnie doszukiwać się w nich dowodów na przeżycie Colina :(((
Jak mogłaś, no :c
Haha, uwielbiam Cię! Poważnie! Dla takich reakcji warto pisać! <3 No i znowu nie wiem, co napisać... Ale wiedz, że dałaś mi mnóstwo motywacji swoimi komentarzami, bo nie ma nic lepszego niż widzieć, że czytelnik przeżywa wszystko razem z bohaterami, serio. Lubię męczyć czytelników, to fakt, ale lubię też szczęśliwe zakończenia, więc może jest dla mnie jakaś nadzieja, haha;D
UsuńTeż mam nadzieję, że kontynuacja pojawi się jak najszybciej. Motywacja jest, teraz tylko jeszcze czas i ruszam do pisania!
Jeszcze raz bardzo dziękuję! ;**
Ten rozdział, pomimo swojego tragizmu, był genialny. Cały czas zastanawiałam się jak to się stanie w tej wersji, że Catia trafi do obozu. Sytuacja w sumie podobna do tej z poprzedniej wersji, ale fakt, że nóż w plecy wbił zarówno kobiecie jak i Colinowi Cooper dość mocno mnie zaskoczył. Rozumiem, że chciał ocalić swoją rodzinę i został postawiony między młotem a kowadłem, ale mógł to rozegrać jakoś inaczej. Zachować się jak przyjaciel, zasiać jakieś ziarno wątpliwości u naszych bohaterów, by Ci mieli się bardziej na baczności, albo chociaż zasugerować coś, żeby mieli się porządnie czym bronić.
OdpowiedzUsuńColin oddał życie za Catię. To takie mocne zapewnienie z jego strony o miłości do kobiety. Chociaż ja liczę na to, że skoro wszyscy napastnicy już nie żyją i pogotowie zostało wezwane to może, jak pojawią się ratownicy, to jeszcze uratują życie mężczyźnie. Może on jednak wcale nie umarł? Pewnie bezsensu się łudzę, ale co ja poradzę, że go tak bardzo lubiłam?
I co będzie z Jacobem?
Oczywiście już nie mogę doczekać się życia obozowego, więc nie możesz przestać pisać. Odniosę się jeszcze do tego tematu, który poruszałaś tu wcześniej. Wiem, że czytelnicy ubywają a liczba komentarzy spada. Może świadczyć o tym sam fakt, że ja pojawiam się tutaj dopiero teraz. Odkąd goszczę na Twoim blogu zawsze zazdroszczę Ci tego, że masz tylu wspaniałych czytelników, że masz genialne pomysły na kolejne opowiadania i sama bez problemu tworzysz na potrzeby rozdziału swoje własne szablony. Myślę zresztą, że wiele osób to dostrzega. Najwyższa pora, żebyś i Ty to zauważyła. Twój blog jest niepowtarzalny i wiadomo, że czasem przychodzą nieco gorsze dni, ale potem zawsze jest lepiej. Z pewnością część czytelników jeszcze powróci. Czasem nie ma nawet czasu na napisanie tego „jestem” o które tyle razy prosiłaś. Jak kogoś nie ma w blogosferze to nie ma. Później ten ktoś wraca i nadrabia zaległości. Nie jestem doświadczoną blogerką, ale już takie rzeczy zauważam. Ważniejszą kwestią jest jedynie to, czy nie czujesz się zmęczona blogowaniem. W końcu siedzisz w tym już kilka ładnych lat :)
Mam nadzieję, że szybko napiszesz te kilka rozdziałów w przód, które tak bardzo chciałaś mieć i zaczniesz publikować kolejną część. A jeśli jeszcze w między czasie dojdziesz do wniosku, że jednak blog Ci nie odpowiada, to zostawię Ci do mnie maila. Będziesz mogła mi podsyłać rozdziały :) Na pewno ja nigdy nie powiem Ci żebyś koniecznie została na blogu, bądź nie. Nie lubię wywierać presji, choć zawsze mam jednak dużą nadzieję, że nas nie zostawisz z niczym. Nie chciałbym też jednak byś kiedykolwiek robiła coś na siłę, bo to powoduje, że człowiek się wypala. Wiem, że lubisz pisać, wychodzi Ci to nieźle i jesteś tego świadoma. Pamiętaj jednak, że w tym całym blogowaniu najważniejsza jest właśnie ta część. A z komentarzy, nawet jeśli będzie ich tylko dziesięć, zawsze warto się cieszyć, bo to znaczy, że jest gdzieś w Polsce te dziesięć osób, które niecierpliwie czekają na każdy Twój kolejny rozdział a to jest bardzo cenne.
Pozdrawiam ciepło Ona a obecnie Iris :)
Zapomniałam dodać, że masz genialny nowy szablon.Tylko przez niego tak trochę mi szkoda, że nie ma już z nami Colina :(
UsuńJest mi przemiło, że uważasz ten rozdział za genialny! Chyba nie mam nawet słów, żeby opisać jak się ucieszyłam czytając to zdanie;*
UsuńCo do kwestii blogowania i ubywających czytelników no to cóż... Ja zawsze podchodziłam do tego bardzo ambitnie. Chciałam dotrzeć do dużej grupy ludzi, mieć opinię od czytelników o różnym spojrzeniu na świat, różnych charakterach. Piszę dla hobby, ale równocześnie bardzo chcę być coraz lepsza. To nie jest dla mnie tylko i wyłącznie zabawa, chcę się uczyć, szkolić, publikowac coś, co jest dobre. Wkładam w bloga masę pracy i jak zauważam jakikolwiek spadek, to biorę to bardzo mocno do siebie. Ale jakiś czas temu zrozumiałam, że to bez sensu. Opublikowałam ten rozdział jakiś czas temu, teraz mam przerwę od tego wszystkiego i zaczynam z większym dystansem podchodzić do kwestii blogowych. Mniej ambitnie jeśli chodzi o zdobywanie czytelników. Bo przekonałam się, że czasem po prostu nie warto gonić za kimś, kto za miesiąc odejdzie i totalnie o mnie zapomni. Doceniam tych co są, byli i będą. Reszta... no cóż, selekcja naturalna.
Dlatego ten post pod notką zniknął. Ale mogę obiecać, że na pewno nie zostawię tych prawdziwych czytelników z niczym. Jeśli ktoś naprawdę będzie chciał czytać moje "dzieła", że tak to nazwę;D to będzie miał na to okazję. Na razie na blogu, a jak mi się znudzi to przez maile albo coś. Bo lepiej mieć garstkę osób, któa czyta z prawdziwej chęci, przyjemności i nieprzymuszenie, niż 50, którzy są tylko przez 'czytanie za czytanie'.
Bardzo dziękuję za komentarz! ;**
I cieszę się, że szablon się podoba, mimo swojego minimalizmu;D
Wybaczcie, ze się wtrącę, ale ja czasami tak lubię, a komentarze ulubionych blogów subskrybuje na maila i czasami lubię podyskutować.
UsuńWydaję mi się, że zasada "czytanie za czytanie" sama w sobie nie jest zła, bo dzięki niej można przekonać się do tematyki, którą wcześniej się unikało albo przekonać się do opowiadania po kilku rozdziałach, bo autor się wyrobi. Można też sobie wzajemnie pomagać, doradzać, itd, a zawsze jak coś będzie nie do przeżycia, to zwyczajnie można podziękować, przeprosić i odejść. Więc zasada sama w sobie zła nie jest, ale problemem są ludzie, ich nieszczerość, nastawienie na brać, a nie na dać. Ja osobiście zaczynam się tak zniechęcać do czytania innych, że za niedługo wyjdzie na to, że będę czytał sześć bloggerów na krzyż, dlatego, że reszta krótko mówiąc - leci sobie w chuja. Mam dość nadrabiania u kogoś 10 rozdziałów, by ktoś wpadł do mnie na 2 pierwsze, a potem zniknął. Tu nawet nie chodzi o to, że nie przeczyta u mnie, ale że zniknie całkiem i nawet te 10 rozdziałów co przeczytałem u tej osoby, mogę sobie co najwyżej zamienić w papier do podtarcia tyłka i wyrzucenia do klopa, bo śmiało mogę stwierdzić, że zmarnowałem ten czas, bo ani nie zyskałem wiernego czytelnika, ani żadnego "wracającego dobra" w postaci "kom za kom", ani nawet nie dostałem zakończenia opowiadania tego kogoś. Myślę więc, że powinno się wymyślić jakąś inną zasadę, tylko, że póki co sam nie mam pomysłu jaką. Może tych nowych zacznę odsyłać do tego co już zakończyłem, jak przeczytają to krótkie opowiadanko, to ja dopiero zacznę zabierać się za ich. W ten sposób przynajmniej będę miał ich opinię o jakieś całości, choć takie żądanie chyba z mojej strony byłoby nie na miejscu i można by je było uznać za bezczelne xD
Szczerze Ruda to nie wiem, ale obawiam się, że przy tych dłuższych opowiadaniach, czyli niektórymi z moich i twoim Wiz i kilku innych co czytam, to może okazać się tak, że pod prologiem będzie 100-300 komentarzy, a pod epilogiem 5-15. Ja bym winił za to egoizm i lenistwo - ludzie chcą by ich czytano, ale nie chce im się czytać innych, a o nadrabianiu to już w ogóle nie ma mowy. Osobiście myślę, że jeśliby mi się coś spodobało naprawdę mocno, to bym przeczytał opowiadanie tego kogoś, choć ten ktoś nie czytałby mnie, ale pod warunkiem, że czytałby kilkoro innych, bo jeśli ktoś nie czyta niczego, albo wszystko zaczyna czytać by się rozreklamować, a potem nie ma po nim ani widu ani słychu, to żywię do tego człowieka jakąś taką prywatną niechęć, że nawet jeśli jego opowiadanie jest mistrzostwem, to przez to jakim jest człowiekiem, nie miałbym ochoty się w nie zagłębiać.
No to się wyprodukowałem tutaj i wylałem swoje żale. A teraz zapytam - kiedy kolejny rozdział?
Ależ wtrącaj się Tysiu, dyskusja dobra rzecz i zawsze mocno przeze mnie pożądana.
UsuńZacznę od końca, rozdział planuję - a raczej chciałabym - opublikować jeszcze w czerwcu. Najpierw muszę napisać 10 rozdziałów do przodu, być pewna jak pokierować fabulą, żeby za 2 miesiące znowu nie powiedzieć, że zaczynam od nowa. Także można monitorować moje postępy w kolumnie po lewej stronie. Będzie 10 to ruszam z akcją ;D
Fakt, że czytanie za czytanie nie jest samo w sobie złe. Moim zdaniem jest sprawiedliwe i ta zasada naprawdę mi się podoba. O ile to nie oznacza krąg wzajemnej adoracji, albo działanie na zasadzie - skoro ciebie nie ma u mnie przez miesiąc to ja też nie wchodzę do ciebie. Wszystko ma jakieś granice i jeśli ludzie potrafią się w tej kwestii dogadać, np. jak ja i ty, to jest super. Gorzej, jak ktoś chce tylko brać, a mało daje.
Miałam taką sytuację, że dziewczyna po przeczytaniu u mnie w spamie, że nie toleruję reklam, jeśli ktoś nic nie skomentuje u mnie, dodała mnie do obserwowanych, a w kometarzu napisała "chyba o to ci chodziło". No to sorry. Tracę wiarę w blogspot.
I niestety zdaję sobie sprawę, że gdy stuknie mi już 50 rozdziałow (a myślę, że tyle będzie spokojnie.... ) to zostanie tu max 10 osób. Jak ja to mówię - selekcja naturalna. Ale nic z tym niestety nie zrobimy.
Hej :* Wybacz, że moja droga do dodania tego komentarza tyle trwała, ale, przyznaję się bez bicia, ze względu na długość rozdział czytałam na raty. Mam nadzieję, że mój komentarz nie będzie chaotyczny.
OdpowiedzUsuńWiem, że do "Mody na sukces" Ci baaardzo daleko, ale naszła mnie taka optymistyczna myśl - a może Colin jednak żyje? Może jakimś cudem przeżył? Jakoś nie umiem pogodzić się z tym, że zginął. Chociaż... Zabrzmi to romansowo, ale... jego śmierć była piękna. Oddał życie za kobietę, którą kochał. Choć Catia jest z Jacobem, Colin w pewien sposób do samego końca pozostał jej wierny. Jako partner w pracy, przyjaciel i dawny kochanek.
Może to dziwnie zabrzmi, ale podobała mi się wanturka Jacoba i Catii. Jacob pozostał w niej sobą - nie było walenia głową o ścianę, rękoczynów. Kreujesz go na spokojnego faceta i nawet w przypływie złości nim pozostał. Brawo za konsekwencję!
Mam mieszane uczucia co do Coopera. Z jednej strony nie potrafię znaleźć słów, by określić to, co zrobił C&C - musiało być dla niego oczywiste, co się wydarzy. Z drugiej jednak ratował rodzinę, a rodzina, jeśli się ją kocha, to świętość. Zamiast przyjaciół, wybrał rodzinę. Jeśli musiał wybierać, dokonał... słusznego może nie, ale chyba dokonał wyboru, którego dokonałaby większość z nas.
Z kolejną częścią się nie spiesz - poczekamy cierpliwie :) Pozdrawiam!
Zapomniałam! Świetny szablon <3
UsuńDropsiku, a ja wcale nie oczekiwałam od Ciebie jeszcze jednego komentarza! ;)
UsuńRzeczywiście rozdział był dość długi, ale rozdzielanie go na dwa byłoby chyba bez sensu.
Haha no fakt, na razie do MnS jest mi bardzo daleko, ale perypetii będzie jeszcze mnóstwo, więc kto wie;D Oczywiście żartuję. Musiałabym napisać milion rozdziałów, żeby dorównać xD
Ciesze się, że podobała Ci się ta kłótnia. Rzeczywiście była bardzo spokojna, może nawet za spokojna, ale stworzyłam spokojnego Jacoba i takim pozostanie.
Bardzo dziękuję za komentarz! ;**
Przeczytałam ;) teraz nie skomentuję, ale jutro się postaram. Mam do jutra wystawiane oceny i muszę się jeszcze uczyć. Ale potem pełno czasu wolnego :)
OdpowiedzUsuńBardzo się ciesze, że przeczytałaś! ;) Mam nadzieję, że się podobało, a skoro masz zamiar skomentować, to czekam na opinię ;)
Usuńoh, zanim ja zjechałam na dół... uf, długa droga. Zazdroszczę takiego odbioru, zawsze po cichu marzyłam o takiej ilości czytelników, ale zasłużyłaś, wykonujesz świetną robotę.
OdpowiedzUsuńLubię takie opowiadania, rozdziały co prawda długaśneee, ale jeśli jest to napisane dobrą formą, to da się przeżyć. Ja osobiście nie przepadam za taką długością, ale jak mówiłam, zależy od jakości.
Przeczytałam ten rozdział i może skusiłabym się na rozpoczęcie od początku, w końcu nie jest dużo do nadrobienia, a zaraz będzie druga część (bo będzie, tak?)
Świetnie opisałaś śmierć Colina, aż smutno mi się zrobiło, Cat tak cierpiała, ale gdy przyjechali ci faceci, myślałam, że ją dorwą. Na szczęście uciekła w porę, ale cały czasy dreszczyk emocji był. Jednak, gdy ją postrzelił i upadła, myślałam, że koniec, jeszcze jak coś do niej mówił... Brr... Ale kim jest ten gość, który ją uratował?! Zakończyłaś w dobrym momencie, ale... jednak ciekawość mnie zżera :)
Pozdrawiam
Dellirah
http://short-stories-dellirah.blogspot.com/
Witam Cię bardzo serdecznie! ;)
UsuńTak, będzie niebawem druga część, ale nie polecam czytania II jeśli nie zna się I. Wszystko jest ze sobą ściśle powiązane i nie da się zrozumieć treści, jeśli coś się ominie.
A jeśli chodzi o długość rozdziałów, rzeczywiście do krótkich nie należą, ale zawsze można przeczytać na raty, albo w wolnej chwili, więc to chba nie powinien być problem ;)
Mam nadzieję, że będzie się podobało i bardzo dziękuję za komentarz! ;)
O ja...
OdpowiedzUsuńTo była moja pierwsza reakcja, kiedy tępo wpatrywałam się w napis ,,koniec części pierwszej".
Przeczytałam tylko ten rozdział i naprawdę jestem pełna podziwu. Mimo że nie znałam wcześniej Colina i jego relacji z Catią, dość mocno przeżyłam jego śmierć i część, w której się godzą.
jedyne co mogę powiedzieć to wielkie wow. Tyle emocji tutaj zawarłaś, piszesz tak świetnie, że po prostu nie mogę uwierzyć.
Muszę przeczytać wcześniejsze rozdziały, bo jeszcze nie łapię o co chodzi z tajemnicą tego osiedla, a bardzo mnie to ciekawi. Swoją drogą nawet zanim na C&C napadli ci bandyci już czułam grozę związaną z Forest Hill – nie musiałam czytać wcześniejszych rozdziałów, bo tak pięknie opisałaś tą tajemniczość i grozę w przemyśleniach Cat. Bardzo mi się spodobała też ta część, w której Cat zastanawiała się nad sprawą Jacoba i Colina... Wspomnienie malowania pokoju – to było jakieś takie ciepłe i mocno zapadło mi w pamięć. W sumie nie wiem dlaczego.
I jeszcze porwanie Cat... Nie wiem co może z tego wyniknąć, może jak przeczytam wcześniejsze rozdziały, to choć trochę mi to sprawę rozjaśni.
Naprawdę twój blog to mistrzostwo świata :)
Czekam na kolejne rozdziały :)
Pozdrowionka,
Bianka!
Hej! ;* Witam Cię bardzo serdecznie i od razu bardzo dziękuję, że przeczytałaś rozdział ;)
UsuńDoceniam też to, że otwarcie mówisz, że jesteś zapoznana tylko z tą notką. Nie znoszę, gdy ludzie robią mnie w buca i wkręcają, że przeczytali wszystko, gdy tak nie jest. Mam nadzieję, że zdołałam zachęcić do poprzednich rozdziałów! ;)
Bardzo mnie też cieszy to, że śmierć Colina wywolała w Tobie emocje, mimo że nie znałaś tej postaci. To chyba największy komplement dla mnie! ;)
Ogromnie Ci dziękuję za wszystkie miłe słowa, za komentarz i dużą dawkę motywacji, którą mi dałaś!
I mam nadzieję, że 'do napisania' ;*
Obawy Catii nie są bezpodstawne. Jacob do tej pory dzielnie znosił to, że z Colinem razem pracują, a więc są ze sobą dość blisko. Znosił ich wypady, bo ufał swojej narzeczonej. A teraz ona ma mu powiedzieć, że być może nadal coś do niego czuje, że być może jest to to samo, silne uczucie co dawniej… Na jej miejscu również obawiałabym się jego reakcji. Bo Jacob może i ma anielską cierpliwość, ale każdy ma swoje granice.
OdpowiedzUsuńColina i Jacoba nie da się porównać. Oni są tak różni, jak tylko mogliby być. Łączy ich tylko i wyłącznie Catia. Pochodzą z dwóch różnych światów. Catherina musi po prostu wybrać, który pasuje do niej bardziej. Bo obaj mogą zaoferować jej miłość, ale nie bez przeszkód. Colin raczej nie zrezygnowałby z niebezpiecznej pracy w policji, a Jacob z tańca i nieraz długich wyjazdów w trasy.
Smith miał pełne prawo do takiej a nie innej reakcji. Widok swojej narzeczonej pijanej, w nie swoich ciuchach, wracającej późno do domu musiał go zaboleć. Wolę nie myśleć, co sobie pomyślał. Nic dziwnego, że teraz sam ma wątpliwości. Kto by na jego miejscu ich nie miał?
Nie pasuje mi coś. Niby dlaczego to Catia ma teraz odwalać czarną robotę, skoro oficjalnie zrezygnowała? To już nie jej problem, że Long się spóźnia. Cooper wysyła ją tam specjalnie. W sumie nie tylko ją. Colina również. I żegnał się z nią, jakby mieli się już nie zobaczyć, takie odniosłam wrażenie. Złe przeczucia mam.
Ale przynajmniej miała okazję powiedzieć Colinowi o tym, co postanowiła. To nie było łatwe dla żadnego z nich, ale dobrze, że mają to już za sobą. Ta ich rozmowa, a szczególnie końcówka, była urocza! Pierwszy raz chyba użyłam takie sformułowania, odnosząc się do tej dwójki, ale to naprawdę takie było! Colin zachował się naprawdę dobrze, nie pogłębiał jej wyrzutów sumienia, dał jej nadzieję, że między nimi wszystko znowu będzie dobrze. I mam ochotę go za to wyściskać! Może i popełnił wiele błędów w życiu, ale teraz zachował się naprawdę tak, jak trzeba. ;)
No i wiedziałam, że to Cooper. Wiedziałam, że coś kombinował i wiedziałam, że nie wysyłał tam Catii i Colina bez powodów.
Uwielbiam takie akcje! Pociski śmigają dookoła, strach się wychylić, żeby nie dostać kulki, ale adrenalina mi skoczyła. ;D Chociaż gdzieś tam z tyłu ciągle się pałętała obawa, że to pułapka i że może być śmiertelna dla Catii i Colina, którzy nie byli w ogóle przygotowani na takie akcje. Ale to „ Jesteśmy kurwa C&C, poradzimy sobie!” ostatecznie przekonało mnie, że Colin i Catia walczący ramię w ramię, muszą sobie dać radę. Choćby nie wiem, jak silny był ich przeciwnik.
Miałam nadzieję, że jednak oszczędzisz Colina… Ale chyba taki był już jego los, co? Przyjąć na siebie kulkę wycelowaną w Catię. Jakby nie było ocalił jej życie. I tak będę naiwnie wierzyć, że to jeszcze nie koniec jego przygody. Będę się tej myśli trzymać, dopóki tylko będzie na to cień nadziei. Bo C&C zawsze sobie radzą!
Końcówka zdecydowanie trzymająca w napięciu. Teraz mam ochotę wręcz błagać o drugą część, by dowiedzieć się, co będzie dalej. ;D Ale najważniejsze jest to, że Dan trzyma rękę na pulsie i Catia z nim jest bezpieczna. Na resztę chyba będę musiała poczekać. ;)
Całuję! ;*
I obiecuję, że będę się starała nie spóźniać aż tak bardzo z komentowaniem. ;D
PS Ten szablon z Colinem jest zdecydowanie świetny!
Catherina w żadnym wypadku nie chciala powiedzieć Jacobowi, że coś czuje do Colina, bo tak nie jest. Dlatego wybrała Jake. Ale to fakt, że facet miał prawo się wkurzyć. W końcu ile można pewne rzeczy tolerować. Tylko że w jego wypadku to wkurzenie i tak było baaardzo łagodne xD
UsuńNo proszę, wyczułaś Coopera! ;D
A no niestety właśnie taki od samego początku był mój plan co do Colina. Miał wziąć na siebie tę kulkę, a czytelnicy mieli mnie za to 'znielubić' :D Ale skoro masz ochotę na II część (mimo wszystko!) to chyba nie jest aż tak źle. Ogromnie się ciesze, że rozdział się podobał i jak zwykle mam nadzieję, że nie zawiodę oczekiwań.
Ogromnie dziekuję za komentarz! ;*
Halo, halo, to ja! Dodałaś nowy rozdział! Naprawdę, jak tak dalej pójdzie, to nigdy nie wygrzebię się z zaległości u Ciebie :D Choć tutaj to będę zaraz płakać, ale po kolei!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, to już jak Catia rozmawiała z Jamesem na początku rozdziału i stwierdziła, ze z niego jest taki super kumpel i w ogóle i w szczególe, to coś mi się nie podobało. A już jak zaproponował jej, żeby pojechała z Colinem na to osiedle, to w ogóle zagryzłam zęby, bo podejrzewałam, ze coś się święci. I co? I miałam rację! Pieprzony drań, wydał ich! Od początku był wtyką! I szczerze, nie obchodzi mnie, dlaczego ich zdradził. Zrobił to, i koniec. Przez niego mój Colin zginął (a właśnie, z tą śmiercią to też mam teorię, ale o tym za chwilę)!!! Ja bym go wystawiła na lincz publiczny! Poza tym, jak w ogóle ktoś, kto ma na nazwisko Cooper ( chyba już kiedyś pisałam, że dla mnie to brzmi śmiesznie, tym bardziej, że można wypowiadać jak „kuper” xD taki jak u kaczora Donalda, słodki, zadarty :D ) może być normalny? To mówi samo za siebie, Ruda. Tak, tak, ja wiem, co piszę!
Musiałam ci się pochwalić, że przejrzałam naszego kupera zanim jeszcze Catia się zorientowała. Czaisz, jakim ja bym byłą świetnym gliną? Jeny, minęłam się z powołaniem chyba xD
A teraz przejdźmy do samego początku, czyli naszego (na szczęście zażegnanego) konfliktu między C a J. Ty nawet nie wiesz, jak ja czekałam, aż Jacob wybuchnie! Tak prawdziwie, jak facet, zacznie mieć prawdziwe pretensje, przestanie go obchodzić jej praca, bo naprawdę zwróci uwagę na to, że coś jest nie halo. Bo do tej pory to on naprawdę był aż za nadto wyrozumiały, Ale czemu się dziwić, jak mu kobieta wraca do domu w środku nocy, schlana i w ubraniach byłego chłopaka. A tu ślub za pasem. Ja naprawdę się zdziwiłam, jak on po tym wszystkim znowu uległ i dał jej tę ostatnią szansę. Bo myślałam, ze pieprznie drzwiami i sobie pójdzie, serio. I nie jeden na jego miejscu pewnie by tak zrobił. Za cholerę go nie zrozumiem. To jest jakiś wyjątek, taki rodzynek. Tacy faceci się nie zdarzają!
Tak trochę szkoda mi było Colina, kiedy mu powiedziała, że zostaje z Jacobem. Ale w sumie postąpiła słusznie. Z Jacobem już tak daleko zaszła, facet ją kocha, zależy mu na niej bo inaczej to już dawno by ją zostawił za takie szopki jakie odstawia. A Colin miał swoja szansę. I jakby nie było widać, że się zmienił, że dorósł, że żałuje. Ale jakby nie było, już raz spieprzył. Ale się cieszę, że mimo wszystko sobie to wyjaśnili, choć na pewno dla obojga to była trudna rozmowa.
A teraz do sedna, a mianowicie to wejście czarnych i ta tragiczna scena. Ogólnie z tego co się orientuję, to niewiele zmieniłaś w tej części, bo wcześniej też najpierw nasi pojechali na osiedle, później napadli czarni, dali sobie z nimi radę, ale nadjechali kolejni. To tak łatwo opowiadać, ale ty nie masz pojęcia, jakie pomimo wszystko mną emocje targały! I szczerze mówiąc, to już myślałam, że się nade mną zlitujesz! Że darujesz mu życie, że nie pozwolisz, żeby tak się to wszystko potoczyło! Ale! Bo jest ale! Czytałam twoją odpowiedz do mojego poprzedniego komentarza. I nie myśl, że nie zwróciłam uwagi na to, że napisałaś, że stworzysz Eveline (swoją drogą to mi schlebia i to nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo :* ) która będzie prawdziwą miłością Colina.
Więc może on nie umrze? Nie wiem, co miałoby się wydarzyć, żeby tak się stało, ale jakieś tam opcje niby są. Czarni mogliby go odratować (bo w końcu jak Catia uciekała, to on jeszcze żył. Ledwo, ale żył!). Niby nie wiem, po co mieliby to zrobić, ale może, żeby później kogoś tym szantażować? A jak nie, to może go zostawili i to pogotowie w końcu się zjawiło? Sama nie wiem, ale teraz tak myślę, że może nam zrobisz niespodziankę i wcale go nie zabijesz. Nawet nie wiesz, jaka byłabym szczęśliwa! Od razu poleciałabym do kościoła zaklepywać wolny termin (niby z tą wiarą różnie u mnie bywa, ale chcę stanąć przed ołtarzem w pięknej sukni ślubnej, bo to genialnie wygląda na zdjęciach. Wiem, płytkie, ale nic nie poradzę xD )! Tak, tak!
UsuńA teraz na koniec (nawet, jeśli przeczytam dziś kolejny rozdział to skomentuję pewnie jutro) powiem ci coś. Znalazłam cię, Ruda! Znalazłam na fejsbukach, taki ze mnie informatyk! I nie, nie będę cię podglądać. Nie zamierzam tego w żaden sposób wykorzystać ani cię jakoś niepokoić, nic z tych rzeczy xD W sumie dawno już to było, ale jakoś uznałam, że powinnaś wiedzieć. Mam nadzieję, że mnie za to nie ukatrupisz xD
W ogóle moje komentarze nareszcie zaczynają objętościowo jakoś wyglądać! Chyba wracam do formy xD
Buźki, kocie! Lecę do następnego!
Z tym "Kuperem" to mnie położyłaś, haha :D Podoba mi się! Nowa ksywa dla zdrajcy :D Gdyby nie to, że zaraz rozwalę to miasto, to z całą pewnością wprowadziłabym glinę Ewelinę. Minęłaś się z powołaniem, ale przemyśl to. Może nie jest jeszcze za późno. Kuper Cię poprze;D
UsuńCo do tej śmierci Colina, ja w większości moich odpowiedzi na komentarze wyrażałam się o Colinie tak jakby żył i miał żyć. Nie chciałam pisać w formie przeszłej, żeby nie spoilerować, że coś mu się stanie. Także kto wie, może rzeczywiście wprowadzę Evelinę jeśli Colin przeżyje. JEŚLI Przeżyje. Ale nie odbieram nadziei;D
Rzeczywiście nie zmieniłam dużo jeśli chodzi o samo wejście Czarnych (nawet nie wiem czy nadal będą się tak nazywać :D). Ale znacznie zmieniły się okoliczności, które ich do tego przyjazdu skłoniły no i styl. Pisałam to od nowa, chociaż podobnie;D
Znalazłaś mnie?! O rany, a jak? :D Albo nie, nie mów. Inni 'informatycy' niech kombinują sami:D Ale zaproś mnie do znajomych! Ujawnij się, niechaj ja też mogę Cię obczaić;D
Dziękuję za komentarz Dziubku! ;*
Dotarłam dzisiaj aż tutaj. Twój blog był świetnym sposobem na oderwanie się od problemów prywatnych, choć sama nie wiem czy za problem mogę uznać wywalenie z pracy, tylko za to, że nie chciałam wykonywać czegoś co nie należy do moich obowiązków i za co nikt by mi dodatkowo nie wypłacił. Ponieważ siedziałam potem u koleżanki i pilnowałam jej młodszych braci, gdy ona poszła na randkę (uważała, że to tylko kumpelski obiad), to postanowiłam zajrzeć na twój blog i tak czytałam, czytałam i czytałam i poczyniłam nawet w międzyczasie notatki, by niczego nie pominąć. Mam nadzieję, że nie będziesz miała mi za złe, gdy napiszę to wszystko pod tym rozdziałem, a nie będę się cofała i niepotrzebnie marnowała czas oczekując aż te wszystkie strony się pootwierają.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam też twoją odpowiedź i też odpowiem na nią tutaj. Było tam o Colinie, SUV-ie i tym, że mocno ją faworyzujesz. Pisząc o faworyzacji nie miałam na myśli tego, że to ona wychodzi mocno na pierwszy plan, bo to jest jak najbardziej normalne, gdyż to ona jest główną bohaterką. Chodziło mi jedynie o to, że nie dajesz czytelnikowi samodzielnie wyciągnąć niektórych wniosków, tylko z góry mu zarzucasz, że Cati nigdy nie robi niczego złego, a jak robi coś złego, to w dobrych intencjach, z braku innego wyjścia lub tłumaczysz to w inny sposób, ale zawsze ją tłumaczysz. Wydaje mi się, że czasami wystarczyłoby, bez takich tłumaczeń. Bardzo rzuciło mi się w oczy, gdy wspominałaś jej ojca. Wspomnienie było jak najbardziej potrzebne, by ją zrozumieć, ale tam już nie trzeba było dopisków, że to przez to, że chował ją samotny mężczyzna ona jest mniej kobieca i taka jaka jest. Wystarczyło wspomnieć jej dzieciństwo i dać wyciągnąć czytelnikowi wnioski. Sądzę, że tylko prawdziwy, całkowity debil nie dodałby dwóch do dwóch, a jeszcze większy debil uczyniłby z tego pięć. Nie chcę też obrażać twoich czytelników, ale niestety przeglądając komentarze co niektórych, odnoszę wrażenie, że wcale nie zwracają uwagi na to co czytają, a jedynie zależy im na tym, by oblecieć tekst, a w komentarzu wcisnąć coś co by znaczyło, że przeczytali, a nie go oblecieli. Skąd więc wnioskuję, że tylko go oblecieli? Bo w kolejnym komentarzu za 2-3 rozdziały pytają o oczywiste, mylą bohaterów, gubią istotne fakty i to nie takie, które wtrąciłaś raz czy dwa, ale takie, które były wałkowane co chwila i przemycane co chwila do opowiadania. Choć może ja za dużo od ludzi wymagam, w końcu nawet na tej stronie, gdzie dodali recenzję twojej powieści wywnioskowali, że Dan to mąż Lis, gdzie ja od początku domyśliłam się, że Lis to Alyson, a jej mężem był ten, z którym się rozwodziła, a nie Cardona. Teraz przyszło mi na myśl, że może ty tak przemycasz często te poszczególne informacje i wiele rzeczy powtarzasz, nie dopuszczasz do samodzielnego wyciągania większości wniosków ani dopowiadania sobie tego co dopowiedzieć się by dało, bo wynikałoby z treści, bo wiesz, że czytają cię też tacy, którzy robią to na tyle nieuważnie, że nawet jak to przekażesz to i tak połowę pogubią.
Gdy pisałam o tym, że Catherine nie martwi się stanem Colina i nie zastanawia z czego ono wynika, nie chodziło mi o tego SUV-a i być może użyłam za dużego skrótu myślowego, ale miałam na myśli to, że on rwał się wcześniej do pracy odpowiedzialnej i trudnej, a nagle tej jednej, jedynej nie chce przyjąć i tłumaczy to czym? Śmiercią przyjaciela. Cholera, on jest policjantem, śmierci w jego zawodzie pełno i pewnie na niejednym pogrzebie kolegi i przyjaciela był. Ja wiem, że takie wydarzenia odciskają na psychice ludzi piętno, ale bez przesady, by nagle nie chciał się zabierać do trudnych spraw. Jeśli ma takie podejście jako śledczy, to od razu niech przejdzie na rentę chorobową na wariata, albo zatrudni się do pracy w warzywniaku. Wydaje mi się, że jako policjant z takim charakterem jaki mu zbudowałaś, tym bardziej powinien łaknąć takich spraw, by poniekąd pomścić śmierć Marca, choć to może nie jest sprawa powiązana z nim, bo wtedy mógł o tym nie wiedzieć, ale podobna i nie powinien dać się złamać. To Cati powinno zmartwić, zainteresować, zadziwić i ja jako partnerka kogoś takiego, choćby tylko służbowa, doszukiwałabym się w takim zachowaniu przyjaciela drugiego dna i zamiast myśleć o sobie i JA CHCĘ TĘ SPRAWĘ (Cat tam to była jak mała dziewczynka tupiąca nóżkami), powinna pomyśleć, ale ona często nie myśli pod kątem innych, a jedynie pod swoim i swojej wygody, więc szczególnie mnie to nie zdziwiło. Myślałam wcześniej, że Colin jest wyjątkiem i jego nie będzie traktowała tak jak Jacoba, jak zbędnego do życia powietrza, które czasem tylko jej przyjemnie pachnie i dobrze ją pieprzy. Sądziłam, że do Colina żywi jakieś ludzkie odczucia, mniej egoistyczne, ale najwidoczniej się pomyliłam. I tu powracam znowu do tego faworyzowania Catherine, wybielania jej, takiego oczyszczania perfumowaniem smrodu jaki zdarza jej się robić. Ty ani razu jej zachowania, które można uznać za złe i niewłaściwe, trochę zepsute, nie podkreśliłaś, a zaraz wystawiałaś jej pozytywne cechy na prowadzenie albo tłumaczyłaś te negatywne zachowania tak, by nie można było jej skrytykować. Pewnie dlatego tak mało czytelników dostrzega tę jej egoistyczną naturę, bo tłumaczenia i wyjaśnienia często nie pozwalają na samodzielne wyciąganie wniosków, a zmuszają do tego, by czytelnik uważał jak autor. Zawsze wydawało mi się, że nie o to chodzi w pisaniu, by przekazywać swoje podejście, swoje poglądy i swoje zdanie o bohaterach podczas pisania rozdziałów, a by pozwolić czytelnikom patrzeć na bohaterów po swojemu i potem poznawać te ich spojrzenia, ewentualnie z nimi o nich dyskutować. Wydaje mi się, że to co ja uważam za negatywne w zachowaniu Cat, ty uważasz za pozytywne, stąd wynika to, że ją tłumaczysz, bo po troszku chyba nie możesz znieść, że ktoś mógłby ją wykląć albo mocno po niej pojechać jak po łysej kobyle. Mnie brakowało w tym równowagi, bo przy Colinie, Jacobie ją zachowałaś, przy Ali też, ale przy Cati nie, a już to, że jako narzeczona Smitha przyglądając się Colinowi, zachwyca się tym jakie on ma powodzenie można było skomentować negatywnie w narracji, tak samo to, że egoistycznie podchodziła do wielu spraw, najbardziej do Jacoba i sprawy swojego małżeństwa. Gdybym ja planowała ślub, a mój narzeczony miał na to całkiem wyjebane, to bym zerwała. Ty nawet nie napisałaś tego, że Cat ma na to całkiem wyjebane, tylko ją tłumaczyłaś pracą, zadaniem, dbaniem o formę, brakiem czasu. Dziwne, że znajdowała czas nawet na to, by iść z byłym do baru, ale nigdy na to, by w barze posiedzieć z przyszłym mężem i tam, przy piwie obgadywać kogo koło kogo usadzić. Nie mówię, że musiałabyś zmienić wydarzenia i nagle do baru wysłać ją z Jacobem zamiast z Colinem, ale czasami przydałoby się, by narrator nie był w Catherine wpatrzony jak w obrazek bez skazy albo skazy jej tłumaczył, a ją skrytykował, tak jak zdarzało mu się skrytykować zachowania innych bohaterów. U Cati to była jednostronna faworyzacja.
UsuńCo ja mogę powiedzieć... Masz rację. Wiem, że ją masz i kilka osób napisało mi już, że za bardzo idealizuję Catherinę, że z bardzo ją tłumaczę. Mam tego świadomość, dlatego w kolejnych rozdziałach staram się nie idealizować żadnej postaci.
UsuńProblem polega na tym, że w takim razie powinnam trochę pozmieniać poprzednie rozdziały. Usunąć jedne zdania, a inne zmienić lub dodać. Tylko że nie chcę już mieszać, bo wyszłoby na to, że połowa czytelników będzie znała taką wersję Catheriny, a druga połowa inną.
Pisząc rozdziały nie sądziłam, że napomknięcie o dzieciństwie Catheriny będzie odebrane jako tłumaczenie jej zachowania. Chodziło mi o pokazanie, czemu ta postać jest tak trochę... męska i z czego to się bierze. Ja osobiście nie uważam, by wszystkie jej zachowania były dobre. Wiem, że robi źle. Tylko chyba nie umiem tego pokazać innym xD
Tak przemycam ciągle tą Lis i tego Dana, bo ja już nawet przeczytałam dwa kolejne rozdziały, ale póki co postanowiłam o nich milczeć i w odpowiednim miejscu je skomentować, by nie łączyć tak tej części kryminalnej z tą obozową, ale przyznam tutaj, że rozdział bez Catherine mnie zachwycił samym tym, że dałaś od jej nieskazitelności (skaz przedstawionych nieskazitelnie) odetchnąć.
UsuńTeraz odbiegnę od Morgan i przejdę do Jacoba. Mężczyzna ten nie jest idealny, a jego wadą jest lizanie stóp pani, co ujmuje mu męskości. Nie mam zastrzeżeń do tego, że mężczyzna gotuje i dba o dom, gdyby miał dla kogo to robić, on to jednak robił z myślą o kobiecie, która zupełnie go nie doceniała, bo to co myślała to jedno, a to co jemu okazywała to drugie, a nieustannie okazywała mu, jak ma go głęboko w dupie. Związek więc bardzo żywy i w życiu często dostrzegalny. Sama niejednokrotnie doszłam do wniosku, że moi najlepsi koledzy (nie w tym sensie, że dobrzy koledzy, a że najlepsi pod względem wielu zachowań) trafili na najgorsze zołzy i oni zdają się być na to zupełnie ślepi, choć wszyscy wokoło to widzą. Podobnie jak moje koleżanki, te co się starają, dbają o domy, dzieci, pracę, finanse, trafiły na mężczyzn, dla których ważne jest wszystko tylko nie one. U Catherine i Jacoba było identycznie. Jacoba wadą było też, to że w odpowiednim momencie nie potrafił uderzyć pięścią w stół i zawalczyć o swoje. Tam pod koniec próbował walczyć, ale było to strasznie nieudolne i szybko odpuścił, a ona nawet w obliczu zagrożenia życia chciała wziąć Colina z nimi w podróż, nie konsultując tego z narzeczonym. Może sytuacja ją przerosła, może nie myślała wtedy racjonalnie, ale wydaje mi się, że nawet jakby do tego ślubu doszło, to ona i tak zamiast miesiąca miodowego, siedziałaby z Colinem w piwiarniach. Pytanie więc takie - jaki normalny mężczyzna chciałby mieć taką żonę, która wiecznie zajęta jest kumplem, pracą, piwiarniami dla odskoczni i jedynie korzysta z wygód jakim jest potrafiący gotować mąż (jeszcze z seksu czasami korzystała)? To pytanie sprawia, że trochę Jacob wysuwa się na podejrzany plan. Nie umiem zrozumieć jego fascynacji Morgan, powodów do miłości jaką ją darzył.
Podobała mi się część kryminalna, całe śledztwo. Obecnie czytam dużo kryminałów, bo przygotowuję się do drugiego podejścia w pisaniu "Zasady Jubilera". Myślę, że jeszcze ponad rok się będę do tego przygotowywała i na takich opowiadaniach jak twoje też się uczę. Najbardziej utkwiła mi w pamięci informacja o tym jak prawidłowo mówi się na odciski palców oraz jak długo czeka się na badania DNA.
W pamięci utkwił mi też wątek Alberta, który choć był postacią tak małą na tle innych, to wzbudził moją sympatię, pomimo tego co sąsiadka o nim gadała, bo takie jak ona to zawsze gadają. Kolejnymi takimi postaciami byli rodzice jednej z ofiar, ich relacja z córką, dbanie o wnuki i ich bezpieczeństwo. Zaimponowali mi i dostrzegłam między tą denatką a Catherine cechy wspólne. Wydaje mi się, że ona też dla chorej, zawodowej ambicji byłaby w stanie poświęcić nie tylko męża, ale i dzieci. Sama nie miała matki, więc z taką kobiecą miłością, instynktem żony i matki już widać było, że ma wielkie trudności, a to mogłoby się tylko potem pogłębić, bo im dalej w las, tym więcej drzew. Ale istnieje też prawdopodobieństwo, że wtedy mogłoby jej się zupełnie odmienić, bo dostrzegłam, że takie typy jak ona zawsze podążają jedną z tych dwóch dróg.
Pozdrawiam i przechodzę pod ostatni rozdział, by się pod nim wypowiedzieć. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że nie pisała pod każdym rozdziałem "przeczytałam", gdy wszystkie skomentowałam pod tym jednym. Zasada z "przeczytałam" wydaje mi się zwyczajnie głupia, ale to twój blog i nie mam prawa ci rządzić, twoje podwórko, więc możesz po nim nawet na golasa biegać, że tak to ujmę w metaforę.
Samo pisanie o dzieciństwie Catherine nie było niczym złym i samo przedstawienie jej sytuacji rodzinnej nie byłoby uznane przeze mnie za żadne tłumaczenie tej postaci, gdyby ograniczyło się jedynie do przedstawienia przeszłości bez wplatania tłumaczeń. Ja kiedyś wrócę do tego rozdziału i ci wytłuszczę o co mi chodziło, o które zdania konkretnie, których czytanie nawet mnie męczyło i sprawiło, że przewracałam oczami, myśląc "znowu, pff". Przekażę ci to kiedyś mailem, obiecuję, a tutaj jedynie mogę podać przykład wzięty z nieco innej bajki, tylko szukam takiego, który by nie był wzięty z mojej.
UsuńGdyby stworzyć postać, mężczyznę, wychowywanego tylko przez matkę i opisać fragment jego dzieciństwa, które byłoby albo robieniem z niego małego króla, kochanego syneczka, jedynego cudownego dziecka, albo obarczaniem go swoimi problemami, postawienie go na piedestale jako jedynego mężczyzny w domu, choć jeszcze byłby chłopcem, to tak naprawdę wystarczyłoby, gdyby w późniejszych fragmentach opowiadania on był albo zniewieściały i rozpuszczony, albo męski, decyzyjny ale z dystansem, nieco niedojrzały, bo gdy podejmuje się wiele decyzji dorosłych jako dziecko, to potem jako ten dorosły często nadrabia się braki z dzieciństwa. Jednak nie trzeba byłoby o tym pisać, że to jest nadrabianiem braków, albo winą jego matki, że nie dojrzał i zatrzymał się w nastoletnim wieku. Wystarczyłoby dać czytelnikowi samemu dojść do takich lub innych wniosków, pobudzić w nim myślenie, niektórych nawet do myślenia zmusić, nie podając tak wszystkiego na tacy.
Tak, ja rozumiem o co chodzi - o to, żeby to czytelnik wyciągał wnioski zamiast dostawać je na tacy od autora. Ja sama zwracam na to uwagę w opowiadaniach, sama ganię autorów, gdy czegoś takiego nie robią i zbyt wiele rzeczy piszą dosadnie. Ale jak przychodzi do pisania własnego dzieła i tworzenia własnych bohaterów, to sprawa wcale nie wygląda tak prosto. Inaczej odbiera się swoją pisaninę, a inaczej tekst, który stworzy ktoś obcy. Dlatego pisząc rozdziały nie sądziłam, że Catherina będzie odbierana jako ktoś przekoloryzowany i wiecznie idealny, mimo rażących wad. Wiem o co chodzi. Aczkolwiek powiem szczerze, że to wytknięcie poszczególnych - denerwujących - zdań z pewnością byłoby bardzo pomocne. Wiedziałabym dokładnie co i jak działa na czytelnika.
UsuńNo i mi go zabiłaś. Już myślałam... Miałam nadzieję, że przy tej wersji opowiadania go oszczędzisz, a jednak nic z tego! Z drugiej strony, przynajmniej problem się rozwiązał i Cat już nie ma dylematu oraz nie będzie się czuła dziwnie w obecności Colina, który na pewno nie przestałby jej kochać.
OdpowiedzUsuńChoć jest to przeróbka poprzedniego opowiadania, to liczyłam na coś innego. Nie mówię oczywiście, że to było złe, bo było wręcz genialne, lepiej napisane... Ale jednak miałam nadzieję, że nie będzie tak ostro i dramatycznie :D
Wiedz, że kiedy to czytałam, to serce biło mi jak szalone! Twój blog, a właściwie Twoje opowiadanie, nie tylko nadaję się na książkę (którą mam nadzieję, kiedyś ustawić na swojej półce!) ale na dobry film! Chociaż serial też byłby z tego świetny, chociaż nie wiem czy byłabym na tyle cierpliwa, żeby czekać na kolejny odcinek!
Wspaniałe! Podziwiam Cię, ze tak wszystko ogarniasz i masz tyle pomysłów...! :*
Nie mogłam postąpić inaczej:< Taka była moja koncepcja od samego początku i niestety, gdybym ją zmieniła, to wszystko by się potem posypało:(
UsuńKochana nawet nie wiem jak Ci podziękować za tyle miłych słów! Aż mnie się ręce teraz świerzbią, żeby przysiąść do pisania następnych rozdziałów. Serio, to jest taki zastrzyk motywacji, że aż nie wiem, co powiedzieć.
Dziękuję! ;**
Jedyne, co mogę powiedzieć, to to, że cieszę się, że zabiłaś Colina :D O ile on rzeczywiście jest martwy, na co mam nadzieję (jestem okrutna, wiem :D). Krótki komentarz, wiem, ale czuję się w pełni usatysfakcjonowana tym rozdziałem, więc nie mam nic więcej do powiedzenia. No i jestem zbyt leniwa, żeby wymyślić coś bardziej rozbudowanego :D Wybacz :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
ellain.
Z taką otwartą niechęcią do niego się jeszcze nie spotkałam. Tak, jesteś dla niego okrutna xD
UsuńDziękuję za komentarz ;*
Zabawne, jak Cati rozmawiała z Cooperem to akurat w tle leciała mi piosenka z tekstem „don’t leave” :D
OdpowiedzUsuńWiesz co jeszcze mi się podoba w Twoim stylu? „Osiedle, które ponad dwa miesiące temu spłynęło krwią dziesięciu niewinnych ofiar — kobiet i mężczyzn, którzy zupełnie nieświadomi niebezpieczeństwa, wyszli do sklepów, prac, na spacer, po czym zostali porwani i brutalnie zamordowani za winy swoich bliskich. Osiedle, które przez cały ten czas było tylko pobocznym wątkiem, miało zmydlić oczy śledczym i stanowić ukrytą wiadomość dla władz państwa oraz hamować dalszą niesubordynację podwładnych.” – Przypomnienia w tym stylu. Krótko, zwięźle i konkretnie. Warto czasem wstawić takie rzeczy, tym bardziej jak się publikuje w częściach co jakiś czas. To dobry sposób na krótkie przypomnienie by nie trzeba było wracać np. do tego wątku z Sojusznikiem ;)
„To była pułapka, w którą celowo wpakował ją Cooper.” - O ja pierdole! :O ale akcja! Ty naprawdę zajebiście potrafisz zaskakiwać… Ostro…
O rany, cóż za emocje… Teraz żałuję, że to przeczytałam, bo zaraz wychodzę do pracy i nie mogę się wziąć za kolejną część :( I będę teraz to przeżywać do 22 xd
Tyle emocji!
Legna
Z tymi powtórzeniami/wyjaśnieniami (w sumie nie wiem, jak określić ten fragment) to taka trochę cienka linia i balansowanie na krawędzi:D Bardzo łatwo zaszkodzić zamiast zadziałać na korzyść. Dlatego bardzo się cieszę, że Ci się podobało ;*
UsuńJuż mi słów brakuje, by wyrazić moją radość na Twoje komentarze i reakcje. Ogromnie, ogromnie się cieszę! Naprawdę <3
I dziękuję za kolejny komentarz ;*
Powiem ci, że to świetnie zakończona pierwsza część. Wiem, że brzmię trochę sadystycznie, ale skojarzyło mi się o z "Mrocznym Rycerzem", w każdym razie a aspekcie tego trójkąta Colin-Cat-Jacob. Na swój sposób dobrze, że wybrała narzeczonego, ale cholerne szkoda, że zabiłaś Colina. Nie wiem, czy na pewno umarł, ale to było okropne. Jednak najlepiej wypadła końcówka, bo w pewnym momencie naprawdę myślałam, że Cat również zginie i ogólnie cała ta historia prowadzi do śmierci głównym bohaterów. Nawet mnie zaszczypało w oczach, kiedy tak biegła przez ten las i słyszała śmiech Colina. Dobra, do tej pory mnie szczypie. Mimo technicznie dobrego zagrabia, nieładnie że go tak potraktowałaś. Serce będzie boleć.
OdpowiedzUsuńNo i wszystko byłoby pięknie, gdyby nie ten Jacob. Nie zdziwiło mnie, że Cat go wybrała, bo ona ani przez moment się nie zastanawiała w trakcie historii, czy powinna się z nim wiązać. Nawet jeśli ja tej relacji nie lubiłam, to Catia często zachwycała się swoim narzeczonym i niech jej będzie. Natomiast Jacob jest po prostu paskudny, nie mogę go już znieść, mam nadzieję, że ktoś go też zabije ;p Bo naprawdę - jego dziewczyna pracuje w kryminale, ewidentnie czegoś się boi i chce uciekać, wraca w środku nocy mokra u w obcych ciuchach... naprawdę to jest czas i miejsce na stękanie obrażonego chłopaka? Nie powinien zacząć od "czy nie jesteś ranna?".W ogóle ten Jacob to taki facet bez jaj, strasznie mnie wkurza.
No i tyle chyba. Pozdrawiam!
Na szczęście będzie kontynuacja i nie zakończę tego na dwóch śmierciach. Lubię, gdy opowiadanie niesie ze sobą jakiś morał a w takiej śmierci z pewnością by go nie było xD Albo za mało.
UsuńNie kwestionuję, że Jacob jest nieciekawą i denerwującą postacią. Bardzo możliwe, że właśnie tak jest, ale ma tu dość ważną rolę, więc będzie trzeba z nim jeszcze wytrzymać :D
Dziękuję za komentarz ;)